Najciekawsze strategie ze Steam Next Fest i nowe premiery - Tbone'owy przegląd
Carrier Command 2, Regiments i WH40K: Battlesector - sprawdziłem najbardziej intrygujące strategie Steam Next Fest 2021. Obok tego premiera Gates of Hell, CSLA do ArmA 3 oraz nowe dodatki do DCS i Microsoft Flight Simulator. Zapraszam do przeglądu.
Bohemia zapewnia deweloperom feedback, pomaga w procesie zapewniania jakości (testowania).
- fragment FAQ dotyczący Creator DLC (w tym CSLA Iron Curtain) na stronie ArmA 3.
- festiwal Steam Next - są dema Carrier Command 2, Regiments i Warhammer 40,000: Battlesector;
- Tiny Combat Arena zostanie wydane przez MicroProse;
- CSLA Iron Curtain to słabe DLC do ArmA 3;
- premiery – Gates of Hell i Valor & Victory;
- ukazał się śmigłowiec Hind do DCS oraz pasażerska klasyka, Douglas DC-6, do MSFS.
Festiwal Steam Next okazał się świetną okazją do sprawdzenia nadchodzących gier, głównie wydawanych przez MicroProse, takich jak Carrier Command 2 czy Regiments. W przeglądzie również premiery nowości - Valor & Victory, Gates of Hell oraz dodatki do Microsoft Flight Simulator, DCS i ArmA 3.
Jeśli na E3 zrobił na Was wrażenie zwiastun WarTales, strategii/RPG o najemnikach inspirowanej Battle Brothers, to demo tej gry również można znaleźć na Steamie. Niestety zabrakło mi czasu na zagłębienie się w tę produkcję, wiecie – gra z mieczami i bandytami konta czołgi, śmigłowce? Wybrałem to drugie.
Carrier Command 2 intryguje stylem
W pierwsze Carrier Command grałem na Amidze na początku lat 90. Gra robiła wtedy wrażenie samym faktem, że była w 3D, trochę jak Battlezone. Siadając do dema Carrier Command 2 od studia Geometa, zastanawiałem się, czy sterowanie lotniskowcem i podbijanie kolejnych wysp różnymi pojazdami-robotami może być jeszcze pociągające. Obstawiałem, że raczej nie, a jednak gra zaskoczyła mnie.
To, czym już wyróżnia się Carrier Command 2, to prezentacja. W tle przygrywa dobry synthwave, a samo menu przypomina kabinę promu kosmicznego. Styl jest tu na pierwszym miejscu, wszystko jest retro, ale nie jest toporne i przestarzałe. Kiedy trafimy na nasz lotniskowiec, nie jesteśmy atakowani przez interfejs - ten właściwie prawie nie istnieje w klasycznej formie. Kontrolujemy naszą postać i możemy wchodzić w interakcje ze wszystkimi monitorami i przyciskami widocznymi na mostku, a jak się uprzemy, możemy nawet pójść sobie do hangarów. Podejście „klikaj przy stanowiskach i patrz w monitory” może wydać się z pozoru przytłaczające, ale trzeba przyznać, że ma to swój urok.
Grę napędza ten sam silnik co Stormworks: Build and Rescue, nietypową produkcję o budowaniu własnych pojazdów ratowniczych. Ten engine umożliwia wiele interakcji z kierowanymi pojazdami - od włączania świateł w toalecie pokładowej po aktywowanie stabilizacji wieżyczki strzeleckiej - zachowując przy tym sporą skalę mapy.
Samo podbijanie wysp nie jest na początku jakoś szczególnie ekscytujące - ot, niszczymy przeciwnika na dystans i przejmujemy wieżę robocikami Boston Dynamics. Mimo to odkrywanie, jak się tym wszystkim steruje, sprawiło mi niemal „DCS-ową" przyjemność. Kontrolowanie wojska zapewne zyskuje w momencie, gdy gra się ze znajomymi w trybie coop, niestety nie miałem okazji go przetestować.
Demo Carrier Command 2 to zaledwie wczesna wersja gry i fakt, że od nastawienia „po co to komu?" przeszedłem do „a, odpalę sobie jeszcze na chwilę, żeby się pobawić", wydaje się świadczyć o tym, iż twórcy są na tropie czegoś fajnego.
