Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Triangle Strategy Recenzja gry

Recenzja gry 11 marca 2022, 18:15

Recenzja gry Triangle Strategy - taktyczna perełka

Polityczne intrygi, proste, choć wciągające walki taktyczne i oldskulowy pixel art. Takie właśnie jest Triangle Strategy. To produkcja, której wybaczam granie na nostalgii.

Recenzja powstała na bazie wersji Switch.

PLUSY:
  1. całkiem wciągająca historia polityczna, pełna zwrotów akcji i trudnych decyzji;
  2. przyzwoite starcia taktyczne, które często są urozmaicane różnymi dodatkowymi warunkami zwycięstwa;
  3. piękna oprawa muzyczna;
  4. ciekawa mechanika podejmowania trudnych decyzji;
  5. prosty, ale dobrze zaprojektowany system starć turowych;
  6. przygoda na 40 lub więcej godzin.
MINUSY:
  1. powolny początek;
  2. nie zawsze czytelne mapy taktyczne;
  3. niektórym może przeszkadzać patos całej opowieści.

Dziwnie pisze się recenzję gry, w której dzielni i prawi żołnierze mierzą się ze zdradami i wrogą inwazją, gdy za polską wschodnią granicą nasi sąsiedzi niezwykle odważnie odpierają bandycki atak wojsk Putina. Niestety, trudno było uniknąć tego typu skojarzeń...

Taktyczne RPG Triangle Strategy kilka razy mnie zaskoczyło. Myślałem, że będę w kółko przestawiał żołnierzy na kolejnych arenach bitew, a przez pierwsze trzy godziny walczyłem tylko dwa razy. Znając poprzednie dzieło tych twórców (Octopath Traveler), spodziewałem się kiepskich i ciągnących się w nieskończoność dialogów, a dostałem całkiem żwawą, choć oczywiście patetyczną historię. Myślałem wreszcie, że zapowiadane „ważkie decyzje (TM)”, które mają kształtować jej przebieg, będą – jak to często bywa – wydmuszką, ale w praktyce zachęcają one do ponownego przejścia gry.

Dla odmiany nie zaskoczył mnie dobry projekt głównej mechaniki – czyli taktycznych starć turowych w stylu znanym z Final Fantasy Tactics czy Tactics Ogre. Co prawda i tutaj Octopath Traveler miał swoje problemy (zdecydowanie za dużo powtarzalnych walk), ale fundamenty były tam niezłe. Na szczęście Triangle Strategy nie popełnia błędu spamowania starciami, więc nawet pod koniec zabawy nie czułem się nimi znużony. Na pewno znajdziecie lepszą grę taktyczną na rynku – a także masę lepszych RPG. Ale jeśli chcecie ich połączenia w gatunek lata temu święcący sukcesy, a dziś trochę zapomniany, to trudno o lepszą propozycję w marcu 2022 roku.

SZYBKIE PYTANIA, SZYBKIE ODPOWIEDZI

Jak się w to gra? Poznajesz historię, zwiedzasz małe lokacje w eksploracyjnych sekwencjach, raz na jakiś czas podejmujesz ważkie decyzje, no i oczywiście co jakiś czas staczasz turowe starcia taktyczne. W międzyczasie rozwijasz postacie czy

Czy starcia są emocjonujące? Od Wargroove’a, takiego współczesnego klona Advance Wars, odbiłem się, bo nieraz było tak, że bitwę miałem już wygraną, ale żeby osiągnąć cele, musiałem się jeszcze 30 minut męczyć. Tego błędu nie popełnia Triangle Strategy, więc tak: starcia może nie są 10/10 (za wzór uważam tutaj Into the Breach), ale stanowią wyzwanie i odczuwa się satysfakcję po ich zakończeniu.

Czy historia jest ciekawa? Wiele zależy od naszego podejścia. Jeśli kogoś drażni patos i idąca za nim pewna naiwność opowieści, to fabuła prawdopodobnie nie przypadnie mu do gustu. Zazwyczaj tak właśnie mam, ale akurat w Triangle Strategy dialogi napisano w miarę sprawnie i w efekcie cała historia nawet mnie ciekawiła.

Czy dużo tutaj grindu? Nie tak wiele. Starć jest mało, czasami tylko warto powtarzać stare bitwy w ramach wyzwań, żeby dać naszym ludziom zastrzyk punktów doświadczenia.

Strawny patos

Świat Triangle Strategy to taka wyidealizowana i uroczo w tym naiwna wizja rodem z typowej quasi-średniowiecznej fantastyki. Spodziewałem się tu patosu – i patosu faktycznie nie zabrakło. Dobrzy szlachcice wiecznie martwią się o los swoich podwładnych, źli zaś zaśmiewają się w głos ze swoich niecnych pomysłów, niczym w kreskówce, anime czy... no właśnie – jRPG. Jeśli oczekiwaliście innego tonu opowieści, to pomyliliście gatunek. Co jednak ciekawe, twórcy skupili się na rozgrywkach politycznych – nie znajdziecie tutaj wielkich smoków czy strasznych nekromantów. Opowieść okazuje się znacznie bardziej prozaiczna – i jest to dobra decyzja.

