Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 1 lipca 2005, 17:10

autor: Adam Kaczmarek

Battlefield 2 - recenzja gry

Bliski Wschód i Azja. Niedaleka przyszłość. I trzy strony konfliktu toczące zmagania o każdy metr kwadratowy wirtualnych pól walki. A do tego olbrzymi ładunek grywalności. Oto BF2 w pigułce.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Nie można twierdzić, że cywilizacja się nie rozwija. Wszak w każdej nowej wojnie zabijają ludzi w ulepszony sposób. – Will Rogers

Kojarzycie Trauma Studios? To małe studio developerskie stworzyło moda do Battlefielda 1942, zwanego Desert Combat. Przenosił nas w rejony Bliskiego Wschodu, wraz z nowoczesnym uzbrojeniem. Gracze bez słów krytyki zaakceptowali modyfikację, gdyż umiejscowienie akcji na terenach państw arabskich okazało się trafnym posunięciem. Battlefield doczekał się kilku dodatków, które pozostawiły lekki niedosyt oraz jednego wyśmienitego – Vietnamu – który zasługiwał na miano sequela. Po stoczeniu walk z Vietcongiem wszyscy zaczęli odliczać czas do pojawienia się kolejnej części. W międzyczasie nie obyło się bez przepychanek przy wykupieniu pakietu akcji DICE przez EA. Ci pierwsi natomiast przygarnęli pod swoje skrzydła Trauma Studios. Cel był oczywisty – stworzyć grę podobną do Desert Combat, ale posiadającą większy rozmach i możliwości. Współpraca nie trwała zbyt długo. Od projektu nowej części Battlefielda odsunięto utalentowanych programistów wspomnianego moda, pozostały tylko ich pomysły i koncept na rozgrywkę. Rozbrat nie oznaczał zaprzestania prac na grą. DICE wykorzystał sytuację i dokończył dzieło. Cała historia jest zawiła, co sami przyznacie. Tylko komu pogratulować? Ciężko wprawdzie wskazać prawdziwego ojca programu, należy się jednak cieszyć, że po tylu perturbacjach „dziecko” ujrzało światło dzienne.

To, co inspiruje...

Battlefield 2 już na początku budzi wątpliwości. Mianowicie dostępny jest tylko jeden tryb. Wszystkich przeciwników tego pomysłu uspokajam. Conquest Mode to esencja tej gry. Widać, że DICE skupiło się na jednym, dobrym trybie zamiast na kilku o średniej grywalności. Mamy więc do czynienia z niezwykle dopracowaną rozgrywką, która nie ma prawa znużyć. Conquest znany był zresztą w poprzednich częściach serii, więc nikogo nie zaskoczy jego zawartość. Ponownie musimy zajmować flagi, które posłużą nam jako spawny. Obie drużyny wyposażone są w określoną liczbę kuponów (ticketów). Przegrywają ci, którym nie zostanie ani jeden taki kupon. Przeciwnik traci je, gdy uda nam się kontrolować więcej niż połowę wszystkich flag na mapie. Może dojść do sytuacji, gdzie wróg nie będzie miał żadnego spawna, więc żaden wojak uśmiercony w jego zespole nie będzie miał możliwości odrodzić się. Może się zdarzyć też odwrotna sytuacja, czego nikomu nie życzę.

A gdzie Wagner?

Sama akcja została osadzona na Bliskim Wschodzie i w Azji, w niedalekiej przyszłości. W grze mamy 3 strony konfliktu: Amerykanów, Koalicję Środkowego Wschodu i Chińczyków. Różnią się one posiadanym sprzętem. Do naszej dyspozycji oddano ponad 30 pojazdów i mniej więcej tyle samo rodzajów broni (niektóre z nich trzeba odblokować, grając na rankingowych serwerach). Dużym plusem jest dobre zbalansowanie sił. Każda frakcja ma wehikuły mocne i słabe. Tylko od gracza zależy, jak efektywnie wykorzysta potencjał danej jednostki. Mamy więc po stronie Amerykanów takie środki transportu jak Humvee czy UH-60 BlackHawk. W ataku na nieprzyjaciela pomoże nam czołg M1A2 Abrams, a wsparciem z powietrza zajmie się AH-1Z Super Cobra. Naturalnie to tylko czubek góry lodowej, gdyż nie wspomniałem o samolotach. W tyle nie zostają arabscy żołnierze. Ich powietrzne siły opierają się na rosyjskich zdobyczach techniki. Możemy więc wsiąść w Havoca i siać spustoszenie w bazie wroga. Do szybkiej akcji i bombardowań świetnie nadaje się Su-34 Flanker, a dominację w powietrzu zapewnia Mig-29 Fulcrum. Siły Chińskiej Republiki Ludowej w większości składają się z pojazdów naziemnych. Mają w swoim składzie samolot Su-30 czy helikopter bojowy WZ-10, aczkolwiek przy graniu Chińczykami warto wykorzystać czołgi i transportery. Balans sił preferuje indywidualne umiejętności gracza. Cieszy fakt, że powyższe pojazdy nie posiadają tytanowych powłok.

