Legend of Grimrock II Recenzja gry
Recenzja gry Legend of Grimrock II - dungeon crawler marzeń, RPG roku?
Po wielu miesiącach wytężonych prac fińskie studio Almost Human jeszcze raz zaprasza na nostalgiczną podróż do czasów, kiedy gry RPG kojarzyły się w tułaczką po klaustrofobicznych lochach. Efekt końcowy jest wyśmienity.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- bezkompromisowy dungeon crawler;
- piekielnie wysoki poziom trudności;
- świetne i liczne zagadki;
- rozbudowany rozwój postaci;
- otwarty świat, bardzo zróżnicowane lokacje;
- przytłaczająca atmosfera odosobnienia;
- zagrożenia, które budzą respekt;
- pierwszorzędny klimat, zwłaszcza w lochach;
- prosty w obsłudze i dający ogromne możliwości edytor;
- gustowna grafika, bardzo ładny interfejs;
- oprawa dźwiękowa.
- na upartego fabuła (choć nie jest ona najważniejsza);
- momentami zbyt pasywne stwory;
- brak możliwości sterowania drużyną z poziomu mapy.
W obliczu rychłej premiery gry Dragon Age: Inkwizycja takie stwierdzenie może zostać potraktowane jak bluźnierstwo, jestem jednak skłonny dać spalić się na stosie. Malutkie fińskie studio, w którym nie pracuje nawet dziesięć osób, po raz drugi zaserwowało grę pod wieloma względami wyjątkową. W czasach, gdy naszym latoroślom erpegi kojarzą się wyłącznie ze Skyrimami i z Wiedźminami, firma Almost Human proponuje nostalgiczną podróż do czasów, kiedy słowo „eksploracja” oznaczało przemierzanie klaustrofobicznych podziemi z obowiązkowym kątem prostym na każdej płaszczyźnie. Czy takie eksperymenty mają rację bytu w XXI wieku? Tak, a kapitalne Legend of Grimrock II jest tego najlepszym przykładem.
Fabuła? Jaka fabuła?
Warstwa fabularna jest motorem napędowym większości erpegów. W tej kwestii Legend of Grimrock II prezentuje się tak samo biednie jak „jedynka”, co oczywiście jest świadomym wyborem deweloperów – to nie opowieść stanowić ma największą atrakcję gry. Dostajemy więc historyjkę prostą jak konstrukcja cepa: wskutek ingerencji tajemnych sił, żeglujący spokojnie statek rozbija się na skałach w pobliżu nieznanej wyspy, a z opresji udaje się ocaleć tylko czterem więźniom, którzy w chwili katastrofy przebywali pod podkładem. Po wylądowaniu na brzegu i uwolnieniu się z klatki, rozpoczynamy zwiedzanie okolicy bez ściśle określonego celu (poza przeżyciem, rzecz jasna). Dopiero potem, kiedy w ręce wpadną nam wiadomości pozostawione przez tajemniczego opiekuna tej krainy, a na naszej drodze wielokrotnie pojawi się dziwna zakapturzona postać, uświadomimy sobie, że to całe łażenie w tę i we w tę zmierza do jakiegoś konkretnego finału.
O ile szczątkowa fabuła może pozostawiać trochę do życzenia, tak do samej rozgrywki trudno się przyczepić, zwłaszcza, że Grimrock w ciągu tych kilkunastu miesięcy przeszedł sporą metamorfozę. Pierwsze zmiany zauważymy już po rozpoczęciu zmagań, kiedy naszym oczom ukaże się otwarta przestrzeń. Choć tułanie się po klaustrofobicznych lochach jest żelaznym punktem wycieczki także i w tej odsłonie, Finowie dużą część lokacji umiejscowili pod gołym niebem. Oczywiście zachowano przy tym specyficzny sposób wędrówki, przypominający rozwiązania stosowane w starożytnych dungeon crawlerach. Teren został podzielony na kwadraty, które nasi śmiałkowie mogą pokonywać wyłącznie w linii prostej. Gra nie oferuje również płynnego obrotu drużyny wokół własnej osi – kręcić można się tylko o 90 stopni. Klasyk pełną gębą, który fanom serii Eye of the Beholder i Dungeon Master szybko przypomni, jak erpegi robiło się wieki temu.
Drugą istotną nowością jest otwarty świat. Na samym początku przygody jeszcze tego nie widać, ale wraz z odkrywaniem kolejnych terenów, szybko stanie się jasne, że możemy pomiędzy nimi swobodnie podróżować. Nie ma to jednak nic wspólnego z quasi-sandboksami w rodzaju The Elder Scrolls V: Skyrim. Legend of Grimrock II nie pozwala obrócić się na pięcie i pójść w cholerę – dostęp do wielu lokacji jest zablokowany na różne sposoby, więc zanim wkroczymy na niezbadane dotąd tereny, trzeba wpierw znaleźć sposób na ich otwarcie. Wskazówki sugerujące rozwiązania piętrzących się wyzwań rozsiane są po całej wyspie, ale na ogół przedstawiane są one w dość zagmatwany sposób, co częściej komplikuje zadanie, niż je ułatwia. Idealnym przykładem jest posąg z cmentarza, który w króciutkim zdaniu podsuwa nam pomysł, jak dostać się w pobliże jednej ze świątyń. Nie ma tu mowy o jakimkolwiek przypadku i alternatywnych sposobach na rozwiązanie problemu. Jeżeli nie zastosujemy się do przekazanych wytycznych i nie zrealizujemy ich w wymyślony przez autorów sposób, nigdy nie odwiedzimy tej lokacji, a co za tym idzie, nie ukończymy gry.
