autor: Michał Chwistek
Assassin's Creed: Revelations - recenzja finału trylogii Ezio Auditore da Firenze
Finał historii włoskiego asasyna rzuca nas na Bliski Wschód. W jakiej formie jest starzejący się Ezio? Na to pytanie odpowiadamy w recenzji Assassin's Creed: Revelations.
Assassin’s Creed to bez wątpienia jedna z najważniejszych i najpopularniejszych serii gier ostatnich lat. Mimo krótkich odstępów czasu między premierami kolejnych jej odsłon do tej pory każda następna część była lepsza od poprzedniej, wprowadzając do cyklu wiele nowości. Kamieniem milowym stała się gra druga, która usprawniła rozgrywkę, przeniosła fabułę do renesansowych Włoch oraz wprowadziła zupełnie nowego bohatera – Ezio Auditore da Firenze. Assassin’s Creed Revelations to trzecia i ostatnia edycja cyklu poświęcona włoskiemu szlachcicowi. Po spędzeniu z nią kilkudziesięciu godzin mogę bez waha stwierdzić, że jest to godne pożegnanie wielkiego asasyna.
Przygodę rozpoczynamy niemal dokładnie w tym samym momencie, w którym zakończyło się Assassin’s Creed Brotherhood. Po tym jak Desmond Miles zemdlał w starożytnej komnacie ukrytej pod rzymską posiadłością jego towarzysze podłączają go nieprzytomnego do Animusa, utrzymując w ten sposób przy życiu. Aby uchronić umysł przed zapaścią, Desmond musi do końca poznać wspomnienia przodków i oddzielić je od swych własnych myśli.
Fabuła gry podzielona została na trzy przeplatające się ze sobą wątki, które dotyczą trzech różnych bohaterów. W pierwszym wcielamy się w postać 50-letniego Ezio Auditore. Włoski szlachcic wyrusza do syryjskiego Masjafu, aby odnaleźć bibliotekę dawnego mistrza zakonu – Altaira. Poszukiwania starożytnych artefaktów prowadzą go jednak do Konstantynopola, gdzie angażuje się w rozwój tamtejszego zakonu asasynów, miesza w spisek templariuszy oraz spotyka miłość swego życia. Zgodnie z tradycją serii podczas wykonywania misji poznajemy również wiele postaci historycznych, takich jak cesarz Imperium Osmańskiego Sulejman Wspaniały czy potomek władców Bizancjum Manuel Palaiologos. Ta część scenariusza zdecydowanie zasługuje na największe brawa. Pełno w niej zwrotów akcji, wciągających intryg oraz interesujących bohaterów. Nawet – wydawałoby się drugorzędny – wątek romansu został opracowany perfekcyjnie i unika typowego dla większości gier banału. Zdobywając kolejne artefakty, Ezio odblokowuje również wspomnienia bohatera pierwszej części gry – Altaira Ibn-La'Ahad. Dzięki nim możemy poznać dalsze losy legendarnego asasyna, od dnia w którym zdobył fragment Edenu do momentu jego śmierci. Historia przedstawiona została w sposób bardzo skrótowy, ale mimo to wciąga i z wielką niecierpliwością oczekuje się na jej kolejne odsłony.
Podobnie minimalistycznie ujęte są wspomnienia Desmonda Milesa. Tym razem twórcy porzucili wątek walki z Abstergo, skupiając się przede wszystkim na przeszłości oraz psychice głównego bohatera. Poznajemy ją, wykonując misje ukryte wewnątrz Animusa, które w niczym nie przypominają rozgrywki typowej dla serii Assassin’s Creed. Podczas ich przechodzenia świat obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby, a naszym celem jest przedostanie się na drugi koniec sterylnych lokacji, przywodzących na myśl gry z serii Portal. Gracz oprócz biegania i skakania może również tworzyć dwa rodzaje obiektów: poziome chodniki oraz pochylnie. Unoszą się one w powietrzu, umożliwiając pokonywanie przepaści lub wspinanie się na wyższe piętra. W kolejnych misjach pojawiają się także różnego rodzaju utrudnienia, takie jak promienie laserów, strumienie grawitacji czy ściany teleportujące. Po rozwiązaniu niemal każdej mniejszej zagadki możemy usłyszeć Desmonda opowiadającego o swojej przeszłości, a czasem również zobaczyć zdjęcia związane z jego historią. To znakomite połączenie prostych zagadek, sterylnych pomieszczeń oraz krótkich wspomnień bohatera, które tworzy bardzo sugestywny klimat i stanowi znakomitą odskocznię od standardowej rozgrywki.
