Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

TERA Recenzja gry

Recenzja gry 19 czerwca 2012, 11:39

autor: Wojciech Mroczek

Recenzja gry TERA - koreańskie MMO na poziomie

TERA wciągnęła nas na grubo ponad miesiąc. System walki, ogromne krainy i piękna grafika to największe atuty tego azjatyckiego MMO. Czy przesiadka na TERĘ ma sens?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  • dynamiczny, ekscytujący model walki;
  • prześliczna grafika i animacja;
  • rozległe, zróżnicowane lokacje;
  • przemyślane klasy postaci (w PvE);
  • system polityczny z wyborami władcy prowincji;
  • oryginalny świat i sprawna jak na MMO narracja.
MINUSY:
  • estetyka nie dla każdego;
  • małe zróżnicowanie przedmiotów;
  • niezrozumiałe, nieintuicyjne statystyki;
  • nie najlepiej zbalansowane PvP.

Niełatwo napisać recenzję gry MMO, która nie będzie sprowadzać się do stwierdzenia „jest taka jak World of Warcraft, ale...” i tu następuje (na ogół nie za długa) lista innowacji, jakie wprowadzili twórcy do swojej produkcji. Całość obowiązkowo kończymy stwierdzeniem „WoW to wprawdzie nie jest, ale warto zobaczyć”. Taki właśnie tekst można by popełnić o koreańskiej produkcji TERA. Byłoby to jednak krzywdzące. Bo TERA, choć z dziedzictwa Blizzarda czerpie chwilami dość bezwstydnie, to jednak należy do tego niezwykle wąskiego grona gier, które wnoszą do gatunku MMORPG trochę świeżości.

Nie samą odrobiną innowacji TERA wyróżnia się z reszty MMO-wego tłumu. To, co zwraca uwagę w jej przypadku, to znakomita jakość wykonania. Wielu deweloperów chodzi na skróty, wychodząc chyba z założenia, że ich dzieła i tak nie przetrwają długo na rynku i nie ma sensu szlifować ich w najdrobniejszych szczegółach. Efekty ich pracy często prezentują się i działają tylko na tyle dobrze, by przyciągnąć do siebie nowych graczy i utrzymać ich przez miesiąc czy dwa. Tu mamy do czynienia ze zgoła innym podejściem. Koreańskie Bluehole Studio postawiło sobie ambitne zadanie uczynienia z TER-y produkcji, którą gracze będą w stanie pokochać i poświęcić jej kawałek życia. I chyba się udało...

Pierwsze kroki na grzbietach tytanów

Każde MMO posiada jakąś fabułę, choć większość graczy nie przywiązuje do niej najmniejszej wagi. Historia przedstawionego świata i opowieść, której uczestnikiem jest nasza postać, dają się poznać za pomocą dialogów i przerywników filmowych. Uniwersum TER-y jest barwne, pełne magii i dość oryginalne. Już sama geneza krainy wyróżnia tę pozycję spośród konkurencji. Okazuje się, że stąpamy po śpiących odwiecznym snem tytanach, których gigantyczne ciała stanowią podstawę dwóch kontynentów. Wszystko zaś, co widzimy, co się dzieje i czego doświadczamy, jest emanacją ich snów... i koszmarów. Na tym tle zarysowuje się historia wielkich wojen, walki z pradawnym złem i politycznych sojuszy. Śledzenie zawiłości fabuły jest jednak całkowicie opcjonalne – jeśli nawet nie przeczytamy dialogu lub pominiemy scenkę filmową, gra i tak poprowadzi nas do kolejnego celu i dokładnie wyjaśni, co trzeba zrobić, by móc kontynuować wędrówkę.

Zanim jednak ją rozpoczniemy, musimy dokonać wyboru rasy naszej postaci oraz przypisać jej jedną z dostępnych klas. Twórcy stanęli tu zdecydowanie na wysokości zadania i podsunęli graczom akurat tyle możliwości, by każdy znalazł satysfakcjonującą go kombinację. Ras mamy w TER-ze siedem. Od całkiem standardowych, jak wszędobylscy Ludzie i dumne Wysokie Elfy, przez oryginalne, jak demoniczni Castanicy, smokopodobni Amani i olbrzymi mistycy Baraka, aż po całkiem odjechane, czyli futrzaki Popori i małe czarodziejki Elin.

