autor: Maciej Makuła
Recenzja gry Turok - Indianin na PC nie wybija się ponad przeciętność
Turok, tak samo jak na konsolach, w świecie pecetów jest typowym średniakiem. Nie można mu zbyt wiele zarzucić, ale też i nie wybija się niczym ponad poziom.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Po kilku miesiącach opóźnienia Turok ląduje w napędach pecetów. Ponieważ merytorycznie gra nie różni się właściwie niczym od wersji konsolowej, wobec czego, by uniknąć zbędnego powtarzania się, ten tekst skupi się głównie na różnicach w stosunku do oryginału i tym, jak nasz dzielny łowca dinozaurów odnajduje się na rynku pecetowym. Natomiast z nadal aktualną recenzją edycji konsolowej zapoznać można się tutaj.
Gwoli przypomnienia – najnowszą edycję przygód Turoka uznać można za restart serii. Zerwane zostały wszystkie powiązania z poprzedniczkami, główny bohater nazywa się teraz John Turok, występuje w roli komandosa przyszłości i praktycznie nie czuje żadnego związku ze swoimi indiańskimi przodkami.
Gra pozwala graczowi przeżyć jego perypetie w trakcie wizyty na zamieszkałej przez dinozaury planecie, gdzie wraz z resztą swojego oddziału walczy o przetrwanie mając za wrogów nie tylko krwiożercze bestie, lecz również niezliczoną armię terrorysty Kane’a. Ten ostatni jest byłym mentorem Turoka, co naturalnie prowadzi do licznych podejrzeń o zdradę i wynikających z tego konfliktów. Takie ujęcie sprawy, wyraźne sylwetki komandosów, budziło moje skojarzenia z filmowym klasykiem – Obcy: Decydujące starcie, a same postacie naprawdę bardzo mi się spodobały.
Na naszym rynku Turok poddany został pełnej lokalizacji – tym samym oprócz wszystkich widocznych w grze tekstów nagrane zostały też polskie głosy dla postaci. Ponieważ etap bezkrytycznego radowania się każdą kolejną grą wydaną w naszym rodzimym języku mamy już chyba za sobą, spróbuję wytknąć to, co w tłumaczeniu mi się nie spodobało. Zwłaszcza, że wobec braku angielskiej ścieżki kupując grę jesteśmy na nie skazani (nie licząc ciekawostki – wersji czeskiej, pozycji obowiązkowej dla sympatyków humoru typu „ja sem netoperek”).
Szczęśliwie nie wypada ono jakoś wybitnie tragicznie i w sumie, gdyby ograniczyło się tylko do elementów tekstowych, pewnikiem cały wywód na ten temat można by pominąć. Jednak na przykładzie Turoka widać wyraźnie, jak słabo wygląda u nas sprawa aktorów głosowych. W oryginale głosom postaci użyczyli aktorzy bardzo zasłużeni dla amerykańskiego dubbingu i odwalony przez nich kawał bardzo dobrej roboty przełożył się wyraźnie na poprawę jakości całej gry. Dzięki temu pierwowzór oglądało mi się jak dobry film akcji klasy B i pomimo całej biedoty fabuły wszystko wykonane zostało tak konsekwentnie, że od tej strony Turokowi nie można było niczego zarzucić.
Tymczasem w „polskim” Turoku ścieżka dźwiękowa wypada bardzo blado i nijako. Głosy wszystkich aktorów brzmią niezwykle sztucznie i wydaje się, że słyszymy dialogi z kreskówki dla młodszej widowni. Jakby świadomi tego ich twórcy zaserwowali nam nieco bardziej pieprzne teksty, przez co gra jest bardziej wulgarna od oryginału, a moim zdaniem raczej nie tędy droga. Do tego cały czas nie mogłem pozbyć się wrażenia, że nagrany materiał nie został poddany żadnej filtracji i w konsekwencji głosy, niezależnie od tego, co działo się na ekranie, brzmiały wszędzie tak samo. Jak bardzo psuje to zabawę osobom lubiącym się wczuć – nie muszę chyba tłumaczyć.
Naturalnie nie ma to być jakiś głos przeciwko pełnemu lokalizowaniu gier w Polsce. Nierzadko trafiają się nam pozycje bardzo dobre – żeby nie sięgać daleko w przeszłość – Assassin's Creed, jednak chcąc, by sprawa ulegała poprawie, trzeba moim zdaniem zwracać na takie rzeczy uwagę. A nasze porównanie obu wersji językowych Turoka znaleźć można tutaj.
Sterowanie zostało bezproblemowo przeniesione na typowo pecetowy zestaw mysz+klawiatura i sprawuje się bez zarzutów. Drobne problemy sprawiło mi menu główne (przeniesione żywcem z konsoli), gdzie nawigując myszą, za sprawą jego „wysuwanego” charakteru, często niechcący najechać można na pozycję znajdującą się niby w tle, co powoduje jej aktywację. Problem ten jednak znika przy korzystaniu z samej klawiatury.
Dysponując odpowiednio mocnym sprzętem bez problemu będziemy mogli zobaczyć na ekranie oprawę przewyższającą pod względem technicznym tę z konsol. Wyższa rozdzielczość i bardziej płynna animacja – to niezaprzeczalne atuty. Gra prezentuje się schludnie, chodzi na silniku Unreal Engine 3 i oprócz tego, że nie mamy do czynienia z poziomem Crysisa czy innego killera, nie można jej wiele zarzucić.
Wiadomo już na za to na pewno, że multiplayer w grze można praktycznie pominąć. Już na konsolach zdechł dosyć szybko z powodu małego nim zainteresowania, a sprawdzając teraz stan serwerów wersji pecetowej – najczęściej wpadałem na jednego, góra dwóch graczy chętnych do zabawy.
Turok, tak samo jak na konsolach, w świecie pecetów jest typowym średniakiem. Nie można mu zbyt wiele zarzucić, ale też i nie wybija się niczym ponad poziom. W mojej nomenklaturze oznaczony został jako pozycja na raz – przejść, odstawić na półkę i zapomnieć. Jeśli o mnie chodzi – sięgnąłem po niego głównie ze względu na sentyment do poprzedniczek. Widać wyraźnie, że na wielki powrót łowcy nie ma co liczyć, jednak klimat walki z dinozaurami nadal ma swój urok. Jeśli nie macie w co grać, czekacie na jakiś nadchodzący hicior (Far Cry 2?) – potraktujcie Turoka jako niczego sobie wypełniacz czasu.
Maciej „Von Zay” Makuła
PLUSY:
- wykonanie dinozaurów;
- klimaty w Whiskey Company;
- animacje walki nożem.
MINUSY:
- multiplayer na wymarciu;
- znacznie gorsze niż w oryginale i psujące zabawę głosy postaci.