Need for Speed: Most Wanted - recenzja gry
Najnowsza odsłona jednej z najbardziej lubianych serii ścigałek, czerpiąca pełnymi garściami ze swych poprzedniczek. Tym razem znów uciekamy przed policją jak za starych czasów i ponownie świetnie się bawimy.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Muszę przyznać, iż decyzje koncernu Electronic Arts odnośnie wyglądu najnowszej odsłony serii Need for Speed na pierwszy rzut oka wydały mi się nieco dziwne. Przemawia za tym kilka różnych czynników. Dwa ostatnie tytuły koncentrowały naszą uwagę na nielegalnych nocnych wyścigach przy użyciu własnoręcznie stuningowanych modeli aut. Graczom rozwiązania te najwyraźniej przypadły do gustu. Obie części Undergrounda cieszyły się bowiem ogromną popularnością, również w Polsce. Na potwierdzenie tych słów warto choćby przypomnieć, iż druga część NFS: Underground wygrała nasz plebiscyt na najpopularniejszą grę, a jej poprzedniczka znalazła się w ścisłej czołówce w 2003 roku. Most Wanted, będący najnowszą odsłoną kultowej sagi, miał prezentować zgoła odmienne podejście do tematyki dynamicznych wyścigów. Po kilkudziesięciu godzinach spędzonych przy ukończonej produkcji mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, iż modyfikacje są i to całkiem spore. Odnoszę również wrażenie, iż sympatykom ostatnich gier z serii nowe elementy Most Wanted przypadną do gustu. Wiele rzeczy pozostawiono bowiem w niezmienionej postaci.
Śmiem twierdzić, iż większości z Was podstawowe założenia Need for Speed: Most Wanted są świetnie znane. Dla porządku przypomnę więc jedynie, iż gra ta miała w sobie połączyć wątek tuningowania aut z dynamicznymi pościgami z udziałem policji. Autorzy recenzowanej ścigałki wyraźnie jednak zaznaczali, iż ten drugi element będzie stanowił kluczowy punkt programu. Trzeba przyznać, iż dotrzymali słowa. Tuning zepchnięto bowiem na dalszy plan. Na szersze omówienie tego elementu rozgrywki przyjdzie jeszcze czas. Podstawowy punkt programu w dalszym ciągu stanowi rozbudowany tryb kariery. W przeciwieństwie jednak do ostatniej odsłony serii, w której mieliśmy do czynienia z dość trywialnymi wstawkami, tym razem zadbano o nieco bardziej „profesjonalny” scenariusz. W dalszym ciągu należy oczywiście pamiętać, iż mamy do czynienia z wyjątkowo prostą zręcznościówką, a nie rozbudowaną przygodówką. Odnoszę jednak wrażenie, iż sympatykom niezbyt ambitnych produkcji pokroju kinowego Torque czy dość popularnego w naszym kraju serialu Fastlane prezentowany wątek w zupełności powinien wystarczać.
Gracz wciela się w postać młodego kierowcy, który w poszukiwaniu nowych wrażeń przybywa do jednej z wielkich amerykańskich metropolii. Ona sama jest oczywiście fikcyjna, aczkolwiek można się doszukać licznych podobieństw do prawdziwych lokacji. Główny bohater dość szybko wpada na innych sympatyków ogromnych prędkości, spotyka również niejakiego Razora, który zajmuje się organizowaniem nielegalnych wyścigów. Mężczyzna przewodzi też słynnej „czarnej liście” najlepszych zawodników w okolicy. Trzeba przyznać, iż początkowe etapy gry zostały całkiem sprytnie zaprojektowane. Bierzemy udział w kilku próbnych wyścigach, aby udowodnić Razorowi swoje nieprzeciętne umiejętności. Docelowo przystępujemy do właściwego pojedynku, stawiając na szali stuningowany przez główną postać (jeszcze bez udziału gracza) samochód. Tych z Was, którzy liczyli na błyskawiczne rozwiązanie trybu kariery pragnę niestety rozczarować. ;-) Okazuje się bowiem, iż ludziom Razora udało się dokonać w naszej maszynie szeregu „modyfikacji”, w wyniku czego rozkracza się ona na środku drogi, a sterowana przez nas postać musi się z nią pożegnać. Na tym jednak zabawa się nie kończy. Możemy liczyć na wsparcie Mii, która z nieznanych względów postanawia nam pomóc w ponownym dotarciu na szczyt listy.
