Czekam na nowego Spider-mana, bo to ambitniejszy projekt od Infinity War
Premiera już w grudniu, a ja zastanawiam się, czego możemy spodziewać się po najnowszej części Spider-Mana z Tomem Hollandem w roli głównej.
Spis treści
Najnowszy Spider-Man nie tylko zmierzy się z konsekwencjami seriali Marvela (które są, nie oszukujmy się, ogromne!), ale i przy okazji połączy trzy filmowe serie. Niby opowiadają one o tym samym superbohaterze, ale prezentują trzy różne wizje. Co więcej, rekord trailerowy pokazuje, że ludzie oczekują w tym uniwersum prawdziwego trzęsienia ziemi. Cóż, jestem jedną z tych osób. To będzie potężny zawód, jeśli otrzymamy kolejny bezpieczny film z tanim plot twistem niszczącym cały suspens.
Emocje i stara brygada
Zaniemówiliśmy, kiedy na ekranie ujrzeliśmy odmłodzonego Alfreda Molinę w roli Doktora Octopusa (niezły efekt „wow!”). Co więcej, chwilę wcześniej usłyszeliśmy złowieszczy śmiech, kiedy akurat wybuchła mała bombka Zielonego Goblina (wyglądająca, notabene, tak samo jak ta z filmowego Spider-Mana z 2002 roku). Zresztą nie oszukujmy się, kiedy mamy możliwość podziwiania (bo tylko tak można to określić) Willema Dafoe’a, korzystamy z tego od razu. To prawdziwa uczta pozytywnie wpływająca na naszą wrażliwość, będąca czymś w rodzaju rekonwalescencji dla naszych geekowskich serc po filmach Zacka Snydera.
Zastanawiam się swoją drogą, czy to sam Dafoe powróci, skoro w Normana wcielał się prawie dwadzieścia lat temu. Prorokiem nie jestem, ale miałem kiedyś okazję wziąć udział w spotkaniu autorskim z tym aktorem. Tam Willem z szacunkiem wyrażał się o swoich komiksowych i różnych innych szalonych rolach. Ręki nie dam sobie odciąć, ale dychę postawić mogę: myślę, że zaliczy on swoje pięć czy dziesięć minut. Studio zrobiło na pewno wszystko, by (po raz kolejny) zachęcić poszczególnych aktorów do udziału w komiksowym widowisku. No tak, jeśli coś robić, to z przytupem i sensem.
Ale uwaga, ponieważ coś tutaj nie pasuje! Octopus nie tylko jest odmłodzony, chodzi o sam fakt, że w ogóle powraca. Wraz z Goblinem. Obaj zginęli, więc nie powinni „istnieć”! Nawet jeśli uniwersa połączą się za sprawą podejrzanego zaklęcia (motyw inspirowany niesławnym komiksem One More Day oraz popularną animacją Spider-Man: Uniwersum (2018), uwielbianą na całym świecie), to przecież ma to sens tylko wtedy, kiedy spotykają się ze sobą osoby żyjące w danym momencie. Ale co, jeśli ten jeden czar cofnął wszelkie zdarzenia, które mieliśmy okazję obserwować w poprzednich seriach? Tłumaczyłoby to też „młodego Octopusa”. Dochodzę do wniosku, że zwiastuny powinny zostać oficjalnie zabronione. Człowiek się potem tylko zastanawia i główkuje...
Skoro pojawia się stara brygada, nie mogło zabraknąć też innych koleżków. Widzimy wiele żółtych piorunów, a co za tym idzie, powraca Electro w odświeżonej wersji, prawdopodobnie stylizowanej na klasyczną. Jamie Foxx to świetny aktor, miejmy nadzieję, że tym razem scenariusz nie zrobi z niego jakiejś groteskowej wersji przeciwnika Spider-Mana. Podobno na zwiastunie widać też Lizarda (choć zdania na temat tego, co dokładnie tam obserwujemy, są podzielone), do tego możemy dostrzec burzę piaskową, więc w tym wypadku Peter powinien być szczęśliwy.
Sandman ostatecznie stał się jego sprzymierzeńcem pod koniec Spider-Mana 3 z Maguire’em. No ale jeśli wszystko zostało cofnięte, to nadal będzie on funkcjonować jako „ten, który zabił wujka Bena”. Widzicie, znowu wszyscy mamy mętlik w głowach. Szok! Czas pokaże, od której strony twórcy ugryźli ten temat.
Inspiracje kontra ambicja
To wiemy na pewno: na ekranie ponownie pojawią się Tobey Maguire i Andrew Garfield, aktorzy wcielający się w Petera Parkera w poprzednich dwóch seriach (kolejno trzy i dwie części). I brzmi to co najmniej świetnie. A dlaczego, skoro dopiero narzekaliśmy na tego typu konwencję związaną z multiwersum? W Drodze do domu zaledwie zaczęto nakreślać konsekwencje Końca gry, co wielu widzom mogło się wydać nad wyraz przesadzone lub niezrozumiałe (choose your own fighter).
Teraz, kiedy rewelacyjny Loki napsocił w uniwersum swoim finałem, jesteśmy bardziej niż ciekawi, jak te zawirowania wpłyną na bohaterów nadchodzących filmów. Przy okazji zadebiutuje Shang-Chi, ale raczej nie minę się z prawdą, jeśli powiem, że mało kto oczekuje tego obrazu. Jakby wszyscy nastawili się na znacznie bardziej ekscytujące premiery.
Do tego wspomniani Tobey Maguire i Andrew Garfield. Są najlepsi, kto na nich nie czeka, ten tylko straci (nawet jeśli Garfield zapiera się rękoma i nogami, że nie wystąpi, to póki co nikt mu nie chce uwierzyć)! Połączenie trzech serii filmowych stanowi przedsięwzięcie ambitniejsze od Wojny bez granic. Nie jest sztuką zebrać aktorów, którzy mają podpisane kontrakty z tą samą wytwórnią. Sztuką jest raz jeszcze zaangażować tych ludzi, dla których dane projekty są już odległą przeszłością.