Wspominamy Original War – czeską grę, która wychowała całe pokolenie graczy
Nie było nas wielu. Nie tylu, ilu wychował StarCraft. Ale wpływ Original War na nasze podejście do gier jest niezaprzeczalny. Wspomnijmy o nim teraz, gdy zbliżają się osiemnaste urodziny kultowego RTS-a.
Spis treści
Jest taka mała sekta wśród graczy. Pojawiła się gdzieś po 2001 roku, kiedy w nasze ręce wpadł egzemplarz „ExtraGry” (ktoś to jeszcze pamięta), wydawanej niegdyś przez CD Projekt, a zawierającej informacje o fajnych premierach i klasyce w niesamowicie niskich jak na tamte czasy cenach. Do jednego z numerów dołączono RTS-a, który w pewnych kręgach cieszy się statusem kultowego. Mowa o Original War studia Altar Interactive.
Ta gra to przypadek szczególny. Przeszła bez większego echa w wielu państwach, a jednak odcisnęła spore piętno na graczach, którzy – tak jak ja – zetknęli się z nią w odpowiednim momencie. Jest na tyle wyjątkowym i nieszablonowym dziełem, że potrafi pobudzić wyobraźnię. Jednocześnie zwiększyła moje wymagania wobec strategii. I wierzcie mi, bywa to cholernym problemem do dziś, gdy przychodzi do wyboru tytułu, w który miałbym zagrać.
Nawet w przypadku tych bombastycznych, rozreklamowanych RTS-ów, jak Dawn of War, StarCraft czy Company of Heroes. Długo zastanawiałem się, czy po nie sięgnąć. Wyglądały znakomicie. Spektakularnie. Niektóre powalały nawet klimatem i fabułą (Warcraft III na zawsze w naszych sercach – Blizzardzie, pamiętaj o tym!). Ale nie były tym. Nie były Original War.
To nie tak, że przemawiam w imieniu wszystkich, którzy grali w Original War i cenili tę pozycję. Po prostu przedstawiam własną historię i doznania, by uczcić pełnoletniość fajnego tytułu. To opowieść, w której pewna generacja graczy może odnaleźć własne doświadczenia.
Wehikuł czasu
Jesień 2001 roku. Za oknem deszcz, więc już nie zerwę się na rower ani nie pobiegam po lekcjach za piłką na szkolnym boisku. Ale szczęśliwym trafem lubię też przesiadywać przed komputerem (z włączonym zegarkiem – to te czasy, kiedy wydzielano granie na godziny – no, przynajmniej niektórym z nas). Internet... gdzieś tam jest. Ale okazuje się, że właśnie miała miejsce premiera megainteresującej gry, o której wiedziałem z prasy (Click, CD-Action, Komputer Świat GRY), że jest fajna, oryginalna i w ogóle jak żadna inna. Wtedy połączenie RTS-a i RPG to było coś wielkiego i przełomowego.
W artykułach poświęconych strategiom królowały zapowiedzi Warcrafta III, zachwyty nad niedoskonałym przecież Kingdom Under Fire. I superpozytywne recenzje Original War, które poszło jeszcze o kroczek dalej. W dodatku wyszło w cenie, jaką udźwignie kieszonkowe uczniaka. I jest dostępne w najbliższym kiosku. Decyzja zostaje podjęta, a drobniaki wydane.
Potem następuje pełna napięcia instalacja, która ciągnie się w nieskończoność. I wreszcie odpalam. Wsiąkam na dobre, gdyż gra rzeczywiście się wyróżnia. Wybieram kampanię amerykańską, bo jest łatwiejsza. I okazuje się, że rzeczywiście czeka na mnie zajmująca historia. Podana w budujących klimat przerywnikach, które wyglądają, jakby w rysowanym pamiętniku ktoś na naszych oczach zapełniał kartki w kratkę. Nastrojowe, intymne, osobiste. Jakby się poznawało losy zmęczonego życiem żołnierza, który poświęca chwilę przed zaśnięciem na naszkicowanie tego, co widział.
To opowieść o oficerze oddziałów specjalnych, który dołącza do wyprawy... w przeszłość. Amerykanie odkryli wehikuł czasu obcego pochodzenia (kryptonim EON), ale kończy im się paliwo – syberyt, na którym położyło łapę potężne mocarstwo – Rosja. Zadaniem żołnierzy jest wyprawa 2 miliony lat w przeszłość, żeby przetransportować pokłady minerału z Syberii na Alaskę, bo wtedy kontynenty były jeszcze złączone. Na miejscu czekają jednak komplikacje. Między innymi krzyżowy ogień wroga.
Silną inspirację dla scenarzystów Original War stanowiła książka Ostatni dzień stworzenia Wolfganga Jeschke. To powieść SF o żołnierzach amerykańskich i rosyjskich przenoszących się do przeszłości. Z tą różnicą, że walczą oni o ropę, którą chcą podprowadzić rurociągiem z Arabii.
A to tylko prolog. Fabuła angażuje, bo przedstawiona jest z punktu widzenia zwykłego człowieka, jednego z wielu żołnierzy. I chce się poznawać kolejne rozdziały tej opowieści. Zadanie nie należy do łatwych, bowiem gra na dzień dobry sprowadza do parteru – okazuje się cholernie trudna. Każda mapa to praktycznie łamigłówka z kilkoma strategicznymi/taktycznymi rozwiązaniami – i nie ma dwóch takich samych misji, więc nie pomaga szablonowe myślenie. Original War naprawdę daje mi w kość. Ale i tak prę do przodu. Mam dobry powód.