Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 27 października 2005, 12:03

autor: Emil Ronda

Spartan: Total Warrior - recenzja gry

Rzymskie Imperium pod rządami okrutnego Tiberiusa podbija kolejne tereny. Na ich drodze ku całkowitej dominacji stoją już tylko Spartanie. W takich okolicznościach weźmiemy pod swoje skrzydła jednego żołnierzy, by poprowadzić go przez przygodę jego życia.

Recenzja powstała na bazie wersji PS2. Dotyczy również wersji XBOX

Panowie z Creative Assembly stworzyli jedną z lepszych strategii czasu rzeczywistego ostatnichlat – Rome: Total War. Stworzyli ją wyłącznie na PC. Ciężko powiedzieć, czy późniejszy pomysł gry konsolowej rodził się w ich głowach miarowo, czy też wystrzelił niczym strzała z naprężonego łuku spartańskiego wojownika. Jednak stało się. Spece od strategii stworzyli grę, która jest tzw. „button masherem”, czyli pozycją, w której każdy ukończony poziom nieodzownie łączy się z dotkliwym bólem nadwyrężonych paluchów obsługujących joypada. I ta gra – jak można się domyślać – powstała tylko na konsole. Jak sądzicie? Wyszło im?

Ewolucja, czyli od Golden Axe, przez Dynasty Warriors, po Spartana

Nie inaczej. Dawnym przodkiem Spartan: Total Warrior jest niewątpliwie leciwy Golden Axe (zagrywałem się weń na Commodore 64). Biała broń w dłoń i łupiemy równo kolejnych przeciwników na naszej wielce skomplikowanej trasie prowadzącej jedynie w prawo. Standardy się zmieniły, znacie te motywy – era grafiki 3D i tak dalej i tak dalej...

Kosmity laserem walą z orbity? Nieee, to nasz Spartan troszkę się wpienił.

W końcu moc obliczeniowa konsol pozwoliła na wyświetlenie na ekranie dziesiątek ładnie animowanych postaci. Skoro tak, czemu znowu bohaterowi nie dać w łapę potężnej broni i nie pozwolić mu wykosić wszystkich dookoła? Gracz będzie miał radochę! Tak nastały czasy Dynasty Warriors, w której to iście tasiemcowej serii, przyszło nam ukatrupić setki, jeśli nie tysiące wojowników w wielu bitwach, osadzonych w czasach chińskich dynastii. Tak jak owa seria zebrała sobie liczne grono fanatycznych wielbicieli (także w Polsce), tak ja za nic w świecie nie mogłem się do tej bezmyślnej młócki przekonać. A wybredny nie jestem, wcale nie muszę zaprzątać szarych komórek do zabawy przed konsolą, bo przy bijatykach i przy licznych strzelaninach z przyjemnością poszaleję. A tu nic. Leje gości na lewo i prawo, ale ani jakiegoś ciekawego systemu walki, ani krzty fabuły, ani sensu wielkich bitew specjalnie nie widzę. Efektownością też Dynasty Warriors wcale mnie nie poraziło. Wytężałem wzrok niczym spartański strażnik na czatach, ale godnego następcy – spadkobiercy tronu, nie szło wypatrzeć.

Nowa nadzieja

Za gatunek musieli wziąć się dopiero pecetowi deweloperzy, aby nadać mu odpowiedni kształt. Nie jest to jednak wcale takie przypadkowe zjawisko. Jak już wcześniej wspomniałem, twórcy Spartana mają doświadczenie w strategiach czasu rzeczywistego. Gdzie na to znaczenie na konsolach w dodatku w soczystej grze akcji, jaką jest Total Warrior? Otóż w elemencie przedstawienia na ekranie dziesiątek jednostek/żołnierzy! Gracz w tej grze często jest tylko częścią ogółu wydarzeń rozgrywających na ekranie. Owszem, to on zabija największą liczbę wrogów i od razu widać, kto „rządzi w terenie”, ale daje się od początku w zachowaniu pozostałych żołnierzy zauważyć, że ich poruszanie się jest dyktowane pewnymi regułami; łucznicy trzymają się razem, oddziały wspólnie atakują lub bronią się – sprawia to wrażenie autentycznych bitew, zupełnie jak w strategiach czasu rzeczywistego właśnie, ale z ogromną dawką akcji dokładanej kilogramami przez samego gracza!