Niezgorzej w grze prezentują się dostępne rodzaje broni. Amerykanie dalej posiadają „nieśmiertelne” M16, które dzięki odpowiedniej modyfikacji przemieniają się w M16/M203 z granatnikiem. Trochę żałośnie prezentuje się tutaj uzbrojenie engineera. Posiadany przez niego shotgun Remington 11-87 pozwala mu walczyć tylko na niewielki dystans. Wyliczanie uzbrojenia chińskich żołnierzy można zacząć od AK-47, który jest standardowym karabinem na stanie armii. Do broni na średni dystans nadaje się Type-85 SMG i Type-95 Rifle, które są szaleńczo skuteczne. Kilka ciekawych zabawek posiada koalicja. Wspomnę tylko o wymarzonej broni dla snajperów – Dragunovie – i RPK-74 MG. Szkoda tylko, że na początku każda klasa postaci ma do wyboru jedną sztukę broni. Można dyskutować nad realizmem. Jedni w ciągu 10 minut obcowania z programem znajdą uproszczenia, drugim nie będzie to przeszkadzać. Przykład pierwszy z brzegu – snajperka daje stabilny obraz, a przy M16 nie ma charakterystycznego odrzutu po strzale. W tym aspekcie lepiej wypada choćby America’s Army. Biorąc jednak pod uwagę tempo rozgrywki, jest to plus. Po co utrudniać podstawowe założenia na których opiera się gra?

To, czym jesteśmy

Tak jak w poprzednich częściach, tak i tutaj mamy do wyboru profesje. Jest ich 7: snajper, mechanik, żołnierz wsparcia, sanitariusz, grenadier, komandos oraz szturomowiec. Różnią się od siebie bronią, jakiej używają oraz funkcjami, jakie pełnią w drużynie. Tłumaczyć, kim jest sanitariusz i snajper chyba nie muszę. Skupmy się na reszcie klas. Mechanik obdarzony jest zdolnością naprawiania wszystkiego, co uszkodzone. Potrafi odbudować zniszczone mosty. Żołnierz wsparcia wspomaga siły ofensywne. Jako jedyna z klas może nosić ze sobą ciężki karabin maszynowy. Na dodatek dba o ilość amunicji i rozdaje ją wszystkim graczom znajdującym się w pobliżu. Grenadier posiada wyrzutnię rakiet przeciwpancernych. Komandos i szturmowiec to klasy typowo ofensywne. Pierwszy dysponuje ładunkami C4, a więc może niszczyć wspomniane mosty oraz radary przeciwnika. Szturmowiec świetnie sprawdza się w sytuacjach, gdzie wymagany jest atak na flagę wroga. Osobną jednostką jest komendant. Jest to najbardziej wymagająca „fucha”. Do pełnienia tej funkcji zaleca się wybranie gracza odpowiedzialnego, który potrafi szybko orientować się na polu walki. Jego rola sprowadza się do dowodzenia wszystkimi drużynami w czasie meczu. Mamy wgląd na całą mapę, a dzięki skanom satelitarnym możemy namierzyć wroga, a następnie ostrzec naszych podkomendnych. Komendant jako jedyny potrafi wezwać ostrzał artyleryjski i zapewnić zrzuty zaopatrzenia, dzięki którym nasi żołnierze mogą napełnić puste magazynki.

Rzeź niewiniątek, czyli arabska masakra karabinem maszynowym.

W sposobie sterowania nie zmieniło się za wiele. Muszę wspomnieć o pewnej rzeczy, która przeszła całkiem poważną transformację – o komunikacji. Teraz jest bardziej intuicyjna i wygodna. Do wydawania rozkazów wystarczą 2 klawisze i przycisk myszki. Można więc stwierdzić, że gra jest niezwykle elastyczna w kwestii porozumiewania się. Występuje również opcja rozmów przez mikrofon, która jeszcze lepiej wpływa na wzajemne zrozumienie graczy.

