autor: Maciej Krakowiak
Shadow Company: Left for Dead - recenzja gry
Shadow Company to przedstawiciel strategii czasu rzeczywistego który oddaje do naszej dyspozycji możliwość wcielenia się w rolę dowódcy oddziału świetnie wyszkolonych najemników i wykonania szeregu szczególnie niebezpiecznych misji.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
„Wiosenny zawrót głowy” – konkurs sponsorowany przez wydawnictwo Cool Games na dobre zagościł na stronach Gier OnLine. Dzisiaj chciałbym przybliżyć wszystkim kolejny tytuł – „Shadow Company: Left for Death” – który to jest jedną z nagród w tym konkursie.
Życie najemnika wcale nie należy do najprostszych, musi nadstawiać karku za swoich zleceniodawców w najbardziej niebezpiecznych sytuacjach. Dla takiego człowieka nie liczy się kto jest tym dobrym, a kto złym. Najważniejsza jest oczywiście kasa. Ten kto da najwięcej może liczyć na jego pełne zaangażowanie w daną sprawę. Jego życie to nieustanne podróże z jednego kontynentu na drugi, jest wszędzie tam gdzie trwa wojna, gdzie trzeba usunąć niewygodnych przeciwników, dokonać sabotażu czy wysadzić jakiś obiekt. Niby na świecie panuje pokój, jednak niedawne konflikty na Bałkanach nie pozwalają najemnikom długo pozostawać na bezrobociu. Gdy szukamy kogoś kto odwali za nas „brudną robotę” to taka osoba jest najbardziej odpowiednia, a już najlepiej gdy wynajmiemy cała grupę – wtedy możemy spać spokojnie. W razie niepowodzenia czy jakiejś wpadki nikt formalnie nas nie oskarży, gdyż nasi pracownicy w ramach zasad nie wydadzą swojego pracodawcy. My będziemy mieli zawsze czyste ręce.
Pewnie już wszyscy domyślają się o czym jest ta gra. Tak to właśnie najemnicy są jej głównymi bohaterami. „Shadow Company” możemy zakwalifikować do grona RTS’ów, czyli strategii czasu rzeczywistego. W tej grze mamy wszystko: fotorealistyczną grafikę 3D, elementy ekonomiczne, planowanie misji oraz czystą walkę. Od razu nasuwa mi się porównanie do dwóch innych produktów. Mianowicie chodzi o „Jagged Alliance” za podobny klimat i możliwość sterowania grupą najemników oraz „Commandos” za odpowiedni podział ról i pełną współpracę całego zespołu. W tym miejscu kilka osób pomyśli zapewne: - „To musi być niezła kicha, gdyż już kilka razy próbowano łączyć najlepsze gry i nie wychodziło to najlepiej”. Jednak w przypadku „Shadow Company” tak się nie stało. Autorzy, grupa Sinister Games nie popełnił takiego błędu. Tak wyważyli wszystkie zapożyczenia z innych tytułów, że z tej mieszaniny wyszedł im jak najbardziej udany produkt.
Gdy już zdecydujemy się na dowodzenie zespołem najlepszych na świecie twardzieli, musimy liczyć się z tym, że ich los zależy teraz wyłącznie od naszych posunięć i decyzji. Dane zlecenie będziemy musieli tak zaplanować, aby wykonać je przy minimalnych stratach a co najważniejsze możliwie najmniejszymi nakładami środków finansowych. Grę zaczynamy z 90 tysiącami dolarów, wydaje się że to duża kwota ale trzeba wziąć po uwagę wydatki na zakup sprzętu u lokalnych dealerów oraz kontrakty dla zatrudnianych ludzi (no i dla nas też powinno coś zostać). Aktualnie dostępni najemnicy chcąc zarobić na godziwą emeryturkę (na pewno nie taką jak z ZUSu :)) każą sobie słono płacić (średnio 20-30 tysięcy dolarów). Oczywiście po wykonaniu zleconego zadania nasze konto powiększy się o okrągłą sumkę z dużą ilością zer. Do dyspozycji oddano nam 16 najemników i tylko od naszej inwencji zależy dobór odpowiedniego składu (maksymalnie 8 ludzi w jednym zleceniu). Każdy z naszych podopiecznych opisany jest przy pomocy 12 współczynników, ma własny styl i predyspozycje. Warto dodać, że każda postać ma indywidualny system zachowań opartych na algorytmach sztucznej inteligencji. Dodatkowo każdy z nich ma własną specjalizację, ulubioną broń czy sposób walki (np. snajper, którego mottem jest „jeden strzał – jeden trup”). Z całej tej szesnastki musimy każdorazowo wybrać tych, którzy według naszego uznania najbardziej nadają się do wykonania misji. Pamiętajcie, tylko zgrany i dobrze dopasowany zespół może liczyć na sukces.
