autor: Łukasz Kendryna
X-Blades - recenzja gry
Czy poza cielesnymi atrybutami głównej bohaterki X-Blades ma w sobie coś, co sprawi, że sięgniemy po tę grę?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Współczesny rynek gier charakteryzuje się tym, że wcześniejsze „gatunki na wyłączność” stają się coraz częściej pozycjami multiplatformowymi, strategie trafiają na konsole, a zręcznościowe gry akcji na komputery osobiste. Wynika z tego szereg problemów, z czego najpoważniejszy to rozwiązanie kontroli nad bohaterem. Konsolowi stratedzy walczą z niskim morale żołnierzy, podczas gdy fani klawiatury łamią palce w trakcie kombosów. X-Blades jako przedstawiciel tych drugich nie uniknął owych niedogodności. Pytanie brzmi jednak, czy pomimo oczywistych trudności tytuł nadal prezentuje wysoki poziom i pozwala się sobą nacieszyć?
Aby nie szarpać dłużej nerwów gracza, zdradzę, że poziom omawianej gry rozczarowuje. Co więcej, twórcy nawet nie starają się nas oszukiwać i już od samego początku widać, że mamy do czynienia z niskobudżetowym przeciętniakiem. Brzydkie menu, fatalna muzyka, nie spełniająca dzisiejszych standardów grafika, nieprzemyślany interfejs samouczka itp. Właściwie to mógłbym w tym miejscu skończyć, ale zarówno naczelny, jak i część z Was – zagorzałych miłośników konsolowych slasherów – chciałaby wiedzieć więcej, toteż pozwolę sobie rozwinąć parę kwestii.
W grze wcielamy się w Ayumi, nieustraszoną heroinę, której tylko skarby w głowie. Już w trakcie intra bohaterka wchodzi w posiadanie tajemniczej mapy, a kilkanaście minut później, ukończywszy zaledwie trening, natrafia na artefakt. Kontynuując ten banalny ciąg zdarzeń, Ayumi sprowadza na siebie klątwę i oczywiście teraz tylko od dobrej woli gracza zależy, czy ją ocali, czy nie. Pomijając ową mało zaskakującą fabułę, sposób narracji również nie wynosi gry na wyżyny. Scenki przerywnikowe są jedynym źródłem wiedzy o losach bohaterki, a jest ich jak na lekarstwo. Na szczęście zostały nie najgorzej zrealizowane w klimatach anime, co zapewne znajdzie uznanie w oczach fanów gatunku. Braków całości nie nadrabiają również postacie. Konstrukcję głównej bohaterki ograniczono do minimum, czego odzwierciedleniem – jak sądzę – miał być noszony przez nią strój: skąpe bikini i dwa miecze. Czy jest to plus… odpowiedzcie sobie sami.
Jako że X-Blades to typowy przedstawiciel slasherów, można by się spodziewać skomplikowanego systemu walki i ton przeciwników… i dostajemy to, czego chcemy, choć w zaskakujących proporcjach. Walka niemalże ogranicza się do nieustannego wciskania jednego guzika, podczas gdy nacierają kolejne fale wrogów. Jeden etap to kilkanaście minut bezmyślnego klikania, od czasu do czasu przerwanego zmianą umiejętności, bowiem oprócz wymachiwania tytułowymi ostrzami gracz wchodzi też w posiadanie magii. Owych zdolności jest naprawdę dużo, a dostęp do nich pojawia się wraz ze zdobywanymi punktami. Nie byłoby w tym nic złego, a nawet można by się spodziewać świetnego urozmaicenia, gdyby nie mały szkopuł. Otóż połowa umiejętności jest zwyczajnie bezużyteczna, a techniczno/graficzne wykonanie ich wszystkich pozostawia wiele do życzenia. Animacje ataków są krótkie i mało treściwe. O efektach rodem z Devil May Cry 4, gdzie dla każdego z wrogów przygotowywano inne animacje ataków specjalnych, można jedynie pomarzyć. Pomimo tych niedociągnięć miło, że udostępniono tak szeroki wachlarz możliwości w doborze arsenału. Niekiedy zmiana nacierających napastników wymusza zmianę umiejętności, odrywając nas od bezmyślnego klikania.
