Gracze Helldivers 2 polują na zdrajcę. Złamał najważniejszą zasadę społeczności
Gracz GantzTheDemon ściągnął na siebie gniew (i uwagę) fanów Helldivers 2 kilkukrotną zdradą towarzyszy walczących z nim ramię w ramię w imię Demokracji.
W połowie lutego szef Arrowhead Game Studios mówił o chęci ograniczenia toksyczności w nowej grze studia jako o jednej z przyczyn nieobecności trybu PvP. Oczywiście „ograniczenie” nie oznacza „wyeliminowania” takich zachowań, o czym boleśnie przekonali się gracze Helldivers 2 mający wątpliwy zaszczyt spotkania pierwszego „celebryty” gry – GantzTheDemon.
Gracz, który w ostatnich dniach dał się poznać społeczności skupionej wokół tytułu, zasłużył sobie na to zainteresowanie bynajmniej nie pomocą udzielaną mniej uzdolnionym kompanom. Przeciwnie, w grze stawiającej na współpracę i niejako wspólny front (także poza rozgrywką) GantzTheDemon zasłynął z co najmniej trzykrotnego zlikwidowania swojej drużyny tuż przed zakończeniem misji.
Niegodziwiec szybko zyskał ponurą sławę i pojawiły się groźby pod jego adresem (via serwis Reddit). Ba, nawet na kanale Helldivers 2 w serwisie Discord opublikowano ogłoszenie (nieoficjalne), zachęcające innych „piekielnych nurków” do dzielenia się informacjami na temat „miejsca pobytu lub działań” renegata (via Dot Esports).
Potępiony i poszukiwany
Można by zapytać, czy jest sens potępiania takich zachowań, skoro gra de facto na nie pozwala. Kto jednak miał styczność ze społecznościami gier wieloosobowych, ten wie, że fani tychże mają tendencję do ustalania nieformalnych zasad, których złamanie szybko zyska „niegodziwcowi” niechęć innych graczy lub szybkie wyrzucenie z rozgrywki.
Dla przykładu: zabijanie „przyjaznych” graczy w Team Fortress 2 lub pominięcie ukłonu przed pojedynkiem w Dark Souls nie są w żaden sposób karane przez grę. W tym drugim przypadku można by wręcz rzec, że takie niehonorowe zachowanie jest wpisane w mroczny świat wykreowany przez studio FromSoftware.
Jednak biada temu, kto regularnie łamie to niepisane zasady. Nawet jeśli zwykle uchodzi to płazem, trzeba się liczyć, że prędzej czy później czeka go wyrzucenie z serwera lub ściągnięcie na siebie niechęci niemal wszystkich uczestników, z „sojusznikami” włącznie.
Nie dziwi więc, że kilkukrotna zdrada w grze stawiającej na wspólną walkę „w imię Demokracji!” spotkała się z niechęcią (delikatnie rzecz ujmując) ze strony społeczności skupionej wokół Helldivers 2. Zwłaszcza że działania Gantza muszą być motywowane czystą złośliwością (lub żądzą krwi), bo gra w żaden sposób nie nagradza za bycie jedynym ocalałym. Przeciwnie, każdy poległy towarzysz oznacza zmniejszenie nagród za ukończenie misji.
Oczywiście – jak to w Internecie – są i tacy, których bawią działania renegata i nawet chcą dodać „Demona Gantza” do oficjalnego kanonu gry. Na razie GantzTheDemon musi się liczyć z tym, że znający go gracze albo go zablokują, albo będą aktywnie go szukać i przy spotkaniu zastrzelą od razu, bez zadawania pytań (nie, Helldivers 2 nie pozwoli mu ukryć się pod innym pseudonimem, chyba że zmieni konto Steama / PSN).
Oczywiście właśnie o taki rozgłos mogło chodzić graczowi. W końcu dla niektórych zła sława to wciąż sława.