Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 5 czerwca 2008, 09:18

autor: Jacek Hałas

Tom Clancy's Rainbow Six Vegas 2 - recenzja gry na PC

Druga część mini-serii Vegas ponownie przenosi nas do tytułowej stolicy światowego hazardu. Czy wprowadzone do gry innowacje, jak np. system zdobywania punktów doświadczenia, wystarczą, by uznać ten tytuł za godną kontynuację cyklu? Przekonajcie się sami.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Chyba wszyscy wiemy, w jaką stronę zwekslowały gry akcji sygnowane nazwiskiem Toma Clancy’ego. Gwoli przypomnienia – od dłuższego czasu kolejne odsłony serii Ghost Recon oraz Rainbow Six są raczej średnio wymagającymi strzelaninami, stawiającymi na ścisłą współpracę z sojusznikami, ale nie zmuszającymi do posiadania trzeciego oka czy ciągłego wykazywania się zmysłem taktycznym. Są to również gry tworzone niemal w całości z myślą o rynku konsolowym, o czym PeCetowcy niejednokrotnie mieli już okazję boleśnie się przekonać na podstawie kiepskich konwersji. Jak na tym tle wypada druga część mini–serii Tom Clancy’s Rainbow Six Vegas i czy wzorem kontynuacji GRAW–a zdołała utrzymać poziom swojej poprzedniczki?

Zanim zagłębię się w bardziej szczegółową analizę nowego dzieła UbiSoftu – kilka słów wyjaśnienia. Teoretycznie mogłoby wydawać się, iż taktyczna gra akcji, w której dowodzi się oddziałem antyterrorystycznym, powinna skupiać się na prezentowaniu zupełnie niepowiązanych ze sobą misji, oferując coś na kształt motywów z czwartej części cyklu SWAT. Gracz zaś powinien sprawować kontrolę nad drużyną anonimowych specjalistów, trzymając się ściśle ustalonego planu działania.

Tymczasem pierwsza część omawianej serii nieśmiało próbowała wprowadzić wątek fabularny, starając się spoić wszystkie wydarzenia w jedną logiczną całość. Miejscem akcji było tytułowe Las Vegas. Można się było dowiedzieć, iż ataki na kasyna to część zakrojonego na szerszą skalę planu. W ostatnich minutach gry poznawało się personalia zdrajcy, czyli jednego z członków „Tęczy Sześć”. I w tym momencie zabawa dobiegała końca, pozostawiając po sobie paskudny cliffhanger. Jeśli komuś tego typu wstawki się nie podobają, po dłuższej sesji z omawianą kontynuacją będzie zapewne zgrzytał zębami. W sequelu bowiem fabuła daje o sobie znać w jeszcze większym stopniu.

Fisherów 2óch.

Vegas 2 próbuje dopowiedzieć wszystkie główne wątki z „jedynki”, ale robi to w niezbyt składny sposób. Podejrzewam, że nawet ci gracze, którzy niedawno skończyli pierwszą część, mogą mieć pewien problem z ogarnięciem całości. Osoby, dla których jest to pierwszy kontakt z tą serią, podrapią się zapewne po głowie i po kilku misjach odpuszczą sobie śledzenie prezentowanych w tle scen. Zabawa rozpoczyna się od przedstawienia wydarzeń, które miały miejsce na kilka lat przed atakami na Las Vegas. W zamyśle etapy te mają służyć pokazaniu powodów, dla których jeden z członków tytułowej ekipy zdradził swoich kolegów. Następnie gracz przenoszony jest w czasy współczesne i uczestniczy w walkach toczonych równolegle do akcji znanych z pierwszej części Vegas, choć dowodząc inną drużyną. Natomiast na koniec ma okazję, żeby ostatecznie wymierzyć zdrajcy sprawiedliwość, stając z nim do nierównej potyczki.

Zdecydowanie przydałyby się tu jakieś wspominki, które stanowiłyby kompilację najważniejszych scen z poprzedniej odsłony cyklu (coś na wzór „previously on” z Lost: Via Domus). Gra cierpi też z powodu braku filmików przerywnikowych czy nawet porządnych cut–scenek. Te ostatnie są zresztą interaktywne, co w mojej ocenie nie było dobrym pomysłem. Co z tego, że w trakcie trwania takiej scenki można się poruszać, skoro w większości przypadków na ekranie nie dzieje się nic ciekawego? Lepiej byłoby nie eksperymentować i zmontować parę fajnych filmików.