Warto co nieco powiedzieć na temat sposobu przedstawienia kolejnych elementów fabuły. W początkowej fazie gry jesteśmy raczeni ciekawie zrealizowanymi scenkami przerywnikowymi z udziałem prawdziwych aktorów. Męską część społeczeństwa zainteresuje z pewnością obecność Josie Maran (Mia), której w przeciwieństwie do autorów recenzowanej gry „pełnoprawną” aktorką bym jeszcze nie nazwał... wszak na swoim koncie ma dopiero kilka niezbyt zauważalnych ról. Szkoda, iż w miarę rozwoju zabawy filmiki przerywnikowe praktycznie przestają się pojawiać. Ich miejsce zajmują natomiast znane z poprzedniej odsłony serii wiadomości tekstowe. Na pocieszenie dodam, iż w większości przypadków mają one coś ważnego do przekazania. Dowiadujemy się na przykład kolejnych szczegółów przydatnych w walce z siłami policji. Mimo wszystko wolałbym większą ilość filmików, albowiem po wyjątkowo udanym wstępie stopniowo zaczyna się zapominać o obecności jakiegokolwiek wątku fabularnego.
Właściwy tryb kariery rozpoczyna się w bardzo zbliżony sposób do wielu innych reprezentantów omawianego gatunku. Dysponujemy ograniczoną sumą pieniędzy, za które musimy zakupić jeden z trzech dostępnych pojazdów. Wyjątkiem jest sytuacja, w której posiadamy zainstalowaną poprzednią część serii. Wtedy możemy bowiem liczyć na skromny bonus, w wyniku czego lista propozycji zostanie poszerzona o jeden dodatkowy samochód. Poszczególne maszyny w dość znaczny sposób się od siebie różnią. Na szersze omówienie tego elementu rozgrywki przyjdzie jeszcze czas. Aby móc przystąpić do ponownego pojedynku z Razorem, będziemy musieli pokonać kilkunastu innych mistrzów kierownicy, znajdujących się na słynnej „czarnej liście”. Co więcej, aby móc w ogóle rozpocząć walkę z każdym z tych zawodników, należy spełnić postawione przez nich wymagania. W rezultacie można więc stwierdzić, iż gra została zbudowana na zbliżonym schemacie do klasycznych platformówek. W pierwszej kolejności musimy się bowiem zająć wykonaniem określonych zadań, a na końcu danego etapu pokonać bardziej wymagającego bossa. Z racji tego, iż wymagania kolejnych kierowców z listy stopniowo się rozrastają, dotarcie do najwyższej pozycji zajmuje naprawdę sporo czasu.
Tryb kariery powinien wystarczyć na kilkanaście godzin, przy założeniu, iż rozsądnie będzie dysponowało się posiadaną gotówką. A trzeba przyznać, iż w początkowej fazie gry może jej często brakować. Mam tu na myśli zarówno tuning pojazdów, na który niejednokrotnie wydaje się po kilkadziesiąt tysięcy dolarów, jak i nowe modele aut, które też nie są zbyt tanie. Korzystając z okazji warto byłoby jeszcze wspomnieć o pewnym dodatkowym utrudnieniu, które mnie szczególnie poirytowało. Teoretycznie wygrane z kolejnymi kierowcami z listy powinny doprowadzać do automatycznego przekazania kluczyków od ich aut. W praktyce tak niestety nie jest. Po wygraniu serii wyścigów otrzymujemy bowiem okazję wylosowania dwóch z sześciu dostępnych kart. Trzy z nich są częściowo odkryte, wiemy bowiem czego możemy się pod nimi spodziewać (głównie unikatowych części, które następnie za darmo można zamontować w dowolnej maszynie). Pozostałe trzy karty oznaczone są pytajnikami. Jeśli więc szukamy kluczyków do auta rywala, to właśnie na nich musimy skoncentrować naszą uwagę. Nie trzeba być geniuszem matematycznym, aby wyliczyć prawdopodobieństwo zdobycia wspomnianego pojazdu. Może się więc okazać, iż wyjątkowo ciężka przeprawa zaowocowała odblokowaniem kilku niezbyt przydatnych obiektów, czy przekazaniem w ręce gracza symbolicznej sumy pieniędzy. Jest to tym bardziej uciążliwe, iż pojedynku z takim kierowcą nie można już niestety powtórzyć.