Mnie ta stylistyka nie odrzuciła i dość szybko zacząłem rozróżniać postacie – to duży komplement, bo jest ich naprawdę masa, a do tego nie mają portretów, tylko rozpikselowane modele. Szkoda jedynie, że bohaterowie, z księciem Serenoą na czele, są tak bardzo uprzejmi i przyzwoici – aż do przesady, przez co stają się sztampowi i nudni. Ostatecznie historię śledziłem nawet z zaciekawieniem, choć głównie z powodu ważkich decyzji, które co jakiś czas musiałem podejmować.

Jest to o tyle istotne, że w Triangle Strategy położono duży nacisk na fabułę. Trudno mi to sensownie ocenić, ale wydaje mi się, że więcej czasu spędziłem, czytając zawartość kolejnych okienek czy eksplorując małe lokacje (to taka aktywność poboczna, w trakcie której zbieramy przedmioty i rozmawiamy z NPC), niż walcząc w taktycznych starciach. Jeśli szukacie czegoś w stylu Disgaei, to nie znajdziecie tego tutaj.

Final Fantasy Tactics XXI wieku

Triangle Strategy powstało jako bardzo czytelny hołd dla klasycznych taktycznych jRPG – i dobrze, bo fani tego gatunku nie byli w ostatnich latach rozpieszczani. Owszem, pojawiały się przeróżne lepsze lub gorsze klony Final Fantasy Tactics, ale były to niszowe i niezależne produkcje. Wreszcie ktoś, czyli Nintendo, zrozumiał, że jest wielu weteranów gamingu, którzy – w przypływie ataku nostalgii – ochoczo popędzą do sklepów, żeby tylko zagrać w taktycznego „erpega”. I dobrze, bo dzięki doświadczeniu twórców Octopath Travelera otrzymaliśmy wysokobudżetową (jak na standardy gatunku, oczywiście!), pomysłową i udaną grę, która nie jest wyłącznie skokiem na kasę.

Nie lubię marnować czasu – a już nie cierpię, jak gra nie szanuje faktu, że niekoniecznie mam go za dużo. To zresztą jeden z moich problemów z wieloma starszymi tytułami, w których porażka oznacza nieraz cofnięcie do ostatniego save’a i utratę progresu. Triangle Strategy to gra, którą stworzono na wzór klasycznych taktycznych RPG, święcących triumfy całe dekady temu. Na szczęście twórcy nie wpadli w manię kopiowania wszystkiego – i jeśli np. w danym starciu ostatecznie polegniemy, zachowujemy punkty doświadczenia, które w trakcie niego zdobyliśmy. A jeśli taka bitwa trwa 30 minut, uwierzcie mi, ma to znaczenie.

Takich detali jest więcej. Oczywiście może drażnić to, że nasze postacie są na stałe przypisane do konkretnej klasy, a także danego typu broni, ale w ekipie mamy ich i tak znacznie więcej, niż możemy wystawić na pole bitwy. Fundament gry, jakim są starcia turowe, spełnia swoją funkcję – walki wymagają pomyślunku (nieraz musiałem je powtarzać), a ich koniec nie zawsze jest oczywisty. Twórcy postarali się też o różne atrakcje – a to w jednej bitwie możemy podpalić konkretne obszary mapy, a to w innej musimy wytrwać określoną liczbę tur. Owszem widzieliście to już w innych grach, nie zmienia to jednak faktu, że te dodatkowe warunki wprowadzają tak potrzebną różnorodność i powodują, że potyczki szybko się nie nudzą.

Ciekawym pomysłem okazały się segmenty eksploracyjne – od czasu do czasu możemy zwiedzić niewielki obszar. W jego zakamarkach znajdziemy przydane przedmioty czy pieniądze (potrzebne do rozwoju postaci bądź zakupu nowego ekwipunku), możemy także pogadać z postaciami niezależnymi. Sekwencje te da się oczywiście pominąć – stracimy wówczas tylko trochę zasobów czy wiedzy na temat świata gry. A ta, poza tym, że zaspokaja naszą ciekawość, pomaga jeszcze w innym udanym pomyśle twórców – w dokonywaniu ważnych wyborów.

