Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 28 września 2011, 12:42

autor: Czarny Iwan

Country Justice: Revenge of the Rednecks. 10 bardzo złych gier, które wykończą Cię psychicznie

Spis treści

Country Justice: Revenge of the Rednecks

Country Justice: Revenge of the Rednecks

Teoretycznie ta smutna jak spalony las gra akcji przypomina serię Redneck Rampage, ale w rzeczywistości obie produkcje dzieli przepaść głębsza niż Rów Mariański. Chłopaki z Silverfish Studios mieli pomysł na grę, w której para bohaterów – Steve Earl oraz Ellie May – wyrusza na poszukiwanie... kozy. Okazuje się, że zwierzak zniknął po tym, jak w okolicy pojawiła się dziwna plaga zamieniająca wszelkie istoty w krwiożercze stwory. Super! Wspomniana koza miała być chyba elementem rozweselającym, niestety – to się nie udało, podobnie jak i cała reszta, która wołała i nadal woła o pomstę do nieba. W tej grze nic nie działało tak jak trzeba, poczynając od zepsutego kompasu, poprzez fizykę, pseudointeligencję przeciwników, wygląd postaci i uzbrojenie. Misje były tak krótkie, że mgnienie oka trwało przy nich wieczność. Produkcję tę można było odpalić chyba tylko po to, żeby zaraz wywalić ją w diabły albo – jeśli ktoś miał taki kaprys – zobaczyć nietypowe zderzenie pick-upa z krową lub koniem. Zwierz wyglądał jak figurka wyciosana z drewna i odbijał się od przeszkody niczym dwie bile na zielonym blacie stołu do bilarda. Jeśli komuś nadal było mało, mógł włączyć sobie Ultimate Demolition Derby tych samych autorów. Też dobre inaczej.

Super Stunt Spectacular

Super Stunt Spectacular

Wyrozumiali czytelnicy naszego serwisu dali tej grze ocenę 2.2., natomiast w wielu czasopismach branżowych nota oscylowała wokół okrągłego... zera. Przypomnijmy, że ten megagniot i drenażer mózgów był zręcznościowymi wyścigami w stylu Trackmanii. Do wyboru mieliśmy masę pokręconych tras i wózków, w tym amerykańskie Muscle Cars, półciężarówki, a nawet autobus szkolny. Mistrz kaskaderki musiał uporać się z 25 typami pułapek, w rodzaju płonących obręczy czy zbiorników z benzyną i żrącym kwasem. Kwas rzeczywiście gotował się w żołądku, bo gra z 2005 roku wykazywała kosmiczne wymagania sprzętowe i dla opozycji – ultraniską grywalność. Te dwie cechy zapewniły jej dozgonną nienawiść wielu graczy, którzy mieli pecha natknąć się na ten tytuł, oraz wątpliwą chwałę CD Projektowi, który uraczył nas tym ponadczasowym dziełem (w kolekcji Supercena).

Maluch Racer

W tym miejscu mógłby równie dobrze znaleźć się Poldek, Syrenka czy Warszawka, bo to właściwie wciąż ta sama, kiepska, niedopracowana gra. Maluch Racer oferował przede wszystkim kilka kultowych wersji „fiacika”, które różniły się między sobą ilością koni mechanicznych pod klapą oraz detalami wyglądu. W rzeczywistości owe różnice pomiędzy modelami fiata 126 p były tylko teoretyczne, gdyż niezależnie od wyboru pojazdu jeździło toto jak wóz drabiniasty ciągnięty po polu błota. Trasy były ubogie, krótkie i nieciekawe, a zachowanie „kaszlaków” co najmniej dziwne – zataczały się one na zakrętach jak pijane łosie. Do tego trzeba dodać tragiczny system kolizji i grafikę, która niejednego zdołowała bardziej niż nowy dyskotekowy image Agnieszki Chylińskiej. Nieświadomym zagrożenia użytkownikom, którzy zostali poturbowani w wyniku zderzenia z Maluch Racer, zaoferowano przewrotnie również wersję Deluxe. Super duper edycja zawierała dodatkowy wózek, legendarnego Mini Morrisa. To było okrutne – zniszczyć w jednym tytule dwie legendy naraz...

Manhattan Chase

Manhattan Chase

Początkowo tytuł porównywany był z serią GTA, ale bardzo szybko okazało się, że cyklowi Rockstar Games może co najwyżej bieżnikować opony zapasowe. Bliżej mu natomiast do równie dennego Super Taxi Driver, zresztą produkcji tego samego studia. Jeśli chodzi o Grand Theft Auto, podobieństwo polegać miało m.in. na możliwości poruszania się tak pieszo, jak i samochodem, oczywiście w trakcie realizacji kilkuetapowych misji. Dla ostrych graczy przewidziano opcję koszenia przeciwników seriami z karabinu maszynowego, rzucania im granatów pod nogi i odpalania rakiet w zaskoczone twarzyczki wrogów. Najsampierw należało jednak wybrać jasną lub ciemną stronę mocy, czyli Angel – policjantkę z NYPD albo Yasmin – szefową lokalnego gangu. Największa słabością Manhattan Chase okazało się kiepskie odwzorowanie zachowania wózków, źle zrobiony model zniszczeń i oprawa graficzna, która była paskudna jak siedem grzechów głównych. Można jeszcze dorzucić złe zbalansowanie trudności misji, ale właściwie – po co? Ta gra po prostu nie miała mocnych stron.

Czarny Iwan