Wymagania osób z listy Razora generalnie możemy podzielić na trzy grupy. Pierwszą z nich są imprezy wyścigowe. Przeważnie jest tak, iż wybieramy pomiędzy większą ilością zawodów. Gra nie zmusza nas do zaliczania wszystkich przygotowanych etapów. W Most Wanted nie zabrakło oczywiście pojedynków doskonale znanych z poprzednich odsłon serii. W zawodach z cyklu Sprint zwycięża ten kierowca, który jako pierwszy osiągnie linię mety, Tor wymaga pokonywania określonej ilości okrążeń (najczęściej nie jest ich zbyt wiele), a w Eliminacjach najsłabsze pojazdy regularnie usuwane są z dalszej jazdy. Nie zabrakło również pojedynków Drag. One doczekały się jednak wielu istotnych modyfikacji, w moim przekonaniu zmniejszających przyjemność z rozgrywki. W grach z serii Underground cała zabawa była skoncentrowana na sprawnej zmianie biegów w połączeniu z rozsądnym korzystaniem z nitro. Na planszach musieliśmy się co prawda liczyć z obecnością ruchu ulicznego, aczkolwiek element ten nie odgrywał zbyt istotnej roli. Można również stwierdzić, iż dużo zależało od szczęścia. W recenzowanej ścigałce tryb ten bardziej przypomina prostą zręcznościówkę, w której sprawnie musimy wymijać pojawiające się na trasie pojazdy. Auta te niemal zawsze znajdują się w tych samych miejscach. Ich pozycje trzeba więc zapamiętywać, a następnie odpowiednio modyfikować tylko tor jazdy. Co więcej, w wielu wyścigach Drag nie trzeba już nawet korzystać z nitro! Być może Wam zmiany te przypadną do gustu. Osobiście wolałbym pozostanie przy „klasycznej” wersji tych zawodów. Z gry wyrzucono natomiast tryb Drift. W tym przypadku pragnąłbym tę decyzję pochwalić. Nigdy nie mogłem się bowiem do tych zawodów przekonać, szczególnie w obliczu typowo zręcznościowego charakteru rozgrywki.
Autorzy omawianej ścigałki dodali dwa zupełnie nowe typy zawodów, o których warto nieco szerzej powiedzieć. Oba są bowiem nadzwyczaj ciekawe. Próba czasowa pod wieloma względami przypomina Sprint. Nie musimy się jednak ścigać z innymi pojazdami. Jedynym wyznacznikiem jest uciekający czas. Na dotarcie do kolejnych bramek kontrolnych mamy określoną ilość sekund. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, iż nie zostały one rozmieszczone w równych odstępach od siebie, tak więc nigdy nie wiemy, czy poruszamy się z wystarczająco dużą prędkością. Szkoda tylko, iż większość tych przejazdów jest stosunkowo łatwa. Drugi typ zawodów to próba prędkości. W tym przypadku mamy do czynienia z rozmieszczonymi na trasie fotoradarami. Cała zabawa polega na tym, aby osiągać przy nich możliwie jak najwyższe prędkości, po zakończeniu przejazdu są one bowiem sumowane. Jak można się łatwo domyślić, wcale nie trzeba dojechać na pierwszym miejscu, żeby móc wygrać daną próbę. Liczy się w głównej mierze poznanie trasy, a także umiejętne korzystanie z nitro.