Na szczęście napisy końcowe nie pojawiają się już po 4–5 godzinach zabawy, do czego zdołały przyzwyczaić nas wydawane współcześnie strzelaniny FPP. Wybierając najniższy poziom trudności, można oczywiście przebrnąć przez wszystkie plansze w błyskawicznym tempie, ale już na normalnych ustawieniach w wielu miejscach trzeba się na chwilkę zatrzymać, troszeczkę pokombinować czy zapoznać z rozkładem pomieszczeń. Bardzo spodobało mi się to, że w większości sytuacji dysponowałem kilkoma ścieżkami prowadzącymi do celu. Zachęciło mnie to do powtórnego przejścia wielu misji i sprawdzenia innych zagrań taktycznych.

Kampania podzielona jest na siedem rozdziałów, przy czym na większość z nich przypadają po cztery sceny. Szkoda jedynie, że końcowe poziomy są zazwyczaj krótsze od misji rozgrywanych w początkowej fazie rozgrywki. Czyżby więc producentom śpieszyło się z wydaniem gry czy może uznali, że zbytnie skomplikowanie tych etapów jest zbędne? Tak czy siak, single player powinien wystarczyć na co najmniej 6–8 godzin gry, a to całkiem sporo, zważywszy, że niewiele czasu traci się na przykład przy próbach dotarcia do nowej sekcji mapy.

Obiecuję... jeszcze tylko ten jeden poziom i wracamy do ratowania zakładników.

Pisząc jakiś czas temu zapowiedź drugiej części Vegas, już wtedy zwróciłem uwagę na planowane diametralne przemodelowanie dostępnych lokacji. O ile poprzednio przeważały charakterystyczne dla tej metropolii kasyna, o tyle w sequelu występują one (niestety) w mniejszości. Co więc dostajemy w zamian? Całkiem sporo zróżnicowanych lokacji, a mianowicie: centrum konferencyjne, hale rekreacyjne, luksusowe apartamenty czy teatr. Akcja kilkakrotnie przenosi się też poza Las Vegas, co ma naturalnie służyć dopowiedzeniu konkretnych wątków fabuły. Zwiększenie zróżnicowania lokacji kosztem poziomów rozgrywanych wewnątrz kasyn niektórym graczom się pewnie spodoba, aczkolwiek ja mam co do tego odczucia mieszane. Za mało jest tu moim zdaniem miejscówek charakterystycznych dla Las Vegas, a ponadto wiele etapów rozgrywanych jest za dnia, co psuje nieco klimat zabawy. Sądzę, że jednak byłoby lepiej, gdyby zachowano proporcje 50/50.

Model rozgrywki pozostawiono właściwie w niezmienionym kształcie. I dobrze. Steruje się więc postacią dowódcy, a dwóm podwładnym wydaje stosowne polecenia, wybierane z niezbyt obszernej listy. Vegas 2 nie jest realistyczną grą taktyczną, a większość przeprowadzanych akcji wymuszanych jest warunkami otoczenia. Cała zabawa opiera się na wielokrotnym powtarzaniu określonego schematu. Kolejne korytarze i hale zabezpiecza się przeważnie z wykorzystaniem dostępnych zasłon, rozstawiając swoich podwładnych w taki sposób, żeby bez narażania życia mogli skutecznie działać. Z kolei po dotarciu do pomieszczenia okupowanego przez terrorystów bierze się udział w szturmie, ustawiając się przy wybranych drzwiach lub zjeżdżając po linach, a następnie jednocześnie atakując wrogów z dwu różnych stron. O ile powtarzanie podobnych czynności niekoniecznie musi się znudzić, o tyle brak jakichś mocniejszych akcentów. Świetnym przykładem może być misja rozgrywana niedaleko hali sportowej, w której zadaniem drużyny jest rozbrojenie pozostawionej przez terrorystów bomby. Brakuje tu spodziewanej dramaturgii, nawet pomimo tego, że ładunek w pewnym momencie zostaje zdetonowany. W rezultacie szybko zapomina się o podobnych akcjach i wraca do codziennej rutyny.

Co jak co, ale Las Vegas za dnia to nie to samo.

Tak na dobrą sprawę w omawianej grze pojawiły się tylko trzy nowe elementy dotyczące właściwej rozgrywki. Najważniejsza nowinka to dodanie opcji sprintu, która w jeszcze większym stopniu upodabnia Vegas 2 do Gears of War. Z akcji tej korzystałem bardzo często, szczególnie wtedy, gdy zależało mi na szybkim dotarciu do upatrzonej zasłony. Druga nowość to możliwość penetrowania niektórych powierzchni, w szczególności różnego rodzaju mebli czy drewnianych płotków, co pozwala na pozbycie się kryjących się wrogów. Trzeba przyznać, że to niezły patent, choć w większości sytuacji bardziej opłaca się zaczekać, aż przeciwnik wychyli się zza zasłony. Najmniej przydatne z mojego punktu widzenia usprawnienie dotyczy przeprowadzania skanów termalnych okolicy, co jest możliwe tylko w wybranych miejscach gry. Ponadto podgląd aktywny jest jedynie przez kilka sekund. Tak na dobrą sprawę ze wspomagacza tego korzystałem tylko wtedy, gdy konieczność jego użycia była przez grę bardzo mocno akcentowana, uzależniając powodzenie misji od rozpoznania pozycji przeciwników.

