Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 28 lipca 2004, 12:37

autor: Jacek Hałas

Robocop - recenzja gry

Fabuła produkcji Titusa stanowi zgrabne połączenie kilku ważniejszych motywów z trzech filmów oraz serialu. Akcja rozgrywa się oczywiście w dobrze znanym Neo Detroit, jednym z większych miast przyszłości.Gra osadzona została w widoku z pierwszej osoby.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Kim jest Robocop? Jak to kim – herosem pokroju Supermana czy Batmana. Superpolicjantem, który wymierza sprawiedliwość. No dobrze, tak odpowiedziałyby dzieci i – być może – młodzież. Różnica polega na tym, że z manii Robocopa bardzo łatwo można jednak wyrosnąć. Paradoksalnie okazuje się, że pomysł zakucia w stal zabitego policjanta, który od dawna powinien już leżeć w grobie i paradowania z nim po ulicach Neo Detroit może wydawać się bardziej niedorzeczny, niż takie przebieranie się w ciuszki nietoperza czy też łażenie po ścianach i przemieszczanie się nad ulicami przy użyciu wystrzeliwanych z rąk pajęczyn. Cała historyjka z Robocopem jest, nie ukrywajmy, szyta grubymi nićmi, chociaż na upartego można się w niej doszukać kilku pozytywnych aspektów (m.in. zasad, którymi kieruje się on w trakcie służby). Jest to też świetny materiał nie tylko na serial, który moim zdaniem niewiele ustępował kinowym produkcjom, ale i na gry komputerowe. Tych mieliśmy już całkiem sporo, chociaż tak naprawdę wśród nich wyróżniają się te wydane jeszcze za czasów Amigi i konsol pokroju Snesa czy też pierwszego, monochromatycznego Gameboya. Moim faworytem do dzisiejszego dnia jest amigowy „Robocop 3”, który nie dość, że jak na swoje czasy miał olśniewającą grafikę, to na dodatek wybijał się znakomitym klimatem, na który składało się zgrabne połączenie sterowania policyjnym pojazdem z typowym łażeniem po ulicach i eliminowaniem przestępców. Szkoda, że od tego czasu na nasze PeCety nie ukazała się żadna gra z Alexem Murphym w roli głównej. Zresztą tyczy się to nie tylko blaszaków, ale i konsol nowej generacji. Sytuacja na szczęście ulega zmianie, a to za sprawą gry świeżo skonwertowanej z PS2. Rewelacyjna to ona nie jest, ale z obowiązków bycia przyzwoitym przedstawicielem gatunku oraz zadowolenia spragnionych wczucia się w swego bohatera fanów serii wywiązuje się należycie.

Fabuła, którą uraczono nas w produkcji Titusa, stanowi zgrabne połączenie kilku ważniejszych motywów z trzech filmów oraz serialu. Akcja rozgrywa się oczywiście w dobrze znanym Neo Detroit, jednym z większych miast przyszłości. Właściwa gra rozpoczyna się, tak jak się to już zresztą przyjęło w podobnych grach, niepozornie. Mamy zapanować nad walczącymi między sobą gangami i uratować przy tym kilku cywilów, którzy znaleźli się w zagrożonych walkami rejonach miasta. Bardzo szybko okazuje się jednak, iż gangi nie walczyły ze sobą bez powodu. Wszystko rozbija się o nowy narkotyk, BrainDrain, który trafił na ulice miasta. Ten, kto go rozprowadza, rządzi miastem. Zadaniem Murphy’ego będzie więc rozbicie szajki narkotykowej zajmującej się jego produkcją, a następnie dystrybucją. W miarę pokonywania kolejnych etapów odkrywa on też, iż w całą tę aferę są zamieszane bardzo wpływowe osoby. Jednym z głównych przeciwników herosa okaże się na przykład skorumpowany urzędnik OCP o nazwisku Manelli, w aferę zamieszany jest także jeden z pretendentów do objęcia tytułu burmistrza miasta. Słowem ci, którym fabuła filmów się podobała, będą zadowoleni, ponieważ ważniejsze wątki zostały w grę wpasowane. Wszystkiego tego dowiadujemy się nie tylko w trakcie rozgrywania samych misji, ale i oglądając wiadomości lokalnej stacji telewizyjnej. Jest to niemal nieodłączny element serii. Szkoda tylko, że w trakcie samych misji fabuła odgrywa znikomą rolę i w zasadzie jedynym elementem, który o niej przypomina, są dowody, oglądane po zakończeniu danego etapu.

