Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 11 listopada 2009, 10:15

autor: Marek Grochowski

Osiągnięcia. FIFA 10 kontra PES 2010

Spis treści

Osiągnięcia

Obie gry posiadają szereg ciekawych Osiągnięć i Trofeów. Podczas gdy w PES-ie jest ich dokładnie 28, konsolowa FIFA oferuje ponad 40 Osiągnięć (pecetowa nawet 117, ale większość związanych z nimi wyzwań polega na zwyciężaniu w rozgrywkach ligowych albo pucharach).

Gracze, którym zależy na szybkim powiększeniu stanu xboksowego Gamerscore’a, powinni spróbować swych sił w produkcji Konami – tu za wygranie Ligi Mistrzów na konto trafia 110 punktów, a za obfitujący w sukcesy sezon w Master League – kolejne 90. Użytkownik jest też nagradzany za strzelanie bramek z rzutów wolnych, unikanie fauli i zdobywanie hat-tricków, a jeśli nie chce mu się zbytnio wysilać, może zarobić symboliczne 20 punktów za rozegranie meczów na wszystkich dostępnych stadionach.

O nadrabianie braków licencyjnych w PES-ie troszczą się sami gracze.

FIFA 10 nagradza natomiast za wytrwałość. Punkty za rozegranie 500 spotkań w trybie Virtual Pro, spędzenie w grze 50 godzin albo odniesienie 100 zwycięstw w meczach rankingowych są tutaj na porządku dziennym. Przebija je tylko Osiągnięcie za zaliczenie 10 sezonów w trybie Master League w PES 2010. Dla równowagi autorzy FIFA 10 przyznają Trofea także za mniej czasochłonne czynności, jak odwiedzenie growego sklepiku czy trybu treningowego.

Kontrowersyjnym Osiągnięciem jest za to Bad Loser, które odblokowujemy... pięciokrotnie odłączając się na własne życzenie od gry w sieci w momencie, gdy akurat przegrywamy. Nieoczekiwanie (i prawdopodobnie niechcący) jest to najciekawsze z Osiągnięć, jakie można spotkać w tegorocznych piłkarskich produkcjach.

Licencje

Przez lata FIFA miażdżyła PES-a liczbą licencjonowanych piłkarzy, lig i drużyn. Czyni to zresztą nadal, bo wobec 30 klas rozgrywkowych (także polskiej) dostępnych w produkcji EA Sports dzieło Konami i jego zestaw „Primera Division, Ligue 1, Seria A plus Eredivisie” wypada cokolwiek blado. A raczej wypadałby, gdyby nie dwa szczegóły.

Pierwszy to absolutnie najbardziej pożądana licencja na Champions League i Ligę Europejską, który to atut Japończycy w PES-ie skrzętnie wykorzystują (choćby poprzez puszczanie klimatycznej telewizyjnej czołówki na podobieństwo środowych meczów, odpowiednie stylizowanie tabelek, a nawet przerobienie zegara z wynikiem). Dawniej z samego posiadania praw do Champions League „Elektronicy” potrafili wycisnąć osobną grę, dzisiaj natomiast muszą obejść się smakiem, bo z oficjalnej Ligi Mistrzów korzysta Konami.

Drugi czynnik ratujący PES-a 2010 przed licencyjną porażką to – w przypadku wersji PC – rzesza oddanych fanów, którzy od razu po premierze gry zaczęli wydawać patche, zmieniające fikcyjne elementy drużyn na rzeczywiste logotypy i koszulki, a nawet poszli o krok dalej i przygotowali poprawione twarze mniej znanych zawodników. Z odpowiednio połatanym PES 2010 można więc zapomnieć nawet o tym, że w polskiej reprezentacji hasa Braszczykowski, a w premierowej wersji gry jego koledzy stracili ogonki przy nazwiskach.