Marvel's Avengers Recenzja gry
Recenzja Marvel's Avengers – hej, ta gra nie jest zła!
Marvel's Avengers to gra usługa, która ma przyjemną kampanią fabularną i obiecujący end game. A że będzie długo wspierana, to jest nadzieja, że twórcy poprawią jej wady i z dobrej zrobią grę świetną.
Pamiętacie jeszcze pierwszy pancerz Iron Mana, który Tony Stark zmajstrował, siedząc w niewoli w Afganistanie? Jeśli nie, to przypominam, że Mark 1 był toporny, powolny i wyglądał jak średniowieczna zbroja, ale jeśli chodzi o sianie spustoszenia, radził sobie całkiem nieźle. No i takie właśnie jest Marvel’s Avengers. To niezła gra, która ma potencjał, żeby wskoczyć na zupełnie inny poziom.
Spotkacie tutaj ukochane postacie z tego przepastnego uniwersum, kampania fabularna okaże się niezwykle filmowa i nie zabraknie w niej świetnych momentów, a zbieranie nowych przedmiotów i okładanie po łbach niemilców sprawi Wam sporo frajdy – ale widać, że to dopiero początek drogi. Niemało błędów, trochę „drewna” czy problemy z optymalizacją psują ogólne dobre wrażenie. Nic to jednak, bo za rok Marvel’s Avengers może stać się świetną grą. Wymaga po prostu dokręcenia kilku śrubek i usunięcia paru wad.
Fajny film z tej gry
- przyjemna komiksowo-filmowa kampania fabularna;
- zabawne dialogi i masa smaczków dla fanów Marvela;
- Kamala Khan (Ms. Marvel) jest super!
- sporo niezłych momentów;
- całkiem fajny system walki;
- rozbudowany endgame, dzięki któremu jest co robić.
- momentami gra wygląda brzydko, a i tak klatkuje na PS4;
- bywa też „drewniana” – ociężały interfejs czy długie loadingi drażnią;
- sporo błędów.
Hitchcock wielkim reżyserem był. Jeśli więc twierdził, że film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie ma tylko rosnąć, to wiedział, o czym mówi. Twórcy Marvel’s Avengers mocno wzięli sobie do serca pierwszą część tej słynnej porady. Huczne otwarcie nowej siedziby Mścicieli w San Francisco ma uświetnić start Chimery, nowego lotniskowca Avengers, napędzanego tajemniczymi kryształami terrigenu. W niejasnych okolicznościach dochodzi do eksplozji reaktora na statku. Część miasta zostaje zniszczona, giną dziesiątki tysięcy ludzi, a pod wpływem tajemniczej mgły setki innych zyskują moce specjalne, których często nie potrafią kontrolować. Na efekty nie trzeba długo czekać. Avengerzy zostają rozwiązani, superbohaterstwo wyklęte i zakazane, a za porządkowanie świata bierze się organizacja A.I.M.
Czy napięcie później rośnie, zgodnie z dalszą częścią porady Hitchcocka? Nie, ale w tym przypadku trudno uznać to za wadę. Opowieść w grze, niczym w typowym filmie z MCU, jest jak smaczny burger. Lekka, przyjemna i strawna. Co prawda szybko o niej zapomnicie, ale póki trwa – bawi. Nikt chyba nie liczył tutaj na fabularny majstersztyk w stylu The Last of Us czy Red Dead Redemption?
Właściwa akcja ma miejsce pięć lat po wydarzeniach z tragicznego A-Day. Nietrudno się pewnie domyślić, że naszym zdaniem jest zebranie ekipy superbohaterów, zdemaskowanie A.I.M. i przeszkodzenie tej organizacji w realizacji diabolicznych zamiarów. Mnie kampania cały czas kojarzyła się z filmami z MCU – i z komiksami tego wydawcy. Dużo dobrze wyreżyserowanych cutscenek, kilka niezłych momentów, zabawne dialogi i ewidentne wzorowanie postaci na ich filmowych odpowiednikach wyszły grze zdecydowanie na plus. Nie zobaczymy tu co prawda twarzy znanych z ekranu, ale nie można przecież mieć wszystkiego.
15 godzin kampanii, a co potem?
