autor: Luc
Wspominamy Grand Theft Auto IV – najpoważniejsze GTA w historii serii
Dziś mija dokładnie siedem lat od premiery gry Grand Theft Auto IV - bez wątpienia najbardziej poważnej odsłony słynnej serii. Specyficzny klimat sprawił, że nie wszystkim przygody Niko Bellica przypadły do gustu.
Spis treści
Nie tak dawno pecetowcy świętowali pojawienie się GTA V na ich maszynach i to na ostatniej produkcji Rockstara skupiła się uwaga większości fanów, choć niemal w tym samym czasie mamy do czynienia z całkowicie innym, wcale nie mniej istotnym, wydarzeniem. Dokładnie siedem lat temu po długim oczekiwaniu na rynku pojawiło Grand Theft Auto IV – gra ze wszech miar wyjątkowa, nie tylko z uwagi na swoje rozmiary i dbałość o detale, ale także bardzo specyficzny klimat, kompletnie niepasujący do tego, z czego do tej pory seria była znana. Swego czasu wydanie konsolowe zebrało absolutnie rewelacyjne oceny i choć niewielu zdaje sobie z tego sprawę, jest ono drugą najlepiej ocenianą grą w historii - ze średnią ocen 98/100. Ustępuje jedynie The Legend of Zelda: Ocarina of Time w wersji na Nintendo 64, a jednocześnie bije o jedno oczko swego następcę, czyli GTA V. Podobnych wyników nie osiąga się przez przypadek, choć nie da się zaprzeczyć temu, że gra nie wszystkim przypadła do gustu. Wynikało to z całkowicie innego rozłożenia akcentów w opowiedzianej historii – zamiast luźnego klimatu otrzymaliśmy ponurą i ciężką w odbiorze narrację, czyli coś, czego po GTA trudno się było spodziewać. Jednak nie tylko tym tytuł zaintrygował krytyków i miliony fanów na całym świecie. Czym jeszcze zasłużył sobie zatem na wyjątkową pozycję w historii gier wideo?
Zaczyna się standardowo
W pierwszej kolejności wypada wymienić strukturę otwartego świata. Ta była obecna oczywiście i w poprzednich produkcjach Rockstara, jednak w przypadku GTA IV twórcy bez dwóch zdań przebili samych siebie. I to w każdym możliwym calu. Rozmiary Liberty City powodowały momentalny opad szczęki, a gdy dodamy do tego, jak wiele dało się zdziałać w niemal każdym zakątku miasta, otrzymamy sandboks tak kompletny, że dopiero po wydaniu „piątki” można było mówić o czymś na podobną skalę. Nie sposób też pominąć detali, jakich pełno znalazło się w samej metropolii – wszystkie ulice miały duszę i były unikalne, a zamieszkujące je społeczeństwo po prostu żyło. Odwiedzając Liberty City, odnosiło się wrażenie, że trafiliśmy do autentycznego, gigantycznego miasta - osiągnięcie podobnego efektu w grze to zadanie, któremu potrafią sprostać jedynie najlepsi.
W końcu jednak to nie tylko dopracowanie wszystkich możliwych szczegółów zadecydowało o tak fantastycznym przyjęciu GTA IV. To także cały szereg czysto gameplayowych rozwiązań, które wprawdzie bazowały na tym, co Rockstar wypracował już wcześniej, ale tym razem zostały rozbudowane praktycznie do granic możliwości. Najbardziej jaskrawym przykładem jest chociażby korzystanie z telefonu. Element, z którym mieliśmy do czynienia w poprzednich częściach, znalazł się także i w „czwórce”, jednak dzięki „prostej” sztuczce i dodaniu kilku nowych opcji całkowicie zmieniła się jego rola. Komórka przestała służyć jedynie narracji, a stała się narzędziem, przy pomocy którego jeszcze bardziej zagłębialiśmy się w otaczający nas świat – mogliśmy wydzwaniać do znajomych, odbierać SMS-y, sprawdzać interesujące nas rzeczy, przyzywać karetki, przechodzić do multiplayera... Innymi słowy z prostego urządzenia uczyniono małe centrum komunikacyjno-dowódcze, przy pomocy którego nie tylko chłonęliśmy fabułę. Żeby było jeszcze ciekawiej – mogliśmy w telefonie zmieniać także dzwonki oraz tapety. Rzecz tak przeraźliwie drobna, że w normalnych warunkach nikt nie zwróciłby na to uwagi, ale gdy okazuje się, że całe GTA IV składa się z takich właśnie małych, dopracowanych elementów, odkrywamy, że na tym polegała jego wielkość.