autor: Redakcja GRYOnline.pl
Redakcyjna wyprawa do Skyrim
Skyrim opanował redakcję naszego serwisu i wessał nawet ludzi nie pałających dotąd miłością do serii The Elder Scrolls. Prezentujemy Wam trzy krótkie opinie dotyczące tej produkcji, pełnoprawna recenzja po weekendzie.
Spis treści
Skyrim opanował redakcję naszego serwisu i wessał nawet ludzi nie pałających dotąd miłością do serii The Elder Scrolls. Prezentujemy Wam trzy krótkie opinie dotyczące tej produkcji, pełnoprawną recenzję opublikujemy po weekendzie.
Opinia pierwsza - U.V. Impaler
Nie pamiętam już, kiedy jakaś gra wzbudziła wśród moich kolegów tyle emocji co właśnie Skyrim. Najnowsze dzieło firmy Bethesda Softworks wzięło u nas w obroty kilka osób i mało brakowało, a zdezorganizowałaby ono całkowicie pracę w redakcji. Doszło do tego, że podjęliśmy radykalne kroki – po kilku dniach o piątej odsłonie cyklu The Elder Scrolls przestaliśmy po prostu rozmawiać, gdyż nie dało się pogodzić codziennych obowiązków i długich dyskusji na temat tej jakże fantastycznej produkcji.
Bo powiedzmy sobie szczerze, Skyrim to główny pretendent do tytułu gry roku 2011. „Piątka” nie jest wprawdzie pozbawiona mniej lub bardziej uciążliwych wad, ale i tak ociera się o ideał – mimo że w tym roku hit poganiał hit i praktycznie co drugi produkt ma szanse powalczyć o najwyższe laury w podsumowujących ostatnie 12 miesięcy rankingach, nowy TES zostawia konkurencję w pokonanym polu. I nie ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady.
Co jest siłą tego tytułu? Przede wszystkim swoboda. Seria The Elder Scrolls nigdy nie aspirowała do bycia typową grą fabularną, w której wykreowana przez twórców opowieść kieruje poczynaniami użytkownika. Bethesda mówi zwyczajowo „rób to, na co masz ochotę” i daje nam wolną rękę – począwszy od wyboru kierunku, w którym udamy się po zaliczeniu prologu (jedynej obowiązkowej misji w grze), na rozwoju postaci kończąc. W Skyrimie nie ma podziału na klasy, żadnych sztucznych barier i ograniczeń – o specjalizacji bohatera decyduje to, ile czasu poświęcimy na szkolenie konkretnych umiejętności, a że trenować można wszystko naraz, to i możliwości są po prostu ogromne.
Swoboda w przemierzaniu świata to również jeden z tych czynników, który zadecydował o mojej wielkiej miłości do nowego The Elder Scrolls. Wprawdzie czasy gigantycznych map z epoki Daggerfalla odeszły bezpowrotnie, ale Skyrim nie ma się czego wstydzić. Dostępny obszar jest całkiem spory, a liczba ciekawych lokacji, które warto zwiedzić podczas wędrówki – ogromna. Przemyślany projekt miejscówek sprawia, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Jeśli lubicie szwendać się po jaskiniach i lochach, traficie do raju, bo jest ich tu na pęczki. Jeżeli natomiast pasjonują Was ładne krajobrazy, Skyrim również nie zawiedzie. Wejście na Gardło Świata i widok skutej lodem krainy ze zboczy największej góry na mapie robi niezapomniane wrażenie. O ile akurat coś widać, bo na takich wysokościach zawieje i zamiecie śnieżne są na porządku dziennym.
Skyrim to również pierwszorzędna atmosfera. Wizyta u twardych ludzi Północy, którzy walczą z codziennymi przeciwnościami losu w niezwykle trudnym środowisku, jest wielkim przeżyciem. Jeśli dorzucimy do tego kapitalną nordycką otoczkę, surową, trudną pogodę oraz potęgującą klimat muzykę Jeremy’ego Soule’a, nie będziemy w stanie oderwać się od monitora. To zabawne, ale nawet ja – człowiek, który eksploatuje gry intensywnie od 25 lat i widział już chyba wszystko – cieszę się Skyrimem jak dziecko. Doszło do tego, że w trakcie dnia często zastanawiam się, co będę robić po powrocie do wirtualnego świata, a to chyba najlepsza rekomendacja dla tej produkcji.
Po średnio udanym Oblivionie nie przypuszczałem, że Skyrim będzie w stanie zauroczyć mnie tak mocno, a jednak zrobił to bez większego problemu. Długo nie pojawi się produkt, który dorówna pod tym względem „piątce” – jestem o tym przekonany. Jeśli jeszcze wahacie się, czy wyprawić się na daleką Północ, uczyńcie to bez zastanowienia. Po stokroć warto. Oj, warto.