Historię z Marvel’s Avengers da się poznać w jakieś piętnaście godzin; dostępne później misje stają się jednak coraz mniej fabularyzowane i coraz bardziej generyczne. Endgame, jak to endgame, skupia się nie na opowiadaniu historii, tylko na rozwijaniu postaci i kolekcjonowaniu coraz lepszych łupów. Fani tradycyjnego singlowego grania nie będą zachwyceni tym, że Marvel’s Avengers to gra-usługa, bo to widać, słychać i czuć niemal od samego początku. Sklepik z mikropłatnościami, dużo różnych surowców czy walut, które zbieramy prawie od pierwszych momentów przygody, mogą zniechęcać. Niepotrzebnie, bo fabułę da się zaliczyć, kompletnie ignorując looterowy charakter gry.
Po poznaniu całej opowieści będziecie już wiedzieli, na czym polega endgame’owy grind, i podejmiecie wtedy decyzję, czy warto się w to pakować. Moim zdaniem warto – tyle że ja po prostu diablo lubię wszelakie diabloklony i bawię się w nich zazwyczaj diabelnie dobrze. Niemniej nawet mnie przytłoczyły na początku wszystkie te cyferki, waluty czy inne pierdółki typowe dla gier-usług. Czujcie się więc ostrzeżeni.
PĘTLA GRY, CZYLI JAK SIĘ W TO GRA
Marvel’s Avengers to gra akcji w stylu Diablo czy Destiny, w której przejmujemy kontrolę nad jednym z sześciu dostępnych superbohaterów. Od wspomnianych tytułów odróżnia ją system walki, zaczerpnięty z brawlerów.
Po kilku początkowych godzinach ujawnia się typowy schemat rozgrywki. Za pomocą specjalnego ekranu wybieramy misje do wypełnienia. Fabularne czy nie, wszystkie one odbywają się w zamkniętych lokacjach, a naszym zadaniem jest osiągnąć wyznaczony cel (np. zabić konkretnych wrogów czy zniszczyć wskazane reaktory). Czasem na takich mapach dostępne są dodatkowe atrakcje – np. rozwiązanie prostej zagadki fizycznej otwiera pomieszczenie ze skrzynią z łupami. Po zakończeniu misji otrzymujemy nagrody (surowce, komiksy czy przedmioty) i możemy odpalać następną. Poza niektórymi questami fabularnymi wszystkie da się zaliczać z maksymalnie trzema znajomymi. Jeśli gramy sami, wtedy innymi postaciami całkiem sprawnie kieruje sztuczna inteligencja. To od nas też zależy, w którego z superbohaterów się wcielimy.
Rozgrywka kręci się wokół rozwoju postaci. Każdą z nich levelujemy osobno, odblokowując dodatkowe ataki, kombosy czy wzmocnienia. W trakcie zabawy zbieramy także łupy – a te wzorem looter shooterów czy hack’n’slashy mają swoją moc i kolor (unikalny, legenda, egzotyk itd.). Dobierając ekwipunek i zestaw umiejętności, tworzymy build bohatera, który może skupiać się na konkretnych odpornościach (przydatnych, jeśli np. w danej misji dominują przeciwnicy z mrożącymi atakami), sile ataku czy wspieraniu towarzyszy. Początkowo nie ma to większego znaczenia, ale z czasem musimy zacząć zwracać uwagę na różne szczegóły, bo po prostu zadania stają się coraz trudniejsze.
Już w trakcie kampanii na mapie wojennej pojawiają się dodatkowe misje, których możemy się podejmować. To właśnie one są trzonem endgame’u – i trzeba przyznać, że okazują się naprawdę w porządku.
Kamala jest super
W grze sygnowanej logo Marvela nie mogło zabraknąć kultowych postaci z przepastnego uniwersum tego wydawcy. Robimy więc totalną rozwałkę jako Hulk, walimy piorunami, grając Thorem, czy przemykamy między przeciwnikami, wcielając się w Czarną Wdowę. Dobrze, że wśród klasycznych i trochę wyświechtanych propozycji nie zabrakło też odrobiny świeżości – i to jakiej! Kamala Khan, która działa pod pseudonimem Ms. Marvel, to nowa superbohaterka, znana dotychczas tylko z paru komiksów. I Kamala stała się moją faworytką w Marvel’s Avengers.
