autor: Bolesław Wójtowicz
Atlantis III: The New World - recenzja gry
Atlantis III: The New World to kontynuacja flagowej serii gier przygodowych francuskiego zespołu Cryo Interactive. Ponownie otrzymujemy wykonaną w tradycyjnym stylu grę łączącą elementy łamigłówek logicznych z przepięknie renderowaną scenerią.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Czasem rzeczywiście zachowuję się dziwnie... Nie mam tu na myśli jakichś zachowań, które groziłyby zamknięciem mojej jakże skromnej osoby w miejscu zupełnego odosobnienia, jednakże niektóre moje postępki można określić jako “dziwne”. Chyba, że nie tylko mnie zdarza się, na ten przykład, kupić grę komputerową, przynieść do domu... i postawić na półce, nawet nie instalując jej przez kolejnych kilka miesięcy. Wam też? Naprawdę? No, to nie jest ze mną jeszcze tak źle...
Przyznam się, że trochę mnie to martwiło, gdyż jaki sens ma wydawanie ciężko zarobionych / zaoszczędzonych (niepotrzebne skreślić) pieniędzy na rzecz, której nawet nie wyjęliśmy z pudełka, nie mówiąc już o użyciu jej w celu, w jakim została wytworzona. Pudło zalega na półce, powolutku znikając pod coraz grubszą warstwą kurzu, a my z czasem zapominamy, że kiedyś w ogóle takiego zakupu dokonaliśmy. Dopiero po kilku / kilkunastu (niepotrzebne skreślić) miesiącach, szukając jakiejś gry, która jeszcze nas nie znudziła, odgrzebujemy zapomniane opakowanie i ze zdziwieniem konstatujemy: To ja mam taką grę?! Szok... Szybko ją instalujemy... i nie ma nas na najbliższe kilka dni. A potem niedowierzanie: jak mogłem marnować wcześniej czas na tyle gier, które w porównaniu z tą, krótko mówiąc, są niczym. Jak mogłem...?! A potem kupujemy następną grę i...
Kiedy stałem się szczęśliwym nabywcą “Atlantis III”, wiosna dopiero nieśmiało zaczynała przypominać o sobie. Pamiętam, że gdy wracałem do domu, ściskając pudełko pod pachą, to drzewa zaledwie zaczynały się budzić, a ciężkie ołowiane chmury groziły jeszcze śniegiem. Jak się zapewne domyślacie, oczywiście opakowanie wylądowało na półce i uległo zapomnieniu. Ktoś mógłby zapytać: Dlaczego więc ją kupowałem, skoro nie miałem zamiaru jej od razu instalować? Dobre pytanie... Ale i odpowiedź jest prosta: Bo tak. Dlatego, że na okładce znajduje się słowo “Atlantis”, dlatego, że skoro ma się w kolekcji dwie pierwsze części, grzechem byłoby nie nabyć trzeciej, dlatego że to przygodówka... Dlaczego więc na półkę, zamiast na twardy dysk? Ojej, bo inne gry, bo mało miejsca, bo brak czasu, bo zapomnienie... A teraz żal...
Francuskiej firmie “Cryo” (niech spoczywa w pokoju) przez te wszystkie lata jej twórczej działalności zawdzięczamy całe mnóstwo gier. Czasem lepszych, czasem gorszych, ale większość z nich można było zaliczyć do najszlachetniejszego gatunku gier komputerowych, czyli tych, które ogólnikowo nazywamy przygodówkami. Znaczące miejsce wśród nich zajmuje seria trzech gier nosząca wspólny tytuł “Atlantis”. I właśnie trzecia jej część będzie nas najbardziej tu interesować. Z drugiej strony, jak tu pisać o kontynuacji, nie wspominając początków. Przypomnijmy więc...