Regiments może być niezłym RTS-em
RTS Regiments od Bird's Eye Games już drugi raz pojawił się na festiwalu Steam. Za pierwszym razem ta zimnowojenna strategia nie zrobiła na mnie szczególnego wrażenia, ale teraz jest wyraźnie lepiej. Regiments skupia się wyłącznie na module singleplayer, a demo oferuje głównie tryb potyczki oraz wojska RFN, NRD, USA i ZSRR. Po wyborze strony prowadzimy do boju grupy bojowe, które wchodzą w skład autentycznych formacji, jak np. amerykański 11. Pułk Kawalerii Pancernej.
Bitwy to dość standardowe scenariusze w formule atak-obrona, trwające od 20 do 40 minut, w trakcie których wraz z upływem czasu dostajemy kolejne punkty pozwalające wezwać posiłki. Od razu Was uspokoję - pod spacją jest aktywna pauza. W przeciwieństwie do podobnych gier, tutaj jednostki traktowane są bardziej abstrakcyjnie - kontrolujemy całe plutony, teren nie ma pełnego przełożenia na zachowanie wozów bojowych, a piechota trzyma się blisko transporterów.
UI nie jest specjalnie przytłaczający, chociaż momentami niektóre panele informacyjne potrafią zasłaniać zbyt dużą część ekranu. Modele jednostek prezentują dość nierówny poziom - pojazdy naziemne są wykonane lepiej niż w Wargame (czołgi różnią się chociażby numerami bocznymi w ramach plutonu, co jest bardzo fajnym akcentem), słabo wypadają jednak śmigłowce z ciemnymi kokpitami.
Rozgrywka jest dość złożona, przy czym nie jest to symulacja w stylu Combat Mission. Jednostki składają się z kilkunastu parametrów, a najważniejszym elementem wydaje się zrozumienie, jak działaką w grze pole widzenia oraz parametry stealth danej jednostki. Prawdopodobnie najdziwniejsza sytuacja, z jaką się spotkałem w czasie bitwy, to AH-64A Apache odpalający bezskutecznie cały ładunek pocisków Hellfire w stronę BMP. Kto by pomyślał, że zwykłe okopy potrafią zapewnić tak skuteczną osłonę? Mapy są płaskie, aż do przesady. W pełnej wersji miło byłoby zobaczyć nieco bardziej zróżnicowany teren.
Lotnictwo taktyczne występuje w grze i jest zrealizowane metodą wsparcia spoza mapy, niczym w World in Conflict. Takie naloty potrafią kasować z mapy całe plutony i nawet wyrzutnie SAM wydają się tutaj niedostatecznym środkiem zabezpieczającym. Bez opcji przyzwania myśliwców na CAP widzę tu raczej pole do małych frustracji.
Jeśli chodzi o AI, to do pasywnych nie należy, ale potrafi robić głupoty, w stylu ustawienia artylerii samobieżnej na pierwszej linii. No cóż, to tylko demo.
Dla kogo jest Regiments? Fani realizmu mają Combat Mission: Cold War i Armored Brigade, a w multiplayerze nadal rządzi Wargame: Red Dragon. Wydaje się, że gra Bird's Eye Games może wygrać tylko metakampanią i budowaniem klimatu na każdym kroku. Stylizowane na raporty i wspomnienia opisy jednostek w encyklopedii gry mogą dawać nadzieję, że twórcy wiedzą, o co chodzi. Oto opis czołgu T-72: „T-72 były łatwe do naprawy. Przysiągłbym, że czołg o numerze taktycznym 378 zniszczyliśmy co najmniej trzy razy w czasie walk o Margburg" - feldwebel Wolfgang Bach, 13. Brygada Grenadierów Pancernych.
Warhammer 40,000: Battlesector - zagraj koniecznie, jeśli lubisz Space Marines
Warhammer 40,000: Battlesector to strategia turowa od studia Black Lab Games, twórców cenionego Battlestar Galactica: Deadlock. Jeśli lubicie Space Marines strzelających do tyranidów, to trzeba zwrócić uwagę, że w porównaniu z poprzednimi grami wydawanymi przez Slitherine Battlesector ma naprawdę ładną grafikę, szczegółowe modele jednostek i całkiem niezłe animacje.
