autor: Łukasz Malik
Wings of War - recenzja gry
Nie można oceniać Wings of War przez pryzmat symulatora lotu, byłoby to dla tej gry bardzo krzywdzące. Jest to całkiem przyzwoicie wykonana gra zręcznościowa, z dobrą oprawą graficzną oraz ciekawie zaprojektowanymi misjami.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Interesujesz się lotnictwem pierwszej wojny światowej? Z utęsknieniem czekasz na prawdziwy symulator zgodny z realiami historycznymi? Myślisz, że Wings of War zaspokoi Twoje oczekiwania? Niestety drogi czytelniku, nie będę Cię zwodził i na samym początku zaznaczam, iż Wings of War to najzwyklejsza w świecie zręcznościówka pozbawiona jakiegokolwiek realizmu. Ale po kolei...
Gry osadzone w realiach pierwszej wojny światowej ukazują się na naszym rynku w mniej-więcej rocznych odstępach. W 2002 mieliśmy okazję zagrać w polskich Asów Przestworzy, w 2003 roku na półki sklepowe zawitała, kolejna po Asach, rodzima produkcja Wings of Honour. Pod koniec wakacji Anno Domini 2004, Cenega wprowadziła na nasz rynek Wings of War. Na wstępie warto zaznaczyć, że tytuł został wydany wyłącznie na DVD. Zabieg trochę dziwny, bo sama gra nie jest tak rozbudowana, a płytę wypełniają osobne instalki w czterech wersjach językowych (angielskiej, francuskiej, niemieckiej, włoskiej). Zabrakło wersji polskiej, ale nie jest to żadne utrudnienie, instrukcja jest szczegółowa, a sama gra ma bardzo proste zasady.
Z historią na bakier
Po uruchomieniu, do wyboru mamy dwa tryby zabawy dla pojedynczego gracza: kampania oraz szybka akcja. Nie zabrakło trybu multiplayer odbywającego się za pośrednictwem Gamespy’a lub sieci lokalnej. Przygodę z grą postanowiłem zacząć od kampanii, słusznie zresztą, gdyż na początku czekał mnie bardzo dobrze przygotowany trening, który omawiał większość zadań jakie przyszło mi wykonywać podczas właściwej kampanii. Walczymy po stronie Brytyjczyków, wcielając się w młodego pilota imieniem Benjamin. Misje poza lokalizacją (m.in. Verdund oraz Ypres) nie są w żaden sposób powiązane z wydarzeniami historycznymi. Nie jest to oczywiście znacząca wada, wszak mamy do czynienia tylko z grą arcade i to przez duże A. Warto w tym miejscu zatrzymać się przy konstrukcji zadań, jakie twórcy postawili przed graczem. Każdy z 12 poziomów zawiera ok. 8 do 10 głównych misji które musimy wykonać. Naszym zadaniem będzie eksterminacja wrogich samolotów i sterowców, ochrona i eskorta jednostek sojuszniczych, bombardowanie i niszczenie celów naziemnych (zarówno ruchomych jak i nieruchomych), przeszukiwanie terenu, robienie zdjęć obiektów militarnych wroga, przejmowanie samolotów oraz wiele innych zadań. Jak widać różnorodność jest duża, ma to duży wpływ na grywalność, misje na początku są bardzo atrakcyjne i urozmaicone. Niestety większość wymienionych wyżej zadań wykonujemy już w pierwszej lokacji i w dalszych etapach czekają na nas już tylko niewielkie urozmaicenia – w zasadzie cały czas robimy to samo w innych sceneriach, z coraz to większą ilością wrogów.