Ci, którzy lubią nadawać swoim postaciom indywidualny sznyt, będą w pełni usatysfakcjonowani kreatorem, który pozwala zmienić rysy twarzy i inne cechy wyglądu bohatera. Możliwości są naprawdę duże i dostosowane do specyfiki poszczególnych ras. I doskonale! Bo skoro gra nastawiona jest na interakcję z wieloma innymi użytkownikami, to dobrze ruszyć w jej świat w skórze wyjątkowego awatara, w którego z przyjemnością będziemy się wcielać, a nie jednego z tysięcznej armii identycznych klonów.

Już od rozpoczęcia prac w 2007 roku TERA boryka się z problemami prawnymi. Jej twórcy, Bluehole Studio, to między innymi ludzie, którzy pracowali nad Lineage 3 dla NC Soft. Ta ostatnia firma pozwała koreańskiego dewelopera o naruszenie własności intelektualnej. Koreański sąd ostatecznie uniewinnił jednak Bluehole Studio, jednocześnie skazując konkretnych trzech jego pracowników.

A klasy? Tych jest osiem: łucznik, berserker, lansjer, mistyk, kapłan, pogromca, czarnoksiężnik i wojownik. I znów – dla każdego coś miłego. Bez trudu można wybrać profesję odpowiadającą naszemu stylowi gry. Różnice między nimi są bardzo wyraźne – i to nawet wśród samych tylko postaci walczących wręcz. Zupełnie inaczej gra się lansjerem, który ograniczone możliwości ataku nadrabia z nawiązką znakomitą zdolnością blokowania (co czyni go świetnym tankiem), a inaczej pogromcą, który potrafi wyprowadzać szybkie serie mocnych ciosów swym ogromnym, dwuręcznym mieczem (idealna klasa ofensywna). Zresztą nawet subtelne różnice w stylu walki mają w tej grze niebagatelne znaczenie, bo starcia wyglądają tu inaczej niż w większości MMO. Ale temu należy poświęcić osobny akapit. Warto jeszcze tylko zaznaczyć, że niektóre profesje prezentują się w TER-ze zupełnie odmiennie niż w większości MMO, co może powodować na początku pewną dezorientację. Na szczęście twórcy dołożyli starań, by na ekranie wyboru klasy opisać je wszystkie zwięźle i konkretnie, a nawet oszacować w skali od 1 do 5, jak dużych umiejętności będzie od nas wymagać gra daną postacią.

To jednak nie jedyny ukłon w stronę tych, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z grą. Koreańczycy wpadli na doskonały pomysł, który oszczędził z pewnością wielu graczom frustracji z powodu złego wyboru postaci. Otóż – zabawę zaczynamy na 20 poziomie doświadczenia, kiedy to bohater jest już na tyle rozwinięty, byśmy mogli bez trudu wczuć się w specyfikę rozgrywki naszą klasą. Zamiast więc powoli i żmudnie przebijać się przez pierwsze poziomy, by potem stwierdzić, że np. łucznik to jednak nie jest profesja dla nas, mamy możliwość zweryfikowania słuszności swojej decyzji w samym prologu. Ten jednak dość szybko się kończy – i to z hukiem! – po czym wracamy (na skutek amnezji i odniesionych ran) na pierwszy poziom doświadczenia i zaczynamy właściwą rozgrywkę. Zabieg ten nie tylko stwarza możliwość prostego przetestowania wszystkich klas, ale i motywuje w początkowym etapie zabawy do intensywnej gry. W końcu, gdy zakosztowało się już siły i sprawności 20-poziomowej postaci, to dokłada się wszelkich starań, by do tego etapu powrócić. I jedyne, co zwalnia wówczas trochę nasz pęd do przodu, to momenty, w których zwyczajnie nie da się nie zatrzymać, rozejrzeć i westchnąć z zachwytu – bo świat TER-y naprawdę potrafi oszołomić swym pięknem.