Podczas zabawy zdecydowaną większość czasu spędzamy jednak, wcielając się w Ezio, a co za tym idzie, głównym miejscem naszych przygód jest dawna stolica Bizancjum - Konstantynopol. Powinien on przypaść do gustu zarówno fanom pierwszej, jak i drugiej odsłony serii. Łączy bowiem piękno włoskich renesansowych miast oraz dawnej architektury Wschodu. Samo zwiedzanie tej potężnej i barwnej metropolii sprawia niesłychaną frajdę. Podczas wykonywania misji asasynów wdrapujemy się m.in. na świątynię Hagia Sofia, Wieżę Galata, starożytny Hipodrom czy jeden z wielu minaretów. Znakomicie prezentuje się również olbrzymi kryty bazar, w którym najlepiej czuć klimat wspaniałego Konstantyna. Jeżeli jednak znudzi nam się oglądanie cały czas tej samej okolicy, możemy przenieść się do jednego z podziemnych miast Kapadocji. Jest ono całkowicie odmienne od Istambułu, a swoją architekturą przypomina raczej osady krasnoludów z powieści fantasy. Podczas pierwszej wizyty lokacja ta robi naprawdę duże wrażenie.
Mechanika dostępnych zadań nie uległa wielkim zmianom w stosunku do poprzednich części serii. Nadal jest ona bardzo różnorodna i rzadko zdarza się, żeby podobne misje następowały jedna po drugiej. Jeżeli we wcześniejszym zleceniu śledziliśmy podejrzanego strażnika, w następnym prawdopodobnie zmuszeni będziemy do szybkiej ucieczki albo przekradnięcia się do chronionego pałacu. Nie zabrakło również emocjonujących pościgów, misji szpiegowskich czy wielkich bitew z wojskami templariuszy. Pewną nowością jest odnajdywanie poszlak, które działa niemal identycznie jak w Batman: Arkham Asylum. Dużym rozczarowaniem były dla mnie nagrody, jakie otrzymujemy za wykonanie sekwencji w stu procentach, czyli spełniając wszystkie dodatkowe warunki misji. Po osiągnięciu pełnej synchronizacji odblokowany zostaje dostęp do kodów, z których możemy jednak korzystać wyłącznie podczas powtarzania raz już wykonanych zadań. Jaki jest wtedy sens ułatwiania sobie gry? Trudno powiedzieć.
Większe zmiany objęły ekwipunek Ezio, który poszerzono się m.in. o nowy rodzaj ostrza, tzw. hook blade. Dzięki jego haczykowatej końcówce możemy się dużo szybciej wspinać po ścianach oraz sprawniej przeskakiwać/powalać wrogów. Hak znakomicie sprawdza się również w połączeniu z porozwieszanymi w mieście linami, umożliwiając szybkie przemieszczanie się między dachami budynków. Revelations powinno jednak szczególnie zadowolić fanów wszelkich ładunków wybuchowych. Znane z poprzednich części bomby dymne, zastąpione zostały zupełnie nowym systemem tworzenia własnych granatów. Wybierając z wielu dostępnych materiałów, gracz może stworzyć bombę, która ogłusza, zabija lub jedynie dezorientuje wrogów, jednocześnie samemu określając zasięg wybuchu czy rodzaj zapalnika. Nowe granaty nie tylko świetnie sprawdzają się podczas większych starć, ale oferują również wiele nowych możliwości w trakcie wykonywania misji skradankowych.