Drugą grupę wymagań określono mianem kamieni milowych. W tym przypadku mamy już do czynienia wyłącznie z pościgami z udziałem policji, warto byłoby więc powiedzieć nieco więcej na temat tego elementu gry. Przede wszystkim, pościg można rozpocząć na wiele różnych sposobów. Niektóre imprezy wyścigowe objęte są ryzykiem pojawienia się stróżów prawa. Co więcej, wygranie takich zawodów nie jest równoznaczne z zakończeniem pościgu. Można wręcz powiedzieć, iż policja dopiero wtedy przystępuje do działania, gdyż w trakcie rozgrywania wyścigu ogranicza się zazwyczaj do niewielkich przepychanek. Każdy z pościgów może być rozgrywany na kilku różnych poziomach. Pod wieloma względami przypomina to słynne policyjne gwiazdki z ostatnich odsłon serii GTA. Na najniższym poziomie można się czuć praktycznie bezkarnie. W okolicy pojawiają się co prawda radiowozy policji stanowej, ale ograniczają swoją rolę głównie do „towarzyszenia” naszej postaci. Prędzej czy później pościg powinien wskoczyć na wyższe poziomy. W tym przypadku trzeba się już zacząć liczyć z obecnością coraz większej ilości utrudnień. Na planszy pojawiają się na przykład nie oznakowane radiowozy, które próbują nas staranować, w okolicy rozstawiane są blokady, a na miejsce zniszczonych jednostek dość szybko pojawiają się nowe. Ostatnie poziomy pościgu wymagają już sporych umiejętności i... dużo szczęścia. Sterowany przez nas pojazd może być na przykład staranowany przez ciężkie auta terenowe. Blokady drogowe nie tylko pojawiają się częściej, ale i niejednokrotnie są bardziej rozbudowane. Jednym z ostatecznych środków, do których posuwają się stróże prawa są kolczatki. Najechanie na jeden z takich obiektów automatycznie kończy pościg.
Wracając jeszcze do kamieni milowych, kierowca z czarnej listy może na przykład wymagać od nas pokonania wyznaczonej ilości blokad, dokonania szeregu zniszczeń, złamania możliwie jak największej ilości przepisów ruchu drogowego, czy też utrzymania pościgu przez określoną ilość minut. W tym ostatnim przypadku warto pamiętać o pewnej istotnej sprawie. W danym pościgu bierze udział określona ilość radiowozów. Zniszczenie większości maszyn spowoduje, iż na ich miejsce przez określony czas nie będą „pojawiały się” kolejne. Załączy się natomiast licznik informujący nas o tym, kiedy można spodziewać się dodatkowych posiłków. Odgrywa on istotną rolę. W przypadku próby zgubienia pościgu powinniśmy zdążyć przed dotarciem „kawalerii”, o wiele trudniejsze jest jednak utrzymanie oddziałów policji przy sobie. Większość kamieni milowych wymaga bowiem zaliczenia określonego wyzwania w czasie trwania jednego pościgu. W efekcie dochodzi do paradoksalnych sytuacji, w których próbujemy nie doprowadzić do zgubienia goniącego nas ostatniego radiowozu, a tym bardziej nie staramy się go poważniej uszkodzić. Pomysł ten nie do końca mnie przekonał, tym bardziej, iż na posiłki niejednokrotnie trzeba zaczekać kilka minut.