Recenzowana gra osadzona została w widoku z pierwszej osoby. Mamy więc do czynienia z klasycznym FPS’em. Przy takim zobrazowaniu rozgrywki, jakim nas uraczono, był to wybór trafny. Każda z misji, którą przyjdzie nam rozegrać, poprzedzona jest briefingiem, na który składa się kilka czynników. Oprócz oglądania wspomnianych już spotów telewizyjnych, dowiadujemy się o samych celach misji. Te zaś podzielono na obowiązkowe i dodatkowe, których wykonanie, poza polepszeniem procentowego rezultatu, nie wnosi nic nowego do samej rozgrywki. Oczywiście, jeśli ktoś ma ochotę ujrzeć możliwie jak najlepszy końcowy wynik, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby się na nich skupić. Wcale nie są takie trudne.

No właśnie, warto by było powiedzieć co nieco o stopniu złożoności etapów. Jeśli chodzi o cele pierwszorzędne, to przeważnie jest ich niewiele i są bardzo dokładnie sprecyzowane. Trzeba będzie na przykład uwolnić jakieś ważne osobistości, zdobyć tajną formułę narkotyku czy też zniszczyć magazyn, w którym jest on składowany. Same misje zostały skonstruowane w taki sposób, iż z ich wykonaniem nie ma najmniejszych problemów. Schody zaczynają się przy celach dodatkowych, aczkolwiek w zestawieniu z tymi z porównywalnych gier wcale nie przedstawiają się tak źle. Najczęściej chodzi o aresztowanie określonej grupy złoczyńców (o tym za chwilę) lub o uratowanie niewinnych ludzi. Czasami zdarza się też, iż cele pojawiają się dopiero w trakcie rozgrywania misji, kiedy to na bieżąco jesteśmy informowani o sytuacji w danym sektorze. Każda plansza skrywa też w sobie sekretne miejsce, którego odkrycie wiąże się nie tylko z ułatwionym przejściem danego etapu, ale zdobyciem dodatkowego, niezwykle cennego uzbrojenia.

A jak steruje się samym Robocopem? Nadzwyczaj sprawnie. Niestety, nie jest to do końca realistyczne. Miłośnicy filmowej trylogii pamiętają zapewne, iż sprinterem to on z pewnością nie był. Natomiast w grze momentami sprawia takie wrażenie. Ja rozumiem, że gdyby jego ruchy ograniczono, gra stałaby się trochę trudniejsza, ale to, czym nas uraczono jest już lekką przesadą. Bieg może to nie jest, ale jak na robota porusza się on zdecydowanie za szybko. Tyle dobrze, że nie zmieniono świetnie zobrazowanego namierzania kolejnych wrogów. W wielu sytuacjach ułatwia to wypatrywanie oddalonych przeciwników. Ciekawi mnie tylko, że Robocop potrafi też wykrywać schowane w niektórych skrzynkach przedmioty. Jasnowidz jakiś, czy co?

Poza eliminowaniem przeciwników nasz robot może też zbierać punkty „zdrowia właściwego” (chociaż jego zastosowanie w stosunku do postaci robota wydaje mi się co najmniej podejrzane) oraz pancerza, który wspiera tylko jego wolniejsze opadanie. Na plus trzeba natomiast zaliczyć świetny sposób karania gracza za strzelanie do niewinnych osób bądź też przeciwników, którzy zdecydowali się poddać. W sytuacji, gdy takiego osobnika trafia kula, na ekranie pojawiają się bardzo nieprzyjemne paski, a sam bohater faluje, przez co celowanie do kolejnych wrogów przez kilka sekund jest praktycznie całkowicie uniemożliwione. To dobrze, że autorzy nie zdecydowali się na zwyczajowe pokazywanie ekranu ze znienawidzonym zwrotem Game Over.

