autor: eJay
King Kong - recenzja filmu
Peter Jackson podjął się nie lada zadania. Zmierzenie się z legendą stworzoną w 1933 roku przez Meriana C. Coopera oraz Ernesta B. Schoedsacka, przy użyciu nowoczesnych środków technicznych wiązało się z dużym ryzykiem.
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.
To, co jednak zawiodło mnie szczególnie, to Adrien Brody. Od laureata Oskara oczekiwałem czegoś lepszego, aniżeli pomruków na ekranie. Być może to wina nakreślonej roli Jacka Driscolla, ale Brody zwyczajnie nie pasuje na bohatera kina akcji. W rolę szalonego reżysera, Carla Denhama wcielił się natomiast znany komik Jack Black. Nie wypadł źle, ale obeszło się także bez rewelacji. Reszta bohaterów jest na tyle słabo przedstawiona przez scenariusz, że nie warto o nich wspominać. Finał filmu jest oczywiście znany – Nowy Jork, ostatnia ucieczka i walka małpy z dwupłatowcami na szczycie Empire State Building. Nie zaprzeczam, osoby bardziej czułe uronią łezkę.
Na sam koniec pozostawiłem warstwę dźwiękową filmu. Zarówno efekty jak i muzyka autorstwa James’a Newton Howard’a brzmią bardzo dobrze. Szkoda, że w ostatniej chwili przy pracy z muzyką do filmu zrezygnował Howard Shore, bo ścieżka mogłaby być jeszcze lepsza.
Gdybym miał ocenić film, to bez wahania otrzymałby ode mnie w skali szkolnej 3+. To po prostu dobre kino rozrywkowe, z dużą ilością akcji, świetnymi efektami specjalnymi i przyzwoitą grą aktorską. Jednak jest coś magicznego w King Kongu, coś co trzyma widza w napięciu, który trzyma kciuki do samego końca i wierzy „że może się uda”. Jacksonowi udało się – w piękny sposób ukazał uczucie widoczne między Kongiem a Ann. I choć całość jest efekciarska, to jednak ten wątek nie został stłumiony przez akcję. Co najważniejsze – film jako całość wzrusza. Po seansie nie wspominałem walk z dinozaurami. W mojej głowie utkwiły jedynie sceny z naszą parą, sceny cudowne i wyjątkowe. Za to właśnie film dostaje taką, a nie inną ocenę.
Ocena filmu: 4+/6.
Adam „eJay” Kaczmarek