Model jazdy i lotu to nadal czysty arcade. Daleko tu BF 2 do symulatorów. Nie jest to wadą, gdyż sama gra nastawiona jest na masową zabawę i ciężko by było graczom przystosować się do obsługi 20 klawiszy. Dla chętnych jest obsługa joysticka, która z pewnością uprości sterowanie i przyczyni się do czerpania jeszcze większej przyjemności z rozgrywki.

Czym byłby Battlefield 2 bez gry drużynowej? Prostym i zwykłym shooterem online. Drużyna to jest to, co tygrysy lubią najbardziej, a czego mi wiecznie brakowało we wszystkich tytułach, w które miałem okazję zagrać (może oprócz Operation Flashpoint). Tu rozwiązano ten problem wyśmienicie. Gdy wczujecie się w rolę członka zespołu, to biada wam. :-) Nie oderwiecie się od monitora przez kilka ładnych godzin, dopóki nie poczujecie ssania w żołądku z powodu głodu. Gra zespołowa została maksymalnie dopracowana, a polega ona na dzieleniu się na oddziały, posiadające w swoich szeregach maksymalnie 6 osób. Wspólne patrolowanie okolic, masowa ofensywa, dramatyczna obrona z kompanem u boku... ech, tego nie da się opisać. Poziom adrenaliny wzrasta, gdy zostaniemy wybrani dowódcą oddziału i musimy wypełniać zadania nakreślone przez komendanta.

Oczywiście jest możliwość bycia „samotnym wilkiem”, ale granie w ten sposób mija się z celem. Naszym towarzyszom wymiernych efektów to nie przynosi, a sami jesteśmy narażeni na ostrzał i brak reanimacji po otrzymaniu kulki. Przyłączenie się do oddziału nie boli, a wielu graczom z pewnością ułatwi dowodzenie, nie wspominając już o tym, że komendant będzie miał szersze pole manewru. Jednym z ważniejszych czynników potęgujących moc drużyny jest oznaczenie dowódcy jako chodzącego spawnu. Wystarczy przy wyborze miejsca odrodzenia wcisnąć na mały, zielony punkcik i już pojawiamy się przy naszym przełożonym. Oczywistym jest, że musi on żyć, gdy chcemy się odrodzić. Dlatego warto zauważyć, że szef zespołu nie jest jedynie kolejnym żołnierzykiem a wędrującą nadzieją. Nadzieją, która pozwoli nam odebrać przeciwnikowi kolejną flagę bez konieczności długiego dojazdu na miejsce walki.

Co w trawie piszczy?

Dynamice gry nic nie można zarzucić. Pod warunkiem jednak, że w batalii bierze udział odpowiednia ilość osób. Pełnię możliwości tytułu zobaczymy przy 32 graczach wzwyż. Wtedy rozpoczyna się prawdziwa wojna. Ostrzały, pojedynki śmigłowców (Cobra vs Havoc – dla fanów starcie z cyklu „muszę w nim uczestniczyć”), bombardowania, wybuchy i zwykłe nawet pojedynki PvP. Chciałoby się rzec „jest ostro”. Bo jest. Nie ma 10 sekund, żeby nic się nie działo. Jeśli my nie giniemy, giną koledzy oddaleni o 50 metrów. Nie ma kampowania. Każdy gracz przesiadujący dłużej niż minutę w jednym miejscu zostaje zdjęty. Miodność kipi we wszystkich starciach na odkrytej powierzchni. A już zupełną frajdę sprawiają walki zespołów w miastach. Jeśli dodam, że w grze mogą uczestniczyć aż 64 osoby, to w tej chwili powinien przed waszymi oczami rozciągać się obraz piekła rozgrywającego się na każdej mapie dostępnej w grze. Pod względem szybkości gry seria ewoluowała i to bardzo mocno. DICE niczym lekarz wstrzyknął w jej mechanizmy środek pobudzający.

To, jak wyglądamy

Oprawa audiowizualna budzi we mnie mieszane uczucia. Od strony graficznej nowy Battlefield prezentuje się bardzo dobrze. Miałem okazję testować go na dwóch kartach z rodziny Nvidii – FX5600 i 6600GT. Na pierwszej mogłem spokojnie pograć na niskich detalach, a w niektórych przypadkach podwyższyć poziom szczegółów na średni. Ilość wyświetlanych klatek wahała się od 30 do 50. Natomiast przy GT ustawienia high dały pozytywny rezultat i cieszyłem się bardzo ładnymi teksturami. Niby Battlefield 2 chodzi na FX5600, ale pewnych siebie ostrzegam przed wyjątkami.