Dodatkową atrakcją są misje bonusowe, nie jesteśmy zobligowani do ich wykonywania, ale warto to robić, gdyż dostajemy za nie ulepszenia do silnika lub karabinu, osłony czy dodatkowe punkty. Konstrukcja tych misji znacząco nie odbiega od głównych rozkazów, ale zdarzają się wyjątki, jak chociażby robienie zdjęć piktogramom które pojawiły się na zbożu, zasiądziemy także za karabinem umieszczonym na poruszającym się, opancerzonym pojeździe. Poziom trudności Wings of War został dość dobrze wyważony, co prawda na poziomie medium pod koniec gry, aby przeżyć dłużej niż pięć minut, będziemy musieli wykazać się celnością i skutecznością barona Manfreda von Richthofena, ale tak to już jest – im dalej w las tym więcej drzew. Na najłatwiejszym poziomie problemem są jedynie misje, w których musimy chronić sojusznicze jednostki, wrogów jest dużo i co ważne, ich AI stoi na bardzo przyzwoitym poziomie. Gdy siedzimy na ogonie oponenta, ten wykonuje manewry mające utrudnić nam trafienie, a nierzadko z pomocą przychodzą jego pobratymcy biorąc nas w krzyżowy ogień. Niestety tego samego nie można powiedzieć o sztucznej inteligencji naszych kompanów, często wolą latać za jednym zbłąkanym samolotem, niż pomóc nam, gdy jesteśmy osaczeni przez wrogie jednostki.
Frustrujący jest sposób zapisu – w niektórych momentach pojawia się obiekt który musimy zniszczyć. Jednak zgodnie z prawami Murph’ego, punktów zapisów nie ma po tych misjach które sprawiają najwięcej problemów. Na pocieszenie dodam, że pod koniec gry, gdzie jest bardzo gorąco punkty zapisu pojawiają się częściej.
Oprócz kampanii czeka na nas tryb nazwany „szybka akcja”. Jest to deatchmatch w wykonaniu samolotów z pierwszej wojny. Wybieramy ilość botów, lokalizację, samolot, czas respawnu, a następnie ruszamy w przestworza. Jednak ten tryb bardzo szybko mi się znudził, traktowałem go jedynie jako trening przed trudniejszymi misjami.
Jest zręcznościowo
Do modelu lotu nie mam żadnych zastrzeżeń, początkujący mogą wybrać tryb arcade, zaawansowani tryb klasyczny. W pierwszym trybie opanowanie pilotażu jest bardzo proste i intuicyjne, samolot posłusznie wykonuje nasze rozkazy. W trybie klasycznym jest nieco trudniej zapanować nad maszyną, aeroplan zdaje się być podatny na podmuchy wiatru, jest on także dużo mniej zwrotny. Samoloty z okresu pierwszej wojny światowej były wyposażone w rakiety (a w zasadzie race) służące do niszczenia balonów obserwacyjnych wroga. Twórcy Wings of War mieli widocznie bardzo dużą wyobraźnię i wyposażyli podniebne maszyny w szybkostrzelne rakiety o dużej sile rażenia i zasięgu. Lecąc nisko nad zaśnieżonym Verdun i trzymając klawisz odpowiedzialny za wyzwolenie rakiet, czułem się niemal jak Luke Skywalker w X-Wingu na planecie Hoth. Na całej planszy znajdziemy masę balonów, gdy je zestrzelimy otrzymamy dodatkowe zdrowie oraz osłony. W przypadku większych powietrznych potyczek, często będziemy zmuszeni na chwilę wycofać się z bitwy i poszukać balonu uzupełniającego zdrowie.
Pisałem już o dość dobrej inteligencji wroga, jednak to nie jedyny problem, z jakim będziemy musieli się uporać, żeby posłać przeciwników do piachu. Aby zniszczyć samolot, należy go dosłownie zasypać gradem kul, oczywiście amunicja z głównej broni jest nielimitowana, jedynym ograniczeniem jest przegrzewanie się karabinu podczas zbyt długiego używania. Wszystkie cele i wrogie jednostki mają wokół siebie czerwone ramki z paskiem życia u góry. Sojusznicy zaznaczeni są na zielono. Ramki można wyłączyć, podobnie jak i cześć interfejsu. Miał być to krok w stronę realizmu, ale przypomina to gaszenie światła w zabałaganionym pokoju. Nieporządku niby nie widać, ale pokój dalej pozostaje nie posprzątany, tak samo Wings of War dalej pozostaje zręcznościówką.