Dość ciekawie zrealizowano motyw gubienia pędzących za nami radiowozów. Na szczególną uwagę zasługują obiekty, które określono mianem spowalniaczy pościgu. Miejsca te są zaznaczone na mapie. Przeważnie mamy tu do czynienia z podporami większych konstrukcji. Może to być na przykład ogromna opona, czy znajdujący się niedaleko wody jacht. Zniszczenie tych podpór nie tylko uaktywni ciekawą scenkę, ale i spowoduje, iż część radiowozów porzuci pościg. Trzeba przyznać, iż niszczenie wyznaczanych przez grę obiektów sprawia ogromną przyjemność, a na dodatek jest zazwyczaj skuteczne. Zgubienie radiowozów nie jest równoznaczne z zakończeniem pościgu. Przez jakiś czas będą one bowiem przeszukiwały okolicę. W takiej sytuacji można udać się do jednej z zaznaczonych na mapie kryjówek. Nie jest to jednak konieczne. Równie dobrze można spróbować odnaleźć inne odosobnione miejsce i tam spróbować się zatrzymać. Należy jednak mieć na uwadze to, iż policyjne radiowozy będą dość dokładnie przeczesywały okolicę. Co więcej, na wyższych poziomach pościgu w akcji może brać udział śmigłowiec. W takiej sytuacji pozostawanie na otwartej przestrzeni jest już pozbawione sensu. Każdy pościg jest dokładnie podsumowywany. Możemy na przykład dowiedzieć się, ile radiowozów udało się nam wyeliminować, czy jakich zniszczeń okolicy dokonała nasza maszyna. W dalszej części gry pojawia się ponadto możliwość włamania do policyjnych kartotek w celu otrzymania dokładniejszych statystyk. Szkoda, iż nie przygotowano żadnych dodatkowych mini-gier, dzięki którym można byłoby na przykład doprowadzić do likwidacji części nałożonych na złapany pojazd kar.
Jednym z tych elementów NFS: Underground 2, które zdecydowanie nie przypadły mi do gustu były przygotowane przez producentów samochody. W większości przypadków mieliśmy bowiem do czynienia z maszynami przeniesionymi z pierwszej części tej gry. Szczęśliwie, problem ten praktycznie nie dotyczy recenzowanego Most Wanted. W grze zawarto ponad 30 pojazdów, z czego większość z nich pojawia się po raz pierwszy. Cieszyć może również to, iż liczbę aut, które nie są kojarzone z ogromnymi prędkościami i kilkusetkonnymi silnikami ograniczono do minimum. Tak naprawdę mógłbym się jedynie przyczepić do Fiata Punto. W ramach pocieszenia dodam, iż występuje on w najnowszej wersji. Jest więc na czym zawiesić oko. Z ciekawszych pojazdów warto wymienić Lamborghini Murcielago i Gallardo, Dodge’a Vipera, Astona Martina DB9, Vauxhalla Monaro VXR (wraz z bliźniaczym modelem Pontiaca), Porsche Cayman S, Lotusa Elise czy Mitsubishi Eclipse. Większość z tych aut występuje w najnowszych wersjach, co w przypadku gier wydawanych przez koncern Electronic Arts do niedawna było rzadkością. Szkoda tylko, iż z racji typowo zręcznościowego charakteru rozgrywki parametry poszczególnych maszyn były najwyraźniej ustalane na chybił trafił. Świetnym przykładem może być chociażby Chevrolet Corvette, który według autorów recenzowanej gry powinien prowadzić się lepiej od profesjonalnych czteronapędowych „bestii” pokroju Subaru Imprezy czy Mitsubishi Lancera.
Tuning aut, jak już wcześniej wspomniałem, ograniczony został do absolutnego minimum. Generalnie możemy mówić o podziale na trzy grupy. Najważniejsze są oczywiście usprawnienia mechaniczne, one bowiem bezpośrednio wpływają na zachowanie i osiągi poszczególnych pojazdów. W przeciwieństwie do poprzednich gier z serii, w których mogliśmy dodawać pojedyncze części, tym razem kupujemy całe pakiety, wchodzące w skład takich grup jak silnik, zawieszenie, czy skrzynia biegów. Przed dokonaniem zakupu możemy oczywiście zaobserwować przewidywane zmiany. Druga grupa to usprawnienia wizualne. Także i tu można doszukać się licznych uproszczeń. Zamiast kupowania osobnych zderzaków czy bocznych listew wybieramy spośród gotowych zestawów. Jedynym wyjątkiem są tylne spoilery, felgi, maski oraz ulokowane na dachu wloty powietrza. Miłośnicy dopasowywania auta do własnych upodobań mogą być nieco zawiedzeni, tym bardziej, iż gotowych zestawów jest niewiele. Ostatnia grupa obejmuje dobór koloru nadwozia, naklejek, czy też intensywności przyciemnienia szyb. W początkowej fazie gry mamy dostęp jedynie do kilku wybranych elementów. Kolejne odblokowywane są w miarę pokonywania kierowców z czarnej listy.
