Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 30 marca 2004, 11:11

autor: Krzysztof Tomicz

Battlefield Vietnam - recenzja gry

Sequel Battlefield 1942, gry akcji stworzonej z myślą o rozgrywce wieloosobowej w sieci Internet. Użytkownik wciela się w rolę bezpośredniego uczestnika dalekowschodnich działań wojennych z lat 1964-1975.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

„War never been so much fun...”

Wietnam był jednym z ważniejszych epizodów “zimnej wojny”. Była to także pierwsza wojna, którą Stany Zjednoczone Ameryki przegrały. Pomimo gigantycznych nakładów finansowych i ofiar w ludziach, jakie poniosła armia amerykańska, to właśnie fanatyczny opór żołnierzy Vietcongu i uwypuklanie przez dziennikarzy porażek US Army spowodowały podjęcie ostatecznej decyzji administracji G. Forda o wycofaniu żołnierzy z tego kraju.

Battlefield Vietnam pozwala graczom na przeniesienie się w okres od 1965 do 1973 roku, kiedy to konflikt oficjalnie się zakończył. Gra jest typowym FPSem, silnie bazującym na rozwiązaniach swojej poprzedniczki – Battlefielda 1942. Mylą się jednak ci, którzy myślą, iż dostaliśmy stary produkt osadzony w zmienionych realiach – Battlefield Vietnam w pełni zasługuje na to, by nazwać go “częścią drugą” i “godnym kontynuatorem serii”. I nie piszę tak tylko dlatego, że możemy polatać sobie uzbrojonym w rakiety śmigłowcem Huey – nowości i ulepszeń jest o wiele więcej niż tylko nowe pojazdy.

„Jak to żołnierzu? Nie podoba ci się DVD-box? Na ziemię i pięćdziesiąt pompek!”

Osobiście gier wydanych w DVD-boxach nie lubię z przynajmniej dwóch powodów – pudełka tekturowe po prostu lepiej prezentują się w szafce i wydawcy nierzadko mają problem z płytami, jeśli jest ich więcej niż jedna. Na BF V składają się trzy krążki CD, jednakże dystrybutor potrafił wyjść z tego “z twarzą” – dysk drugi i trzeci znajduje się w osobnych, estetycznych, kartonowych opakowaniach wsuniętych w lewą część pudełka razem z instrukcją. Jest to aktualnie najlepsze rozwiązanie tego problemu, z jakim spotkałem się do tej pory i obyło się bez tych paskudnych, papierowych kopert na CD, wkładanych luzem do środka.

Sama instrukcja jest dwudziestostronicową (licząc okładki) broszurką, z czego na 13 stronach znajdują się informacje pomocne graczom. Jej jakość merytoryczną litościwie przemilczę –nie zawiera praktycznie żadnych porad względem wykorzystania uzbrojenia i pojazdów dostępnych w grze.

W poszukiwaniu jakichś bardziej szczegółowych informacji udałem się na oficjalną, polską stronę tego tytułu (pochwała należy się EA Polska, że taka strona w ogóle została przygotowana). A tam co? A tam gracz wyczytać może sobie niestworzone historie o broniach, których w grze tak naprawdę wcale nie ma lub o urojonych możliwościach niektórych pojazdów...

„Proszę państwa, za chwilę wrócimy do spraw pudełka! Przed momentem dotarły do nas najnowsze informacje z frontu, oto na państwa ekranach: Wietnam...”

W zależności od mapy, wcielić się można w żołnierzy Armii Północnego Wietnamu/Vietcongu, korzystający z uzbrojenia nazywanego dalej “wietnamskim”, i US Army/armii południowowietnamskiej, korzystający z uzbrojenia zwanego dalej „amerykańskim”. Podobnie jak w BF 1942, w grę zaimplementowano system komunikatów radiowych (np. „Requesting pickup”, „Enemy infantry spotted”, „Requesting anti-tank support”, i tym podobne) przypisanych pod klawisze funkcyjne. Bardzo przydatne jest dodanie dwóch prostych „sorry” i „thanks” – pozwalających szybko przeprosić kogoś za coś, albo podziękować za okazaną pomoc. Jeśli staniemy w szeregach oddziałów wietnamskich, to wykrzykiwane komunikaty słyszeć będziemy właśnie w języku, którym posługują się “skośnoocy” - jednocześnie ich angielskie znaczenie będzie wyświetlać się na ekranie, co pozwala na sprawne porozumiewanie się podczas gry.

