10 głupawych horrorów, które pokochaliśmy
Horrory można podzielić na dobre, złe i tak złe, że aż dobre. Kilka z tych ostatnich prezentujemy w poniższym rankingu. I tak, połowa z nich to różne wariacje na temat ataku zombie, ale czy to właśnie nie jest (nie)żywa definicja absurdu?
Spis treści
Na liście znajdują się zarówno filmy świadome własnej absurdalności, jak i te, w przypadku których niedorzeczność nie była zabiegiem celowym. Z jakichś jednak względów ostatecznie otrzymaliśmy horror, który może niekoniecznie straszy, niekoniecznie nawet posiada drugie czy trzecie dno (choć złośliwi mogliby dodać, że puka od dołu w to pierwsze), ale za to, mimo że nie bardzo umiemy wytłumaczyć dlaczego, po prostu nam się podoba. I chociaż przyjemność, jaką czerpiemy z takiego seansu, bywa ciut wstydliwa, to, ej, jak można nie pokochać zabójczej opony oglądającej Formułę 1, Woody’ego Harrelsona masakrującego kolejne hordy nieumarłych czy wiecznie uśmiechniętego naukowca, który pragnie spełnić swe dziecięce marzenie o stworzeniu ludzkiej stonogi?
Martwica mózgu - Braindead
- Co to: wszystko, co wydaje Wam się najbardziej absurdalne – pomnożone razy dziesięć
- Czy choć trochę straszy: momentami
- Gdzie obejrzeć: DVD
- Ocena na Rotten Tomatoes: 88%
Wyspa Czaszek, ogromne szczury gwałcące małpy, zombie i estetyka gore’u. To w zasadzie gotowy przepis na to, jak zrobić film klasy Z. Chyba że nakręci go Peter Jackson. Bo tak, dekadę przed tym, zanim wziął się za bary ze Śródziemiem, zajmował się kręceniem niszowych straszaków. Gwoli ścisłości – przynależność gatunkowa większości tych filmów może budzić pewne wątpliwości. Sceny grozy są tu bowiem porządnie zblendowane (w kontekście Martwicy mózgu to zresztą zupełnie dosłowne określenie) z elementami czarnej komedii. Nie jest to do końca pastisz, ale też trudno uznać kicz i umowność scen makabry za przypadek – Jackson doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co chce nakręcić.
Krew wygląda tutaj jak całkiem apetyczny keczup, a małposzczury są niczym chowańce z mrocznych RPG, zębiaste, szponiaste i zupełnie plastelinowe. Nie ujmuje to jednak Martwicy mózgu specyficznego uroku, jaki może cechować tylko świadomy własnej kiczowatości niskobudżetowy horror.
Najbardziej w pamięć zapada różnorodność zgonów. Zombie giną na wszelkie możliwe sposoby – bohaterowie są pod tym względem tak kreatywni, jakby jeszcze przed pierwszym kontaktem z małposzczurami rozpisali sobie wszystkie opcje efektownego kończenia (nie)życia swoich przeciwników. Równie pomysłowi byli twórcy w wymyślaniu rodzajów okaleczeń zapadających na martwicę ludzi. Wszystkie są przy tym niesamowicie krwawe i zapewne tak samo bolesne dla ofiary. A że większość scen mogłaby uchodzić w Wikipedii za definicję kiczu? Cóż, ujęcie z kosiarką zdecydowanie rekompensuje wszelkie mankamenty. To po prostu trzeba zobaczyć.