Model jazdy, jak można się było zresztą spodziewać, jest BARDZO zręcznościowy. Most Wanted momentami jest nawet prostszy od swojego poprzednika. W szczególności widać to na przykładzie zachowania pojazdów pokroju Toyoty Supry, którą w większości innych gier wyjątkowo ciężko było opanować. W recenzowanej ścigałce pojazd ten sprawia wrażenie przyklejonego do nawierzchni, a nawet niewielkie poślizgi nie są w stanie wyprowadzić go z równowagi. Dodatkowym ułatwieniem jest możliwość korzystania ze spowolnienia czasu. Trzeba przyznać, iż przydaje się ono w trakcie omijania niektórych policyjnych blokad, czy pokonywania ostrzejszych zakrętów. Element ten wpływa jednak na obniżenie poziomu trudności. W większości przypadków nie trzeba nawet bowiem hamować.
Czas wspomnieć o zdecydowanie najsłabszym punkcie opisywanej gry, a mianowicie sztucznej inteligencji przeciwników. W poprzednich odsłonach serii można było zaobserwować, iż sterowane przez komputer pojazdy dość często próbowały oszukiwać. Miało to zapewne ożywić rozgrywkę i trzeba przyznać, iż w niektórych sytuacjach patent ten się nawet sprawdzał. W recenzowanej ścigałce poziom tych oszustw przekracza wszelkie możliwe granice przyzwoitości. Sterowane przez sztuczną inteligencję pojazdy potrafią nagle przyśpieszyć do 300-400 kilometrów na godzinę, bądź też pokonują ostre zakręty bez zmniejszania prędkości. Co ciekawe, dzieje się tak zazwyczaj w końcowej części przejazdu. Może się więc okazać, iż utrzymywane przez kilka okrążeń prowadzenie zostanie utracone na jednym z ostatnich zakrętów i to nie z naszej winy! Jeszcze „ciekawiej” robi się w sytuacjach, w których inne pojazdy zdołały nam dość szybko uciec. Zdarza im się wtedy... ostro przyhamować! Dodam jeszcze, iż bez konkretnego powodu. W wielu sytuacjach można to osobiście zaobserwować. Nie muszę chyba dodawać, iż końcowy efekt jest co najmniej żałosny. To jeszcze nie wszystko. Autorzy gry nie zadbali również o stopniowany poziom trudności. Od pewnego momentu pojazdy innych kierowców zaczynają jeździć wyraźnie szybciej.
W ramach ciekawostki warto dodać, iż kariera nie jest jedynym godnym uwagi trybem gry. Zadbano też między innymi o serię kilkudziesięciu wyzwań, koncentrujących naszą uwagę na pościgach z udziałem policji. Jeśli więc komuś nie zdążyły się jeszcze one znudzić (zapewniam, iż w karierze jest ich CAŁE MNÓSTWO :-)), to będzie się mógł dodatkowo zrelaksować. Tak jak już wspomniałem, akcja gry osadzona została na terenie fikcyjnej metropolii. Podobnie jak w drugiej części Undergrounda, kolejne dzielnice miasta odblokowywane są w miarę postępów w rozgrywce. Szkoda tylko, iż zabrakło porozrzucanych tu i ówdzie dodatkowych bonusów. Co ciekawe, metropolii w ogóle nie trzeba dokładniej zwiedzać. Potrzebne obiekty (sklep i salon samochodowy) znajdują się niedaleko startowej kryjówki, a do wszystkich wyzwań można przystępować z menu garażu. Same trasy są dość wymagające. Na uwagę zasługuje ogromna liczba skrótów, z których prędzej czy później trzeba będzie zacząć korzystać. Równie dobrze mogą to być wąskie dróżki, dzięki którym zyskamy ułamki sekund, jak i pełnoprawne ścieżki pozwalające bez większych problemów odzyskać utracone kilka chwil wcześniej prowadzenie.
