Song of the Deep Recenzja gry
autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja gry Song of the Deep - indyczy skok twórców Ratcheta & Clanka
Producent takich hitów, jak Ratchet i Clank czy Resistance próbuje także sił na rynku mniejszych gier, przygotowując we współpracy ze sklepem Gamestop swoją pierwszą grę z gatunku metroidvania. Czy Song of the Deep jest w stanie zachwycić fanów?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- całkiem poważnie potraktowana opowieść;
- mechanika zabawy;
- ładna oprawa graficzna i świetna muzyka.
- zbyt szybko przestaje zaskakiwać;
- trochę za dużo pustych przestrzeni;
- drobne problemy techniczne na PC.
Namnożyło się ostatnio świetnych gier z gatunku metroidvania. Eksploracja pseudo-otwartych światów, pozyskiwanie nowych umiejętności pozwalających dostać się do wcześniej zablokowanych miejsc i zazwyczaj konieczność dysponowania małpią zręcznością całkiem nieźle charakteryzuje kolejne powstające dzieła. Axiom Verge, genialny Ori and the Blind Forest, a teraz do grona firm przywracających 8-bitowe wspomnienia postanowiła dołączyć także firma Insomniac Games. Kojarzeni głównie z blockbusterami pokroju Resistance, Sunset Overdrive i Ratchet & Clank nawiązali porozumienie z Gamestopem i przygotowali niedużą produkcję, doskonale wpisującą się w modny, indyczy trend.
Bardzo lubię ten gatunek. Większość dobrych jego reprezentantów jest skonstruowana w taki sposób, aby do końca zaskakiwać, wszak za każdym rogiem czai się coś nowego do odkrycia i zebrania wymagającego poznania jakiegoś nowego ruchu czy posiadania unikalnego gadżetu. Aspekt eksploracyjny powinien być wciągający, a kiedy całość okraszona jest piękną oprawą graficzną, nie sposób się w tym świecie bez końca zanurzyć. No właśnie, zanurzyć. W Song of the Deep autorzy słowa te potraktowali dosłownie, pozwalając nam zanurzyć się w podmorskie głębiny pełne niezwykłych wspaniałości, ruin, wraków i stworów siejących grozę w umysłach marynarzy sprzed kilkuset lat.
Wcielamy się w Merryn, córkę rybaka, który wieczorami przed zaśnięciem karmi swoją pociechę opowieściami o podwodnych wspaniałościach. O zamieszkujących morze istotach, wielkich miastach i czyhających na śmiałków niebezpieczeństwach. Dziewczynka nie bardzo wierzy w te opowieści, ale kiedy pewnego razu ojciec wypływa w rejs i nie wraca przez długi czas do domu, spryciula buduje małą łódź podwodną i wyrusza na poszukiwania zaginionego rodzica. Oto świetny punkt wyjścia do nowej przygody, która podobnie jak gracz, będzie zaskoczona ogromem podmorskiej krainy.
O ile fabuła została potraktowana całkiem serio i pomimo anturażu bajkowości wydaje się być całkiem dorosła, niekoniecznie spodobał mi się sposób jej przedstawienia. Uwielbiam kiedy w grach rzeczy pozostają niedopowiedziane, a zabawie towarzyszy klimat totalnego odrealnienia, jak choćby w ostatnio recenzowanym przeze mnie Inside. Song of the Deep miejscami takie właśnie jest, ale kiedy tylko daje się go podskórnie poczuć, do opowieści wtrąca się narratorka, która tłumaczy co się dzieje na ekranie. Może gdyby głos kobiety brzmiał trochę inaczej, stałby się on częścią klimatu i odgrywał w grze istotną rolę zwiększając zaciekawienie, ale niestety jest on… zupełnie normalny, przeciętny, tak jakby ktoś mówił o spóźniającym się autobusie. Gdyby kiedyś powstała polska wersja, na co nie ma raczej szans, widziałbym w tej roli Krystynę Czubównę.