Obiecałem wspomnieć co nieco na temat usuwania przeciwników. Otóż nie trzeba ich wszystkich zabijać – odpowiednio postrzelony wróg sam będzie chciał się poddać. Staje się tak wtedy, gdy traci broń lub jest bliski śmierci. Szkoda tylko, że tak naprawdę nigdy do końca nie wiadomo czy dany osobnik będzie chciał się poddać, czy też nie. Sama procedura aresztowania jest niezwykle prosta, wystarczy się do aresztowanego zbliżyć, a gra nam tę czynność automatycznie zaliczy. Mnie osobiście spodobały się też scenki z zakładnikami. Przeciwnik przykłada wtedy takiemu delikwentowi pistolet do skroni i zaczyna negocjować. Niestety, przeważnie kończy się to przedwczesną śmiercią przetrzymywanego. Sam moment negocjacji wykorzystuje się więc głównie do szybkiego namierzania przeciwnika (na zoomie). Wracając jednak do sterowania Robocopem, brakuje możliwości wykonywania nawet najmniejszych skoków. Rozumiem, że jest to powolny robot i miałby z tym niemałe problemy, ale sytuacje, w których pokonanie wysokiego na pół metra murku jest dla niego niemożliwe, wydają się co najmniej śmieszne. Ciekawostką jest natomiast, iż podobnie jak na dużym ekranie zeskoki z dużych wysokości nie robią na nim najmniejszego wrażenia. Muszę przyznać, iż dzięki temu wykonywanie niektórych misji stało się uproszczone, bo nie trzeba było na przykład mozolnie schodzić na sam dół konstrukcji, żeby tylko wcisnąć jakiś przycisk. Niewybaczalnym błędem, który wynika z konsolowych korzeni gry, jest brak możliwości wykonywania save’ów w trakcie misji. Nie byłoby to jeszcze tak uciążliwe, gdyby kolejne etapy były w miarę krótkie. Przykład „Red Faction 2” pokazuje, iż da się to rozwiązać w taki sposób, że gra nie musi być pisana dla pecetowców od nowa tylko po to, żeby mogła mieć save’y w każdym momencie. Niestety, w „Robocopie” stan gry zapisuje się dopiero po ukończeniu całej misji, na którą niejednokrotnie składa się kilka pomniejszych etapów. Sytuacje, w których ginie się z głupiego powodu (np. wpadnięcia do kwasu) po kilkudziesięciominutowej bieganinie każdego mogą skutecznie wyprowadzić z równowagi.

Pomimo iż akcję osadzono w Neo Detroit, tylko początkowe misje wyraźnie przypominają, że gra rozgrywa się w mieście przyszłości. Zabawę zaczyna się w slumsach opanowanych przez lokalne gangi. Misje te są zdecydowanie najciekawsze z całej gry. Klimat, który generuje się w trakcie przemierzania opustoszałych uliczek robotem spokojnie wytrzymującym serię z karabinu, jest iście nieziemski. Przeciwnicy czają się niemal wszędzie – na dachach budynków, w ciemnych alejach; bardzo często na widok Robocopa uciekają do sklepów i terroryzują ich właścicieli. Im dalej jednak gracz się posuwa, tym robi się mniej ciekawie. O ile jeszcze takie miejsca jak złomowisko czy też biurowiec OCP mogą się podobać ,to już motyw w stylu opuszczonego klasztoru na jakiejś wyspie pasowałby raczej do takich tytułów jak „Undying” czy nawet „KISS Psycho Circus”. Widać, że autorzy jak gdyby „na siłę” chcieli urozmaicić swą grę przez maksymalne zróżnicowanie kolejnych poziomów. W moim przekonaniu trochę za bardzo z tym jednak przesadzili. Same poziomy zostały skonstruowane dość poprawnie. Co prawda przez większość czasu gracz porusza się jedyną możliwą drogą, aczkolwiek zdarzają się od tego wyjątki. Do niektórych miejsc można się dostać z hukiem – frontową bramą – bądź też podkraść się od tyłu po znalezieniu ukrytego przejścia. Nie oszukujmy się jednak – skradać się tu nie można. Etapy, na których przyjdzie rozgrywać kolejne misje, są odpowiednio długie, obfitują w wiele ciekawych miejsc. Na złomowisku trzeba na przykład uważać, aby nie zostać sprasowanym przez znajdujące się tam maszyny. Szkoda tylko, że w większości przypadków spełniają one rolę wyłącznie wizualną, dobrych zagadek jest tu jak na lekarstwo. Istotną wadą poziomów są natomiast opustoszałe wnętrza budynków. W szczególności widać to w tych miejscach, do których nie trzeba specjalnie wchodzić, aby móc zaliczyć dany etap. Co prawda brak szczegółowości nie wszystkim graczom musi przeszkadzać, ale ja jestem na ten element wyjątkowo wyczulony.