Odniosłem wrażenie, że Vegas 2 jest grą prostszą od swojej poprzedniczki. Bawiąc się na normalnym poziomie trudności, można bardzo sprawnie pokonywać kolejne plansze, o ile tylko zachowa się podstawowe zasady ostrożności. Akcje, w których zgrzyta się zębami i wymyśla nowe przekleństwa zaliczają się do rzadkości. Tak na dobrą sprawę namęczyć trzeba się jedynie w 3–4 etapach. Trudna może wydawać się końcówka, podobnie jak poziom rozgrywany w fabryce, podczas przechodzenia którego wymagana jest precyzja i szybkość niezbędne do uratowania grupy zakładników. W kilku misjach trzeba się trochę poskradać, choć jest to bajecznie proste, szczególnie gdy dysponuje się podglądem termalnym.

SI wrogów uległa znacznej poprawie w stosunku do „jedynki”. Terroryści lepiej działają w grupach, a nawet nawołują do siebie. Ponadto wrogowie kilkakrotnie próbowali zaskoczyć moją drużynę, wykorzystując znajdujące się w okolicy drabiny. Przyznam szczerze, że początkowo wprawiło mnie to w osłupienie. Pewnym utrudnieniem jest to, że przeciwnicy bywają teraz lepiej przygotowani do walk. Terroryści używają różnego rodzaju gogli, a także strzelają z dobrych karabinów. Niektórzy oponenci taszczą też ogromne tarcze, co zdecydowanie utrudnia ich skuteczną eliminację. Z inteligencją pomocników jest już nieco gorzej, podwładni mają niekiedy problemy z ustawieniem się przy drzwiach czy schowaniem za wskazaną im zasłoną. Takie drobne wpadki można jednak przeboleć.

Liczymy na dobry występ.

Każda podejmowana akcja jest przez grę w odpowiedni sposób nagradzana, bowiem w Vegas 2 pojawił się system zdobywania punktów doświadczenia. Można narzekać, że jest to zbędny bajer, aczkolwiek wykonanie tego mechanizmu jest perfekcyjne. Wszystkie składniki sprawiają wrażenie bardzo przemyślanych, zmuszając jednocześnie do bycia wszechstronnym. Oprócz gromadzenia globalnych punktów doświadczenia kolekcjonuje się przede wszystkim punkty w trzech podstawowych kategoriach – Marksmanship (zabawa w snajpera), CQB (walki na mniejszy dystans) oraz Assault (bardziej agresywne posunięcia). Każda z tych grup zawiera wyszczególnioną listę akcji, za które można być nagrodzonym. W przypadku kategorii Assault są to między innymi akcje z użyciem granatów oraz ładunków wybuchowych czy ataki na wrogów korzystających z tarcz. W nagrodę za kolejne awanse w poszczególnych grupach otrzymuje się lepszą broń lub duży bonus doświadczenia. Doskonale motywuje to do dbania o stały rozwój postaci. Świetnym pomysłem jest także to, iż punkty przyznawane są niezależnie od wybranego aktualnie trybu. Co więcej, nawet w przypadku utraty życia zdobyte do tej pory nagrody nie przepadają. Zasada jest więc prosta – im częściej się gra, tym więcej punktów można uzbierać. Gra nie stara się też zmuszać do wybierania ściśle określonych trybów, gdyż tak na dobrą sprawę w każdym przypadku przyrost jest zbliżony.

