autor: Maciej Myrcha
Augustus: W służbie Cezara - recenzja gry
Po śmierci Cezara w 44 r. p.n.e. po władzę sięga Marek Antoniusz. Jednak Cezar na prawowitego następcę wyznaczył swego usynowionego siostrzeńca, Oktawiana. W Rzymie rozpoczynają się wewnętrzne walki o zdobycie tronu.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Przyznam, że gdy po raz pierwszy ujrzałem wzmianki o projekcie Augustus, krew ciut żywiej zaczęła buzować w moich żyłach. Fakt, iż na przedstawionych screenach przypominała Severance: Blade of Darkness, nad którą spędziłem sporo nieprzespanych nocy, przemawiał tylko na jej plus. Dlatego więc, gdy dostałem możliwość zrecenzowania Augustusa, zatarłem ręce z radości. Co prawda słyszałem niepochlebne opinie o tej grze, ale miałem nadzieję, że to tylko złe języki ludzkie, pomówienia (mam nadzieję, że autorzy Nic śmiesznego wybaczą mi to zapożyczenie). Najpierw jednak zabrałem się za szukanie, co też redaktorzy serwisów branżowych mają o tej grze do powiedzenia.
Jakież było moje zdumienie, gdy natrafiłem na śladowe ilości wzmianek o Augustusie: W służbie Cezara, bo taki pełny tytuł nosi gra. Do tego 99% z nich było w języku naszych zachodnich sąsiadów, za którym ani nie przepadam, ani nie rozumiem. Również oficjalna strona Atari milczała jak grób, dopiero po kilku podejściach zorientowałem się, że to niemiecki oddział firmy odpowiedzialny jest za wydanie gry. No trudno, pomyślałem, poszukam przynajmniej nieco informacji na temat filmu, do którego gra w zamierzeniach ma nawiązywać. I tu niestety poddałem się, ponieważ rodzime serwisy filmowe nie raczyły odnotować faktu pojawienia się filmu Augustus na dużym ekranie. Pełen złych przeczuć zabrałem się testowanie gry.
Zamierzając na nowo zapisać karty historii Rzymu, jak reklamują swój produkt twórcy, już przy pierwszym kontakcie z grą napotykamy dość niemiły moim zdaniem, zgrzyt. Wydawało mi się, iż moda na umieszczanie filmów „realnych” jako intra już minęła, a tu niespodzianka. Panowie z Collision Studios, odpowiedzialni za developing gry, poszli w tym miejscu (i nie tylko, ale o tym za moment) na straszną łatwiznę – po prostu zamiast animacji stworzonej własnoręcznie umieścili sekwencje żywcem wyjęte z filmu kinowego. No cóż, lepszy rydz niż nic, wolę oglądać film niż kiepsko zrobione intro. Jednak wszystkich, którzy spodziewają się, iż jest to jednorazowy wybryk, muszę rozczarować – tak wyglądają wszystkie przerywniki pomiędzy kolejnymi misjami, co pozytywne jest tylko w jednym aspekcie – możemy zorientować się, czy warto pójść do kina na Augustusa.
W tym miejscu należy się czytelnikom krótkie wprowadzenie w warstwę fabularną gry (i filmu przy okazji). Po śmierci Cezara w 44 r. p.n.e. po władzę sięga Marek Antoniusz. Jednak Cezar na prawowitego następcę wyznaczył swego usynowionego siostrzeńca, Oktawiana. W Rzymie rozpoczynają się wewnętrzne walki o zdobycie tronu. Oktawian zawiera porozumienie z Antoniuszem i Lepidusem, tzw. II triumwirat, który rozpada się w 31 r. p.n.e. wraz ze śmiercią Marka Antoniusza. Oktawian przejął całkowitą władzę i panował nad Imperium Rzymskim przyjąwszy przydomek August (wspaniały i święty). A jak ten rys historyczny ma się do naszej rozgrywki? Otóż wcielamy się w postać Tytusa Gladiusa, przybocznego gwardzisty Oktawiana i bierzemy czynny udział we wszelkich intrygach i niebezpiecznych misjach, dzięki którym nasz wódz stanie się prawowitym władcą Rzymu i pozbędzie się jawnych i niejawnych wrogów.