Tak zresztą zachwalali grę jej twórcy przed premierą. Obiecywali, że weźmiemy udział w dużych bitwach siejąc śmierć i zniszczenie. Obiecywali, że prześledzimy losy tytułowego Spartana od zwykłego szeregowego (ale już nieźle wyćwiczonego) żołnierza po bohatera Sparty – wielkiego wojownika. Obiecywali, że będziemy obserwować jego ewolucję. Obiecywali ciekawe wątki fabularne, nie będące tylko bladym tłem do masakry dziejącej się na ekranie. No właśnie – może nie sądziliście, że skupię się na fabule, bo zwykle takie gry mają ją w głębokim poważaniu. Ale uwaga – pamiętajcie o pecetowych korzeniach twórców Spartana. Być może tym razem udało im się utrzeć nosa kanonom i historię obrócili w mocny punkt tej gry?

Czas na wyprawę

Rzymskie Imperium podbija kolejne tereny pod rządami okrutnego Tiberiusa. Na ich drodze ku całkowitej dominacji stoją już tylko Spartanie. W takich to okolicznościach weźmiemy pod swoje skrzydła jednego z szeregowych żołnierzy, by poprowadzić go przez przygodę jego życia. Oczywiście szybko okazuje się, że mamy pod opieką nie jakiegoś podrzędnego lamusa (Sparta miała tylko żołnierzy z krwi i kości – nie było mięczaków), ale jednego z najzdolniejszych wojowników miecza w spartańskich regimentach. Szybko okazuje się, że Spartanie muszą szukać nadzwyczajnych środków, by móc obronić się przed Rzymianami, którzy przytłaczają ich liczebnością. W cuda nie wierzą, wysyłają więc naszego dzielnego wojownika wraz z licznym oddziałem aż do samej Troi, gdzie spoczywa ponoć Włócznia Achillesa. Jeśli Spartanie wejdą w jej posiadanie – losy boju z Rzymianami odwrócą się, bowiem każdy śmiertelnik będący w posiadaniu tego artefaktu zdobędzie olbrzymią moc. Do tego dochodzi jeszcze wątek wiążący naszego bohatera z Aresem – Bogiem wojny. A sam klimat wyprawy do Troi (nie idziemy tam w pojedynkę – trzeba pamiętać) – bardzo mi się spodobał.

W 39-tym, wnusiu, to dopierośmy się z nimi tłukli!

Na początku przejmujemy kontrolę nad naszym herosem podczas próby podboju Sparty przez Rzymian. Podczas obrony miasta pierwsze poziomy nauczą nas władania bronią i wpoją najważniejsze zasady gry.

Szybko uświadamiamy sobie, że za ataki odpowiadają dwa przyciski – „krzyżyk” oraz „kółko”. Ten pierwszy skupia atak białą bronią na najbliższym przeciwniku, a używając tego drugiego bijemy kilku naraz. Po chwili uczymy się też, że „L2” to blok; trzymając go również możemy wyprowadzać dwa rodzaje ataków, ale mają one nieco bardziej defensywny charakter i służą bardziej rozgonieniu/odepchnięciu przeciwników. Serie celnych ciosów napełniają nam tzw. „wskaźnik wściekłości”, a mając go dopakowanego wciskamy „R1” i teraz w połączeniu ze wspomnianymi przyciskami ataku siejemy już bardzo konkretne (i widowiskowe) zniszczenia. „L1” zapewnia nam użycie strzał, a więc atakujemy też na odległość. I znowu „iksem” wypuszczamy pojedynczą strzałę, a... tak, dokładnie... „kółkiem” – całą serię (ale uwaga na licznik strzał!). Został jeszcze przycisk „R2”, a odpowiada on za wyjątkowo niszczycielską magię naszego herosa. Jak więc widzicie, podstawowa w Spartanie zasada „iksa” (do ataków na pojedyncze jednostki) i „kółka” (na grupki przeciwników) w połączeniu z przyciskami „L” i „R” daje pokaźne możliwości. I potrzeba dłuższej chwili, by to opanować.

