Wydawnicza czarna dziura. Kto się boi Rockstara? Jesień pod dyktando RDR2
Spis treści
Wydawnicza czarna dziura
Red Dead Redemption 2 ma zadebiutować 26 października. Dla tych, którzy nieszczególnie ekscytują się tym sandboksem, będzie to początek niemal trzytygodniowej posuchy, wyjątkowo nietypowej dla tego zazwyczaj obfitego w branży okresu. Tak naprawdę pierwszy wysokobudżetowy murowany hit, który pojawi się na sklepowych półkach po debiucie dzieła Rockstara, to Fallout 76, zaplanowany na 14 listopada. Bethesda Games Studios ma jednak bardzo mocną pozycję, a Fallout to kultowa marka. Nieco wcześniej wyjdą też Overkill’s The Walking Dead oraz Hitman 2, ale to zdecydowanie mniejszy kaliber.
Jeśli wątpicie w teorię o premierach przesuwanych ze strachu przed nadchodzącym tytułem Rockstara, spójrzcie, jak okres od 26 października do 14 listopada wyglądał w poprzednich latach. Rok temu w tym czasie debiutowały: Assassin’s Creed Origins, Wolfenstein II: The New Colossus, Super Mario Odyssey, Call of Duty: WWII i Need for Speed: Payback. Dwa lata temu: Titanfall 2, Call of Duty: Infinite Warfare, Dishonored 2 i Watch Dogs 2. Teraz ostatni tydzień października i dwa pierwsze tygodnie listopada stoją właściwie tylko pod znakiem Red Dead Redemption 2 i Hitmana 2.
Dodajmy, że bezpośrednio przed RDR2 także niewiele się dzieje. Najbliżej jest Battlefield V, który trafi na półki tydzień wcześniej. To razem daje łącznie 24 dni bez dużych premier (nie licząc gry Rockstara) i to w samym środku sezonu.
Interesy ważniejsze niż tradycja
Gdzie podziała się reszta produkcji? Widząc wiszącą nad nimi jak miecz Damoklesa wizję skazanej na porażkę walki z Red Dead Redemption 2, wydawcy przesunęli nowe części swoich znanych serii na wcześniejsze terminy. Od 2012 roku wszystkie odsłony Assassin’s Creed (oprócz Unity, które wystartowało 11 listopada) ukazywały się na przełomie października i listopada. Tymczasem w Odyssey zagramy wcześniej, bo już 5 października. Wątpliwe, by ta decyzja była przypadkowa – sandboksy Ubisoftu mają oczywiście swój urok i zazwyczaj dobrze się sprzedają, ale w bezpośrednim starciu z tytułem Rockstara (zakładając rzecz jasna, że Red Dead Redemption 2 będzie tak dobre, jak się zapowiada) mają małe szanse powodzenia.
Jeszcze bardziej dobitnie widać to na przykładzie Call of Duty. Od czasu wydanego w 2013 roku Ghosts kolejne odsłony tego cyklu jak w szwajcarskim zegarku trafiały na rynek w pierwszym tygodniu listopada. Black Ops 4 gwałtownie zrywa z tą tradycją – premiera tej części została zaplanowana na 12 października. Battlefield V także trzyma dystans do westernu Rockstara. W tym wypadku data premiery jest wcześniejsza o dwa dni względem Battlefielda 1, ale aż o dziesięć w stosunku do Battlefielda 4.
Pojedyncze przesunięcia premier można by oczywiście wytłumaczyć stanem prac nad grą albo innymi przyczynami, niezwiązanymi z konkurencją. Kiedy jednak trzy serie, które rok w rok serwowały kolejne odsłony w tym samym okienku czasowym, jak jeden mąż postanawiają nagle zmienić swoje zwyczaje, trudno uwierzyć, że to po prostu zbieg okoliczności. Wygląda na to, że niezależnie od tego, jak wielkimi firmami są Ubisoft, Electronic Arts i Activision, każda z nich postanowiła zejść Rockstarowi z drogi.
Oczywiście trudno kogokolwiek winić za tę sytuację. Rockstar długo i ciężko pracował na swój status, a inni wydawcy zachowują się rozsądnie, unikając sprzedażowej konfrontacji. Szkoda tylko, że przez to czeka nas biała plama w wydawniczym kalendarzu. W końcu nie wszyscy wyglądamy tego tytułu (także dlatego, że nie wyjdzie on tej jesieni na pecetach). Od 19 października, kiedy zadebiutuje Battlefield V, aż do wydania Hitmana 2 13 listopada w świecie interaktywnej rozrywki królować będą tylko faceci w kowbojskich kapeluszach, walczący o miano najszybszej ręki na Dzikim Zachodzie – a cała reszta branży właśnie oddała im rządy bez walki.