Murphy na swojej drodze napotyka przede wszystkim dobrze uzbrojonych przestępców. Większość z nich wyposażono w karabiny maszynowe, na szczęście zdarzają się od tego dość liczne odstępstwa. Niektórych zaopatrzono na przykład w solidnie wykonane miniguny czy nawet miotacze ognia! Tak na marginesie, tych drugich bardzo przyjemnie wysadza się w powietrze, celując w butle, które noszą na plecach. Robocop nie byłby jednak sobą, gdyby nie stawał do walki z innymi robotami. Sama gra została skonstruowana w taki sposób, iż pełnią one niejako rolę bossów. Pozbycie się ich jest dość trudne. Tradycyjny pistolecik na niewiele się tu zda. Na szczęście dzięki ułatwionemu sterowaniu większość z nich niemal bezproblemowo można wymanewrować. Także i tu nie obejdzie się niestety bez paru zgrzytów. W kilku miejscach spotykamy bowiem dość nieprzyjemnie zrealizowanych mutantów. Kto wpadł na ten idiotyczny pomysł, żeby dołączyć ich do takiej gry? Na dodatek potrafią się kamuflować, istna paranoja! Sztuczna inteligencja przeciwników stoi na niskim poziomie. Autorom udało się jednak dość zgrabnie wybrnąć z sytuacji, poprzez umieszczenie ich w takich miejscach, że praktycznie od razu przystępują do walki, a nie gubią się w otoczeniu. Wyjątkiem są roboty, które bardzo łatwo można zajść od tyłu i w ten sposób wykończyć. Wyposażenie naszego Robocopa jest godne pozazdroszczenia. Oprócz dobrze znanego, futurystycznego pistoletu mamy tu na przykład wyrzutnię rakiet, granatnik czy też miniguna. Szkoda tylko, że siła ognia tego ostatniego została dość brutalnie ograniczona. Dużym ułatwieniem jest natomiast niezwykła celność posiadanych giwerek. Ustrzelenie stojącego 100 metrów dalej przeciwnika, nawet przy użyciu zwykłego pistoletu, nie stanowi najmniejszego problemu. Gdyby nie to, że namierzanie wrogów odbywa się niejako skokowo (tzn. wygląda to tak, jak gdyby myszka miała niską czułość - wina niedbałej konwersji), powiedziałbym wręcz, że mamy do czynienia z ruchomymi tarczami, a nie równorzędnymi oponentami.

Pora na omówienie kwestii oprawy audiowizualnej. No cóż, od razu widać, iż autorzy dysponowali ograniczonymi funduszami i nie zakupili jednego ze słynnych engine’ów. Nie znaczy to jednak, że patrzenie na to, co dzieje się na ekranie, powinno od razu kojarzyć się z torturami. O nie! Jak na grę low-budget jest nawet nieźle. Wystrój kolejnych plansz może się podobać. Mnie najbardziej przypadło do gustu złomowisko. Jest ono wyjątkowo duże i urozmaicone. Pełno tu poniszczonych aut, a także maszyn do prasowania samego złomu (oczywiście sprawnych). Bardzo trafnie dobrano też paletę kolorów. Jeżeli dana misja odbywa się w nocy, to faktycznie wygląda to jak noc, a nie przechadzka po oświetlonym neonami Las Vegas. Modele przeciwników wykonano z różną dbałością. O ile większe roboty wyglądają poprawnie, to już żywi członkowie gangów nie obfitują w detale. Na szczęście zabija się ich głównie z większych odległości, tak więc niedbalstwo producentów nie jest bardzo widoczne. Na tym tle wyróżniają się zdecydowanie bajecznie zrealizowane wybuchy. Dotyczy to przede wszystkim dość gęsto rozrzuconych beczek z benzyną. Bardzo często wylatują one z impetem w powietrze, aby później wybuchnąć w iście fajerwerkowym stylu. W trakcie testowania gry dochodziło więc do sytuacji, gdy zamiast koncentrować się na celach misji, zajmowałem się wyszukiwaniem i odpalaniem materiałów łatwopalnych. Niewiele gorzej prezentują się efekty, takie jak ogień wydobywający się z miotacza czy też kurz. Nie mam się tu specjalnie do czego przyczepić. Zdziwiła mnie natomiast oprawa muzyczna. Motywy techno, które słyszy się w tle, są miłe dla ucha, ale czy aby na pewno pasują do takiej gry? Wolałbym jakieś powolne, mroczne melodie, w stylu chociażby „Resident Evil”, lub też po prostu soundtrack z filmu. Głos Robocopa jest odpowiednio metaliczny i dobrze wkomponowuje się w całość. Nie mogę też powiedzieć nic złego o dźwiękach płynących z pola bitwy.

„Robocop” to gra, która z pewnością nie zadowoli każdego. Pełno jest w niej denerwujących ograniczeń, brakuje też dopracowania niektórych detali. Sądzę, że najbardziej spodoba się miłośnikom „lekkich” konsolowych strzelanek, a także fanom samego Robocopa. Do mistrzostwa starszych tytułów grze Titusa co prawda sporo brakuje, ale nie oznacza to, że nie można sobie nad nią usiąść i trochę pograć.

Jacek „Stranger” Hałas

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!