Do poprawnego działania gra wymaga bowiem karty graficznej obsługującej Pixel Shadery w wersji 1.4. Co przykre, BF 2 nie uruchomi się na w miarę wydajnym GF 4 Titanium, mimo że z pewnością ta karta poradziłby sobie z wyświetlaniem grafiki. Widoki w grze są zadowalające, ale nie usprawiedliwiają one takich wymagań. O wiele większą przeszkodą dla graczy będą z pewnością restrykcje dotyczące zainstalowanej pamięci w komputerze. Bez 512 MB nie ma nawet sensu myśleć nad zakupem produktu. Komfort zapewnia 1 GB, co z pewnością stanie się standardem w ciągu kilku miesięcy. Gorzej prezentuje się oprawa muzyczna. Do soundtracka z Vietnamu nie ma nawet co jej porównywać. Ot, kilka utworów utrzymanych we wschodnim klimacie, które przechodzą koło mojego ucha niezauważone. Kwestia gustu. Za to dźwięk prezentuje bardzo wysoki poziom. Wszystkie efekty strzałów, wybuchów i liczne komendy brzmią właściwie.

Battlefield 2 jest nastawiony głównie na pojedynki online’owe. Tryb singleplayer pozwala powalczyć z 16 botami na 10 planszach ograniczonych dosyć znacznie względem map przygotowanych dla multiplayera. Poziom inteligencji komputerowych przeciwników jest w porządku, ale brakuje plansz z multi, które mogłyby udowodnić, że bot potrafi nie tylko dobrze strzelać, ale i latać. Wszystkich terenów działań jest 12, a każdy z nich wykonany jest estetycznie. Umiejscowienie akcji na Bliskim Wschodzie pociągnęło za sobą wygląd lokacji. Mamy więc pustynne tereny plus dżunglę i tereny trawiaste w Chinach. Pola walk są na tyle duże, że latanie helikopterem jest swobodne. Do sterowania samolotami trzeba się przystosować. Czasem przy zbyt dużej szybkości można wylecieć za planszę i dostać ostrzeżenie od dowództwa :-).

Od premiery gry minęło trochę czasu, a EA dalej nie uporało się z powiększeniem liczby serwerów rankingowych. Czym są rankingi? Punkty zdobywane podczas rozgrywki dodają nam się do konta, a ich odpowiednia ilość zezwala na odblokowanie dodatkowej broni i awansu. Pomysł ciekawy, ale dla mieszkańca Polski lub Francji to katorga. Wystarczy wspomnieć, że serwerów europejskich jest ponad 10 razy mniej niż północnoamerykańskich. Tylko desperat odważy się na grę z lagami i pingiem 500. I choć nie jest to wina programu, to jednak ujmuje nam rozrywki. Ostatnia wadą jest wyszukiwarka serwerów wbudowana w grę. Prędkość ślimaka, niestabilność – można wymieniać w nieskończoność wady. Mam nadzieję, że najbliższy patch poprawi jej działanie.

To, co kochamy

Pomimo tych paru niedociągnięć gra się bosko. Nie boję się użyć tego stwierdzenia. Już dawno nie miałem okazji grać w równie emocjonującego taktycznego shootera. Dla ludzi szukających mocnych wrażeń i gry zespołowej to tytuł wręcz wymarzony. Indywidualistów zapraszam gdzie indziej. Dzieło panów z DICE prezentuje się okazale, bez wątpienia to najlepszy Battlefield w serii. O żywotność gry nie trzeba się martwić. Jak grzyby po deszczu powinny pojawić się mody, nowe mapy, bronie i tryby rozgrywki. Mam tylko cichą nadzieję, że developerzy nie spoczną na laurach i stale będą wypuszczać poprawki, a wtedy będzie niemal idealnie. Szkoda tylko, że przy całej atmosferze sukcesu spowijającej Battlefielda tak brutalnie potraktowano pomysłodawców części drugiej, czyli Trauma Studios.

Adam „eJay” Kaczmarek

PLUSY:

  • grafika;
  • wysoka grywalność;
  • TEAMPLAY!
  • świetne mapy, bronie, pojazdy;
  • 3 strony konfliktu;
  • dźwięk.

MINUSY:

  • denerwująca wyszukiwarka serwerów;
  • dziwne wymagania sprzętowe;
  • słaby soundtrack.
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!