W części pierwszej dane nam było wcielić się w młodzieńca o imieniu Seth, który, tak jak każdy ze szlachetnie urodzonych mieszkańców Atlantydy osiągający pełnoletność, udaje się do królewskiego pałacu, gdzie pełnić będzie służbę jako Towarzysz Królowej. Kiedy jednak dociera na miejsce okazuje się, że ktoś wymordował pozostałych Towarzyszy, zaś prawowita władczyni została uprowadzona. Seth podejmuje się odnalezienia Królowej, mimo iż wyraźnie zakazuje mu tego Kreon, król–małżonek, którego rola w całej tej sprawie jest, delikatnie mówiąc, niejasna ... Wraz z Sethem przyszło nam przemierzyć wiele krain, rozwiązać całe mnóstwo zagadek, a nawet walczyć zbrojnie. I to właśnie ten ostatni element, moim skromnym zdaniem, psuł odrobinę całą grę, gdyż elementy zręcznościowe jakie zupełnie niepotrzebnie umieszczono w grze powodowały, że wielokrotnie z moich ust sypały się wyrazy, których nie powstydziłby się niejeden marynarz w najpodlejszej portowej tawernie. Gra jednak była na tyle wspaniała, że nie zastanawiałem się ani chwili nad zakupem jej kontynuacji, która wszak nawiązywała do swojej poprzedniczki, ale w gruncie rzeczy opowiadała zdecydowanie inną historię. Tym razem, jako młody mieszkaniec Tybetu, odbyliśmy pod postacią Szafarza Światła podróż – misję, od średniowiecznej Irlandii zaczynając, poprzez Chiny, Jukatan, aż do Shambalii i zatopionej Atlantydy. Druga część była zdecydowanie ładniejsza graficznie od pierwszej, zawierała całe mnóstwo zagadek, mniej lub bardziej trudnych, a przede wszystkim pozwalała spędzić ładnych kilka dni na wspaniałej przygodzie. Po prawie trzech latach pojawiła się część trzecia...
Jej opowieść rozpoczyna się w roku 2018, gdy widzimy jak pewien krótko ostrzyżony facet wydobywa z zapomnienia Kryształową Czaszkę... Dwa lata później, na skraju pustyni Hoggar, młoda dziewczyna pędząc wśród piasków w swoim pojeździe, ulega wypadkowi. Kiedy po pewnym czasie dochodzi do siebie, widzi siedzącego przy ognisku obcego mężczyznę. W wyniku rozmowy pomiędzy nimi, okazuje się, że zarówno młody Tuareg, jak i pani archeolog mają wspólny cel – odnalezienie starożytnej studni. I o ile dla niej owa studnia ma stanowić potwierdzenie śladów istnienia w tym miejscu starożytnej egipskiej osady, o tyle jego cel jest bardziej prozaiczny: usunąć opryszków, którzy opanowali plemienną studnię. Podczas, gdy Targui zabiera się do zbrojnego działania, dziewczyna postanawia rozejrzeć się po okolicy i natrafia na grotę, w której odnajduje portal czasoprzestrzenny. Z jego pomocą przenosi się do starożytnego Egiptu... I tak oto rozpoczyna się podróż jej życia...
Oczywiście Egipt to dopiero początek tej wędrówki, gdyż wraz z panią archeolog zwiedzimy, oczywiście oprócz pustyni Hoggar, również Bagdad z “Opowieści tysiąca i jednej nocy” oraz syberyjskie pustkowia z czasów, kiedy wędrowały po nich jeszcze mamuty. Zanurzymy się także... we własne wnętrze.
Pierwszym elementem gry, który zaraz po uruchomieniu oszałamia i urzeka, jest jej cudowna oprawa graficzna. Obie poprzednie części również odznaczały się wspaniałą grafiką, ale to czego dokonali francuscy artyści w części trzeciej, przechodzi wszelkie wyobrażenia. Bajeczna, ślicznie renderowana, realistyczna do bólu – to tylko kilka określeń, które mogą w części zaledwie oddać ogrom dokonań grafików. Rozpalone piaski pustyni, egipskie Miasto Umarłych otoczone błękitem wód jeziora, skrzące się feerią barw ogrody Bagdadu, syberyjska tajga... Mumie, faraonowie, kapłani, czarodzieje, hurysy, bandyci... Tygrysy, wilki, niedźwiedzie, mamuty, małpy, smoki... Te światy żyją, kuszą by je poznać i odsłonić skrywane przez nie tajemnice. Wszystko to doprawione rewelacyjnie wykonanymi animacjami, których autorzy naprawdę nam nie skąpią, dopracowanymi w każdym, najdrobniejszym nawet, szczególe.
