Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Publicystyka

Publicystyka 24 kwietnia 2014, 14:57

autor: Jerzy Bartoszewicz

Bądź Protossem, czyli StarCraft MMO. Zostań Legolasem, czyli gry MMO w popularnych uniwersach - Fallout, StarCraft, Gwiezdne wojny

Spis treści

Bądź Protossem, czyli StarCraft MMO

World of Warcraft w uniwersum StarCrafta? To możliwe!

Podczas początkowych prac nad StarCraftem w studiu Blizzard długo trwała burza mózgów. W pewnym momencie pojawił się nawet pomysł nawiązania współpracy z LucasArts i stworzenia strategii czasu rzeczywistego w realiach Gwiezdnych Wojen, co mogłoby okazać się niemałym hitem. Warto wspomnieć, że równocześnie ze StarCraftem studio pracowało też nad strategią utrzymaną w postapokaliptycznym klimacie, zatytułowaną Shattered Nations. Miała się ona obracać wokół wojny prowadzonej przy pomocy technologii pochodzących z odzysku. Ostatecznie projekt został „pożarty” przez kosmicznego RTS-a, a jego pozostałością jest design Goliathów, czyli machin kroczących w armii Terran, wzorowanych na łazikach z anulowanego projektu (widocznych na obrazku).

Historia narodzin kultowej serii StarCraft jest dość osobliwa. Oto bowiem po premierach dwóch popularnych gier strategicznych spod znaku WarCrafta i zakończeniu prac nad dodatkami do drugiej odsłony, Blizzard przymierzał się do natychmiastowego podjęcia prac nad trzecią częścią, co wydawało się wówczas logicznym posunięciem. Jednakże nastąpiła drobna zmiana planów i twórcy zaczęli eksperymentować z czymś innym. Początkowo gra miała być strzelaniną opowiadającą o historii konfliktu zbrojnego różnorakich klanów kosmicznych wampirów, a całość stanowić spin-off WarCrafta jawnie nawiązujący do oryginału.

Pomysł strzelanki szybko jednak porzucono na rzecz gatunku strategii czasu rzeczywistego osadzonej w zupełnie nowym uniwersum w klimacie SF. We wczesnych fazach projektu twórcy chcieli przenieść do nowej gry jak najwięcej elementów znanych fanom zmagań ludzi i orków, lecz nie zgadzało się to zbytnio z założeniami fabularnymi. W dwóch pierwszych odsłonach serii WarCraft mieliśmy bowiem do czynienia z dwiema frakcjami, które na dłuższą metę dysponowały bardzo podobnymi jednostkami, bez wyraźnie mocnych i słabych stron. Historia StarCrafta miała jednak opowiadać o kosmicznej wojnie, w którą zaangażowane są trzy skrajnie odmienne rasy. Zdecydowano więc, że jednostki oraz sposób gry poszczególnymi frakcjami będą mocno zróżnicowane, zaś mechanika rozgrywki będzie opierać się na zasadach podobnych do gry „papier, kamień, nożyce”, z której korzystała też bijąca wówczas rekordy popularności karcianka Magic: The Gathering. Warto również wspomnieć, że początkowo Zergowie mieli być rasą bio-mechanicznych potworów, zaś Protossi mieli być wrogo nastawieni do Terran.

Ekran tworzenia postaci powinien budzić skojarzenia u wszystkich graczy WoW-a.

StarCraft odniósł gigantyczny sukces, w latach 1998-2009 sprzedając się w liczbie przekraczającej dziewięć i pół miliona egzemplarzy na całym świecie. Wynik ten pozwolił grze trafić do Księgi Rekordów Guinessa. Co ciekawe, aż połowę światowego nakładu StarCrafta wykupiono na terenie Korei Południowej. Do dziś gra bije w tym kraju rekordy popularności jako tytuł e-sportowy, a transmisje z jej sieciowych rozgrywek są regularnie puszczane w telewizji. Wobec tak wielkiego powodzenia, najpopularniejsza strategia czasu rzeczywistego na świecie nie doczekała się jednak nigdy oficjalnej gry MMO. I chociaż fani się tego domagali patrząc na niesłabnące powodzenie World of WarCraft, Blizzard pozostawał głuchy na ich sugestie. Być może dlatego, że najzwyczajniej w świecie trudno sobie wyobrazić typową grę MMORPG, w której gracze mogliby wcielać się w odpowiedniki jednostek znanych ze strategii.

Nie zraziło to jednak samotnego modera Ryana Winzena, który przy pomocy edytora, dostarczanego przez Blizzarda wraz ze StarCraft II: Wings of Liberty, zaczął tworzyć własną grę MMO umiejscowioną w kosmicznym uniwersum. Początkowo projekt nazywał się po prostu StarCraft MMO, zaś postęp prac był bardzo powolny. Gdy jednak twórca opublikował w sieci filmy przedstawiające konkretne fragmenty rozgrywki, o modyfikacji zrobiło się głośno, a sprawą zainteresował się sam Blizzard. Projekt zniknął wówczas z sieci, co nie spodobało się internautom, widzącym w całej akcji kolejny przypadek korporacji, która prześladuje niewinnego, kreatywnego fana. Blizzard wyszedł jednak z całej sytuacji z twarzą, dając projektowi zielone światło – warunkiem była jednak zmiana nazwy i udostępnienie gry za pomocą powiązanej z Battle.net platformy służącej pobieraniu dodatków do StarCrafta II. Co ciekawe, wydawca zgodził się, by Ryan Winzen sfinansował swój projekt za pomocą serwisu crowdfundingowego Kickstarter, gdzie ostatecznie udało się zebrać ponad 80 000 dolarów.