autor: eJay
King Kong - recenzja filmu
Peter Jackson podjął się nie lada zadania. Zmierzenie się z legendą stworzoną w 1933 roku przez Meriana C. Coopera oraz Ernesta B. Schoedsacka, przy użyciu nowoczesnych środków technicznych wiązało się z dużym ryzykiem.
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.
Skoro już jesteśmy przy Ann Darrow, warto wspomnieć o tytułowym bohaterze. Nowoczesny Kong prezentuje się znakomicie. Cała mimika i gesty wyglądają wręcz obłędnie, a sama małpa pomimo braku dialogów emanuje ludzkimi uczuciami. Jest to zasługa Andy’ego Serkisa, który użyczył swoich ruchów (całego ciała oraz twarzy) małpie dzięki technologii Motion Capture. Gdy oglądamy Konga, to mamy wrażenie, jakby to był aktor, a nie twór stworzony przez komputery! Wścieka się, cieszy, smuci, bawi... Przyznam, że Jackson z tą konwencją trafił w dziesiątkę.
To, co jednak przykuwa uwagę, to powolne zawiązywanie się więzi między Ann a Kongiem. Z biegiem czasu oboje przekonują się do siebie i rodzi się prawdziwa przyjaźń, która jednak nie może przetrwać. Nikt bowiem nie zaakceptuje mierzącego ponad 30 metrów adoratora Ann. Tym bardziej, że w poszukiwaniach jej bierze udział cała załoga statku, na którym przypłynęli bohaterowie. Są oni na tyle zdeterminowani chęcią schwytania małpy, że zrobią wszystko, by tego dokonać. Nawet jeśli przynętą miałaby być sama Ann. Oczywiście przyjaźń między Kongiem a panną Darrow nie bierze się z niczego. Jest ona rezultatem wielokrotnego ratowania z opresji m.in. przed trzema T-Rexami. Blond-włosa piękność ma świadomość tego, że sama w dżungli nie przeżyje, więc staje się wobec Konga lojalna.
Z pozoru błaha fabuła przykuwa jednak do ekranu. Głownie za sprawą tytułowego bohatera, który z miejsca zyskuje sympatię u widzów. Niestety, miejscami reżyser przesadził z ilością akcji. Mam tu na myśli ucieczkę przed brontozaurami, która nie dość, że jest niedopracowana (widać złe nałożenie aktorów na bluebox’y) to jeszcze sztucznie się wydłuża i męczy oczy. Takich momentów jest co najmniej kilka, a jeśli chodzi o fabułę z perspektywy załogi statku „Venture” to kompletną klapą jest ukazanie stosunków między Hayes’em, a Jimmym. Ich dialogi są tak banalne, jak się tylko da. Wycięcie tych scen skróciłoby czas filmu o kilka minut, przez co byłby bardziej strawny w odbiorze. Momentami praca kamery jest zbyt chaotyczna. Głównie w scenie, gdy Kong walczy z dinozaurami i przerzuca sobie Ann z rączki do rączki. Musiałem na moment spuścić wzrok z ekranu kinowego i łyknąć wody, bo bym zwyczajnie nie wytrzymał.