Mój brak entuzjazmu do tej gry wynika prawdopodobnie raczej z historii marki WH40K i tęsknoty za RTS-ami Relica niż samych wad Battlesector. Gra się w to przyjemnie, można nawet przyspieszyć animacje w trakcie tury, żeby nie zasnąć. Teren ma znaczący wpływ na skuteczność naszego ostrzału, a przemieszczanie jednostek będących w zwarciu z przeciwnikiem kończy się dodatkowymi stratami. W grze jest również specjalny system budowania momentum, nagradzający za granie zgodnie z etosem frakcji. Dlatego np. warto walczyć Space Marines w zwarciu, cieszyć się z krytycznych trafień i wbić maksymalną ilość punktów momentum, które można przeznaczyć na usprawnienie zdolności.
Walki turowe zrealizowane są sprawnie, przy czym gra składa się z liniowej kampanii (20 misji). Zadajcie sobie pytanie czy gralibyście w XCOM, gdyby był pozbawiony całej warstwy globalnego zarządzania organizacją? Jeśli odpowiedź brzmi „tak”, to Battlesector jest pewnie dla Was.
Warhammer 40,000: Battlesector ukaże się 15 lipca na PC, PS4 i Xboxie One, cena promocyjna na Steamie to 128,69 zł.
MicroProse wyda Tiny Combat Arena
Symulator lotniczy dla każdego - Tiny Combat Arena, o którym pisałem w lutym - zostanie wydany przez reaktywowane MicroProse. Powoli dochodzę do wniosku, że większość militarnych „indyków" trafi wkrótce do katalogu tego wydawcy, i mogę się założyć, że kolejną grą, która do niego wpadnie, będzie Gunner, HEAT, PC. Zakład o karteczkę na jedzenie na pikniku „GOL-a” w 2025? Wracając do TCA, jeśli interesuje Was łatwe i przyjemne latanie Harrierem oraz zdobywanie baz przeciwnika, zobaczcie poniższy trailer. Wczesny dostęp ma wystartować we wrześniu 2021 roku.
ArmA 3: CSLA Iron Curtain DLC to katastrofa
Społeczność ArmA nienawidzi nowego DLC, które ma obecnie negatywne oceny na Steamie. CSLA Iron Curtain stawia pod znakiem zapytania cały program BIS, polegający na dopuszczaniu modów do sprzedaży w formie „Creator DLC".
Powody? Dodatek ma masę błędów, zaledwie kilka wątpliwej jakości misji oraz modele obiektów i pojazdów, które pamiętają czasy ArmA 2, a nawet Operation Flashpoint. Fakt, że ktoś chce za ten produkt 32,99 zł, podczas gdy obok za darmo można znaleźć mody pokroju RHS, pokazuje dość niepokojący stan ArmA 3.
Premiera Gates of Hell - jest lepiej niż w becie
Nad drugowojennym RTS-em Gates of Hell znęcałem się trochę w marcowym przeglądzie, teraz miałem jednak okazję spędzić nieco czasu z pełną wersją wraz z premierą. Wszystko wskazuje na to, że gra już jest sukcesem. Jej opinie na Steamie są dość pozytywne, a w statystyce popularności sięgnęła więcej niż chociażby Steel Division 2.
Gates of Hell spełniło oczekiwania fanów Men of War, których, jak się okazuje, nie brakuje. Gra ma też kilka nowinek, które wypadły całkiem nieźle. Pierwszą jest tryb dynamicznej kampanii, pozwalający na budowanie własnej małej „armii" i prowadzenie ataku/obrony na pięknych, szczegółowych mapach, w zamian za punkty rozwoju drzewka technologicznego. Takie sandboksowe podejście do tematu sprawia, że uciążliwe mikozarządzanie charakterystyczne dla MoW schodzi na dalszy plan. Nikt nie każe nam rozkładać pól minowych, a w misjach obronnych część piechoty kontroluje AI, dzięki czemu możemy skupić się na czołgach.
To właśnie czołgi są siłą Gates of Hell. Zapożyczony z Call to Arms tryb bezpośredniej kontroli z pierwszej i trzeciej osoby sprawił, że z gry wyszedł całkiem przyjemny „niedzielny" symulator czołgów. Patrzenie na eksplozje amunicji w KW-2 przez celownik naszej maszyny zwyczajnie daje satysfakcję. W takim wydaniu nawet ostrzeliwanie piechoty kontrolowanej przez samobójczą sztuczną inteligencję wypada akceptowalnie.
W grze znajdują się dwie klasyczne liniowe kampanie (dla III Rzeszy i ZSRR) zawierające po 5 misji każda, co jest dość słabą liczbą, biorąc pod uwagę, ile czasu gra spędziła w produkcji. Jeśli ktoś liczył na bogate, fabularne doświadczenie, to musi się obejść ze smakiem.
