Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 12 września 2003, 15:23

autor: Borys Zajączkowski

Ballistics - recenzja gry

Ballistics to futurystyczne wyścigi, których korzenie sięgają znanych nam współcześnie wyścigów samochodowych 1 Formuły. Gracze stają się pilotami super szybkich maszyn...

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Na opakowaniu gry stoi napisane tak, żeby nikt nie przegapił, białymi literami na czerwonym: „Najszybsza gra na Ziemi”. Nie przyznam się dokładnie do tego, co sobie pomyślałem na widok takiego hasła, bo same tylko moje wypowiedzi często się do publikacji nie nadają, a myśli mam przeważnie jeszcze mniej cenzuralne. Dość zawrzeć moje odczucie w stwierdzeniu, że nie urodziłem się wczoraj i nie takie cuda na kiju zdążyłem już obejrzeć i wodę po nich spuścić. Tymczasem po odpaleniu gierki jak mnie nie wcisnęło w fotel, to dobrze, żem się klawiatury zdążył chwycić, bo bym się z całym dobrodziejstwem inwentarza na podłogę zwalił. To jest naprawdę najszybsza gra na Ziemi... I ekstrafcykaśna na dodatek!

Szukając po pamięci futurystycznych ścigałek, które oferowały graczom doznania dalece przekraczające to, co stanowi domenę klasycznych gier samochodowych, przychodzą mi na myśl przede wszystkim trzy tytuły: „Wipe Out”, „Star Wars Episode I: Racer” oraz stosunkowo niedawno wydany „Hover Ace”. Wszystkie one rozgrywały się w przyszłościowych sceneriach, na torach specjalnie wybudowanych lub wytyczonych tak, by umożliwić i usprawiedliwić fakt, że poruszające się po nich maszyny rozwijają prędkości prawdopodobnie przekraczające możliwości ludzkiej percepcji. Wspólną im cechą jest niepokój, który rodzą u osób przyglądającym się znad ramienia na tempo odbywających się wyścigów. Każdemu bowiem trudno uwierzyć, że człowiek wbrew pozorom jest w stanie nad taką maszyną, przynajmniej przez chwilę, zapanować. Przeważnie jednak własny kontakt z taką grą owocuje po chwili treningu miłym poczuciem spełnienia, wręcz pewnością, że homo sapiens kryje w sobie nieprzebrane pokłady możliwości.

Rzecz jasna owe pokłady mogą odkryć swoje oblicze wyłącznie w grze komputerowej i to nie tylko dlatego, iż w rzeczywistości takich maszyn nie ma. Bo są. Współczesne myśliwce rozwijają prędkości w okolicach trzech macha, ale wówczas między niebem a ziemią zaczyna się robić naprawdę ciasno. Nie wspominając już o tym, że ich piloci skłonni są tracić na chwilę przytomność podczas wykonywania całkiem prostych w idei manewrów – i jest to jak najbardziej wkalkulowane w przyjęty stan rzeczy. Rzecz w tym, że gry komputerowe rządzą się swoimi prawami i pomijając już to, iż zabójcze przyspieszenia nie przenoszą się poza obręb ekranu, najistotniejszym atutem każdej gry jest jej grywalność. Dlatego nawet w „Ballistics” tory pomyślane zostały tak, by przy wirtualnie rozwijanych na nich prędkościach – dochodzących do 1,3 macha – nie wymagać od gracza o wiele lepszego refleksu, niż czyni to parkowanie w centrum miasta. Mimo to efekt jazdy z taką prędkością jest jak najbardziej poprawny: zapiera dech w piersi.

A wygląda to tak: gracz zasiada za sterami czegoś w rodzaju lewitującego motocykla o napędzie odrzutowym i wraz ze swoją maszyną zostaje wstawiony do rury o średnicy – na oko – sześciu, siedmiu metrów. Wraz z nim pojawia się tam kilku jego przeciwników dosiadających analogicznych maszyn, rozpoczyna się odliczanie i... huzia! Oddany graczowi do dyspozycji sprzęt nie jest w stanie sam z siebie (bez doładowanego na torze dopalacza) rozpędzić się do prędkości większej niż niecałe trzysta mil na godzinę, co wszakże na dobry początek jest wynikiem zupełnie zadowalającym. Tor wyścigu, wspomniana rura, przeważnie jest pusta, a na najniższym poziomie trudności, w lidze debiutantów, jej skrętami również nie ma potrzeby się przejmować. Okazyjnie na drodze gracza pojawiają się przeszkadzajki w rodzaju przesłaniających prześwit ścian, wsporników lub tzw. muld, zderzenie z którymi nie tyle uszkadza maszynę, ile podnosi jej wypadkową temperaturę. Obok przeszkadzajek pojawiają się różnego rodzaju bonusy, wśród których najistotniejszymi jawią się: chłodzenie oraz doładowanie dopalacza. Ściany (ściana) rury umykają w tył, światełka migają w oczach, wielka odległość, na którą widać przybliżające się obiekty pozwala w porę podjąć właściwe decyzje, by uniknąć spotkania z nimi. Futurystyczne maszyny poruszają się w bezpośredniej bliskości ściany, nie będąc tym samym zdolne do swobodnego lotu. Odpadnięcie od ściany uniemożliwia dalszą... jazdę... dopóki gracz nie wymanewruje tak, by się do ściany na powrót podczepić. Zapewne magnetycznie czy jakoś podobnie.

