Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 17 stycznia 2006, 11:27

autor: Maciej Jałowiec

Battlefield 2: Jednostki Specjalne - recenzja gry

Przerzucenie nacisku na walkę piechoty dało więcej finezyjnych akcji i szturmów wykonywanych przez duże grupy żołnierzy. Nowe gadżety pozwalają się wybawić i dotrzeć od miejsc inaczej niedostępnych. To dobry dodatek.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Pamiętam, jak latem roku pańskiego dwa tysiące piątego katowałem grę Battlefield 2. Piękny FPS Online – ma pojazdy, szczeble doświadczenia graczy, świetne plansze, dobrą grafikę. Demo zachęciło mnie do kupienia pełnej wersji – przejmowanie wrogich flag i obrona swoich własnych ma w sobie to coś. System przyznawania punktów był czymś naprawdę nowatorskim, a sama rozgrywka była nieprzewidywalna i wymuszała poruszanie się razem z oddziałem w celu podwyższenia własnych wyników. Specjalnie dla tej gry ‘apgrejdowałem’ sprzęt. Cały lipiec i sierpień zszedł mi na pracy nad statystykami w grze. Były chwile radości, była frustracja, był gniew i wbijanie zębów w biurko. Koniec końców odłożyłem grę na półkę. Gdy pojawił się dodatek, postanowiłem spróbować w nim swoich sił. Oczywiście odpowiednio przygotowałem się do tego psychicznie, by uniknąć poprzedniej huśtawki nastrojów. Właściwe nastawienie było konieczne, wszak miałem zostać żołnierzem jednostek specjalnych.

Bardzo żałuję, że wszystkie gry tego typu mają jeden wspólny problem – serwery. Ten jest pełny, ten ma lagi, na tamtym ktoś używa kodów, a na jeszcze innym nikt nic nie robi, by wyważyć proporcje zespołów... nie inaczej jest ze Special Forces. Postanowiłem stoczyć partyjkę na losowej mapie... Na dziesięć dostępnych serwerów jeden był pełen, a reszta pusta – było to w kilka dni po premierze. Szukałem dalej. Potrzebowałem trochę czasu na znalezienie miejsca do gry, ale gdy już pojawiłem się na polu bitwy, liczba nowości pozytywnie mnie zaskoczyła – nie ocenia się książki po okładce.

Po moim trupie przejedziecie! Hm... przejadą...?

Nie minęło jednak wiele czasu, a musiałem wyłączyć grę. W niektórych momentach gra serwuje slide-show zamiast porządnej zabawy. Wystarczy wejść gdzieś, gdzie jest dużo różnorodnych obiektów (i paru innych graczy), a wszystko zaczyna chodzić skokowo jak Terminator z pierwszej odsłony. Jeżeli ktoś grał w BF2 na średnich ustawieniach, tutaj będzie musiał zjechać do niskich. Same plansze również długo się ładują. Można sobie w tym czasie zrobić kanapkę i na spokojnie ją zjeść... a wczytywaniu towarzyszy jedna i ta sama melodia... znam ją na tyle dobrze, że chyba dałbym radę ją zagrać na harmonijce. Dobrze chociaż, że oprawę dźwiękową tytułu ratują nowe odzywki w języku rosyjskim i angielskim (ich charakterystyczny akcent to uczta dla uszu!). Technicznym gwoździem do trumny jest fakt, że BF2: Jednostki specjalne lubią ni stąd ni zowąd wyskoczyć sobie do Windy.

Czasem zdarzają się kłopoty ze wspomagaczami typu All-Seeing Eye – zerwanie połączenia tuż po załadowaniu mapy jest co najmniej irytujące (łącząc się przez samą grę taki problem nie występuje). ASE lubi również wyprowadzić gracza w pole podając fałszywą nazwę mapy – tu człowiek widzi serwer ustawiony na mapę Surge („Super! Moja ulubiona plansza!”), a po nawiązaniu połączenia okazuje się, że akurat leci Strike at Karkand z podstawki...

Jednostki specjalne są od strony technicznej porażką. Trzeba spędzić sporo czasu, żeby uzyskać odpowiednią ilość klatek, a jednocześnie móc docenić niezłą grafikę, jaką gra oferuje. Jednak nie samą techniką gracze żyją, przyjrzyjmy się zatem temu, co dobrego oferują nam Special Forces. Zamiast standardowego wojska mamy tutaj żołnierzy sił specjalnych podzielonych na sześć frakcji – amerykański Navy SEAL, bliskowschodni MECSF, rosyjski Specnaz, brytyjski SAS oraz rebelianci i partyzanci. Osobiście nic nie mam do takiego rozmnożenia, ale gdy widzę, że pchani do walki fanatyzmem partyzanci są w stanie rozgromić świetnie wyszkolone i zorganizowane jednostki SAS, to mnie troszeczkę krew zalewa. Dobrze to wpływa na grywalność (miło jest pokonać kogoś, kto w teorii i w praktyce jest wielokrotnie lepszy), rodzi jednak spore niedorzeczności. Do takich zaliczyć również trzeba, pokaźne uszkodzenia czołgu wywołane przejazdem po torach kolejowych.