Nierzeczywista uroda

Koreańskie Bluehole Studio, zamiast samemu klecić silnik graficzny, wysupłało z budżetu pieniądze na zakup Unreal Engine 3. Potem zaś dołożyło wszelkich starań, by wycisnąć z niego jak najwięcej. Efekt? Doskonały! Bez cienia przesady można powiedzieć, że TERA to obecnie najefektowniejsza gra MMORPG. Już od pierwszych chwil zachwyca pięknem i szczegółowością lokacji. A im dalej, tym ciekawiej i lepiej. Góry, stepy, lasy, bagniska, miasta, wioski... co chwilę zmienia się nie tylko scenografia, ale i nastrój. Detale przyprawiają o zawrót głowy, architektura wzbudza podziw, a wszystko zdaje się żywe i przepełnione baśniowym duchem. Do tego skala otoczenia potrafi nieraz przytłoczyć – zwłaszcza gdy zdamy sobie sprawę, że krajobraz, który podziwiamy, nie jest jedynie tłem, że w większość miejsc majaczących gdzieś na horyzoncie możemy się udać i zastaniemy w nich z pewnością coś ciekawego.

Nie mniejsze wrażenie niż otoczenie robią mieszkańcy Tery – tak rasy grywalne, jak i przeciwnicy oraz wszelcy reprezentanci miejscowej fauny (też zresztą na ogół nieprzyjaźnie do nas nastawionej). Projektom postaci i szeregowych stworów nie sposób cokolwiek zarzucić. Natomiast wygląd co większych bestii i bossów to już mistrzostwo. Zdawać by się mogło, że twórcy mają wręcz nieograniczoną inwencję w kreowaniu przeróżnych wymyślnych stworów (i umieszczaniu na ich ciałach w przedziwnych miejscach kolców, rogów i ostrz). Wielcy wrogowie zdarzają się często, ale dzięki dużemu zróżnicowaniu nie powszednieją. Tym bardziej, że różnią się między sobą nie tylko wyglądem i liczbą punktów zdrowia, które trzeba z nich wytłuc, nim padną bez ducha, ale i stylem walki.

Od niedawna w serwisie Gaikai, który pozwala na grę w tak zwanej „chmurze”, można zapoznać się z demem TER-y, które daje dostęp do prologu. Nie trzeba pobierać żadnych plików, bo gra toczy się po stronie serwera, a do nas trafia tylko sygnał wideo i audio, ale za to potrzebne jest naprawdę solidne łącze.

Na osobną pochwałę zasługuje animacja. To, jak naturalnie poruszają się wszystkie postacie i stwory, sprawia, że zwiększa się wrażenie ich realności. Co trzeba uznać za nie lada sztukę, wziąwszy pod uwagę, jak wymyślna i groteskowa jest anatomia niektórych stworzeń zamieszkujących Terę. Płynny i „organiczny” ruch wzmaga wrażenie, że świat wokół nas i istoty w nim egzystujące żyją i oddychają – no, chyba że mówimy o tych z nich, które z założenia są zwłokami poruszanymi przez demoniczną magię. Jednak i im nie sposób odmówić upiornego wdzięku, gdy krok za krokiem nieubłaganie podążają w naszym kierunku.

Czy jest coś, co irytuje lub nie pasuje? Cóż, nie każdemu musi spodobać się baśniowość oprawy. Tym bardziej że posiada ona pewien charakterystyczny, azjatycki rys, który miejscami mocno rzuca się w oczy – dotyczy to zwłaszcza elfów i postaci kobiecych. W sumie jednak jedynym poważnym zastrzeżeniem, jakie można mieć do grafiki, jest małe zróżnicowanie wyglądu przedmiotów. Zresztą sam wybór ekwipunku jako takiego również nie powala. Tego samego miecza zdarzy nam się nieraz używać przez dziesięć czy piętnaście poziomów rozwoju postaci – i to bynajmniej nie z sentymentu, ale ponieważ czekamy na lepszy. A kiedy już uda się zdobyć przedmiot, z wyglądu którego jesteśmy zadowoleni, i drugi, który odpowiada nam pod kątem statystyk, możemy skorzystać ze specjalnych usług pozwalających nadać dowolną prezencję broni czy zbroi. To i możliwość tworzenia nowych typów oręża i pancerza ratuje trochę sytuację, niemniej ta warstwa gry jawi się odrobinę zbyt ubogo. Jest to o tyle dziwne, że przecież ekwipunek ma bezpośredni związek z walką. Ta zaś stanowi najmocniejszy punkt koreańskiego MMO.