Ale prawdziwa jazda rozpoczyna się z momentem wciśnięcia dopalacza. Ekran zaczyna jaśnieć czerwonawym blaskiem, ściany tunelu trzęsą się w oczach, z głośników dochodzi wycie silnika, a gdy prędkość bolidu przekroczy mniej więcej osiemset mil na godzinę (prędkość dźwięku) wszystko cichnie, pozwalając zawładnąć zmysłem słuchu piskowi w uszach. Wrażenie jest fantastyczne i nie mam co do tego wątpliwości, że podobnego chociażby żadna ścigałka dotychczas nie oferowała.

Nad poziomem graficznym „Ballistics” dość ciężko się zastanawiać – jakiej jakości by nie były tekstury i jak złożone by nie były obiekty, nie o to tu chodzi. Wszystko ucieka w tył z zawrotną prędkością, trzęsie się i błyska, a gdy wypada odcinek przeszklonego tunelu, wokół którego rozpościera się widok na monumentalne miasto lub skute lodem pustkowia, nawet na tym tle najbardziej przykuwają wzrok trzęsące się w oczach ściany tunelu, pojawiające się hen w dali przeszkody, które przybliżają się w mgnieniu oka. Znacznie większe dzięki temu znaczenie ma udźwiękowienie gry. Stoi ono na jak najbardziej adekwatnym poziomie, znakomicie uzupełniając wrażenia wizualne, a fakt, iż największych wrażeń słuchowych dostarcza moment przekraczania bariery dźwięku, gdy wszystko cichnie, ani na jotę tego nie zmienia.

„Ballistics” oddaje w ręce graczy trzy tryby prowadzenia rozgrywki. Pierwszym z nich jest klasyczny szybki wyścig, który de facto stanowi tu trening, gdyż dostępny w grze instruktaż pilotażu do najwygodniejszych i najwięcej wyjaśniających nie należy. Niejako dopełnienie szybkiego wyścigu stanowi możliwość gry przez sieć, ale o atrakcyjności tej ścigałki, podobnie jak i wszystkich gier tego typu, przesądzają mistrzostwa. Tutaj rozgrywane są one na siedmiu rozsianych po świecie torach, które różnią się od siebie głównie otaczającym je krajobrazem, bo ileż zróżnicowania można chcieć od pokrzywionej rury... Pomiędzy wyścigami gracz jest w stanie, za zarobione dzięki wygranym pieniądze, dokupywać coraz to lepsze, bardziej zaawansowane technologicznie elementy do swojej maszyny. Klasyka – ale zawsze cieszy. Poziom trudności rośnie znacznie w miarę przechodzenia gracza do kolejnych lig. Tych są trzy: liga debiutantów, liga zawodowa i liga Ballistics. Początkowo idzie gładko, a maszyny prowadzą się nieomal same – dość omijać przeszkody, przynajmniej od czasu do czasu. Później wszakże gra pokazuje pazurki i gracz zostaje zmuszony nie tylko do nie zderzania się z przeszkadzajkami, ale do samodzielnego podczepiania się do ściany tunelu, czy wreszcie właściwego ustawiania się do zakrętów, żeby nie dać się sile odśrodkowej od ściany oderwać.

Gra prezentuje się znakomicie, oferuje graczom doznania gdzie indziej niedostępne, a nade wszystko umiejętnie dawkuje poziom trudności zmuszając zwapniałe stawy do ruchu, a zgąbczały mózg do szybkiego reagowania. Wprawdzie „Ballistics” nie należy do tytułów szczególnie urozmaiconych (rura rurze podobna, a i przeszkadzajki latoś nie obrodziły), lecz to, co ze sobą wnosi na domowy komputer to i tak wiele godzin przedniej zabawy przy nieodzownym akompaniamencie krzyków i pisków – niech się roller coaster schowa. Szkoda, że gra ta musiała czekać blisko dwa lata na rodzime wydanie, ale przyznać jej należy, iż wiele krzywdy jej to nie wyrządziło – w najmniejszym stopniu nie wygląda przestarzale, a w każdym bądź razie, żeby dojrzeć jej graficzne niedostatki należy zatrzymać maszynę i na spokojnie się po okolicy rozejrzeć. Plus tego jest za to oczywisty: naprawdę niewielkie, jak na dziś, wymagania sprzętowe – wszystko działa idealnie płynnie, co ma niebagatelne znaczenie w przypadku tak nieprawdopodobnych prędkości. Po prostu kawał dobrej zabawy i niczym nieskrępowanego szaleństwa, którego każdy fan gier wyścigowych zaznać powinien.

Shuck

Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo
Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo

Recenzja gry

Wersja demo Test Drive Unlimited: Solar Crown gotowała nas na najgorsze. Z ulgą donoszę, że najgorsze nie nastąpiło. I choć TDU ma wielkie problemy, broni się na tyle, by rozpatrzeć go jako odświeżającą odskocznię od Forzy Horizon… za rok, może dwa.

Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra
Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra

Recenzja gry

Forza Motorsport wreszcie powraca, by upomnieć się o należną jej koronę królestwa simcade’owych wyścigów. I choć potrafi poprzeć swe roszczenia wieloma mocnymi argumentami, nie jest jeszcze w pełni gotowa, by objąć władanie.

Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem
Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem

Recenzja gry

The Crew Motorfest nawet nie próbuje udawać, że nie jest klonem Forzy Horizon. Ale – jak się okazuje – to klon całkiem niezły, oferujący sporo radości z jazdy.