Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 12 października 2009, 13:08

autor: Szymon Liebert

Aion - recenzja gry

NCsoft sygnuje swoją marką mnóstwo gier MMO. Wiele z nich nie poradziło sobie i zniknęło z rynku. Jak będzie z Aionem?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Gry MMO są niezwykle ważnym segmentem rynku pecetowego. To jeden z nielicznych przypadków, w których można mówić o naprawdę dużych zyskach i udanych próbach radzenia sobie z piractwem. Oczywiście istnieją nielegalne serwery prawie każdej gry, ale wciąż wielu graczy decyduje się płacić abonament, żeby bawić się w komfortowych warunkach. W ciągu ostatnich kilku lat pojawiło się parę dużych tytułów z tego gatunku, które miały przyciągnąć ogromną liczbę osób i zagrozić pozycji lidera, czyli World of Warcraft. Na razie nie udało się to nikomu – nawet tak duże marki jak The Lord of the Rings Online, Warhammer Online czy Age of Conan nie zdołały wywołać większego wstrząsu. Po drugiej stronie globu, w Azji, czyli prawdziwym królestwie MMORPG, powstał Aion. Tytuł dzieła firmy NCsoft to imię boga, stwórcy tego uniwersum. Czy w samej grze można znaleźć pierwiastki boskości i geniuszu?

Świat Aiona został rozdarty na trzy główne strefy, zamieszkałe przez odrębne rasy, mające jednak w pewnym sensie wspólne korzenie. Gracze mogą wcielać się w przedstawicieli dwu z nich, czyli w Asmodian i Elyosów, skłóconych ze sobą nawzajem i walczących dodatkowo z bezwzględnie złymi Balaurami (kontrolowanymi przez sztuczną inteligencję). Ci ostatni zamieszkują przestrzeń zawieszoną pomiędzy dwoma kontynentami, znaną jako Abyss. Poszatkowana w potężnym wybuchu „otchłań” składa się z pomniejszych wysepek i twierdz, znajdujących się pod silnym wpływem Aetheru, czyli magicznego surowca, pozwalającego między innymi na unoszenie się w powietrzu. To niezwykłe miejsce staje się głównym polem konfliktu trzech zwaśnionych stron, oferując graczom mieszkankę rozgrywki PvP (gracz kontra gracz) z PvE (gracz kontra otoczenie).

Po pustyni w Eltnen kręci się potężny Andre (w tle).

Do naszej dyspozycji oddano cztery typy postaci, które później rozwijają się w łącznie osiem dość stereotypowych klas. Edytor postaci jest naprawdę potężnym narzędziem i pozwala wcielać w życie zarówno fantazje nastoletnich chłopców, jak i prawdziwe koszmary. Większość graczy decyduje się oczywiście na tworzenie pięknych, wysokich i umięśnionych mężczyzn oraz drobnych, uroczych dziewczyn, ale zdarzają się wyjątki. Dzięki dużej swobodzie można stworzyć i wysokiego elfa, i mikroskopijnego, brodatego krasnoluda, który biegnąc w zawrotnym tempie wywija nóżkami. Na pewno zostaną więc zaspokojone osobiste aspiracje twórcze każdego z graczy. Duży zakres skalowania poszczególnych części ciała oznacza też niestety zachodzenie na siebie niektórych elementów zbroi, włosów czy uzbrojenia, ale to już drobny szczegół.

Wybierając stronę konfliktu na danym serwerze, nie możemy stworzyć postaci reprezentującej przeciwną frakcję. Szybko okazuje się więc, że przychodzi nam zmierzyć się z częścią znajomych, którzy wybrali inną ścieżkę. Zanim dochodzi do kontaktu, czeka nas sporo zadań, potworów do ubicia oraz krain do przemierzenia. Generalnie podzielony na strefy świat gry zamieszkuje kilka gatunków zwierząt i bestii, które przewijają się przez kolejne etapy fabuły. Treść zadań szybko zaczyna się powtarzać, skupiając się na absurdalnej eksterminacji wszystkiego, co się rusza (najpierw zabijamy wilki zagrażające bydłu, później zabijamy bydło dla skór). Gra jest liniowa i nie pozwala na żadne wybory czy decyzje (oprócz sporadycznych przypadków), czasami prowadząc na manowce (łatwo przykładowo ominąć małą wyspę idealną dla poziomów 20-25).

Na szczęście zadań jest relatywnie dużo, więc przez większość czasu aż do późnego poziomu 30 jest co robić. Niekiedy zdarzają się pomniejsze perełki, ale ogólnie całość sprowadza się do grindu – im dalej, tym bardziej zaawansowanego. Początkowo zabijamy więc po kilka potworów, później zbieramy po kilkadziesiąt/kilkaset przedmiotów. Ważne, że questy spełniają swoją rolę. Główne misje, okraszone krótkimi filmami, składają się na całkiem znośny trzon fabularny gry, a poboczne prezentują zupełnie drugorzędne kwestie, dodatkowo motywując do działania w innych aspektach zabawy (np. do zbierania surowców/roślin). W większości przypadków możemy grać solo (co też jest zaletą), chociaż po wykonaniu głównej linii fabularnej otrzymujemy zadania grupowe, najczęściej oferujące bardzo atrakcyjne nagrody i większe wyzwania.