Nadszedł czas na rozpoczęcie rozgrywki. I tutaj miłe zaskoczenie (jedno z nielicznych niestety) – gra rozpoczyna się od krótkiego, aczkolwiek treściwego tutoriala. Gracz zapoznaje się z systemem sterowania postacią, dowiaduje się jak chodzić, biegać oraz skradać się. Kolejne części treningu obejmują m.in. ogłuszanie, walkę na miecze, rzuty włócznią (pilum) czy odwrócenie uwagi przeciwnika dzięki rzutowi monetą. Trening kończy się walką z gladiatorem, po wygraniu której ruszamy już do właściwej części rozgrywki, czyli wykonywania misji w służbie Cezara. Niestety, zamiast coraz lepiej robi się coraz gorzej.
Po kilku minutach spędzonych z grą zacząłem mieć podejrzenia, iż duża część ludności Rzymu musiała cierpieć na klaustrofobię, a pozostali cierpieli z powodu wad wzroku! Lokacje, po których przyjdzie nam się poruszać są bardzo małe a poza tym liniowe aż do bólu – miasta nie zwiedzimy, choć byśmy bardzo chcieli to zrobić – twórcy gry wytyczyli jedną słuszną drogę do przejścia a pozostałe możliwości zablokowali np. wozami czy skrzyniami. Tak więc jak po sznurku przemieszczamy się z jednego punktu do drugiego. O przepraszam, wyjątkiem jest przykładowo poziom z kanałami czy świątynia, ale tam również dużo nie zobaczymy. A nie zobaczymy także z powodu oświetlenia, skąpego jak za czasów PRL-u. Ja rozumiem, że autorzy bardzo chcieli przybliżyć swój produkt do gatunku skradanek, ale tak szczerze powiedziawszy, Augustus takiemu np. Thiefowi do pięt nie dorasta.
Wszechobecny mrok ma swoje zalety, służąc do skradania się, ale grę można przejść w ogóle nie korzystając z tej umiejętności. W kilku lokacjach jest jakby jaśniej, wtedy też możemy podziwiać dość ładnie odwzorowane budowle, szkoda tylko, że jest ich tak mało. A już zupełną porażką jest walka w wiecznym mroku – nie dość, że nie widzimy przeciwników, to dodatkowo nie widzimy również naszej postaci – jednym słowem walka po omacku (jak jednak można się przekonać po dalszym opisie sposobu walki, jej wynik nie jest z góry przesądzony na naszą niekorzyść). [screeny w tekście zostały znacznie rozjaśnione – przyp. red.]
Jeśli już o misjach mowa, starano się je zróżnicować. I tak czasami musimy siłowo rozwiązać problem zamieszek w mieście, wykraść pewne dokumenty z willi senatora, szpiegować spiskowców czy odkryć, gdzie podziewa się zaginione zboże. Niestety, misje, mimo iż zróżnicowane, zostały zrobione praktycznie na jedno kopyto. Ponownie wraca sprawa jedynej słusznej drogi ukończenia danej misji. Przykładowo, w jednej z nich musimy znaleźć dowody na udział senatora w spisku. Opis misji dość niejasno tłumaczy, co należy w niej zrobić, tak więc chodzimy sobie tu i ówdzie, aż napotykamy srebrne zwierciadło, które... no, właśnie, co z nim należy zrobić? Takich niejasności jest jeszcze sporo, całe szczęście, że twórcy zlitowawszy się nad graczami przygotowali jedynie 11 etapów.