Przed zakupieniem tego tytułu trzeba uświadomić sobie jedno – BF V jest grą nastawioną wyłącznie na multiplayer. Tryb jednoosobowy jest strasznie ubogi (wybieramy mapę i walczymy na niej – autorzy nie pokusili się o żadne przerywniki filmowe), boty proste, i służy on jedynie do opanowania podstaw w posługiwaniu się uzbrojeniem dostępnym w grze.

Battlefield Vietnam oferuje trzy tryby rozgrywki: conquest, evolution i custom combat. Conquest, najpopularniejszy w poprzedniej części, polega na zajmowaniu flag, będących jednocześnie punktami, w których żołnierze mogą odrodzić się po śmierci (tzw. spawnpointy). Każda z dwóch stron konfliktu zaczyna z określoną liczbą punktów zwanych ticketami, przegrana następuje zaś wtedy, gdy ich liczba spadnie do zera. Spada tym szybciej, im więcej flag zajął przeciwnik. Dodatkowo trzeba uważać na to, aby nie dopuścić do sytuacji, w której nie mamy dostępnego żadnego spawnpointu, gdyż wtedy śmierć wszystkich członków naszej drużyny powoduje automatyczne przegranie rundy (nie ma się kto odrodzić = nie ma kto odbić flag = tickety spadają błyskawicznie). Evolution różni się od conquestu tak naprawdę tylko tym, że punkty poszczególnych graczy przechodzą do kolejnej rundy, a kolejność map jest zgodna z prawdziwym rozwojem wietnamskich wydarzeń. Jeśli jednak ktoś wolałby wprowadzić jakieś udziwnienia w rozgrywce, wszystko to może zrobić w trybie Custom combat – ustawić można praktycznie każdy element gry, od rodzajów pojawiających się pojazdów, aż do broni dostępnej dla żołnierzy (tak, że bardzo łatwo można zorganizować pojedynki osób wyposażonych tylko w np. karabiny snajperskie).

Pewną dość znaczącą modyfikacją na polu bitwy jest dodanie trójwymiarowej mapy. Po wciśnięciu odpowiedniego klawisza, na wyświetlanym obrazie naniesione zostają pozycje sojuszników i wszystkie flagi. Jednocześnie podana jest także dokładna odległość do nich, gracz może więc planować swój kierunek marszu tak, by dołączyć do towarzyszy broni.

Dla obydwu stron konfliktu dostępny jest bardzo szeroki wachlarz broni. Amerykanie i Południowy Wietnam korzystać mogą ze sławnych karabinów M-16, jego pokrewnego, aczkolwiek mniejszego modelu, CAR-15, który czasem jest dostępny w wersji z podwieszonym granatnikiem. Dodatkowo obecne są bronie snajperskie, rewolwer, lekki karabin maszynowy M-60, strzelba Mossberga, moździerz, granaty (zarówno zwykłe jak i dymne), miny, wyrzutnie rakiet przeciwpancernych i przeciwlotniczych.

Vietcong natomiast poszczycić się może uzbrojeniem rosyjskim wraz z paroma elementami arsenału chińskiego i japońskiego. Znajdziemy tutaj pierwszą wersję popularnego Kałasznikowa (czyli AK-47), karabin snajperski SVD, pistolety, wyrzutnie rakiet przeciwczołgowych i przeciwlotniczych (te drugie są o wiele bardziej skuteczne od ich amerykańskiego odpowiednika, gdyż na cel naprowadzają się dzięki czujnikom termicznym), miny przeciwpiechotne i przeciwczołgowe, moździerz oraz RPD – szybkostrzelny karabin maszynowy, starający się być odpowiednikiem M-60.

Niestety, „starający się” jest tutaj bardzo trafnym określeniem. Pod względem uzbrojenia gra jest niestety niewłaściwie zbalansowana. M-60, nie dość, że szybszy od swojego wietnamskiego odpowiednika, jest dodatkowo niesamowicie celny i to zarówno wtedy, gdy żołnierz biegnie, kuca czy leży. Są to cechy, które czynią z tej broni “kosiarę”, wybieraną przez znakomitą większość amerykańskich żołnierzy.