Abyss to miejsce urocze, ale i niebezpieczne.

Podczas zabawy nie czuć pustki, nawet mimo obecności wielu wypełniaczy. Trudno znaleźć lokację, która sprawiałaby wrażenie niedokończonej, co niestety zdarzało się w innych dużych MMORPG. Dzieło NCsoftu może rozczarowywać przewidywalnością pewnych elementów, ale nie zostawia graczy na pastwę losu. Z czasem grind i pogoń za przedmiotami przybierają na sile, jednak w porównaniu z takimi potworami jak Lineage II jest naprawdę znośnie. Do tego sporym urozmaiceniem jest próba połączenia dwóch trybów rozgrywki. W kolejnych lokacjach, czyli Abyss oraz Morheim/Eltnen, zadania wykonujemy pod presją ataku wrogiej frakcji. Walka jest nieunikniona, dzięki czemu emocje są znacznie większe i gra nabiera rumieńców. Emocjonujące są szczególnie misje szpiegowskie, w których musimy udać się na teren wroga.

Osobnym rozdziałem jest Abyss, gdzie możemy zarówno wykonywać zadania PvE, jak i skupić się na potyczkach z innymi graczami, konkurując o artefakty czy fortece. Głównym punktem tego obszaru jest możliwość latania w dowolnym miejscu (na kontynentach zdarza się to w wybranych okolicach), chociaż nie bez ograniczeń. Każda postać może bowiem unosić się w powietrzu przez pewien czas, na co wpływają miksturki czy przedmioty. Pozornie negatywny limit „przepustowości” skrzydeł dynamizuje walkę. Nie wystarczy tu jedynie stanąć obok wroga i wduszać tę samą kombinację klawiszy co zwykle – trzeba jeszcze zastanowić się, gdzie zrobić krótki postój, żeby nie spaść w otchłań. To rozwiązanie jest zresztą jedną z taktyk – chowamy skrzydła, rzucając się w dół, by kilkanaście metrów niżej, daleko od wrogów, pofrunąć w górę.

Asmodianie i Elyosi grają w dwa ognie.

Mechanika zabawy sprowadza się do zbierania coraz lepszych przedmiotów oraz modyfikowania ich. Poza tym nie otrzymujemy zbyt wielu możliwości rozwoju postaci – wyjątkiem są tzw. stygmy, w które wyposażamy się kilkakrotnie. Ogólnie jednak przedstawiciele danej klasy operują identycznym zestawem umiejętności, co oczywiście może nieco rozczarowywać, szczególnie że przez kilkanaście poziomów wciskamy identyczną kombinację klawiszy w każdej walce (przynajmniej w PvE). Aion podąża ścieżką wydeptaną przez wiele innych produkcji i niezbyt często (o ile w ogóle) zbacza z bezpiecznego kursu. Stąd rzadko zdarzają się jakiekolwiek niespodzianki i osoba obeznana z tematem bez problemu przyswoi większość elementów gry. Dotyczy to grupowania się, instancji, handlu, interfejsu czy komunikowania.

Znalezienie przypadkowej drużyny podczas zabawy nie sprawia zbyt wielu trudności, a spotykani gracze reprezentują dość wysoki poziom, upominając każdego, kto dopuszcza się ninja lootingu (najlepsze przedmioty wypadające z potworów zostają przypisane do postaci – walczą o nie tylko wybrane klasy). Dość szybko można więc stworzyć siatkę znajomych, chętnie zapraszających na elitarne lokacje, w których bez drużyny giniemy w 5 sekund. Są one wymagające, ale i niestety często dość monotonne, udowadniając, że Aion, podobnie jak wiele innych MMORPG, jest trochę jak pełnoetatowa praca. Wybijanie potworów przez 3-4 godziny dla mizernych rezultatów trochę rozczarowuje, co dzieje się niestety dość często (droprate bossów jest raczej niski). Minusem gry może być więc coś, co określilibyśmy jako brak wyrazistości i monotonię.

W wielu zadaniach zajmujemy się zamykaniem bram do Abyss.

Wizualnie produkcja prezentuje wysoki poziom, chociaż niektóre pochwały, jakie słyszy się pod adresem tego aspektu gry, są nieco przesadzone. Pomiędzy ładnymi miastami i twierdzami znajduje się bowiem sporo bardzo rozmytych i opuszczonych miejsc, pełnych potworów kręcących się niemrawo i bez celu. To obraz znany z większości gier tego typu, więc można domniemywać, że twórcy poszli na łatwiznę. Niezbyt wyraziste są też instancje z przykładową Fire Temple, która jest zestawem ponurych jaskiń zupełnie pozbawionych polotu. Inną sprawą jest to, że kilkakrotnie zdarzały się dziwaczne problemy graficzne, sugerujące uszkodzenie sprzętu (restart pomagał). Zdecydowanie przyjemna jest natomiast muzyka, chociaż kontrowersje budzą postacie, które wykrzykują słowa przy każdym czarze, co po prostu może irytować.