Gates of Hell w pakiecie z wymaganym Call to Arms kosztuje 161 zł, więc w tym momencie jest to pozycja dla najzagorzalszych fanów Men of War. Warto ją jednak trzymać na swojej liście życzeń.
Premiera PMDG DC-6 do MSFS - piękna maszyna
W świecie symulatorów lotniczych mamy dwie wielkie premiery, którym warto się przyjrzeć bliżej.
Jeśli twórcy Microsoft Flight Simulator to Mercedes, to studio PMDG tworzące dodatki można określić mianem AMG - to królowie jakości i samolotów premium. PMDG wydało właśnie pierwszy dodatek do MSFS - klasyczną maszynę pasażerską DC-6 - w cenie 59,99 USD. Za tę kwotę dostajemy szczegółowo odwzorowany samolot (także w wersji B) oraz w pełni interaktywny kokpit. To, za jaki poziom realizmu płacimy, najlepiej obrazuje moim zdaniem ten filmik, prezentujący, jak obsługiwać systemy antyoblodzeniowe:
DCS:Mi-24P Hind - start wczesnego dostępu
Moja ulubiona walka z bossem w historii gier? Solid Snake mierzący się samodzielnie w Metal Gear Solid ze śmigłowcem Hind-D. Teraz Mil Mi-24 zawita do DCS w wersji Early Access - moduł kosztuje około 192 zł.
Eagle Dynamics wymodelowało wariant P tego radzieckiego śmigłowca, którego najbardziej charakterystyczną cechą jest zastąpienie wieżyczki z karabinem maszynowym JaKB potężnym 30-milimetrowym działkiem GSz-30-2. Maszyna daje możliwość grania w kooperacji jako załoga pilot i drugi pilot/strzelec. To drugie stanowisko może obsługiwać AI, które ma zostać z czasem rozbudowane. Do dyspozycji załogi na początku wczesnego dostępu przewidziano cały arsenał niekierowanych pocisków rakietowych typu S-8, S-13, S-24B oraz kierowanych 9M114 Szturm (w kodzie NATO - AT-6 Spiral). Niestety twórcy nie wspominają w tym momencie o mechanikach związanych z transportowaniem desantu, takich jak na przykład specjalne animacje. Wychodzi na to, że w 1996 roku, gdy pojawił się Hind od Digital Integration, technologia była jednak do przodu.
Moje pierwsze wrażenia? Mi-24 ma jeden z trudniejszych do ogarnięcia kokpitów w DCS. Przełączników jest masa i są rozmieszczone gdzie popadnie, części nawet nie widać, jeśli nie ukryjemy fotela lub przyrządów sterowniczych. Myślałem, że godziny spędzone w Mi-8 przygotują mnie na to doświadczenie, ale to jednak inna para kaloszy. Po wzbiciu się w powietrze Hind zaskakuje zwinnością i rozpędza się bezproblemowo do 300 km/h. Jest naprawdę imponujący, a samo uzbrojenie okazuje się dość proste w obsłudze, może za wyjątkiem pocisków kierowanych.
Elementem przypominającym, że to wczesny dostęp, jest model zniszczeń. Rozumiem, że maszyna zbudowana jest ze „stalinium", ale nawet z takim materiałem wątpię, żeby łopaty wirnika po prostu odbijały maszynę od ziemi i wystrzeliwały ją w powietrze. Kiedy już udało mi się rozbić, śmigłowiec nadal wyglądał dość kompletnie.
Przypominam, że wystartowało DCS Summer Sale, więc to dobry moment na kupienie modułów.
Premiera Valor & Victory - Normandia w turach
Jeśli nie chce Wam się rozkładać planszy gry wojennej w pokoju, a macie ochotę na podobne doświadczenie w wersji elektronicznej, tylko z interfejsem zaprojektowanym dla człowieka, to śpieszę z informacją, że ukazała się strategia turowa Valor & Victory. Za 71 złotych możecie rozegrać 20 scenariuszy osadzonych w trakcie D-Day lub zaprojektować własne przy pomocy edytora.
Dwa poprzednie przeglądy znajdziecie poniżej:
- Połatany MechWarrior 5 i nowe strategie MicroProse - Tbone'owy przegląd
- Następcy SWAT 4 i dziwna gra o czołgach - Tbone'owy przegląd