W Battlefield 1942 dostępne było pięć klas postaci: sniper, assault, engineer, anti-tank i medic (czyli: snajper, szturmowiec, inżynier, przeciwczołgowy i medyk). W Vietnamie pozbyto się medyka (czasem apteczka jest dostępna dla niektórych żołnierzy amerykańskich), natomiast każda z pozostałych klas otrzymała po dwa różne zestawy broni. Przybliżę wam to na przykładzie inżynierów Vietcongu, pośrednio także dlatego, iż ich zadanie nie sprowadza się już tylko do stawiania min przeciwczołgowych, podkładania materiałów wybuchowych i naprawiania.

Inżynierowie Vietcongu dzielą się na dwa typy – podkładających miny przeciwpancerne i posiadających w swoim arsenale przenośny moździerz. Ten pierwszy zawiera dodatkowo łopatę służącą do przenoszenia specjalnych spawnpointów – w grze wyglądają jak wyjścia ze sławnych podziemnych tuneli, których w pełni nie zaimplementowano z powodu ograniczeń silnika gry. Dodatkową zaletą takich przenośnych “tuneli” jest to, iż nawet po stracie wszystkich flag i śmierci całej drużyny, można ponownie się odrodzić i przeprowadzić kontratak. Inżynier z przenośnym moździerzem jest potencjalnie najlepszym wsparciem dla atakującej na flagę piechoty. Rozstawienie tej broni na ziemi trwa parę sekund, więc odpowiednie wstrzelanie się w cel może oczyścić na pewien czas drogę dla nacierających towarzyszy.

Co ciekawe, moździerz może być obsługiwany przez każdego piechura, nic więc nie stoi na przeszkodzie w rozstawieniu go po to, aby mógł z niego skorzystać sojusznik.. Ten typ inżyniera może także tworzyć pułapki na ludzi, tak zwane “pungi sticks”, czyli zaostrzone paliki, na których nadzianie się oznaczało śmierć. Nie dlatego, że powodowały takie rozległe obrażenia, ale z powodu, iż były zanieczyszczone ludzkimi fekaliami, mającymi zabójczy wpływ na organizm - w realiach gry ofiara ginie natychmiastowo. Obydwa warianty tej klasy postaci posiadają także broń krótką, broń białą i klucz służący do naprawy pojazdów.

Także snajperzy zyskali możliwość rozrzucania gwiazdek lub rozkładania min przeciwpiechotnych, które w najgorszym przypadku mogą nawet zabić nieostrożnego piechura.

Poszczególne strony są dobrze zbalansowane, oprócz jednego małego zgrzytu. Wspominałem już o tym nieszczęsnym M-60? A nadmieniłem, że jest on w zestawie razem z ręczną wyrzutnią rakiet przeciwpancernych M72 L.A.W.? Takie połączenie czyni z tej klasy coś w rodzaju “Rambo” – nadzieją dla graczy może być tylko patch 1.1.

„Czy Battlefield byłby tą samą grą, gdyby zabrakło w niej pojazdów? Nie!”

Autorzy wyszli z założenia, że jeśli coś widać, to da się to zabić. W ten sposób, w przeciwieństwie do Battlefield 1942, jeśli tylko graczowi uda ustawić się tak, aby zobaczyć osobę siedzącą w pojeździe i celnie oddać strzał, może zakończyć życie ofiary. Dużego więc znaczenia nabiera fakt, które miejsce w pojeździe zajmiemy – te bardziej odsłonięte lub mniej. Pewnym pocieszeniem dla osób siedzących w nie zapewniających ochrony miejscach w pojeździe jest fakt, iż najczęściej mogą oni używać tej broni, którą aktualnie trzymają w dłoniach, co także jest bardzo ciekawą i przydatną na polu walki modyfikacją.

Czołgi w tej wojnie nie odegrały znaczniejszej roli. Były, bo były – nie miały szerokiego pola do popisu, gdyż w dżungli bardziej liczyła się piechota. Amerykańskie Sheridany i Pattony, czy wietnamskie T-54 i PT-76 (mała ciekawostka – czołg ten jest jednocześnie amfibią), wydają się więc być dodane tak jakby na siłę. Wśród graczy określa się je czasem jako “papierowe”, gdyż są bardzo podatne na uszkodzenia i nawet jeden żołnierz celnie rzucający granatami często jest w stanie je zniszczyć. To jeszcze można zrozumieć, trudno jednak zaakceptować tak nikłą siłę ognia tych jednostek przeciw piechocie. Połączenie wspomnianych powyżej cech sprawia, iż czołgi najczęściej leżą sobie odłogiem.