Nieźle wypadają natomiast dodatkowe opcje i drobnostki. Przykładowo ulepszanie przedmiotów jest dużo bezpieczniejsze niż w poprzednich grach NCsoftu, chociaż wiąże się z mniejszymi emocjami. Ciekawym rozwiązaniem jest ujednolicenie zbieractwa – każda postać dysponuje dwiema umiejętnościami (do konwencjonalnych surowców/roślin oraz magicznego Aetheru), które można, chociaż nie trzeba, rozwijać. W Aionie udało się w pewnym stopniu stworzyć kilka dróg „kariery”. Niektóre osoby obracają przedmiotami kupowanymi w domu aukcyjnym (ekonomia jest jeszcze na tyle niestabilna, że wahania cen są ogromne), inne inwestują we własny „warsztat”, a pozostałe bazują na zadaniach. Można również zająć się walką z żywym przeciwnikiem, bo za zdobyte w ten sposób punkty także otrzymujemy bardzo dobre artefakty.

Alchemia, wytwarzanie zbroi i inne dziedziny wydają się naprawdę przydatne, a ich rozwijanie wymaga jedynie pieniędzy oraz czasu, dzięki tzw. work orderom zlecanym przez NPC. Samo pichcenie, wyklepywanie zbroi czy mieczy jest dość przyjemne i nieskomplikowane. Ilość składników może początkowo przerażać, ale dość szybko udaje się zrozumieć, co z czym należy połączyć. Świetne jest to, że nie ograniczono całkowicie danej postaci do jednej profesji, więc i kowal, i kucharz może dodatkowo podszkolić zdolność warzenia mikstur i stworzyć sobie niezbędne napoje regenerujące moc magiczną. Uzupełnieniem tego jest kilka innych usług oferowanych przez mieszkańców wirtualnych twierdz – chociażby czysto estetyczna zmiana wyglądu przedmiotów. Zaplecze „produkcyjno-usługowe” gry jest więc silne i pochłania wielu graczy.

Walka z grupą w elitarnych lokacjach jest przyjemna,chociaż niezwykle żmudna.

Opisane wyżej podejście twórców z NCSoftu ma dwojaki efekt. Z jednej strony gra jest bardzo łatwo przyswajalna dla fanów gatunku. W zamian za to otrzymujemy dość ograniczone narzędzia, które powinny być bardziej rozbudowane. Przykładem może być tutaj raczej bezużyteczny magazyn legionowy, do którego dostęp mają jedynie oficjele. Same klany graczy również nie są tak złożone jak u konkurencji – lider może co najwyżej wyznaczyć swoich centurionów. Autorzy zmagają się z pewnymi problemami. Jednym z nich są kolejki – osoby logujące się do gry po godzinie 18:00 często czekały od kilkudziesięciu minut do 3 godzin. Sytuacja obecnie się poprawia, ale widać, że NCSoft nie miał pomysłu na jej rozwiązanie, stosując zastępcze półśrodki (postanowiono rozłączać graczy, którzy byli nieobecni przez 30 minut). Utrapieniem są farmerzy złota, którzy dosłownie opanowali regionalne czaty, zalewając je swoimi ofertami.

Pomimo wielu cierpkich i nieco czerstwych aspektów zabawy, czyli powtarzalnych w swej treści zadań, topornej i monotonnej mechaniki (głównie w PvE) czy mało wyrazistych lokacji/instancji, Aion jest naprawdę dobrą grą. Siłą dzieła NCSoftu jest przystępność, intuicyjność oraz ciekawe wplecenie w całość PvP, które być może dzięki temu nie odstraszy graczy zwykle unikających konfrontacji. Przede wszystkim Aion, jakikolwiek by nie był, jest produktem w znacznej mierze skończonym, a więc rokującym dobre nadzieje na przyszłość. Jeśli azjatycka firma poradzi sobie z problemami i będzie wspierała swe dzieło, to można traktować je jako opłacalną inwestycję na dłuższy czas. Produkcja ma potencjał i chociaż daleko jej do tworu naznaczonego mocą tytułowego bóstwa, to jest naprawdę dobrze. Szkoda, że nie odważono się bardziej zróżnicować Asmodian i Elyosów, którzy, wbrew opiniom zwaśnionych graczy, są tak naprawdę dwiema stronami jednej monety.

Szymon „Hed” Liebert

PLUSY:

  • przyjemna oprawa audiowizualna;
  • pełnoprawny produkt wypełniony niezłą treścią;
  • udane połączenie PvP z PvE;
  • satysfakcjonujący crafting.

MINUSY:

  • grind mniejszy niż w wielu azjatyckich grach, ale jednak obecny;
  • powtarzalność i ogólne trzymanie się bezpiecznych (nudnych) standardów.
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.

Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę
Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę

Recenzja gry

Kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie planuje przekazać kodów do Shattered Space przed premierą, zacząłem zadawać sobie pytania. Czy stan techniczny jest zły? A może historia jest zwyczajnie nudna? Moje obawy były uzasadnione, choć tylko częściowo.