W ogniu walki

Każdy, kto grał w MMORPG wzorowane w mniejszym bądź większym stopniu na World of Warcraft (lub też w samego WoW-a), wie doskonale, jak żmudne, powtarzalne i zwyczajnie nudne robią się po jakimś czasie starcia z hordami wrogów. Potyczki, które polegają głównie na odpalaniu kolejnych ataków, w miarę jak stają się one dostępne, i obserwowaniu kilku pasków i liczników, wymagają może od gracza odrobiny praktyki i strategii, ale z pewnością nie należą do ekscytujących. Bo nawet największy, najgroźniejszy przeciwnik nie dostarcza emocji, jeśli jego jedyną funkcją jest stanie naprzeciwko naszej postaci i czekanie na własną turę ofensywy. W przypadku TER-y udało się tego uniknąć – tu każda walka może być inna od poprzedniej i dostarczyć silnych wrażeń. A to dlatego, że o wyniku nie decyduje wyłącznie przewaga ekwipunku i statystyk. Bardzo wiele zależy od naszego refleksu i zręczności – TERA pod tym względem prezentuje się niemal jak gra akcji.

Podczas starcia zarówno my, jak i przeciwnik możemy się dowolnie poruszać. Da się więc unikać ciosów lub starać zaatakować tyły wroga. Czasem udaje się powalić go na ziemię i bezwzględnie wykorzystać moment przewagi. Każda z klas ma swój unikalny sposób rozprawiania się z oponentami, zaś osobiste podejście gracza oraz personalizacja stylu walki i broni za pomocą glifów i magicznych klejnotów różnicują je jeszcze bardziej. Wiele zależy też od samego potwora, z którym w danym momencie walczymy. Jedne, ociężałe i powolne, można pokonać, unikając ich potężnych ciosów i spokojnie, acz skutecznie zadając obrażenia. Inne okazują się szybkie i sprytne – niebezpieczne mimo naszej pozornej przewagi. Czasem zaś pomniejsze szkarady opadają nas całą chmarą, zmuszając do opędzania się od nich atakiem obszarowym, który pozostawia nas przez chwilę odsłoniętych na ciosy ich większego pobratymcy. Scenariuszy starć jest bardzo wiele, podobnie jak taktyk, które można zastosować. Każda profesja dysponuje także charakterystycznymi dla siebie umiejętnościami i atakami specjalnymi, które da się łączyć w szczególnie skuteczne kombinacje. Wszystko to powoduje, że widmo nudy nie wisi nad graczem. Ale nie oszukujmy się – jak w każdym MMO gdzieś tam jednak ciągle jest i uderzy, gdy będziemy właśnie wykonywać po raz dziesiąty misję wytłuczenia piętnastu bazyliszków.

O ile samodzielne starcia z bestiami potrafią być ekscytujące, tak jeszcze więcej emocji budzą potyczki grupowe z co większymi i silniejszymi bossami. To tu właśnie gra najbardziej nabiera rumieńców. Dobrze zaplanowany i sprawnie przeprowadzony atak na wielkiego, złowrogiego nieprzyjaciela przynosi – oprócz ciekawych fantów – niesamowity wprost ładunek satysfakcji. Takie walki mogą zresztą odbywać się dość często, bo największe maszkary czyhają nie tylko na końcu drużynowo szturmowanych lochów, ale i łażą bezczelnie po powierzchni, czekając, aż kilku graczy skrzyknie się przeciwko nim. Niestety – nie wszystkie aspekty interakcji z innymi bohaterami wypadają tak dobrze jak sfera PvE.

