autor: eJay & fsm
Strefa Fana. FILMag #4 - piraci grają w statki z nazistami
Spis treści
Strefa Fana
Postapokaliptyczne klimaty w kontekście 2012 roku powinny nas obchodzić coraz bardziej. Nadrabiamy więc zaległości i zachęcamy do obejrzenia poniższego miniarcydzieła o nazwie Ruin. Jest to animowany film krótkometrażowy, który przedstawia Ziemię przyszłości i walkę kogoś-z-kimś. Według naszych niepotwierdzonych źródeł reżyser Wes Ball bardzo mocno inspirował się uniwersum Terminatora. Gratisowo dorzucamy fajny plakat.
Recenzje
Kac Wawa
Zdaniem eJaya
Niewyobrażalny gniot, który można polecić jedynie najgorszemu wrogowi tuż przed samą śmiercią. Ludzie – obudźcie się. To właśnie takie filmy jak Kac Wawa powodują, że widz staje się po prostu głupszy. Zrzędzimy na amerykańskie prymitywne produkcje stawiające na zysk, a nie widzimy, że na rodzimym podwórku pojawia się coś o wiele gorszego. Seans „dzieła” Łukasza Karwowskiego to pełen traumy koszmar nieporównywalny nawet z serialem Moda na sukces. Rozpacz mnie ogarnia, kiedy obserwuję grupę utalentowanych ludzi wygłupiających się przed kamerą bez ładu i składu, a przede wszystkim bez scenariusza, ale tak właśnie wygląda ta miernota. Ośmielę się określić Kac Wawę pierwszym polskim filmem „celebryckim”, w najgorszym tego słowa znaczeniu. Radzę trzymać się z dala od sali kinowej i posłuchać pana Tomasza Raczka, który – niestety – za prawdę będzie musiał toczyć boje w sądzie.
Moja ocena: 0/10
Kobieta w czerni
Zdaniem fsma
Moja mina i widoczna poniżej ocena jasno dają do zrozumienia – nie jest źle, ale mogło być lepiej. Kobieta w czerni to solidnie zrobiony film, który bardzo umiejętnie buduje zamgloną, pokrytą pajęczynami atmosferę znaną ze starych, gotyckich horrorów. Niestety – jak na produkcję, która ma straszyć – za mało tu horroru (choć trzeba przyznać, że kilka sekwencji wywołuje ciarki nawet na łydkach), zaś jak na melancholijny dramat o stracie – za mało mnie obchodziły rozterki głównego bohatera. Można też przyczepić się do niewielkich dłużyzn, ale zrzućmy to na karb „tworzenia klimatu”. Czas spędzony w kinie nie był stracony, film ma świetną ścieżkę dźwiękową, Daniel Radcliffe stara się jak może, by zrzucić Pottera ze swoich pleców (i myślę, że za jakiś czas mu się to uda), a całość niewątpliwie może się podobać. Uwaga – zakończenie potrafi rozdrażnić.
Moja ocena: 6,5/10
Terytorium wroga
Zdaniem eJaya
Francuzi za 10 milionów euro stworzyli półtoragodzinną reklamę oddziałów specjalnych walczących w rytm Marsylianki. Pal licho fabułę, która jest pretekstowa do bólu. Film reżysera o wdzięcznym nazwisku Rybojad ogląda się po prostu nieźle. Tylko i aż. Można go było spalić na wiele sposobów, ale na szczęście uniknięto zbytniego „przeamerykanizowania”. Dzięki rozważnej realizacji główni bohaterowie nie tracą nic ze swojego europejskiego charakteru i stanowią zgraną paczkę. Terytorium wroga nie jest co prawda tytułem na miarę Black Hawk Down i nie będę go raczej pamiętał za tydzień, ale niezwykle ciężko zarzucić mu coś poważniejszego. Wysoki realizm, szczegóły taktyczne, bogate uzbrojenie i styl komunikacji na pewno przypadną do gustu miłośnikom batalistyki.
Moja ocena: 6/10
Wszystkie odloty Cheyenne'a
Zdaniem fsma
Cudownie „odjechany” film. Dwóch Włochów napisało do spółki scenariusz o podstarzałym, emerytowanym gwiazdorze rocka, który jest tak dziwny i znudzony, że postanawia odszukać nazistowskiego prześladowcę swojego ojca. Jeden z tych dwóch Włochów film wyreżyserował i gdyby nie nazwiska w napisach, byłbym przekonany, że Wszystkie odloty Cheyenne’a (swoją drogą – niezbyt udany tytuł) to dzieło spalonego słońcem, zakochanego w swoim kraju Amerykanina. Dawno nie wdziałem tak udanego filmu drogi, w doskonały sposób zestawiającego wewnętrzną podróż bohatera z absolutnie prześlicznymi pejzażami USA. Uprzedzam jednak – forma nie zaskakuje. Mamy do czynienia z klasycznym przedstawicielem gatunku. Fantastycznie inna i pozornie niepasująca do tematyki jest postać głównego bohatera – Sean Penn w tym filmie to Sam, Harvey Milk i Roberth Smith z The Cure wrzuceni do wielkiego szalonego miksera. Niektórych może jego persona drażnić, ale dla mnie jest strzałem w dziesiątkę. No i najważniejsze – to naprawdę bardzo zabawny komediodramat, odpowiednio lawirujący między rechotem z zachowania lub tekstów Cheyenne’a, a zadumą nad niektórymi wątkami. Fajne, mądre, ciepłe, kolorowe kino.
Moja ocena: 8/10