Znaczącej ewolucji uległ system kierowania własnym zakonem asasynów, który został wprowadzony w poprzedniej odsłonie serii. Obecnie nowych zabójców rekrutujemy na dwa sposoby: ratując ich przed templariuszami lub wykonując krótkie zadania poboczne. Gdy już uzbieramy małą grupkę, możemy zająć się ich treningiem, wysyłając nowicjuszy do miast na wybrzeżach Morza Śródziemnego. Z czasem metropolie te stają się ciągłym źródłem dochodu oraz zwiększają ilość otrzymywanych przez uczniów punktów doświadczenia. Największą nowością jest jednak sposób rozszerzania i utrzymywania strefy wpływów w Konstantynopolu. Aby zająć konkretną dzielnicę, musimy przejąć kryjówkę templariuszy oraz zabić stacjonującego w niej kapitana. Nasi wrogowie nie poddają się jednak łatwo i po pewnym czasie mogą próbować odbić swoją dawną posiadłość. Jej obrona przypomina popularne gry z serii tower defense. Naszym zadaniem jest takie rozstawienie wojsk i barykad, aby napastnikom nie udało się przedrzeć na drugi koniec ulicy. Mimo wielu dostępnych opcji ten element rozgrywki wymaga jeszcze paru udoskonaleń. Dostępne jednostki niezbyt różnią się między sobą, a zasady ich rozstawiania są na tyle niejasne, że gra zaczyna po jakimś czasie frustrować. Niezbyt dobrze prezentuje się również sterowanie, które uniemożliwia szybkie reagowanie na zmieniające się warunki bitwy. System ten ma jednak duży potencjał i mam nadzieję, że powróci jeszcze w kolejnych odsłonach serii.
Podstawy rozgrywki sieciowej od czasu Brotherhooda nie uległy żadnym rewolucyjnym zmianom. Mechanika skradania, egzekucji oraz ucieczki pozostała niemal identyczna i jeżeli poprzednio nie przypadła ona komuś do gustu, Revolutions nic w tej kwestii nie zmieni. Nie oznacza to jednak, że multiplayer nie oferuje żadnych nowości. Wręcz przeciwnie. Na fanów zabawy w sieci czeka wiele nowych map, przedmiotów, postaci czy umiejętności do odblokowania. Najważniejsze są jednak zupełnie nowe tryby rozgrywki.
W „Artifact assault” gracze podzieleni zostają na dwie drużyny, z których każda posiada jeden artefakt. Zadaniem uczestników jest obrona własnego skarbu oraz kradzież przedmiotu przeciwnika. Inny nowy tryb zabawy polega na ratowaniu postaci niezależnych. Co jakiś czas kilku cywilów zostaje oznaczonych jako potencjalne ofiary, a zadaniem jednej z drużyn jest uchronienie ich przed śmiercią. Jak łatwo się domyślić, drugi zespół wciela się w morderców i musi zabić jak największa liczbę celów. Moja ulubioną jest jednak zabawa w złodziei skarbów. W tym trybie również uczestniczą dwie drużyny, z których jedna broni losowo pojawiających się na mapie skrzynek, a zadaniem drugiej jest ich przejmowanie. Gracze muszą cały czas szybko przemieszczać się po mapie, jednocześnie starając się nie zostać wykrytym przez przeciwnika. Duża dynamika tego typu pojedynków bardzo przypadła mi do gustu. Opisane wyżej rodzaje rozgrywki, to jednak nie wszystko, co przygotowali programiści Ubisfotu. Tryb sieciowy został naprawdę dopracowany i oferuje dużo więcej możliwości niż wydany rok wcześniej Brotherhood.
Assassin’s Creed Revelation to gra niesamowicie wręcz rozbudowana. Ilość sekretów, znajdziek, misji poboczny czy wyzwań może być czasami wręcz przytłaczająca nawet dla doświadczonego fana serii. Tym bardziej zadziwiająca jest wysoka jakość wykonania niemal wszystkich elementów. Zaczynając od wciągającego scenariusza, a kończąc na dającym sporo nowych możliwości systemie tworzenia własnych granatów. Przy tak olbrzymim projekcie, twórcy nie mogli się oczywiście ustrzec mniejszych lub większych potknięć. Obrona kryjówek wymaga jeszcze dopracowania, a długie ekrany ładowania mogą czasami frustrować. Ilość zalet jest jednak tak duża, że te drobne wady nie mają najmniejszego wpływu na przyjemność czerpaną z grania w nowe Assassin’s Creed. Bez wątpienia jest to najlepsza część serii i jeden z kandydatów na grę roku.
Michał „Kwiść” Chwistek
PLUSY:
- znakomity scenariusz;
- wspaniale wyglądający Konstantynopol;
- olbrzymia ilość zadań pobocznych, sekretów oraz znajdziek;
- system tworzenia własnych granatów;
- wiele nowych trybów w rozgrywce sieciowej;
- oryginalne wspomnienia Desmonda.
MINUSY:
- słabo dopracowana obrona kryjówek;
- czasami zbyt długie ekrany ładowania;
- potraktowana po macoszemu współczesna historia Desmonda i jego przyjaciół.