Oprócz dokładnego przestudiowania dossier najemników, drugą ważną rzeczą jest zakup wyposażenia. Nasi dealerzy potrafią „załatwić” praktycznie wszystko – oczywiście za odpowiednią cenę. Ekwipunek podzielony został na kilka kategorii (pistolety, broń szturmowa, snajperska, broń ciężka, oraz wyposażenie dodatkowe). Autorzy gry przygotowali nam do wykorzystania arsenał najpopularniejszych na świecie narzędzi do zabijania. Broń jak i amunicja sporo kosztuje, dlatego opłaca się zdobywać ją podczas walki z wrogiem. Niekiedy może trafić się jakiś pełny magazyn, czy skrzynie poukrywane w różnych zakamarkach. Po wykonaniu misji zbędne żelastwo będziemy mogli odsprzedać, jednak wtedy oferta cenowa znacznie odbiega od ceny rynkowej. Przy doborze wyposażenia dodatkowego mamy także duży wybór. Możemy kupić noktowizor, kamerę, pakiety medyczne, pancerze i kamizelki kuloodporne itd. Jako ciekawostkę podam, że istnieje możliwość zakupu odpowiednich mundurów czy ubrania cywilnego, które wykorzystamy do kamuflażu. Co powiecie na ośmiu ludzi wyglądających jak turyści z Hawajów w samym środku wrogiego obozu? Podczas walki nasi najemnicy oprócz strzelania potrafią biegać, kucać, czołgać się czy skakać oraz uwaga kierować pojazdami (możemy spróbować rozjechać wrogów zanim nas przy pomocy granatów nie wysadzą – kłania się „Carmageddon”). Jest również opcja umożliwiająca pozostawienie oddziału na wybranej pozycji z rozkazem zlikwidowania każdej jednostki wroga, która pojawi się w zasięgu ognia. Dzięki dobremu systemowi sztucznej inteligencji najemnicy potrafią wykorzystywać jako osłonę naturalne przeszkody terenowe. Podręczny system ikon pozwala na łatwe prowadzenie oddziału. Co do strategii walki to mamy tutaj pełne pole do popisu. Możemy atakować skrycie i po cichu, jak również wykorzystując cały oddział ostrzelać wroga skomasowanym ogniem. Gra ta ma to do siebie, że mimo przejścia danej misji kolejny raz, może nas czymś zaskoczyć lub przynieść nowe rozwiązanie. Do wykonania mamy kilkanaście misji, rozgrywających się w różnych częściach świata zarówno w nocy jak i w dzień. Są tak dobrane że na pewno nie pozwolą się szybko znudzić. Na pochwałę zasługuje sam sposób przekazania celu danej operacji, który odbywa się przez transmisję video. Nasz zleceniodawca jest tak miły i bezpośredni, że odnosimy wrażenie jakby zabijanie niewygodnych ludzi było czymś jak najbardziej naturalnym. Na koniec pozostaje omówić kwestie związanie z grafiką. Jest po prostu wyśmienita, a poszczególne mapy zostały przygotowane z niesłychaną starannością. Możemy zaobserwować padający deszcz, mgłę czy zmieniające się pory dnia. Engine graficzny pozwala dowolnie przemieszczać położenie kamery, przez co łatwo zorientować się w aktualnej sytuacji. Jedyne zastrzeżenie mogę mieć do pracy radaru. Przeciwnicy pojawiają się na nim tylko wtedy gdy znajdziemy się w zasięgu ich broni, przez co nie wygląda to realistycznie. Również dźwięk stoi na wysokim poziomie. Wszystkie odgłosy zarówno wystrzałów jak i naszych ludzi przedstawiono perfekcyjnie. Ze wszystkich stron dobiegają do nas odgłosy otoczenia a dźwięk przestrzenny zmienia się w zależności od aktualnego ustawienia kamery.
„Shadow Company” w chwili wydania miał duże wymagania systemowe. Dzisiaj, gdy ceny pamięci RAM ciągle spadają a standardem stała się karta grafiki pokroju GeForce 2, możemy cieszyć się już płynną grafiką, co przedtem możliwe było tylko na mocnych sprzętach. Wydaje mi się, że produkcja ta przeszła jakby bokiem bez rozgłosu, co na tak poprawnie zrobiony produkt jest trochę dziwne. Sam zastanawiałem się co spowodowało, że tytuł ten nie zwrócił wcześniej mojej uwagi. Dzisiaj ten błąd naprawiam i zachęcam wszystkich lubiących tego typu strategie aby poświęcili „Shadow Company” troszkę swojego cennego czasu.
Maciej „KrakMan” Krakowiak