Oprawa wizualna recenzowanej ścigałki stoi na wysokim poziomie. Mam tu przede wszystkim na myśli szczegółowość wykonania poszczególnych modeli aut. Szkoda tylko, iż nie mogę tego samego powiedzieć o wersjach w pełni stuningowanych. W szczególności widać to na przykładzie spoilerów. Jest ich niewiele, są w gruncie rzeczy nieciekawe, a na dodatek wiele przedmiotów przeniesiono z poprzedniej odsłony serii. Na wyrazy uznania zasługuje otoczenie, co da się szczególnie zaobserwować na nowszych kartach graficznych. Warto również odnotować mniejszą ingerencję ze strony różnorakich filtrów, które w drugiej części Undergrounda niepotrzebnie utrudniały właściwą jazdę. Nie miałem oczywiście nic przeciwko ich obecności, ale co za dużo, to niezdrowo. :-)
Gra charakteryzuje się dość niskimi wymaganiami sprzętowymi i pozwala na komfortową zabawę posiadaczom słabszych komputerów. Jedynym wyjątkiem jest w tym przypadku ilość wymaganej do poprawnego działania pamięci. 1GB to absolutne minimum. O ile we współczesnych strzelankach stało się to już standardem, o tyle w przypadku niezbyt rozbudowanej ścigałki posunięcie to jest raczej niezrozumiałe, nawet pomimo zastosowania jednej, całościowej mapy okolicy. Na oprawę dźwiękową składają się przede wszystkim wyśmienite odgłosy silników poszczególnych maszyn. Co ciekawe, po zakupieniu odpowiednich części mogą się one jeszcze dodatkowo zmieniać. Zupełnie nie przypadł mi do gustu soundtrack. W poprzednich grach z serii NFS niemal zawsze pojawiały się jakieś utwory, których słuchałem z przyjemnością, tym razem jednak nie miałem w czym wybierać.
Need for Speed: Most Wanted z całą pewnością stanowi ciekawe rozwinięcie serii. Autorzy najwyraźniej w dalszym ciągu zmierzają w kierunku maksymalnego uproszczenia zasad i przebiegu rozgrywki. Współczesnym graczom takie rozwiązania najwyraźniej się podobają. A co mają na to powiedzieć miłośnicy bardziej realistycznych rozwiązań? No cóż, im zawsze pozostaną produkcje pokroju S.C.A.R. czy TOCA Race Driver. Need for Speed w najbliższych latach będzie najprawdpodobniej kojarzona wyłącznie z dobrą zabawą. To także świetna propozycja dla tych, którzy od czasu do czasu lubią sobie bezstresowo pojeździć, bez konieczności zagłębiania się w ustawienia pojazdu, czy zamartwiania o ewentualne skutki niebezpiecznej jazdy.
Jacek „Stranger” Hałas
PLUSY:
- luźny, zręcznościowy charakter rozgrywki;
- szeroki wachlarz pojazdów (w większości zupełnie nowych);
- tryby zabawy, z rozbudowaną karierą na czele;
- grafika;
- wyśmienite odgłosy silników poszczególnych maszyn.
MINUSY:
- liczne oszustwa ze strony komputerowych kierowców;
- źle wyważony poziom trudności;
- bardzo ograniczony tuning pojazdów.
Oświadczenie: Jak bardzo obiektywnie nie chcielibyśmy ocenić najnowszej odsłony NFS, wszyscy w redakcji, którzy w nią graliśmy, przyjęliśmy ją entuzjastycznie i szczerze polecamy ją Waszej uwadze. To jest taka gra, którą dość zobaczyć przez ramię kolegi, by musieć w nią zagrać. Wszystko inne przestaje się liczyć.