Teoretycznie zapaleni artylerzyści także mają pole do popisu. Do ich dyspozycji oddano, oprócz wcześniej wymienionych już moździerzy dla obu stron, stacjonarne działa i ciężarówkę BM21, na której zamontowano szybkostrzelną wyrzutnię rakiet (tzw. katiuszę) po stronie wietnamskiej i samobieżną haubicę dla Amerykanów. Siła ognia i tutaj jest zbyt mała, by te jednostki były w stanie odegrać jakąś ważną rolę podczas rozgrywki. Użyteczne wydają się być jedynie BM21 i moździerze, gdyż ich atutem jest bardzo duża szybkostrzelność oraz mobilność.

To właśnie piechota odgrywa kluczową rolę w Battlefield Vietnam – żołnierze jednak potrzebują transportu. Na lądzie gracze napotkać mogą na dwa rodzaje transporterów opancerzonych – gąsienicowy M113 i kołowy BTR 60. W obydwu przypadkach najbardziej narażony na atak jest bezbronny kierowca, jednak BTR 60, będący na stanie uzbrojenia Armii Północnego Wietnamu, wydaje się być bardziej użyteczny – oprócz karabinu maszynowego, zamontowanego w obrotowej wieżyczce na dachu, posiada jeszcze cztery miejsca dla pasażerów, z czego dwóch z nich może prowadzić ostrzał z broni ręcznej, w którą są uzbrojeni. M113 naraża nie tylko kierowcę, ale i osobę obsługującą karabin maszynowy, gdyż nie są oni w żaden sposób chronieni (dodatkowo wejść może jeszcze czterech pasażerów, którzy jednak nie mają możliwości podjęcia z wnętrza pojazdu jakichkolwiek działań).

Oprócz transporterów opancerzonych, piechota może przemieszczać się także za pomocą jeepów, zabierających kierowcę i dwóch pasażerów, z czego jeden obsługuje broń zamontowaną na samochodzie (Vietcong – karabin maszynowy; Amerykanie – wyrzutnia rakiet), a drugi może ostrzeliwać wrogów z własnego uzbrojenia. Dość ciekawym wynalazkiem jest także skuter Vespa, szybki, przewożący dwoje ludzi (pasażer ma możliwość strzelania z broni ręcznej), aczkolwiek nie zapewniający im żadnej osłony.

Transport wodny zdecydowanie lepiej wygląda dla wojsk USA – zarówno łodzie patrolowe jak i TANGO ATC, będący jednocześnie mobilnym spawnpointem i miejscem umożliwiającym naprawianie śmigłowców, posiadają po parę stanowisk ogniowych. Prymitywne łódki wykorzystywane przez Vietcong służą tylko i wyłącznie do transportu.

Śmigłowce. To właśnie w Wietnamie udowodniły, ile są naprawdę warte. W BF V są one stosunkowo łatwe w pilotażu – z powodzeniem używać można kombinacji klawiatury i myszy lub samej klawiatury, aczkolwiek niektórym osobom lepiej sterować się będzie tymi maszynami za pomocą joysticka. Strona wietnamska posiada dwie wariacje śmigłowca Mi 8 (jest to dokładnie ten sam model, w którym rozbił się premier Miller) – transportową i bojową. Ta pierwsza zabiera na pokład pilota i pięciu pasażerów, z czego dwóch ostatnich może korzystać z broni ręcznej i ostrzeliwać wrogów za śmigłowcem. Dodatkowo jest to także ruchomy spawnpoint, odgrywa więc gigantyczną rolę w przejmowaniu wrogich flag. Wersja bojowa zabiera na pokład troje pasażerów, natomiast sam pilot dysponuje czterema zasobnikami rakiet niekierowanych, którymi może skutecznie męczyć naziemne siły wroga. U.S. Army posiada aż trzy śmigłowce, z czego jeden w dwóch wersjach. Zaczynając od transportowych – dwusilnikowy Chinook i Huey. Chinook wyposażony jest w dość niezłe uzbrojenie, dodatkowo dwóch ludzi obsługuje boczne karabiny maszynowe i dwóch prowadzi ogień z broni ręcznej do wrogów znajdujących się za śmigłowcem. Zabiera on, nie licząc pilota, aż pięciu pasażerów. Huey ma identyczne możliwości transportowe, jest jednak bardziej zwrotny, aczkolwiek mniej wytrzymały. Dodatkowo nie oferuje pasażerom praktycznie żadnej ochrony, chociaż dwóch z nich korzysta z zamontowanych na bokach Hueya karabinów M60, a pozostałych troje może strzelać z broni ręcznej.