A tu wspiąłem się po własnej linie! Może oklaski jakieś...!?

Wszystkie jednostki (nawet jeżeli są na tyle biedne, że nie powinny mieć mundurów i ciężkich pojazdów) mają na stanie kilka ciekawych zabaweczek. Jedną z nich jest noktowizor. Chyba wiadomo jak działa – włączamy, i noc staje się jasnozielona. Pojawiły się również maski przeciwgazowe i granaty błyskowe. Zdecydowanie najciekawszymi gadżetami są lina z hakiem (umożliwiająca wejście na większość dachów) oraz linka zjazdowa (jak sama nazwa wskazuje, można po niej zjechać z punktu A do punktu B). Przyznam szczerze, że jeszcze nigdy w serii Battlefield poruszanie się nie było tak ciekawe. Wyobraźcie sobie tylko – pociski przeciwpancerne lecące ze wszystkich podwyższeń, nawet z tych, do których nie da się dojść po drabinie... gra robi się dzięki temu jeszcze bardziej nieprzewidywalna. A linka do zjeżdżania? Taki przejazd na wrogie pozycje pod osłoną snajperów – to jest coś! Mówiąc krótko, nowe zabawki są świetne. Dosyć często się z nich korzysta – producent nie dodał ich jedynie dla sloganu „nowe, świetne gadżety idealne dla służb specjalnych!”. I za co chwała twórcom gry!

Wszystkie te udogodnienia dotyczą piechoty. To właśnie na niej opiera się rozgrywka w BF2SF. Plansze (jest ich osiem) są na tyle małe i tak pełne ciasnych zaułków, że w ekstremalnych sytuacjach przywodzą na myśl Counter-Strike’a. Walki przypominają te, jakie dane było graczom toczyć na miejskich mapach z podstawki. Potyczki z udziałem grup piechoty, przemykanie zacienionymi uliczkami, wzajemne przekazywanie amunicji i apteczek – to przede wszystkim wzięto pod uwagę i postarano się maksymalnie ulepszyć. Wprawdzie wiele zależy od samych grających, jednak nie udało się wytworzyć szczególnie sugestywnego klimatu wojny. Przynajmniej tak to wygląda na serwerach FFA. Trudno to jednak uznać za wadę samej gry. Wadą są natomiast plansze nocne, gdzie światło za często miesza się z mrokiem, co zmusza graczy do nieustannego naciskania guziczka ON/OFF przy noktowizorze. Do niektórych rejonów map światło zdaje się w ogóle nie docierać i nawet noktowizor guzik daje.

Poza tym, projekty plansz są świetne. Trzeba się, co prawda, uczyć na pamięć niektórych budynków (czy też rozkładu pomieszczeń na lotniskowcu, bo i ten tutaj znajdziemy), ale walka wewnątrz nich jest dynamiczna, cały czas dochodzi do wymiany ognia. Podejmowanie słusznych decyzji w ekstremalnych sytuacjach nieraz lepiej się sprawdza niż zadziwiające umiejętności strzeleckie. Oflankowanie wroga może przynieść większe korzyści niż zwykła wymiana ognia i taktyka ‘spray nad pray’.

Osiem nowych giwer jest czymś, co umila rozgrywkę, ale tytuł równie dobrze mógłby się obejść i bez nich. Najdziwniejsza wydała mi się obecność radzieckiej wyrzutni rakiet przeciwpancernych RPG-7. Jej specyficzne działanie jest powrotem do Battlefield 1942 i Vietnamu. Dobrze, że tego samego nie da się powiedzieć o pojazdach. Są na tyle słabe, że rola piechoty nie daje się przecenić, ale na tyle mocne, że warto je stosować i w ataku, i obronie. Ponadto są dobrze dopasowane do charakteru niektórych nowych frakcji – partyzantów i rebeliantów. Kto oglądał Helikopter w ogniu i pamięta sprzęt, jakim posługiwali się ludzie Aidida, doskonale wie, o czym mówię.

Battlefield 2: Special Forces jest bardzo dobrym dodatkiem. Uzupełnia grę o kilka ciekawych elementów, a przerzucenie nacisku na walkę piechoty dało więcej finezyjnych akcji i szturmów wykonywanych przez duże grupy żołnierzy. Gra nadal oferuje bitwy o ogromnym rozmachu, a potężne zaplecze w postaci świetnie zaprojektowanego systemu zliczania punktów i możliwość sprawdzania szczegółowych statystyk zapewni grze długie życie. Coś czuję, że to nie koniec dodatków do BF2. I gdyby jeszcze nie było problemów techicz... You have been disconnected from the server.

Maciej „Sandro” Jałowiec

PLUSY:

  • świetne mapy, uzbrojenie i użyteczne gadżety;
  • rozmach bitew;
  • położenie nacisku na walki piechoty.

MINUSY:

  • wymagania;
  • problemy techniczne;
  • trudne do zapamiętania lokacje.

Maciej Jałowiec

Maciej Jałowiec

Specjalista do spraw marketingu gier wideo. Łączy pasję do gier ze spostrzeżeniami na temat branży i światowej gospodarki. Zawodowo związany z firmą Techland, a wcześniej m. in. z Activision i Perfect World.

więcej

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!