Konstrukcja etapów również nie rozpieszcza, skazując wygłodniałego gracza na kolejne minuty tego samego. Każdy etap to de facto arena i gdyby wykluczyć czającą się za rogiem walkę, wystarczyłoby kilkanaście sekund na jego ukończenie. Twórcy doszli do wniosku, że jakiekolwiek formy eksploracji terenu w postaci skakania i łapania się gzymsów są zbędne i nie udostępnili graczom elementów platformowych. Jakby tego było mało, po jakimś czasie trafiamy do tych samych miejsc, będąc zmuszeni do przedzierania się przez jeszcze większe hordy napastników.
Liczebność i różnorodność potworów przedstawia podobny poziom co magia – miła różnorodność, niestety brak jakości. Modele i animacja ruchów robiłyby wrażenie... kilka lat temu, w sumie nic dziwnego, bo X-Blades to ulepszona wersja gry Oniblade, która miała swoją premierę w 2007 roku w Rosji. Przywołując raz jeszcze ponadprzeciętne Devil May Cry 4, poboleję nad tym, że nie dane nam będzie ubić skrzydlatych rycerzy, pływających w ścianach i ziemi „rekinów” czy fruwających „żywych” mieczy. Chciałoby się rzec: „na szczęście są bossowie”. Niestety, ich wygląd to w wielu przypadkach powiększona forma zwyczajnego przeciwnika, a walka z takim osobnikiem to czysta udręka. Kilkanaście minut nudnego klikania, bez zmiany etapu.
Na temat wizualnej strony gry targają mną największe wątpliwości. W drugim akapicie określiłem ją mianem „nie spełniającej dzisiejszych standardów”. Pomimo tych słów, nadal uważam ją za ładną. Największą bolączką gry jest monotonia tekstur i ogromne nadużywanie efektów światła (blur, załamywanie krawędzi obiektów, odblask od ciała bohaterki i otoczenia), choć prawdopodobnie gdyby nie to, efekt byłby dużo gorszy. Twórcy zwyczajnie, stosując różne triki i mniej lub bardziej uczciwe techniki, wyciągnęli z silnika graficznego maksimum jego możliwości, a przy tym trzy blond kucyki głównej bohaterki poruszają się lepiej od włosów Nariko z Heavenly Sword.
X-Blades w żargonie krytyków filmowych otrzymałby etykietę dzieła klasy B i pomimo pewnych, oczywistych różnic pomiędzy obydwoma mediami jest to najbardziej trafne określenie. Fakt, filmy klasy B mogą w pełni spełniać swoją funkcję, dostarczając tym samym rozrywki w mało wysublimowany sposób. W przypadku gier, kategoria B przybiera znacznie ciemniejsze barwy. Techniczna forma gry jest tak ważna, że niwecząc jej dobre wykonanie (często z powodu niskiego budżetu produkcji), twórcy skazują gracza na męczarnie, co oznacza, że miejsca na rozrywkę już nie ma bądź jest ona znikoma. W przypadku X-Blades nuda (wynik wtórności rozgrywki) i niedopracowanie zaimplementowanych rozwiązań zabijają istniejący w grze potencjał.
X-Blades to tytuł słaby i nawet najbardziej zagorzali fani gatunku mogą poczuć rozczarowanie. Rozgrywka dłuży się niemiłosiernie, wtrącając nas w trans biernego klikania. Gdzie piękne widoki, gdzie opady szczęki, gdzie nieoczekiwane zwroty akcji? Cóż, najwyraźniej mieliśmy zadowolić się zgrabną pupcią bohaterki.
Łukasz „Crash” Kendryna
PLUSY:
- kolejny przedstawiciel gatunku, tylko dla jego największych miłośników;
- duża ilość magicznych ataków;
- zręczne wykorzystanie efektów światła, przysłaniające niedociągnięcia graficzne i czyniące grę przyjazną dla oka.
MINUSY:
- konstrukcja etapów;
- modele przeciwników i ich bezpłciowe zachowanie;
- słabo rozbudowany system walki;
- po kilku pierwszych etapach wtórność i nuda.