Stalin vs. Martians – żartujemy z RTS-ów. Obśmiane gry - najlepsze parodie ze świata gier
Spis treści
Stalin vs. Martians – żartujemy z RTS-ów
To chyba jedyny przykład gry ewidentnie złej i słabej, która jednak trafiła do tego zestawienia. Powody po temu są dwa: po pierwsze – ze świecą szukać innej komediowej produkcji nawiązującej do gatunku RTS (pozwolicie, że nie uwzględnię tu aspektu strategicznego obecnego w Brutal Legend), po drugie – pomysł wyjściowy był całkiem niezły. Słynny dyktator jako zbawca ludzkości walczący z kosmicznymi najeźdźcami? Ja to kupuję.
Szkoda zatem, że Stalin vs. Martians w ostatecznym rozrachunku okazało się grą bardzo słabą. Recenzenci wytykali jej brzydką grafikę, koszmarny interfejs, bezdennie głupią sztuczną (nie)inteligencję, monotonię i zbyt duży nacisk na zręcznościowy aspekt zabawy. W SvM baz się nie buduje, gracz dostaje za każdym razem oddział wojska, który musi wykonać misję – bonusem jest możliwość wezwania posiłków. Ale w zalewie beznadziei trafiła się iskierka kreatywności, bo wizja postawienia przed sowiecką armią kolorowych, wyglądających jak z plastiku ufoków wydaje się dość zabawna. Tak samo jak możliwość poszczucia ich kilkunastometrowym Józefem Stalinem o wielkiej mocy. Zdaniem niektórych widać, że twórcy świetnie się bawili podczas produkcji swojej gry, bo liczba mrugnięć okiem i absurdów przekracza standardowe normy. Według innych gra powinna zostać zapomniana na wieki wieków.
Autorzy twierdzą, że Stalin vs. Martians to produkt celowo wykonany w taki, a nie inny sposób. Ma być „tak zły, że aż dobry” na wzór kultowych filmów, które odnajdują drugą młodość na różnego rodzaju przeglądach czy w piwnicach wyjątkowo wytrwałych fanów. Nie wzięto jednak pod uwagę faktu, że film to około półtorej godziny lepszej lub gorszej zabawy, która jest bierna i lekkostrawna. Konieczność poświęcenia kilku lub kilkunastu godzin na mierzenie się z grą niedorobioną, niegrywalną i brzydką to zupełnie inna bajka. No ale coś musiało się udać, skoro pamiętam o tej pozycji, tak czy siak.
NotGTAV
Oto najmłodsza pozycja na liście, której tytuł nie pozostawia wątpliwości odnośnie tego, czym ta gra nie jest. Nie jest to GTA V, choć występują tu pojazdy. Nie jest to GTA V, choć można przejechać (na śmierć!) swego rodzaju pieszych. Nie jest to GTA V, bo tak naprawdę jest to psychodeliczny Snake, taki zbudowany z papierków i patyczków, któremu udźwiękowienie robił sąsiad. Gra warta uwagi, ma się rozumieć.