Decyduj i ponoś konsekwencje

W grach taktycznych często stosuje się takie rozwiązanie – jeśli dana postać zginie na polu bitwy, to umiera już na zawsze. I ja tego nie lubię. Jeden prosty błąd, pokroju wysunięcia łucznika czy maga o jedno pole za daleko, powoduje, że musimy powtarzać całą bitwę. Rozumiem, czemu to się ludziom podoba, ale mnie zawsze to zniechęcało – i pewnie z tego powodu nie mogę się do końca polubić z klasycznymi odsłonami Fire Emblem.

W Triangle Strategy śmierć postaci na polu bitwy zazwyczaj nie ma znaczenia (no chyba że jest to starcie, w którym dana postać nie może polec, bo stanowi to jeden z warunków zwycięstwa). Twórcy inaczej podeszli do kwestii istotnych decyzji. Związana jest z nimi specjalna mechanika – nasi najbliżsi doradcy raz na jakiś czas głosują na jedno z dwóch rozwiązań, a my możemy próbować ich przekonać, żeby opowiedzieli się za tym, co nam akurat pasuje. Nie jest to specjalnie trudne (a pomaga w tym rozmawianie z niezależnymi postaciami we wspomnianych segmentach eksploracyjnych), więc i tak zagłosują po naszej myśli, ale w udany sposób podkreśla to wagę owych decyzji.

Na początku gry musimy ustalić, którego sąsiada odwiedzimy w imieniu naszego króla – możemy udać się na południe, do religijnego państwa kontrolującego wszystkie złoża soli na świecie, albo wyruszyć na północ, do twardych wojowników, których kraj specjalizuje się w hutnictwie. I od tej pory co jakiś czas podejmujemy wcale nie takie banalne decyzje tego właśnie rodzaju – niejednokrotnie odkładałem konsolę, żeby chwilę pomyśleć, co zrobić. Nieraz musiałem też przełknąć przykre konsekwencje własnych działań. Koniec końców to właśnie te wybory zapamiętam najmocniej z Triangle Strategy. Dobrze to twórcom wyszło – i inni deweloperzy powinni się temu rozwiązaniu przyjrzeć.

Bilet na stację Nostalgia Wielka

Triangle Strategy to dobra gra – jeśli graliście kiedyś w Final Fantasy Tactics, to i tak nie muszę Was jakoś specjalnie do niej przekonywać. Za to nowi czy też młodsi gracze mogą w ten sposób sprawdzić, czy gatunek taktycznych RPG przypadnie im do gustu. Wymagające starcia turowe, rozbudowana historia pełna zwrotów akcji i niełatwych decyzji oraz piękna oprawa muzyczna to nawet więcej niż oczekiwałem.

Nie jest to może produkcja, w której kluczowe elementy są znakomite. Historia jak na mój gust okazuje się zbyt patetyczna i naiwna, a bitwy nie zbliżają się poziomem skomplikowania czy pomysłowości do potyczek z moich ulubionych pozycji tego typu – niemniej Triangle Strategy to jedna z tych gier, które są lepsze od prostej sumy ich części składowych. Pamiętajcie jednak, że to bardzo specyficzny gatunek – jeśli jeszcze nigdy nie graliście w nic podobnego, sięgnijcie najpierw po całkiem obszerne demo. Dowiecie się, czy warto wsiadać do tego pociągu zmierzającego do stacji Nostalgia.

O AUTORZE

Lubię gry, które są zagadkami. Dlatego jedną z moich ulubionych produkcji taktycznych niezmiennie pozostaje Into the Breach. Triangle Strategy zapamiętam pozytywnie, ale nie sądzę, żebym kiedyś do tej pozycji wrócił. Było wporzo, dopóki trwało, teraz pora na nową przygodę.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry otrzymaliśmy nieodpłatnie od firmy ConQuest Entertainment, dystrybutora Nintendo na rynek polski.

Adam Zechenter

Adam Zechenter

W GRYOnline.pl pojawił się w 2014 roku jako specjalista od gier mobilnych i free-to-play. Potem przez wiele lat prowadził publicystykę, a od 2018 roku pełni funkcję zastępcy redaktora naczelnego. Obecnie szefuje działowi wideo i prowadzi podcast GRYOnline.pl. Studiował filologię klasyczną i historię (gdzie został szefem Koła Naukowego); wcześniej stworzył fanowską stronę o Tolkienie. Uwielbia gry akcji, RPG-i, strzelanki i strategie. Kiedyś kochał Baldur’s Gate 1 i 2, dziś najczęściej zagrywa się na PS5 i od myszki woli pada. Najwięcej godzin (bo blisko 2000) nabił w World of Tanks. Miłośnik książek i historii, czasami grywa w squasha, stara się też nie jeść mięsa.

więcej

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.

Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę
Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę

Recenzja gry

Kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie planuje przekazać kodów do Shattered Space przed premierą, zacząłem zadawać sobie pytania. Czy stan techniczny jest zły? A może historia jest zwyczajnie nudna? Moje obawy były uzasadnione, choć tylko częściowo.