PvP jest wprawdzie efektowne i podnosi adrenalinę, ale daje tu, niestety, znać o sobie niedoskonałe zbalansowanie klas postaci. Niektóre z nich są zbyt powolne, by skutecznie unikać ciosów, lub zadają obrażenia zbyt wolno, by mieć szansę wygrać pojedynek ze sprawnym graczem. Co gorsza, jest to też jedna z rzeczy, jakiej nie będzie nam dane przetestować w prologu. Jeśli więc nastawiamy się na grę przeciwko innym, to postać, która będzie dla nas odpowiednia, przyjdzie nam tworzyć metodą prób i błędów. Następnie trzeba ją przetestować w ogniu walki, bo na podstawie samych statystyk trudno cokolwiek wywnioskować. Są bowiem zawiłe i mało intuicyjne. Nigdzie nie znajdziemy na przykład informacji, jak nasza siła i jakość uzbrojenia przekładają się na liczbę obrażeń, jakie zadajemy na sekundę (DPS). Krąży nawet dowcip, że jedynym słusznym sposobem wyliczenia tego ważnego współczynnika jest atakowanie przez godzinę wyjątkowo wytrzymałego wroga, a potem podzielenie liczby zadanych mu obrażeń przez 3600...

Obywatel Tery

Przez miesiąc gry zdołałem obejrzeć mniej więcej połowę tego, co TERA ma do zaoferowania. W tym czasie miałem szansę przetestować wszystko to, czego oczekuje się od współczesnego MMORPG, a nawet więcej. Wstąpiłem do gildii, nabyłem wierzchowca, nauczyłem się górnictwa i kowalstwa, wraz z grupą innych śmiałków odwiedziłem kilka lochów, wygrałem kilkadziesiąt pojedynków (i tyleż przegrałem), dorobiłem się małego majątku, handlując w domu aukcyjnym, i posiekałem na cienkie plasterki niezliczoną liczbę mniejszych, większych i gigantycznych potworów, wypełniając przy tym setki bardziej lub – częściej – mniej pomysłowych misji. Obejrzałem też wiele bardzo udanych przerywników filmowych na silniku gry, które wprowadziły mnie głębiej w przedstawiony świat i zbudowały więź z postacią. Nie dane mi było tylko zostać vanarchą – władcą jednej z prowincji, na które podzielony jest świat TER-y. Ale skorzystałem przynajmniej z prawa wyborczego, głosując na jednego z kandydatów. Nie odczułem jednak, by mój wybór, jak i cały system polityczny w ogóle, miał jakiś szczególny wpływ na to, jak toczy się moje wirtualne życie. To raczej sympatyczne urozmaicenie, które sprawi przyjemność osobom lubiącym bawić się w politykę, którym piastowanie stanowiska w gildii już nie wystarcza.

Tyle rzeczy do zrobienia, tyle miejsc do zwiedzenia! Bluhole Studio starało się dostarczyć grę wypełnioną po brzegi oryginalną zawartością, która nie pozwoli nam się nudzić. Uniknęło przy tym pustego efekciarstwa i oparcia rozgrywki na samych tylko innowacjach. TERA to solidnie wykonana, dopracowana w najdrobniejszych detalach, klasyczna pozycja MMORPG. Czerpie garściami z kanonu gatunku wszelkie sprawdzone rozwiązania i dorzuca akurat tyle własnych, by wprowadzić nieco świeżości i zapewnić odrobinę urozmaicenia. A przy tym wszystkim – cieszy oczy jak żadna inna. Nie ustrzegła się wprawdzie pewnych, charakterystycznych dla tego typu dzieł potknięć, lecz mimo to udało się jej osiągnąć poziom plasujący ją w ścisłej czołówce. O wierność użytkowników walczy jakością, a nie wymyślnymi trikami. Trzeba ją za to docenić i powiedzieć wyraźnie: zasługuje na uwagę każdego fana MMO.

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.

Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę
Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę

Recenzja gry

Kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie planuje przekazać kodów do Shattered Space przed premierą, zacząłem zadawać sobie pytania. Czy stan techniczny jest zły? A może historia jest zwyczajnie nudna? Moje obawy były uzasadnione, choć tylko częściowo.