Ciekawą możliwością tych dwóch maszyn (jak i opisywanego za chwilę Hueya w wersji bojowej) jest dostępność transportowania pojazdów lub dużej skrzyni, która w rzeczywistości jest mobilnym spawnpointem. Pilot musi tylko zawisnąć nad upatrzonym obiektem, wyciągnąć łańcuch, a potem, wraz z dodatkowym obciążeniem, lecieć do walki. Cobra i Huey Gunship są śmigłowcami bojowymi, wyposażonymi w cały arsenał zabójczych środków – dość powiedzieć, że równie dobrze radzą sobie z celami naziemnymi, jak i maszynami latającymi. Bardzo ciekawie zrealizowano zbalansowanie tej amerykańskiej przewagi w powietrzu – Armia Północnego Wietnamu posiada nie tylko bardzo skuteczne ręczne wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych, ale i mobilne działko przeciwlotnicze, które sieje zniszczenie na wietnamskim niebie.

Samoloty USA służą głównie do bombardowania, w sumie tylko A7 Corsair wdawać się może w pojedynki powietrzne, z racji posiadania działek pokładowych. Phantom, wyposażony w bomby napalmowe i rakiety kierowane powietrze-powietrze, wykorzystywany może być praktycznie tylko do akcji typu “hit & run”, gdyż nie posiada praktycznie żadnych środków do prowadzenia walki “kołowej”, o którą w powietrzu nietrudno. MiG-17 i MiG-21, będące na wyposażeniu APW, są natomiast przeznaczone praktycznie wyłącznie do walki z jednostkami powietrznymi.

„Żołnierzu! Tu masz mapę! Zapamiętać cele!”

Battlefield Vietnam zawiera czternaście map. Podzielić je można na trzy grupy: dżungla, wybrzeże, miasta. To, co gracze dostają, jest prawdziwym majstersztykiem – pofałdowane, zadrzewione tereny dżungli poprzecinanej licznymi rzeczkami są niezwykle grywalne. Mapy dodatkowo są o wiele większe, niż te z Battlefield 1942. Do tego wszystkiego wystarczy dodać jeszcze bujną roślinność, by dochodziło do sytuacji, w której żołnierze mijają się w odległości pięciu metrów od siebie. Battlefield Vietnam wymaga nowego, bardziej ostrożnego podejścia do gry – za każdym krzakiem czaić się może wróg.

Osoby preferujące walkę w terenach zabudowanych także się nie zawiodą – cztery mapy, przedstawiające tak naprawdę dwa miasta w różnych wersjach, są większe i lepsze od Stalingradu czy Berlina z BF1942. Budynki i ruiny jedno, dwu, a czasem nawet trzykondygnacyjne tworzą tutaj prawdziwy labirynt, w którym zza każdego rogu może wyłonić się wróg.

Mapy są dość dobrze zbalansowane, a ich spore zróżnicowanie (nie wszystkie posiadają np. sprzęt lotniczy, czasem opłaca się korzystać tylko z piechoty, itp.) na pewno sprawi, iż każdy wybierze tutaj coś dla siebie.

Miłym aspektem jest, po tym jak Vietcong przejmie określone spawnpointy, typowa demoralizująca paplanina w stylu: “G I, it’s a good idea to defect from a sinking ship”. Ten, i kilkanaście inny tekstów wypowiadanych przez kobiecy głos, dodają prawdziwego “smaczku” mapom miastowym. Jeśli jednak kogoś znudzi taka paplanina, może z powodzeniem źródło dźwięku wyeliminować, posyłając celną serię w głośniki. Tu i ówdzie można natknąć się także na radiostacje amerykańskie, wskazujące na to, iż autorzy słyszalnych tam komunikatów radiowych są w poważnych tarapatach. Bazy US Army w dżungli są wyposażone w megafony, z których męski głos oznajmia dość ciekawe komunikaty (np. o tym, żeby nie chodzić spać z granatami przy sobie, itp.).

