WRC 4 Recenzja gry
autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja gry WRC 4 - Robert Kubica lepiej zakończył sezon
WRC 4 w tym roku nie ma konkurencji. Codemasters odpuściło sobie chwilowo serię Dirt, wobec czego to właśnie Włosi z Milestone zostają niekwestionowanymi królami Rajdów.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- nieco ulepszona oprawa graficzna;
- autorzy przestali wzorować się na serii Dirt;
- niezłe czucie wagi samochodu i sensowny model jazdy;
- stonowany model zniszczeń;
- słaby force feedback;
- twórcy wciąż nie mogą się zdecydować czy bawić się w arcade czy podejść do rajdów w bardziej realistyczny sposób;
- tylko sześć oesów w każdej sesji, mnóstwo powtarzających się odcinków;
- brak super oesów;
- prawie zupełny brak możliwości ustawień graficznych.
Nie ma kto dopieszczać maniaków rajdów. Codemasters wraz z Dirtami oddaliło się w bliżej niesprecyzowane rejony świetnej, ale już zupełnie pozbawionej jakichkolwiek pozorów realizmu zabawy, a SEGA nawet w kategorii automatowych wygłupów dała sobie siana produkując kolejne wygibasy odlotowego jeża. Evolution już prawie dekadę temu straciło licencję na WRC, którą przed kilkoma laty nabyło włoskie Milestone. Chłopaki raczej od budżetowej roboty, której może nie powinni się specjalnie wstydzić, ale też i pochwalić się nie ma czym. Dwie pierwsze części WRC nie zrobiły na mnie najmniejszego wrażenia i dopiero „trójka” spowodowała, że niczym piesek preriowy, wychyliłem łepek z norki. Spodobał mi się przede wszystkim model jazdy i choć zabrakło całego tego zarządzania rajdowym przedsiębiorstwem, to summa sumarum gra była ze wszech miar godna polecenia.
Na „czwórkę” czekałem już bardziej świadomie i kiedy tylko nadarzyła się sposobność, odpaliłem silnik. Po dłuższym czasie obcowania z grą uczucia mam raczej mieszane, mniej więcej tak jak w tym dowcipie o właścicielu mercedesa i teściowej. Widać wyraźnie, że twórcy wyciągnęli pewne wnioski z błędów popełnionych w poprzedniku, ale jednocześnie popłynęli w stronę, w którą płynąć nie powinni - pośpiech, aby za wszelką cenę co roku dostarczyć grę z nowym numerkiem przy tytule. Bez odpowiedniego zaplecza takie decyzje mszczą się niesamowicie, a dopilnowanie by ostrze zemsty cięło szybko i precyzyjnie spada na recenzenta.
Jeszcze przed uruchomieniem gry przychodzi pierwsze rozczarowanie. Poza możliwością ustawienia odświeżania, rozdzielczości i złożoności wygładzania krawędzi tudzież wyświetlenia obrazu na trzech monitorach nie pojawiają się żadne inne opcje graficzne. To pierwszy grzech wynikający z pośpiechu i konieczności wydania WRC 4 na kilka platform sprzętowych. Roboty dużo, a pracować nie ma komu. Pecetowcy więc siłą rzeczy stają się ofiarą, choć gwoli uczciwości należy przyznać, że w przypadku dużej części mniej lub bardziej niszowych tytułów już dawno powinniśmy się do tego przyzwyczaić. Jednak bez generalizowania.
Na początku wita nas przyjemne menu, w którego tle przewijają się animacje filmowe z prawdziwych rajdów. Opcji standardowo do wyboru jest kilka. Można wybrać szybki rajd, poszaleć na jednym odcinku lub wziąć udział w całej imprezie, a także rozpocząć karierę. Poza tym można pobawić się ustawieniami audio lub kontrolera - nie ma co sobie zawracać głowy klawiaturą, absolutnym minimum jest przyzwoity pad, a najlepiej kierownica z sekwencyjną skrzynią biegów, dla której gra pozwala ustawić kąt obrotu 900 stopni. Wybór skali trudności jest dość mocno skalowalny i początkujący mogą włączyć sobie asysty w rodzaju pomocy w hamowaniu czy w utrzymaniu stabilności. Ponadto w grze istnieje możliwość stopniowania umiejętności rywali, wobec czego może lepszym rozwiązaniem być nawet nie korzystanie z ułatwień, a zmniejszenie właśnie ich umiejętności co w jakiś sposób może motywować do poprawiania swoich wyników. Leniwi mogą włączyć także ograniczoną liczbę opcji kilkusekundowego cofania czasu.