W grze o superbohaterach Ms. Marvel jest ich superfanką. Ekscytuje się spotkaniem z każdym herosem, przypomina im ich przeróżne akcje i sypie dowcipami. Potrafi się nawet zabawnie odgryźć, a kiedy trzeba, to i zmobilizować ekipę. To głównie dzięki jej roli, a w kampanii spędzicie w jej elastycznej skórze sporo czasu, gra jest zwyczajnie zabawna – i to w stylu, do jakiego przyzwyczaiły nas hitowe filmy Marvela. Nie tylko Kamala została dobrze zagrana. Po początkowym uczuciu, że mam do czynienia z jakąś podróbką, szybko przekonałem się do nowych twarzy superbohaterów. Jasne, w porównaniu ze znanymi aktorami wypadają one różnie: nie podoba mi się szczególnie Iron Man; Thor jest OK, bo podobny do Chrisa Hemswortha; za to nowa Czarna Wdowa mnie kupiła. Ważne jednak, że dialogi z nawiązką wynagradzają nijaką aparycję. Nolan North (znany m.in. z roli Nathana Drake’a) wcielający się w Tony’ego Starka jest świetny. Dobrze poradził sobie też Troy Baker (czyli Joel z The Last of Us) jako Bruce Banner (Hulk).
KIM JEST MS. MARVEL?
Kamala Khan, pierwsza muzułmańska superbohaterka w uniwersum Marvela, zadebiutowała w komiksach w 2013 roku. Ta zadziorna nastolatka urodziła się w rodzinie pakistańskich imigrantów, żyje w Jersey City, a swój pierwszy strój wykonała z burkini (połączenie słów „burka” i „bikini”), czyli stroju kąpielowego, który noszą niektóre muzułmanki. Dobrze się domyślacie, że dość dokładnie zakrywa on całe ciało.
Kamala jest zabawna, przekorna i ma niesamowite zdolności – może rozciągać swoje ciało w dowolny sposób, jakby było z gumy. Czasem jej ręce, niczym u Inspektora Gadżeta, stają się bardzo długie, kiedy indziej pięści ma większe od Hulka. Potrafi też powiększyć się tak, że jest ogromna niczym budynek (w jednej ze scen w grze świetnie to wykorzystano).
W komiksie o przygodach Ms. Marvel jest dużo humoru nawiązującego do różnic między kulturami. Ammi i Abu (w pasztuńskim „tata” i „mama”) Kamali kręcą nosem, gdy ich córka spędza czas w towarzystwie kolegów. A gdy dokazuje, wysyłają ją na pogawędkę do szejka Abdullaha, który naucza w lokalnym meczecie.
Komiksy nie są co prawda wybitne, ale czyta się je całkiem przyjemnie. Kamala ujmuje w nich, co oddano świetnie w grze, miłością do Avengerów i znajomością ich przygód godną najbardziej hardcore’owego fana. Tworzy nawet własne fanfiki na temat Mścicieli.
HULK SMASH!
Diablo i Destiny mogłyby mieć ciekawy system rozwoju postaci, masę buildów oraz tonę egzotycznych przedmiotów, ale wszystko to zdałoby się na nic, gdyby nie satysfakcjonująca walka z piekielnymi pomiotami czy kosmicznymi najeźdźcami. Na szczęście Marvel’s Avengers, choć znacznie bardziej „drewniane” od wspomnianych gier, radzi sobie całkiem nieźle. Na tyle dobrze, że kolejne misje zaliczamy właśnie dlatego, że fajnie się w nich walczy. Nie ma to jak wspólnie rozwalić wraży czołg czy przypiec niemilca ironmanowym promieniem.
W grze, która jest swego rodzaju chodzoną bijatyką, nie mogło zabraknąć oczywiście przeróżnych kombosów. Jeśli jednak nie przepadacie za uczeniem się ich na pamięć, spokojnie – w trakcie kampanii czy nawet na początku endgame’u wcale nie trzeba małpiej zręczności, żeby sobie poradzić. Z czasem oczywiście, gdy stopień trudności wzrasta, skill zaczyna odgrywać coraz większą rolę, ale to wciąż nie jest poziom Street Fightera. O ile w bijatykach radzę sobie średnio – tak w Marvel’s Avengers idzie mi całkiem nieźle.