Muzyczka, graficzka i znów pudełeczko

W FPSach wieloosobowych najczęściej nie ma miejsca na muzykę – ot, jest sobie zwykle jakiś utwór w menu, i to wszystko. Tutaj jest nieco inaczej... Otóż każdy sprzęt mechaniczny, za sterami którego możemy zasiąść (artyleria również, co jest lekką głupotą), posiada radio obsługiwane przez kierowcę/pilota/artylerzystę/sternika. W radiu tym możemy włączyć jeden z szesnastu utworów, za to nie byle jakich. Między innymi są to takie piosenki, jak: “White Rabbit”, “Somebody to Love”, “You Really Got Me”, “Hush”, “Get Ready”, “Wild Thing”, “On the Road Again”, “War”, itd. Włączenie radia niestety wiąże się też z tym, iż o obecności naszego pojazdu wiedzieć będą wszyscy w okolicy, jednak czy jest coś piękniejszego niż lot Cobrą z przygrywającym “Wild Thing”? Muzyka tworzy klimat tamtych lat i, w połączeniu z dobrym dźwiękiem, kreuje konflikt wietnamski tak, jak chcieli go widzieć Amerykanie – beztroski, prosty, ale bohaterski. Jedynym mankamentem jest to, że dokładnie tych samych utworów posłuchać możemy w pojazdach strony APW, co jest rzeczą dosyć zadziwiającą. Vietcong słuchający piosenek znienawidzonych kapitalistów...?!

Efekty dźwiękowe w grze stoją na bardzo wysokim poziomie. Po odgłosie broni można poznać gdzie ktoś strzela (BF V wykorzystuje technologię od EAX 3 w dół), ale to nie wszystko – wiemy od razu z czego “podsłuchiwany” oddaje strzały. Mapy wyposażono jeszcze w tło dźwiękowe, typu kumkające żaby i inne tego typu odgłosy dżungli. Wszystko to sprawia, iż gra po prostu żyje, a gracz czasem bezwiednie uchyla głowę przed nadlatującym komputerowym pociskiem...

Battlefield Vietnam graficznie nie powali nikogo na kolana. Aczkolwiek nie piszę, iż od strony wizualnej gra jest zła – ona jest bardzo dobra (ach, ta świetnie przedstawiona dżungla), ale nic więcej! Różne ciekawe błędy (niekoniecznie związane tylko z samą grafiką, czasem mają więcej wspólnego z silnikiem gry) nie pozwalają mi zaklasyfikować tego tytułu do klasy “genialnych”. Bo czy ktoś widział, żeby w prawdziwym świecie śmigłowiec miał przenikające przez wszystko łopaty wirnika? A tutaj tak jest – nie są one w ogóle traktowane jako obiekt, co podnosi grywalność, jednakże jest to jednocześnie “kiks” graficzny. Całość jednak, jeśli tylko chodzi w miarę płynnie, już na średnich detalach wygląda bardzo ładnie i efektownie.

Niestety, minimalne wymagania podane na pudełku są kpiną z graczy. Bez minimum 512 RAMu, Athlona 1.6 XP+ i dobrej klasy karty graficznej lepiej, nie podchodzić... Przy konfiguracji Celeron 2GHz, 512 DDR, Radeon 9500 PRO da się grać w miarę komfortowo w rozdzielczości 800x600 z ustawionymi średnimi detalami (chociaż, jak już pisałem, gra wtedy wygląda ładnie). BF V źle współpracuje z Radeonami, bez zainstalowania najnowszych Omeg gra nie chciała przekroczyć magicznej granicy 10 fps w trybie multi (wcześniej testowałem to na sterownikach Catalyst 4.3). Dodatkowo dość znacznie zwalnia grę ustawienie dobrej jakości dźwięku... Szkoda, liczyć można na to, iż z najbliższym patchem wydajność gry trochę bardziej się poprawi.

„Panie generale, warto?”

Pomimo pewnych niedociągnięć, jest to gra, która z pewnością przykuje do monitora każdego maniaka FPSów. Prowadzenie pojazdów, z reguły narzucony tryb walki drużynowej, zróżnicowanie broni – to są cechy Battlefield 1942. Dorzućmy do tego jeszcze dobrą grafikę i dźwięk, a także zabójczą muzykę. I co otrzymaliśmy? Oto przed Wami Battlefield Vietnam z naprawdę niesamowitą grywalnością. Polecam.

Sir Torpeda

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...