Tym bardziej, że w naszym wyposażeniu znajdziemy różne bronie i także one będą modyfikować nasze ataki (szczególnie te mocniejsze); mocny atak z użyciem „paska wściekłości” inaczej wygląda przy użyciu pary mieczy, a inaczej przy długiej włóczni. Także z taktycznego punktu widzenia zauważycie różnice w zastosowaniu poszczególnych narzędzi – wspomnicie moje słowa. Co ważne i bardzo przydatne – bronie można szybko zmieniać „w locie”, bez wchodzenia do menu.

Zadania w grze są bardzo różnorodne; duża w tym zasługa dużych i bardzo dobrze przemyślanych poziomów. A więc przyjdzie Wam czasem po prostu wyciąć w pień wszystkich wkoło, ale także chronić kogoś lub coś, podpalić budowle, znaleźć sposób na zrzucenie drewnianego mostu (by przeprowadzić po nim oddział żołnierzy), czy zająć się obsługą katapulty lub miotacza strzał (taki antyczny M60). Wszystko w ciągłym ruchu, przy dużej liczbie postaci na ekranie, klimacie zażartych walk dzielnych mężów. Zrozumiecie, o czym mówię, gdy zobaczycie scenkę przerywnikową ukazującą, jak dwa liczne oddziały Rzymian i Spartan ścierają się w pełnym biegu na ogromnym placu i raptem kamera bezboleśnie oznajmia, że masz już kontrolę nad swoim herosem i przejmujesz pada z oczami pełnymi zdziwienia. „Ale to już?!”... i ponad setka żołnierzy tłucze się ze sobą na śmierć i życie. I Ty też tam jesteś. MOC!

Co z tego, że duży? Udowodnię mu, że rozmiar nie ma znaczenia.

Zastanawiacie się zapewne, czytając powyższy fragment: „A co w takim razie z kamerą? Czy można się w tym połapać?”. Można! W tym aspekcie także zaprocentowało doświadczenie twórców w grach stricte strategicznych. Otóż prawa gałka idealnie reaguje na działanie gracza i pozwala nie tylko na szybkie obracanie terenu działań, ale także na bardzo pomocne przybliżanie i oddalanie. Tylko więc od Was zależeć będzie, czy w danym momencie walka przypominać będzie gry pokroju Diablo albo Baldur’s Gate: Dark Alliance czy też raczej Soul Calibura (no, może przesadziłem, ale zoom jest naprawdę bardzo konkretny i sprawdza się w akcji). Praca kamery i możliwość jej szybkiego i wygodnego dopasowania do tego, co dzieje się na ekranie, to jedno z najlepszych tego typu osiągnięć w grach na konsole, jakie widziałem. Idealnie do Spartana pasuje.

Ładny mi Spartan!

Patrząc pod kątem oprawy graficznej, Spartan to ewidentny top na konsoli PS2. Biorąc zwłaszcza pod uwagę fakt, że czasem liczba postaci na ekranie zbliża się do 100. (Według autorów setka jest niejednokrotnie przekraczana, ale wybaczcie – nie pauzowałem gry i nie liczyłem). Niezachwiana płynność animacji przy tej szczegółowości postaci i otoczenia jasno daje znać, że Spartana po prostu trzeba zaliczyć do gier, które wyciskają z układów graficznych „czarnuli” 100% ich możliwości. Do tego dochodzi wspomniana swoboda gracza w manewrowaniu kamerą i – czego w ogóle się nie spodziewałem – brak znikających ciał przeciwników, co przecież jest popularną bolączką podobnych Spartanowi tytułów. Tutaj trup ściele się gęsto i często przystaniecie, by „podziwiać” efekty swoich spartańskich harców.

