Najlepsze recastingi - postacie, które zyskały na zmianie odtwórcy
Dziś mało kto wyobraża sobie Hulka innego niż z twarzą Marka Ruffalo. Na początku grał go jednak (już w ramach MCU!) Edward Norton. Scarlett Johansson wcale nie miała pojawić się u boku Phoenixa w Her, a Indiana Jones miał wyglądać jak Tom Selleck.
Spis treści
Brzmi to wszystko jak alternatywna rzeczywistość rodem z najnowszego serialu animowanego Marvela, prawda? A jednak o tym, że dana aktorka czy dany aktor wcielili się w kultowych bohaterów, decydowały niuanse. I choć wyobrażanie sobie ulubionych bohaterów z inną twarzą może przyprawić nieraz o ból głowy (szczególnie kiedy recasting miał miejsce jeszcze przed premierą), warto poznać kulisy angażów do słynnych produkcji. I dowiedzieć się, dlaczego War Machine nagle musiał zmienić twarz.
Selleck był Indianą przed Fordem
- O jaką postać chodzi: Indiana Jones
- Kogo (niemal) zatrudniono do jej zagrania na początku: Toma Sellecka
- Kto z sukcesem go zastąpił: Harrison Ford
- Film, w którym pierwszy raz w tej roli się pojawił: Indiana Jones i Poszukiwacze zaginionej Arki (1981)
- Gdzie go obejrzeć: Amazon Prime Video, Chili, iTunes Store, Player, Rakuten
Pierwszym wyborem do kultowej roli wcale nie był Harrison Ford. Na początku George Lucas i Steven Spielberg stwierdzili, że wojowniczego archeologa najlepiej zagra Tom Selleck. Charyzmatyczny gwiazdor kina akcji przyjąłby rolę, gdyby nie fakt, że kontrakt zobowiązywał go do kontynuowania pracy na planie serialu telewizyjnego Magnum P.I.. Dziś mało kto o serialu pamięta, a Tom Selleck zapewne cały czas pluje sobie w brodę. Czy tam w wąsy.
Tak naprawdę producenci zdążyli już zaplanować wszystko pod angaż Sellecka. Harrison Ford, jako drugi wybór, musiał więc trochę wchodzić w buty swojego wielkiego (dosłownie i w przenośni) konkurenta. Szybko jednak odnalazł się w roli Indiany tak dobrze, że nawet dziś, po czterdziestu latach od premiery, mało kto wyobraża sobie Jonesa wyglądającego inaczej. No i niedługo do kin trafi kolejna część jego przygód. A jeśli wierzyć plotkom, wcale nie jest to ostatni Indiana z udziałem aktora, mimo że nie należy on już do najmłodszych.
Jak jednak mógłby wyglądać film Spielberga bez niego? Na pewno inaczej. Ford perfekcyjnie odtwarzał role buńczucznych amantów. Han Solo to nie Indiana, ale oboje mają w sobie sporo chłopięcego uroku, którego mogłoby brakować Selleckowi. Aktorowi bliżej było do Clinta Eastwooda albo nawet Stevena Seagala niż Harrisona Forda. Jego Indiana byłby więc pewnie bardziej zdecydowany, ale mniej łobuzerski. A to przecież jedna z najważniejszych cech żądnego przygód archeologa.