Większość czasu w trakcie zabawy spędzimy we wnętrzu podwodnej łupiny. Malutki stateczek w miarę rozwoju sytuacji będzie dysponował jednak coraz większą siłą ognia – najczęściej w postaci różnego rodzaju torped. Insomniac znane jest z dużej kreatywności w tworzeniu dziwacznych, ale sprawiających mnóstwo frajdy, widowiskowych broni, których jednak moim zdaniem w grze zdecydowanie brakuje. Owszem, walka jest jednym z ciekawszych aspektów gry, szczególnie, że możemy rozstrzygnąć ją na kilka możliwych sposobów także dzięki używaniu magnetycznego ramienia pozwalającego chwytać przedmioty i uderzać nimi przeciwników czy oświetlenia łodzi, na które wrażliwe są niektóre podmorskie organizmy. Spodobało mi się to, że natkniemy się również na stworzenia kompletnie nieczułe na nasze środki bezpośredniego przymusu, z którymi poradzić musimy sobie wysilając na chwilę szare komórki.
Zagadki logiczne w grze nie nastręczają wielkich trudności. I bardzo dobrze, dzięki temu zabawa nie traci tempa w nowo odkrytych lokacjach. Musimy na przykład transportować części rzeźb, aby otworzyło się jakieś przejście, przetaczać beczki czy umiejętnie trafiać w czułe punkty minibossów, którzy co jakiś czas dają o sobie znać. Szkoda tylko, że czasem okazuje się, iż pomiędzy sąsiednimi lokacjami znajduje się wiele pustej lub niewymagającej wiele interakcji przestrzeni, co bywa trochę męczące (można korzystać także z teleportów po tym, jak je odkryjemy), jako że jak na metroidvanię przystało, backtracking jest tu naszym chlebem powszednim. Niestety, brakuje efektu „wow”, gdy po tylu godzinach spędzonych na przemierzaniu tych samych lokacji natkniemy się na jakiś nowy, świetny pomysł. Ze względu na specyfikę rozwoju łodzi podwodnej dosyć szybko orientujemy się gdzie trzeba będzie wrócić, ale co gorsza, doskonale wiemy także po co. Przeciwnicy, choć z początku interesujący i zróżnicowani, w miarę rozwoju sytuacji stają się zbyt powtarzalni. Zmienia się ich kolorystyka, ale to tylko element estetyczny, nie mający wiele wspólnego z mechaniką gry.
Oprawa graficzna prezentuje się ładnie, ale nie jest to jakiś szczególnie wysoki poziom. Tła są mocno rozmyte, co nadaje lokacjom głębi, a największe wrażenie wywołują miejsca, w którym to właśnie tło ożywa nagle ukazując przepływające w oddali stado wielorybów lub innych morskich gigantów. Nie wiem jak wygląda sprawa z wersjami konsolowymi, ale niestety w wersji pecetowej napotkałem pewne problemy techniczne związane ze scrollowaniem ekranu, które co kilkanaście sekund wyraźnie trochę przycinało. Było to niezwykle męczące doświadczenie, którego przyczyn nie potrafiłem wyeliminować. Nadmienię więc tylko, że w tym samym czasie żadna inna zainstalowana na dysku gra nie sprawiała problemów z wyświetlaniem grafiki. Nie wiem też czy mój problem jest odosobniony, ale na wszelki wypadek ostrzegam potencjalnych nabywców. Świetnie za to sprawdza się muzyka, idealnie dobrana do tego, co widzimy na ekranie. Już tylko po wydobywających się z głośników dźwiękach doskonale czuć, że znajdujemy się w morskich głębinach, co świetnie potęguje wrażenie imersji.
Song of the Deep jest bardzo przyjemną, aczkolwiek niewiele wnoszącą do gatunku grą. Od konkurencji różni ją fakt podróżowania po morskich głębinach, choć gdyby poszperać, w dosyć podobne pozycje mieliśmy już kiedyś okazję zagrać (choćby Insanely Twisted Shadow Planet). Pod względem zastosowanej estetyki nie może równać się z Ori and the Blind Forest, kreatywnością dostępnych broni ustępuje z kolei innym pozycjom Insomniac Games. Jednak na pewno nie jest to gra słaba, czy nawet przeciętna. To bardzo solidna pozycja, której przydałoby się więcej szlifów w kilku miejscach – szczególnie jeżeli chodzi o budowę poszczególnych etapów, a także większe zróżnicowanie przeciwników. Mimo wszystko polecam zapoznać się z tym tytułem, choć może niekoniecznie w pierwszej kolejności. No i nie przegapcie pierwszej wyprzedaży – stosunek jakości do ceny powinien być wtedy satysfakcjonujący.