autor: Kuba Stolarz
Bohaterowie seriali, których śmierć nas zszokowała
Śmierć w popkulturze od dawna służy za narzędzie do opowiadania historii. Czasem jest wykorzystywana w satysfakcjonujący sposób, czasem – w wybitnie naciągany, ale praktycznie zawsze zaskakuje. Przedstawiamy seriale, które zrobiły to dobrze.
Spis treści
Seriale mają łatwiej, a jednocześnie trudniej od filmów, jeśli chodzi o zaangażowanie przez nie widza.
Łatwiej, bo w przeciwieństwie do powszechnej półtora- bądź dwugodzinnej długości filmów nie mają sztywno ustalonego standardu trwania. Mogą się skończyć po paru odcinkach i stanowić miniserial, mogą też dobić do dziesiątego sezonu liczącego dwadzieścia parę epizodów, mogą zostać wypuszczone w dwóch częściach – wszystko zależy od uporu twórców czy stacji na tyle zachwyconej oglądalnością, że zamawia dwie kolejne serie jeszcze przed premierą wcześniejszej.
Trudniej, bo z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. Po jednej stronie medalu jest taki Sherlock, zapowiadający co sezon grube widowisko z tylko trzema, ale za to aż półtoragodzinnymi odcinkami, zaś po drugiej seriale, które – przynajmniej według moich zachwyconych znajomych – zamulają przez siedem pierwszych sezonów, ale już w ósmym naprawdę się rozkręcają. Gdzie jest gwarancja, że nie znudzę się nimi po drodze i nie uznam, że powinienem był przeznaczyć ten czas na coś pożyteczniejszego?
Otóż... nie ma jej. Widzowie dają więc twórcom kredyt zaufania, oferują im swój cenny czas, ale chcą zapewnienia, że dokonali dobrego wyboru – i z tego powodu potrafią zanurzyć się w opowieść bardziej, niż by się tego spodziewali. Twórcy w zamian często stają na rzęsach, aby stale dostarczać nowych wrażeń... nawet jeśli to oznacza zabicie danego bohatera czy bohaterki.
Dzisiaj przyjrzymy się zgonom zaskakującym: czy to z powodu naszego przywiązania do postaci, czy przez wzgląd na zakulisowe bałagany, czy też dlatego, że intencja srogo minęła się z wykonaniem.
SPOILERY
Już sam tytuł artykułu powinien Was na to nakierować, ale luzik, daję Wam jeszcze jedną szansę. W tekście znajdują się spoilery z wielu popularnych tytułów, więc dobrze sobie przemyślcie, czy chcecie wskoczyć w tę króliczozabójczą norkę.
Gra o tron
- Kto: Nocny Król
- Co to za serial: intrygi, kłamstwa i zbrodnie w świecie fantasy
- W którym odcinku: s08 e03
- Gdzie obejrzeć: HBO GO
Niesławny ostatni sezon Gry o tron dostarczył wielu zaskakujących zgonów – chociażby Lyanny Mormont, której zmiażdżony tułów nie przeszkodził w zabiciu olbrzyma w ramach ostatniego aktu odwagi – jednak gdybym miał już wybrać jedną śmierć ze wszystkich, to moją pierwszą kandydatką byłaby ta zadana przez Aryę Stark Nocnemu Królowi.
Jedno z haseł przewodnich serialu – „Winter is coming’ – było zwiastowaniem nie tylko nadchodzącego chłodu, przed którym wypadałoby uchronić królestwo, aby nie pomarły krowy czy inne zwierzęta, ale i bitwy z Białymi Wędrowcami, nieumarłymi bestiami rządzonymi przez ucieleśnienie zła, samym wyglądem sprawiające, że nie chce się z nim zadzierać – mowa o Nocnym Królu.
Twórcy poświęcili kawał czasu, parę dobrych sezonów, żeby podkreślić powagę zagrożenia ze strony tego nikczemnika, kiedy jednak przyszło co do czego, do wielkiej walki o Winterfell, która miała być ostatnim etapem w rozwoju bohaterów i podsumować ich dotychczasową drogę, a widzom wreszcie pokazać, do czego Król i jego armia nieumarłych są zdolni... okazało się, że nie są oni aż tacy groźni.
Mało tego, wystarczyła jedna prosta sztuczka z nożem – tj. upuszczenie go na drugą rękę – i jedno wsadzenie kozika pod zbroję, aby legendarny, potrafiący spoglądać w przyszłość, co dawało mu ogromną przewagę w nadchodzących bitwach, wojownik rozprysł się jak śnieżka rzucona przez dzieciaka o ścianę. Podobnie zresztą jak oczekiwania widzów narosłe przez wiele odcinków, ale kto by się tym przejmował, ważne, że jest spokój, a punkt z listy wątków, które chcieliśmy ciągnąć przez parę sezonów, ale nie mamy już na to czasu, został odhaczony. Prawda, Davidzie i D.B.? Jak tam projekty dla Netflixa, spoko? Spoko.
W ramach przypomnienia lepszych czasów – tzn. tych, kiedy showrunnerzy jeszcze nie dogonili oryginału George’a R.R. Martina, co uwypukliło ich brak umiejętności samodzielnego rozwijania serialu – wspomnę dodatkowo o śmierci Neda Starka w pierwszym sezonie. Co prawda, jeśli czytało się książkę oraz znało fatum, jakie wisi nad większością postaci granych przez Seana Beana, ścięcie lorda Winterfell nie powinno być niespodzianką, jednak dla osoby jeszcze niezaznajomionej z oryginałem – której wypociny właśnie czytacie – był to wielki szok. Tak znany aktor, tak silny ciałem i duszą bohater ma zginąć już w pierwszym sezonie? Egzekucja dobitnie pokazała widzowi, jak sprawy mają się w świecie przedstawionym oraz samym serialu, gdzie nawet sława aktora nie uchroni go przed zgubą, nieważne, czy sprawiedliwą dla postaci, czy nie.