Pisać dużo o samej walce nie ma większego sensu – najważniejsze jest to, że sprawia satysfakcję. Szalejący Hulk faktycznie robi wrażenie niezniszczalnego potwora, młot Thora, waląc w pancerze wrogów, wydaje metaliczne dźwięki, a laser Iron Mana błyskawicznie roztapia zwykłych zbirów. Okazjonalne spowolnienia i pełna kontekstowość walki tylko podkreślają jej efektowność. Oczywiście, nie mamy tu do czynienia z poziomem Spider-Mana z 2018 roku, bo gra jest znacznie bardziej „drewniana”, ale za to każda z postaci posiada unikatowe ataki, umiejętności czy finishery, więc jeśli znudzicie się Czarną Wdową, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby grać jako Iron Man.
Dodatkowo superbohaterowie ciekawie się wzajemnie wspierają – mogą ściągać na siebie uwagę przeciwników, stając się tankami, leczyć towarzyszy czy wzmacniać ich ciosy. To rozwiązanie szczególnie dobrze sprawdza się, gdy gramy ze znajomymi – albo z ziomkami z internetu, których dobrał nam matchmaking. Zazwyczaj preferuję w takich produkcjach samotną rozgrywkę, więc z pełnym przekonaniem mówię, że sztuczna inteligencja daje radę. Gdy trzeba, komputerowi towarzysze nas wskrzeszają. Nie gubią się też na mapach i nie zapominają odpalić swoich „ultymatywnych” umiejętności. Dopiero na wyższych poziomach trudności zacząłem odczuwać potrzebę posiadania zgranej ekipy.
BOSSOWIE
Na osobną pochwałę zasługują starcia z bossami. Są pomysłowe i – poza jednym – ciekawe. Superłotrzy mają swoje ciosy specjalne, przyzywają oczywiście miniony i trzeba szczególnie uważać na ich ataki obszarowe. Niby nic odkrywczego w tym gatunku, ale twórcy zrealizowali to bardzo poprawnie.
Kelner, w moim Marvel’s Avengers jest Diablo
Często mówi się o wpływie Dark Souls na branżę gier wideo. Znacznie rzadziej wspomina się rolę Diablo. Niesłusznie, bo wśród święcących dzisiaj triumfy gier trudno nie znaleźć pomysłów, które Diablo wprowadziło albo po mistrzowsku rozpropagowało. Od kolorów łupów, przez cały game loop polegający na walce, po zbieranie nowych typów broni, a następnie mierzenie się z coraz silniejszymi wrogami. W tym sensie Marvel’s Avengers jest dzieckiem Diablo.
Wszyscy miłośnicy hack’n’slashowego grindowania szybko odnajdą się w tej grze. Zaliczenie kampanii fabularnej to zaledwie początek zabawy – podobnie jak w serii Blizzarda nie trzeba się w trakcie niej szczególnie przejmować jakimiś buildami czy szukać konkretnych przedmiotów. Lecimy po prostu przez grę, wymieniamy sprzęt na coraz lepszy (tu mamy nawet przycisk, który automatycznie założy nam najlepszy ekwipunek) i kopiemy tyłki w słusznej sprawie. Kombinowanie zaczyna się dopiero w endgamie.
Pamiętacie jeszcze Anthem? Nieszczęsne BioWare pracuje teraz nad nową wersją tej gry – a jednym z powodów jest fakt, że produkcja ta miała wprawdzie długą kampanię (na dobre 30 godzin), ale potem nie było za bardzo co w niej robić. Crystal Dynamics nie popełniło tego błędu.
Tak, Marvel’s Avengers to pozycja sporych rozmiarów– niczym Ms. Marvel, gdy odpali ulti. Po zakończeniu kampanii możemy wykonywać misje dla każdego z naszych sześciu bohaterów, dodatkowe zadania związane z porządkowaniem świata czy sabotaże i inne tego typu generyczne queściki. Dostajemy też specjalne prośby od obu sojuszniczych frakcji (S.H.I.E.L.D. oraz Inhumans). Słowem, jest co robić. Pod warunkiem oczywiście, że lubicie grindować i patrzeć, jak atak czy obrona Waszej postaci systematycznie idą w górę. A że jest to gra-usługa, z czasem pojawią się kolejne postacie i misje. Jeśli więc satysfakcjonuje Was ten typ zabawy, nie obawiajcie się, że to kolejne Anthem.