Efekty dźwiękowe są bardzo solidne, a opisują one oczywiście głównie wydarzenia na polu bitwy. Szczęk stali, zwierających się mieczy, wrzaski walczących – brzmi to bardzo przekonywująco. Muzyka to moim zdaniem dość kontrowersyjna sprawa. Wyobrażacie sobie elektroniczne kawałki w tego typu „historycznej” grze? Nie? No więc tu są chlebem powszednim! Na początku uważałem to za zupełną pomyłkę, ale gdy zorientowałem się, że częściowo są zmiksowane z typowymi dla epoki melodiami – nawet je zaakceptowałem. Ale nie każdemu się to spodoba.

Antyczny bilans

Bardzo udana gra. Wszystkie elementy przemyślane i podane w zadziwiającej, godnej przyklaśnięcia oprawie graficznej. Żeby Spartan się spodobał, trzeba dać mu trochę czasu; nie zachwyci bowiem od samego początku – to wynik pozornego chaosu panującego na ekranie i jeszcze bardziej POZORNEJ prostoty rozgrywki. Jasne, to tylko „chodzona” gra walki, ale uwierzcie, że – jakby nie było – „pecetowe” korzenie autorów gry zaprocentowały i nie raz, nie dwa, Spartan zmusi Was do przemyślanego, taktycznego podejścia do rozgrywki. Jeśli tak nie zrobicie – szybko zginiecie. Znam osoby, które uznały, że po pewnym czasie wycinanie w pień przeciwników zwyczajnie ich znudziło. Mnie się to nie przytrafiło, za co dziękuję przemyślanym poziomom i coraz to lepszym, potężniejszym dostępnym atakom (sami decydujemy o rozdysponowaniu zdobytych punktów doświadczenia pod koniec poziomu).

Potężne budowle dodają grze uroku. Plansze są świetnie zaprojektowane.

Całości dopełnia profesjonalnie przygotowana polska wersja językowa (kinowa, a więc polskie podpisy i oczywiście całe menu). Zastanawiając się na koniec, dla kogo jest ta gra, trzeba odpowiedzieć, że dla każdego, komu spodobały się klimaty z God of War czy Shadow of Rome. W dodatku, jeśli lubicie Dynasty Warriors, Spartan ma ogromną szansę przebić tę serię w Waszym prywatnym rankingu. Ktoś z Was nie grał w wyżej wymienione pozycje? Więc ja uważam, że powinniście dać szansę temu tytułowi, bo zwyczajnie na to zasługuje i jest spora szansa, że wciągnie Was bez reszty. Ładna, ciekawa i przemyślana gra walki – momentami rewelacyjna.

Emil „Samuraai” Ronda

PLUSY:

  • ogrom bitew;
  • zróżnicowane zadania;
  • rozbudowany (jak na tego typu grę) system walki;
  • rozrastające się w dość szybkim tempie umiejętności bohatera;
  • oprawa wizualna – graficzny przepych przy ogromnej ilości jednostek na ekranie;
  • dobrze opracowana, polska kinowa wersja językowa;
  • genialna kontrola nad kamerą;
  • 3 poziomy trudności.

MINUSY:

  • muzyka niecałkiem pasująca do klimatu i epoki;
  • czas potrzebny na to, by tę grę docenić (wielu graczy może zniechęcić się pozornym chaosem) – nie jest to minus samej gry, ale...
  • walki mogą stać się monotonne, ale to zależy od jakiego poziomu trudności zaczniemy grę.
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!