6. Final Fantasy XVI. Wybraliśmy redakcyjne GOTY 2023
Spis treści
6. Final Fantasy XVI
- Liczba punktów: 87
- Czy padła dycha: tak, pięć (!)
- Nasza ocenia w recenzji: daliśmy 9,5
Choć w głosowaniu Final Fantasy XVI wyprzedziło Tears of the Kingdom zaledwie o trzy punkty, niech o skali redakcyjnej miłości do tej gry zaświadczy fakt, że zdobyła aż pięć dziesiątek – najwięcej spośród wszystkich tytułów nieuplasowanych na szczycie naszego zestawienia. Być może mamy po prostu w redakcji zaskakująco dużo miłośników „Fajnala”? (A może mamy ich jeszcze więcej, ale wciąż czekają na wersję PC?) A może Final Fantasy XVI zwyczajnie jest fantastycznie dobrą grą (wybaczcie suchar), której zaszkodziły dwa czynniki: czasowa ekskluzywność na PS5 i przyzwyczajenia odbiorców. O ile to pierwsze łatwo zrozumieć, o tyle zbadanie tego drugiego wymagałoby głębszej analizy specyficznego dysonansu wywoływanego przez setting europejskiego średniowiecza i intrygi rodem z Gry o tron połączone z wschodnioazjatycką estetyką gładkolicych mężczyzn i wielkookich dziewcząt.
Być może wysokie oceny wystawione przez moich kolegów i koleżanki z redakcji zachęcą choć część z Was, by jednak dać tej grze szansę. Warto próbować nowych rzeczy. Seria Final Fantasy też nieustannie wymyśla samą siebie na nowo – i chwała jej za to.
Ocenia Sebastian „Junkie” Kasparek
Final Fantasy XVI stoi dla mnie przede wszystkim dwoma filarami. Pierwszy z nich to wielowątkowa historia pokazująca w pierwszej połowie złożone intrygi królestw i osobistą pogoń za zemstą, by w drugiej przejść do bardziej klasycznej dla serii narracji o zrywaniu przeznaczenia utkanego przez kryształy i egoistyczne bóstwa. To dla mnie nie tylko gra, ale i wciągający oraz świetnie wyreżyserowany seans o naprawdę wysokiej wartości kinematograficznej. Oglądanie tutejszych scenek było czystą radością i aż po napisy końcowe nie mogłem się oderwać od śledzenia wiru wydarzeń, w jaki uwikłani zostali bohaterowie tej opowieści.
Drugim filarem jest natomiast uzależniająca walka, którą przez kilkadziesiąt godzin bawiłem się na najróżniejsze sposoby, tworząc szalone kombinacje za sprawą łączenia przeróżnych mocy magicznych eikonów. Naprawdę uwielbiam ten system – brakowało mi jedynie nieco trudniejszych i bardziej złożonych gameplayowo przeciwników, by korzystanie z całego wachlarza ruchów było w jakiś sposób obligatoryjnie wymuszane przez system gry.
To także pierwsza gra, przy której poczułem efekt „wow” i oddech nowej generacji, oglądając spektakularne sekwencje z bossami. Do tego wspaniała ścieżka dźwiękowa, która towarzyszy mi do dziś.
Tytuł ten ukończyłem w zasadzie jednym tchem, i to dwukrotnie, a w czerpaniu z niego radości nie przeszkadzały mi nawet delikatnie słabsze momenty, bo wszelkie fetch questy wykonuje się tu błyskawicznie. Ostatecznie liczył się dla mnie ładunek emocjonalny, a ten uderzył potężnie i zostawił z kacem, po którym nie potrafiłem przez jakiś czas zabrać się za jakąkolwiek inną grę.