Recenzowana strzelanina wzorem swojej poprzedniczki umożliwia zabawę w kooperacji. Dotyczy to zarówno głównej kampanii jak i doskonale znanego fanom serii trybu Terrorist Hunt, w którym należy poradzić sobie z losowo rozmieszczonymi przeciwnikami. Pewną nowinką jest dodanie opcji dowolnego dołączania oraz wychodzenia z rozgrywek multiplayerowych. W grze nie brak także trybów, które nie opierają się na kooperacji. Najciekawiej prezentuje się tu chyba tryb o nazwie Team Leader, w którym kluczową rolę odgrywają przywódcy dwu walczących ze sobą drużyn. Utrata takiej postaci oznacza, iż członkowie danej ekipy nie będą mogli się dalej respawnować. Jednak z drugiej strony, dowódca jest w stanie eliminować członków przeciwnej drużyny z dalszych walk w danej rundzie. W trybach multiplayerowych możliwe staje się wykorzystywanie wszystkich odblokowanych już wcześniej nagród. Dobrym pomysłem jest zresztą rozpoczęcie przygody od ukończenia kampanii single player, dzięki czemu będzie się miało „lżejszy” start, dysponując nowymi modelami broni jak również elementami ubioru, wśród których nie zabrakło bandan czy gogli. Pochwała należy się za fajnie przygotowane mapy, które są wielopoziomowe i dają możliwość stosowania wielu różnych zagrań taktycznych.

Co za brak kultury! Drzwiami, proszę!

AAARGH! to tytuł bardzo sympatycznej zręcznościówki z lat osiemdziesiątych, ale również odgłos wydawany przez moją kartę graficzną podczas odpalenia gry w maksymalnych detalach otoczenia. Szczerze mówiąc, było to dla mnie dużym zaskoczeniem, gdyż graficznie Vegas 2 niewiele zmienił się w stosunku do pierwszej części, a niekiedy wręcz wypada gorzej. Szczególnie w kwestii wystroju niektórych pomieszczeń. Wiele z badanych lokacji razi sztucznością oraz brakiem smaku, czego świetnym przykładem jest etap rozgrywany wewnątrz klubu nocnego, z którego miałem ochotę możliwie jak najszybciej się ulotnić. Zdecydowanie brakuje przywiązania do detali, co widać zarówno na przykładzie tragicznie wykonanych klamek do drzwi jak i rozmytych tekstur otoczenia. Z drugiej strony często moc obliczeniowa przeznaczana jest na niepotrzebne nikomu pierdółki w stylu fikuśnej podłogi czy szklane ściany, podczas gdy okoliczne obiekty aż proszą się o to, żeby poprawiono ich wykonanie. W sequelu przelotom śmigłowcem nie towarzyszą już „ochy” i „achy”. W pierwszej części obserwowało się między innymi rozświetlone ulice czy przepięknie wykonane fontanny. Tu natomiast nie ma właściwie na czym zawiesić oka. Lepiej prezentuje się za to warstwa dźwiękowa. Muzyka jest dobrze dobrana, szczególnie wtedy, gdy dźwięki dobiegają z mijanych po drodze głośników. Poprawnie wypadły odgłosy wystrzałów z karabinów, a niektóre dialogi bywają przezabawne, szczególnie rozmowa na temat brutalności w grach komputerowych.

Tom Clancy’s Rainbow Six Vegas 2 jest niestety zaledwie mocnym przeciętniakiem. Gra w kwestii przyjemności płynącej z zabawy odstaje od swojej poprzedniczki, która nie tylko oferowała lepszy klimat rozgrywki, ale była również bardziej innowacyjna. Nie posunąłbym się do stwierdzenia, że Vegas 2 to mission–pack sprzedawany w cenie nowej gry, ale różnice nie są tak znaczące, jakby się oczekiwało. Jest więc nieźle, ale powinno być lepiej. Oby tylko UbiSoft przyłożył się do wykonania kolejnej odsłony sagi Rainbow Six, w której powstanie mimo wszystko nie należy wątpić.

Jacek „Stranger” Hałas

PLUSY:

  • fajny, sprawnie zrealizowany pomysł gromadzenia punktów doświadczenia oraz odblokowywania nowych nagród;
  • spore zróżnicowanie trybów multiplayer;
  • niezła kampania dla pojedynczego gracza, która na dodatek zapewnia około 6–8 godzin zabawy;
  • wyraźnie poprawiona SI przeciwników.

MINUSY:

  • wyższe wymagania sprzętowe niż przy poprzedniej odsłonie przy zbliżonym poziomie graficznym;
  • chaotyczny wątek fabularny;
  • brak pełnoprawnych scenek przerywnikowych;
  • zaledwie symboliczne zmiany w stosunku do pierwszej części tej mini–serii;
  • za mało Vegas w Vegas – zaledwie kilka poziomów jednoznacznie kojarzących się z „miastem grzechu”.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Tom Clancy's Rainbow Six Vegas 2 - recenzja gry
Tom Clancy's Rainbow Six Vegas 2 - recenzja gry

Recenzja gry

Vegas 2 to kompromis pomiędzy realizmem, a dobrą zabawą. Patrząc na wyniki sprzedaży można stwierdzić jedno – Ubisoft trafił w dziesiątkę.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...