Ekspresja poprzez zabójczy styl i wolność artystyczną. Nie ma już bohaterów. Zabił ich Suda51
Spis treści
Ekspresja poprzez zabójczy styl i wolność artystyczną
Tę reprezentuje No More Heroes 3, które podchodzi do tematu często właśnie kompletnie inaczej. Nie tylko nie stara się ukryć elementów panicznie chowanych przez innych, ale i dumnie je eksponuje, wysuwając niejednokrotnie na pierwszy plan. Przygody Travisa nie kryją przed graczem sztuczności wykreowanego środowiska – wręcz ochoczo i wielokrotnie uświadamiają mu konwencją, że ma do czynienia z autentyczną grą wideo. Taką, która nie tylko jest szczera, ale i nie udaje czegoś, czym nigdy nie będzie.
Tym samym konstrukcja mechaniki jest wierna duchowi pierwowzoru. Choć – jak sam Suda przyznaje – teraz odpowiadają za nią weterani, którzy przy pierwszej części serii stawiali dopiero pierwsze poważne kroki w branży. Ogromny progres widać gołym okiem – szybka, efekciarska i epileptycznie kolorowa akcja w trakcie walk stanowi właśnie kręgosłup NMH3. Obudowano go mięsem w formie absurdalnej narracji i rzucanymi seryjnie easter eggami, wszystko z myślą o idealnej rytmice całokształtu doświadczenia. Ja to kupuję, to jest fajne. Nawet jeśli oczekiwałem trochę głębszej treściwości i naiwnie wierzyłem w powrót do ciekawszej myśli narracyjnej z pierwszych gier Grasshopper Manufacture.
Suda wrzuca do tej gry, co chce i lubi, nie bacząc na popularność i potencjał przyciągający klientów. Travis jeździ na motocyklu z Akiry, wykonując legendarny wślizg z tego kultowego i pięknie narysowanego filmu na podstawie mangi. Każdy z kolejnych rozdziałów zapowiada znów czołówka inspirowana sekwencją otwierającą odcinki japońskiego serialu Ultraman z lat 60. W środku rozgrywka przeplatana jest podcastem o twórczości Takashiego Miike. To ekscentryczny reżyser, który stworzył setki dzieł. Autor słynący z wielu szokujących, kontrowersyjnych i obrazoburczych filmów. Tworzył mniej lub bardziej udane adaptacje, a także produkcje szalone lub zaskakujące złożonością narracji i przemyconej symboliki – wychwyciliście delikatne podobieństwo?
W grze nie brakuje też hermetycznych nawiązań do japońskich seriali tokusatsu – nastawionych na efekty specjalne produkcji o superbohaterach (i nie tylko) zmieniających się w stylu Power Rangers. Jak również odniesień do dawnych tytułów, które albo nie wyszły po angielsku, albo zagrało w nie zaledwie kilka tysięcy osób. Podobnie ma się rzecz z licznymi kolaboracjami artystycznymi, w których może i zabrakło głośnych nazwisk, ale ludzie zaznajomieni z tematem będą świadomi skali niesamowitości niecodziennej współpracy. Bo ile jest gier na świecie, do których postacie zaprojektował Inio Asano, autor bezgranicznie cudownego Dobranoc, Punpunie? Polecam.
Zostało jeszcze 63% zawartości tej strony, której nie widzisz w tej chwili ...
... pozostała treść tej strony oraz tysiące innych ciekawych materiałów dostępne są w całości dla posiadaczy Abonamentu Premium
Abonament dla Ciebie