W przedostatniej rundzie tegorocznych zmagań w klasie WRC-2, w rajdzie Katalonii, jadący Citroenem DS3 RRC Robert Kubica prowadzony przez pilota Macieja Barana, zapewnił sobie tytuł mistrza świata. Rzecz godna uznania, bo dla Polaka było to debiutancki sezon. Drugi w klasie, Yazeed Al Rajhi stracił do krakowianina ponad 5 minut.
Ostatnią pozycją w menu jest opcja My WRC, w której można zmienić ustawienia własnego kierowcy (pomimo obecności w grze Roberta Kubicy i tak nie da się wybrać narodowości polskiej) i zapoznać się z krótkim samouczkiem wideo wyjaśniającym zawiłości interfejsu HUD-a laikom.
Twórcy odpuścili sobie opcje menadżerskie i pozwolili nam się już tylko ścigać. Jak już wspominałem, nie mam pewności czy to na pewno dobry pomysł, bo jeżeli coś mnie zainteresowało w WRC 2 to właśnie zabawa własnym teamem, no ale dobrze. O wiele lepszą wiadomością jest to, że Milestone poniechał rywalizacji z Codemasters w konkurencji kto wrzuci do swojej gry więcej, pardon my french, wieśniackich elementów. Koniec z durnymi pokazami dla gawiedzi jeżdżenia wokół kilku pachołków. Szkoda tylko, że nie dostaliśmy nic w zamian, a na dodatek z gry wycięto super oesy.
Teraz każda z trzynastu dostępnych rund (wszystkie z kalendarza WRC) składa się dokładnie z sześciu oesów, po których następuje dekoracja zwycięzców. W kalendarzu imprez znalazły się więc między innymi Australia, Wielka Brytania, Niemcy, Szwecja, Portugalia czy Meksyk, a więc lokacje o zróżnicowanej charakterystyce nawierzchni i krajobrazach, których jednak nie ma za bardzo jak podziwiać w szalonym pędzie do kolejnego punktu kontrolnego. Zdaje się, że w przyszłym roku WRC ma ponownie zawitać do Polski, więc miejmy nadzieję, że w przyszłorocznej edycji popędzimy również po szutrze Warmii i Mazur. Cieszy możliwość rajdu nie tylko w środku dnia, ale także o świcie lub wieczorem. Szkoda, że zabrakło zmagań nocnych. Można sobie jedynie wyobrazić, jak bardzo by wrzała nasza krew, kiedy nocną czerń przecinają jedynie światła reflektorów, a my pędzimy wąską leśną dróżką 150 km/h.
Nie da się też zauważyć, że drugim głównym grzechem pośpiechu jest recycling tras. Zwykle jest to jeden dłuższy odcinek, który zostaje podzielony na kilka krótszych. Jeździmy więc po tym wszystkim w tę i we w tę aż już po jednym cyklu rajdów trasy znamy niemal na pamięć. Zabrakło trochę dłuższej ekscytacji nieznanym. Opcje trybu kariery pachną Dirtem. Poza wyborem barw, w którym będziemy się ścigać do naszego zawodnika i pilota maile piszą różne osobistości rajdów. Ich treścią zwykle jest motywacja do jeszcze lepszej jazdy, więc ten element można sobie spokojnie odpuścić.
Zaczynamy w grupie Junior WRC, gdzie na początek zasiadamy za kierownicą forda Fiesty. Przechodząc kolejne szczebelki kariery wspinamy się coraz wyżej, by poprzez WRC-2 trafić w końcu do rajdowej elity. Każda kolejna klasa aut dysponuje większymi osiągami, co w grze zostało oczywiście odpowiednio odwzorowane, a ponadto, w ramach tej samej klasy wyraźnie da się odczuć różnice w prowadzeniu różnych marek.