I am Groot
Co prawda sympatycznego Groota tu nie spotkamy, ale to nie znaczy, że zabrakło „drewna”. Przede wszystkim czuć, że gra wyszła za wcześnie. Pomyślcie o jakimś błędzie, popuśćcie wodze wyobraźni. Czego byście nie wymyślili, znajdziecie to w Marvel’s Avengers. Paskudne doczytywanie tekstur? Obecne. Błędy dźwiękowe? Są. Problemy ze stabilną liczbą klatek? Oczywiście, że tak. Długaśne loadingi? Kłopoty z kamerą? Ba, nawet klasyczne zawieszanie się aplikacji? Nie jest to może najambitniejszy crossover błędów i wypaczeń, ale po prostu trudno ich nie zauważyć. Niestety, to nie wszystko.
Marvel’s Avengers ma również inne problemy. W trakcie walki nieraz stracicie rozeznanie w tym, co się dzieje, bo zatrzęsienie różnych efektów powoduje, że mało co widać. Czasem to i lepiej, bowiem gra potrafi miejscami wyglądać brzydko (niektóre tekstury zalatują poprzednią generacją), a bardzo generyczne pomieszczenia kolejnych laboratoriów, które penetrujemy, są tak nudne, że trudno cokolwiek z nich zapamiętać. Im dalej w las, czyli w endgame, tym częściej też odwiedzamy te same lokacje. To oczywiście nic nadzwyczajnego, że wraca się w te same miejsca, ale jest tutaj znacznie więcej takich sytuacji niż chociażby w Destiny czy The Division. Niezbyt ciekawi, poza większością bossów, są też typowi przeciwnicy. Ot, standardowe łotry w stylu SF.
„Drewniane” bywają kolidujące z obiektami animacje postaci, kamera, która w kluczowym momencie finishera potrafi pokazać nam ścianę, czy toporne podciąganie się na platformy. Po takim Spider-Manie lub nawet serii Batman: Arkham przyzwyczaiłem się do wyższych standardów. Niezbyt przemyślane są też okienka interfejsu, które potrafią zasłaniać kluczowe informacje... Wszystkie te problemy Marvel’s Avengers bolą zresztą tym bardziej, że jesteśmy u progu nowej generacji.
Czekając na więcej
Są takie chwile, gdy Marvel’s Avengers błyszczy jak świeżo wypolerowana tarcza Kapitana Ameryki. Gdy jako Hulk szalejemy po laboratorium, rozwalając wszystko na swojej drodze. Kiedy przy uśmiercaniu ostatniego wroga odpala się spowolnienie i widzimy w slow motion, jak Thor dobija go ciosem młota. Albo wtedy, gdy słuchamy wypowiedzi zakochanego w sobie Iron Mana czy oglądamy niezłe filmowe cutscenki. Wówczas właśnie czujemy, że ta gra ma potencjał – i gdyby twórcom udało się go w pełni zrealizować, otrzymaliśmy świetny tytuł. A tak jest po prostu dobrze, w porywach nawet bardzo dobrze.
Myślę, że za rok Marvel’s Avengers będzie już mniej jak Thor: Mroczny świat, a bardziej jak Thor Ragnarok. Jeśli twórcy poradzą sobie z błędami i optymalizacją, poprawią interfejs, zmniejszą ogólną toporność aplikacji i podkręcą oprawę graficzną (to ostanie to pewnie marzenie ściętej głowy), a w międzyczasie dodadzą nowe postacie i misje, wyjdzie z tego świetna gra. Ja trzymam kciuki – i wracam grać. Ciągle mam jeszcze masę grindu przed sobą.
O AUTORZE
Z Marvel’s Avengers spędziłem już pewnie ze 30 godzin (kampania to połowa tego czasu), a ciągle dobrze się bawię. Staram się nie zwracać uwagi na długie loadingi i liczę na to, że na PS5 gra będzie śmigać niczym strzały Hawkeye’a.
Nie jestem może wielkim znawcą komiksów, ale od jakiegoś czasu czytam ich całkiem sporo. Uwielbiam mroczne klimaty DC (Batman<3) – z Marvelem lubimy się trochę mniej. Po beta-testach Marvel’s Avengers zamówiłem komiksy z Ms. Marvel i uważam, że to całkiem fajna lektura.
ZASTRZEŻENIE
Kopię gry Marvel’s Avengers otrzymaliśmy bezpłatnie od jej polskiego wydawcy, firmy Cenega.