Jednakże w grach przygodowych grafika stanowi zaledwie uzupełnienie, tego co najważniejsze, czyli fabuły oraz zagadek z którymi przyjdzie nam się zmierzyć. Nie twierdzę, że oprawa graficzna nie ma żadnego znaczenia, jednakże szybciej pogodzimy się z marną jej jakością, gdy fabuła gry wciągnie nas natychmiast w swoje sidła, a wspaniale wyważone zagadki nie pozwolą oderwać oczu od ekranu. A kiedy zaś wszystkie te trzy elementy ze sobą współgrają, każdy miłośnik przygodówek nie posiada się ze szczęścia. I właśnie taka sytuacja ma miejsce w trzeciej części “Atlantis”. Zagadki w większości przypadków należą do tych z wyższej półki i mogą czasem spowodować u mniej odpornych nerwowo zgrzytanie zębami i używanie słów ogólnie uznanych. Jednakże czas jest lekarstwem na wszystko... Wystarczy chwila zastanowienia, czasem kartka i ołówek, innym razem użycie metody prób i błędów, a zaraz wszystko staje się prostsze. Niektóre łamigłówki, gdy już się z nimi uporacie, dostarczą wam nie tylko mnóstwa satysfakcji z własnych dokonań, ale również sporo wiedzy o czasach w których żyli faraonowie lub też gdy Szeherezada opowiadała swoje bajki. W mojej pamięci na długo utkwi historia Setha, Ozyrysa i Izydy, opowiadanie Szeherezady, zabawa ze stróżem Wieży Żmij...
Sterowanie postacią naszej bohaterki, sposób patrzenia na otaczający nas świat odbywa się w dokładnie taki sam sposób, jak miało to miejsce w poprzednich częściach. Dla tych, którzy nie grali, wyjaśnię: patrzymy na wszystko dookoła oczami postaci, którą kierujemy, a kiedy zmieni się kształt kursora wykonujemy określoną czynność. Oczywiście rozglądać możemy się we wszystkich kierunkach, pełne 360 stopni, i szczerze radzę, by robić to jak najczęściej, gdyż nie tylko że w ten sposób w pełni docenimy dzieło francuskich grafików, ale dzięki temu nie umknie naszym oczom kilka ważnych dla dalszego przebiegu rozgrywki elementów, które czasem słabo są widoczne. A po co niepotrzebnie wracać się po kilka razy do tych samych miejsc?
Ze sterowaniem wiążą się również takie czynności, jak używanie przedmiotów, czy też rozmawianie z innymi postaciami. O ile za pomocą klawisza myszki użycie posiadanego elementu wyposażenia nie sprawia nam większych problemów, o tyle do sposobu prowadzenia rozmów mam odrobinę zastrzeżeń. Gdy wskażemy jakąś postać kursorem i pojawi się symbol rozmowy, kliknięcie spowoduje ukazanie się szeregu okien z wizerunkami miejsc lub rzeczy na temat których możemy wymienić kilka zdań. Żadnej swobody w wyborze tematu, zero możliwości w sposobie sformułowania pytania... Najzwyczajniej na świecie klikamy na obrazek, a nasza postać zadaje pytanie. Jakie? Tego dowiadujemy się niestety dopiero po fakcie. Prowadzi to do licznych nieporozumień, rozpytywania się o rzeczy, które już znamy, a nawet zadawania pytań zupełnie nieadekwatnych do okoliczności w jakich się znaleźliśmy. Przyznaję, że kilka razy, na przykład w egipskim Mieście Umarłych w podróży po której towarzyszyła mi wesołkowata mumia, pytałem ją o rzeczy, które już wcześniej samodzielnie poznałem. Dlaczego więc zadawałem te pytania? Po prostu dlatego, że była taka możliwość.. Myślę, że można było ten system prowadzenia rozmów rozwiązać w jakiś inny sposób.
Jedną z tych rzeczy, które niestety ostatnimi czasy zbyt często umieszczane są w grach przygodowych, są elementy zręcznościowe. Osobiście, jako zdecydowany przeciwnik tego rodzaju zasadzek na gracza, który wszak kupuje przygodówkę raczej po to, by potrenować szare komórki, a nie palce, odnoszę wrażenie, że jest to celowy zabieg autorów, którym nie stało pomysłów na fabułę i zagadki i w ten sposób sztucznie wydłużają czas, jaki gracz decyduje się spędzić przed monitorem. W wielu przypadkach każdy z nas traktuje to jako zło konieczne i stara się jak najszybciej uporać z tymi zadaniami, by móc dalej rozkoszować się rozwiązywaniem skomplikowanych łamigłówek. Każda z części serii “Atlantis” zawiera takie elementy, czasem są one stosunkowo proste, innym razem zdecydowanie zbyt trudne. Jak sobie przypomnę ile strzał musiałem wystrzelić, by upolować nieszczęsnego Odyńca w części pierwszej... Nie inaczej jest również w grze, o której tutaj mowa. Nasza piękna pani archeolog w wielu sytuacjach musi być bardzo ostrożna, by nie zaliczyć przedwczesnego zejścia z tego nienajlepszego ze światów, czy to za pośrednictwem karabinu bandziora czy pazurów tygrysa. Mimo, iż w tej części elementy zręcznościowe nie utrudniają nam aż tak życia, jak to było wcześniej, jednak zdenerwować czasem potrafią. Zło konieczne? Jak najbardziej...