Model jazdy wydaje się być wyśrodkowany pomiędzy czystą grą arcade i symulacją. Jak zawsze w takich przypadkach, należy wspomnieć, że i tak nijak się to ma do Richard Burns Rally, który wciąż pozostaje niedoścignionym wzorem. Odniosłem wrażenie jakby trochę wrócił duch starych Colinów. Auto jest wyraźnie cięższe niż w “trójce” co daje się zauważyć szczególnie na ostrych zakrętach - koniec z wrażeniem, że sterujemy poduszkowcem. Czucie auta jest lepsze, na kierownicę przyzwoicie przenoszone są wszelkie uślizgi. Niestety force feedback zupełnie nie potrafił poradzić sobie z oddaniem na mojej G27 efektu nawierzchni, po jakiej porusza się samochód.
Jazda sprawia mnóstwo frajdy. Przygotowane odcinki faktycznie mogą się podobać i podobają się, niezależnie od tego, w którym miejscu naszego globu ma miejsce rywalizacja. Szybkie proste odcinki, hopki, hairspiny. Adrenalina jest pompowana do żył z zawrotną szybkością. Każdy błąd może kosztować utratę jednej lub kilku pozycji, o czym jesteśmy informowani na bieżąco na punktach pomiarowych. Niebagatelna jest także rola pilota. Najlepiej zupełnie wyłączyć sobie strzałki wskazujące drogę, na które i tak nie ma czasu patrzeć i zupełnie zdać się na niego. Jest wystarczająco precyzyjny, byśmy uniknęli pomyłki.
Co warte odnotowania, to w końcu lekkie stłuczki czy przetarcia nie kończą się natychmiastowym urwaniem maski czy siecią pajęczych pęknięć na całej szybę, przez którą od tej pory nic nie widać. Uważna jazda nadal jest oczywiście premiowana brakiem zniszczeń, ale jeżeli już gdzieś narazimy auto na szwank, to co dwa oesy następuje możliwość naprawy uszkodzonych podzespołów. Mamy na to sześćdziesiąt minut, a każda usterka wymaga odpowiednio długiego czasu naprawy. Może się więc zdarzyć, że nie da się doprowadzić maszyny do stanu idealnego przed kolejnym dniem startów.
Oprawa wizualna została nieco podrasowana, od czasu do czasu pojawiają się proste efekty postprocessingowe, takie jak prześwitujące przez liście promienie słoneczne czy flary. Nic wielkiego, ale moim zdaniem gra prezentuje się schludnie, a na tle innych pozycji Milestone jest wręcz znakomita. Oprócz oglądania powtórek w dowolnej chwili można też włączyć tryb foto, a wtedy na obraz nakładane są dodatkowe filtry, przez co auta wydają się być jeszcze ładniejsze.
WRC 4 to przyzwoita porcja rozrywki, choć warto zdać sobie sprawę, że w rękach bardziej utalentowanego zespołu niż Milestone, seria mogłaby naprawdę zarządzić i odesłać w niebyt konkurencję, która i tak cienko ostatnio przędzie i zupełnie nie ma pomysłu na przygotowanie rajdów z prawdziwego zdarzenia. Gra zawodzi przede wszystkim, jeżeli chodzi o objętość i porcję nowości, co zapewne wynika z pośpiechu, aby zdążyć z jej wydawaniem co roku. Cieszy pozbycie się nadbagażu w postaci “dirtowych” wygłupów i poprawiony model jazdy. Trzecia część, choć nie do końca przemyślana, była jednak jakimś przełomem dla włoskiego studia, a teraz jesteśmy świadkami klarowania się nowej koncepcji. “Czwórka” tylko kontynuuje drogę wytyczoną przez poprzednika, zabrakło w niej tego prawego prostego, którym uraczyła mnie poprzedniczka. Trzeba śledzić więc rozwój marki i przygotować się być może na nokaut w postaci WRC 5. Czego sobie i Wam życzę.