Teraz słów kilka o tym, co chyba jest kwintesencją tej gry, czyli o zmaganiach zbrojnych. Prędzej czy później dojdzie do walki wręcz z przeciwnikami a to jest... totalna klapa! O ile ilość rodzajów broni można jeszcze jakoś przeżyć (chociaż i tak nie powala na kolana – mamy m.in.: sztylet, miecz, krótki oszczep, topór), to już sam sposób prowadzenia walki woła o pomstę do nieba. Pragnę ostrzec przed czytaniem kolejnych zdań wszystkich, którzy przyzwyczajeni są do całego wachlarza ciosów czy tworzenia z nich tzw. combo. Otóż Augustus: W służbie Cezara oferuje nam, uwaga, całe dwa ciosy! Jeden krótki, po wciśnięciu lewego klawisza myszy, oraz drugi, który jest pewną odmianą pierwszego – jego siła zależy od długości przytrzymania klawisza. Do tego dochodzi jeszcze możliwość rzutu oszczepem w przeciwnika – to tyle w temacie ataku. No, rewelacja po prostu.
Od razu podpowiem, że w temacie obrony również nie spodziewajcie się fajerwerków, chociaż może być ona dla niektórych zaskakująca. Otóż prawy klawisz służy do blokowania ciosów przeciwnika. Po pewnym czasie zacząłem się zastanawiać, dlaczego moja postać nie może zostać wyposażona w tarczę, skoro przeciwnicy mają ich kilka rodzajów. Odpowiedź przyszła sama – tarcza jest niepotrzebna, ponieważ prawym klawiszem blokujemy wszystkie ciosy wrogów! No chyba, że zajdą nas od tyłu. Co więcej, trzymając wciśnięty prawy klawisz, możemy blokować ciosy nawet 4 żołnierzy (w tym z toporami) i w odpowiedniej chwili wyprowadzać kontratak. Przyznacie sami, że jeśli Oktawian miałby legion takich wojaków, Rzym leżałby u jego stóp bez zawierania triumwiratu.
No dobra, mimo iż walka na żywioł zapewnia ukończenie gry dość szybko (kombinacja rzut oszczepem + szybki rajd na pozostałych z toporem w dłoni), postanowiłem poeksperymentować nieco ze skradaniem się. Mówię nieco, ponieważ w mojej opinii mija się to z celem. Nie dość, że postać porusza się bardzo wolno, kaczym chodem, to siłowe usuwanie przeciwników jest bardziej skuteczne i szybsze. Algorytmy odpowiedzialne za inteligencję komputerowych przeciwników bardzo szwankują. Co z tego, że twórcy gry oddali w nasze ręce opcję przeniesienia ciała zabitego/ogłuszonego wroga, skoro jego kompani nawet przechodząc bezpośrednio po nim zupełnie nie reagują? Ich czujność wzbudza jedynie rzut oszczepem (niecelny wywołuje stukot, celny wywołuje krzyk trafionego) lub rzut monetą. Niestety, wystarczy, że ukryjemy się w cieniu, a żołnierz praktycznie wchodząc na nas nic nie zauważy. W tym miejscu chciałbym ostrzec eksperymentatorów przed próbą ataku w cieniu – dość trudno wtedy ustawić dobrze kamerę, a walka na oślep nie należy do przyjemnych. Również inne postacie zupełnie nie zwracają uwagi na zabitych – w misji, w której śledzimy pewnego senatora, przechodzi alejką usianą ciałami swojej obstawy, oczywiście zupełnie nie interesując się, czemu nagle wszyscy odpoczywają w kałużach krwi.
Kombinacja wszystkich tych czynników sprawiła, iż wspomniany przeze mnie tytułem wstępu Severance: Blade of Darkness, mimo swoich lat, wygląda przy Augustusie doskonale. Podsumowując, Augustus: W służbie Cezara jest grą mniej niż średnią. Sytuację ratuje nieco lokalizacja, dzięki której postaci przemawiają w naszym języku, a i teksty pisane łatwiej się czyta, ale czy to wystarczy, aby poświęcić grze kilka godzin? (Tyle potrzeba do ukończenia jej na najniższym poziomie trudności.)
Maciej „Elrond” Myrcha
PLUSY:
- Rzym...?
MINUSY:
- klaustrofobiczne lokacje;
- mizerna inteligencja przeciwników;
- maksymalnie uproszczona walka.