Grę możemy zapisywać w dowolnym momencie, co jest pewną innowacją w stosunku do części poprzednich, w którym mieliśmy funkcję autozapisu. Teraz możemy wybrać sami chwilę, kiedy zdecydujemy się tego dokonać. Skoro już jesteśmy przy tym temacie, może warto dodać, że chociaż panel opcji nie oszołamia swoim bogactwem, jednakże ma kilka elementów, które pozwalają nam dostosować grę do własnych potrzeb. Oprócz sposobu zachowywania stanu gry, mamy możliwość zmiany rozdzielczości, palety barw z 16-to na 32-bitową, włączenia lub wyłączenia napisów, regulacji poziomu głośności... Standard...
Przygodom, jakie przeżywamy wraz z młodą panią archeolog, towarzyszy znakomita oprawa dźwiękowa. Znów musiałbym powtarzać się, że wszystkie części serii odznaczały się świetną ścieżką dźwiękową oraz muzyką, dlatego też powiem tylko tyle: muzyka jest naprawdę znakomita, w odpowiednich klimatach, wspaniale podkreślająca wszystko to, co dzieje się na ekranie monitora. Nie nuży i nie przeszkadza, co już jest wartością samą w sobie, gdyż zbyt często zdarza się w grach, że podkład muzyczny powoduje natychmiastowe poszukiwanie możliwości jego wyłączenia. W tym przypadku muzyka jest naszym wiernym towarzyszem w podróży, czasem nas bawi, czasem niepokoi, innym razem uspokaja. Znakomita, naprawdę znakomita...
Na koniec, zresztą jak zawsze, pozostawiłem sobie ocenę polskiej wersji językowej. Często, zbyt często zdarza się, że my, gracze, marudzimy i narzekamy na opracowanie gry w wersji zrozumiałej dla polskiego odbiorcy. A to, że głosy źle dobrane, a to że tłumaczenie fatalne, a to że... Malkontentów nigdy przeważnie nie brakuje. Często zresztą mają oni rację... Niestety, tym razem przeciwników polskich wersji językowych muszę rozczarować, gdyż osoby wyznaczone przez dystrybutora za przygotowanie “Atlantis III” dla rodzimego odbiorcy wykonały swoją pracę wręcz znakomicie. Aktorzy, których zatrudniono do tej realizacji, wczuli się w swoje role i z przyjemnością słucha się wypowiadanych przez nich kwestii. Również polskie napisy nie zawierają jakiejś specjalnie przesadnej porcji literówek, z reguły odpowiadając temu, co słyszymy. Bez wątpienia można zdecydowanie stwierdzić, że lokalizacja gry, to jeden z jej mocnych i niezaprzeczalnych atutów.
Firma “Cryo” przestała istnieć. Nie należy więc spodziewać się, że za jakiś czas na półki sklepowe zawita czwarta część serii, co bez wątpienia jest wiadomością bardzo złą dla miłośników gier przygodowych. Może i nie wszystkie produkcje tej firmy należały do udanych, sam niejednokrotnie narzekałem na jej dokonania, ale mimo wszystko żal, gdyż od czasu do czasu udawało im się popełnić tak cudowną grę, jaką jest “Atlantis III”. Znakomita, intrygująca fabuła, bajeczna wręcz oprawa graficzna, zróżnicowany poziom trudności ciekawych, zmuszających do solidnego wysiłku umysłowego zagadek, znakomita muzyka i dobrze opracowane efekty dźwiękowe – czy trzeba czegoś więcej? Nawet te kilka mankamentów, które wcześniej wymieniłem, czyli elementy zręcznościowe, czy też sposób prowadzenia rozmów, nie psuje wspaniałego wrażenia całości. Ta gra powinna stać się lekturą obowiązkową dla każdego, kto uważa się za miłośnika gier przygodowych.
A ja muszę częściej zaglądać na moje zakurzone półki... Kto wie jakie tam jeszcze skarby znajdę...
Bolesław „Void” Wójtowicz