Jest kolorowo
LS3D – nie, to nie nowy narkotyk tylko nazwa engine’u, na którym została wykonana omawiana gra. Oprawa graficzna Wings of War sprawia bardzo pozytywne wrażenie. Samoloty są bardzo dobrze wymodelowane oraz oteksturowane, na kadłubie i na skrzydłach pojawiają się ślady uszkodzeń. Teren, nad którym latamy również prezentuje się niezgorzej. Podczas misji rozgrywających się latem, świetnej jakości, ostre tekstury emanują feerią barw, a niebo wraz ze słonecznymi refleksami sprawiało, że nie mogłem skupić się na walce. Warto także zwrócić uwagę na efekty pogodowe, burza wygląda fenomenalnie, niebo nad nami rozświetla się, widzimy ogromny piorun, a z głośników rozlega się dobitny grzmot. Podczas zaciętej walki robi to dosłownie piorunujące wrażenie i buduje klimat.
Reasumując, oprawa graficzna jest bardzo dobra, w zasadzie jedynym zgrzytem są duże tekstury udające lasy. Gra działa bardzo płynnie, po pojawieniu się dużej liczby jednostek na ekranie, nie było żadnych skoków ani zwolnień. O ile grafikom należą się pochwały, to animatorów należałoby (łagodnie mówiąc) zganić. Praktycznie w każdej misji, bez międzylądowania przesiadamy się do innej maszyny, sam pomysł jest śmieszny, na dodatek animacja przesiadki jest bardzo słaba. Wygląda to, jakby ktoś przerzucał manekina z jednego pokładu samolotu na drugi. Zestrzelone maszyny zdają się rozpadać w jednaki sposób, na dodatek wybuchy prezentują się bardzo słabo.
Do you want some tee?
Wcielamy się w brytyjskiego pilota, nic więc dziwnego, że nasz przełożony mówi do nas z charakterystycznym akcentem – robi to całkiem przyzwoicie i wyraźnie. Reszta speech’y również prezentuje się niezgorzej, jednak repertuar dogryzających uwag przeciwników szybko się kończy i wciąż jesteśmy zmuszeni słuchać tych samych odgłosów. Reszta dźwięków, jakie usłyszymy nie odbiega od współczesnych standardów. Zdaję sobie sprawę, że dobranie oprawy muzycznej do tego typu gry jest bardzo trudne, niestety autorzy nie podołali temu zadaniu. W zasadzie cały czas słyszymy ten sam motyw, który momentami zupełnie nie pasuje do sytuacji rozgrywającej na ekranie. Dodatkowo, pod koniec gry utwór, który znamy już prawie na pamięć zostaje „podrasowany” dynamiczną melodią, brzmi to koszmarnie.
Bilans zysków i strat wojennych
Nie można oceniać Wings of War przez pryzmat symulatora lotu, byłoby to dla tej gry bardzo krzywdzące. Jest to całkiem przyzwoicie wykonana gra zręcznościowa, z dobrą oprawą graficzną oraz ciekawie zaprojektowanymi misjami. Miłośnicy zabawy łatwej, lekkiej i przyjemnej powinni być zadowoleni. Ortodoksyjni miłośnicy lotnictwa pierwszej wojny oraz fani symulatorów powinni omijać tę pozycję szerokim łukiem.
Łukasz „Verminus” Malik
PLUSY:
- grafika;
- różnorodność misji;
- dobra zręcznościówka...
MINUSY:
- ... i tylko zręcznoścówka;
- animacje i wybuchy;
- muzyka;
- pod koniec robi się trudno i nudno.