Jest trudno? I dobrze...
Wysoki poziom trudności zagadek to jeden z największych atutów drugiego Grimrocka. Fiński produkt jest w tym względzie absolutnie bezlitosny – praktycznie nic nie jest powiedziane tutaj wprost, więc trzeba się dwoić i troić, aby przełożyć zawoalowaną podpowiedź na konkretne działanie. A mówimy tu wyłącznie o wyzwaniach niezbędnych do ukończenia gry. Jeśli zamierzamy przy tym odkryć wszystkie sekretne lokacje, zadanie staje się jeszcze trudniejsze, ale przy tym cholernie satysfakcjonujące. Niejeden raz łapałem się nad tym, że rozwiązanie problemu, nad którym głowiłem się dłuższą chwilę, sprawia mi ogromną radość. Tego nie jest w stanie zapewnić praktycznie żaden konkurent Grimrocka obecny na rynku. Inna sprawa, że dla niektórych niemoc, która często wkrada się w poczynania drużyny, może być frustrująca, a co za tym idzie, zniechęcająca.
Gra stanowi również duże wyzwanie ze względu na spotkania ze stworami, których na wyspie nie brakuje. Praktycznie każda lokacja przynosi w tym względzie jakieś niespodzianki. Część niemilców potrafi nie tylko odebrać nam energię, ale również nas zatruć, co stanowi dodatkowy problem, na niektórych z nich nie będzie robił wrażenia nasz oręż, więc trzeba będzie znaleźć alternatywny sposób na ich pokonanie. Sama walka jest wykonana w bardzo specyficzny sposób. Potwory atakują w czasie rzeczywistym, poruszając się przy tym dokładnie tak samo jak drużyna, więc gracz musi nauczyć się kilku sztuczek, żeby zminimalizować ewentualne straty. Taktyka polegająca na staniu w miejscu i tłuczeniu w rywali czym popadnie, to pewny sposób na szybką śmierć. Najbardziej skuteczna jest metoda wycofywania się i zmiękczania oponentów za pomocą broni dystansowej. W zwarciu również można siać prawdziwe zniszczenie, ale dopiero w późniejszej fazie gry, kiedy miecze, maczugi i inne wynalazki wyraźnie zaczynają górować nad łukami, kuszami, pistoletami i zaklęciami ofensywnymi. Przynajmniej w kwestii zadawanych obrażeń.
Niestety, system walki ma też swoje wady, które nie uwidaczniały się tak mocno w pierwowzorze, ale w „dwójce” stanowią już poważny mankament. Większość oponentów jest wyjątkowo pasywna i nie chce wykorzystywać swoich atutów do zmiażdżenia naszych śmiałków. Przekonamy się o tym w lokacjach otwartych, gdzie odpowiednio manewrując drużyną, można uniknąć jakichkolwiek obrażeń. Kiedy pierwszy raz spotkałem w drugim Grimrocku ogry, zabiłem je bez najmniejszych problemów, mimo, że moi śmiałkowie nie dorównywali im pod żadnym względem. W lochach przewaga wynikająca z mobilności drużyny maleje, bo pomieszczenia zawierają znacznie mniej przestrzeni – trudno też manewrować w skomplikowanych układach korytarzy, jeśli nie pamiętamy ich układów. Nie zmienia to jednak faktu, że również tutaj da się dość łatwo pokonać dużo silniejszych rywali, jeśli będziemy cierpliwie wycofywać się do tyłu i faszerować ich z bezpiecznej odległości. Największą trudność potwory stanowią jedynie w grupie oraz w sytuacjach, gdy do potyczki dochodzi w ciasnych, zamkniętych pomieszczeniach. To tak naprawdę jedyne momenty w całej grze, gdzie podczas walki można się solidnie spocić, a wynik zależeć będzie nie tylko od naszych umiejętności, ale również od odrobiny szczęścia.
Grimrock II ogromną uwagę przywiązuje do rozwoju postaci. Nie da się tutaj stworzyć bohaterów uniwersalnych, takie próby prędzej czy później skończą się tragicznie, a popełnionych błędów naprawić się nie da. Śmiałkowie rozwijają się powoli, a na kolejnych poziomach doświadczenia można ulepszyć wybraną zdolność o zaledwie jeden punkcik. Nie pomaga też wieczny problem z ekwipunkiem. Najlepszy oręż ukryty jest w sekretach lub w schowkach chronionych złotymi kluczami, więc trzeba się dwoić i troić, aby je odnaleźć i otworzyć. W mało której grze odpowiedni dobór oręża ma tak wielkie znaczenie, jak właśnie tu. Jeśli nie będziemy systematycznie zwiększać siły bojowej drużyny, zarówno poprzez rozwój postaci, jak i aplikowanie im coraz ciekawszego arsenału, eksploracja nowych lokacji stanie się praktycznie niemożliwa.
Kampania w Legend of Grimrock II to zabawa na przynajmniej dwadzieścia godzin, jeśli pokusimy się o poszukiwanie sekretów, cała przygoda może wyjąć nam z życia kilka(naście) solidnie przepracowanych wieczorów. Tak naprawdę trudno wymierzyć dokładny czas ukończenia gry, bo dużo zależy od tego, jak sprawnie radzimy sobie z rozwiązywaniem zagadek. Niektóre „puzzle” możemy rozpracować w mgnieniu oka, nad innymi będziemy ślęczeć całymi godzinami, zwłaszcza jeśli uprzemy się i nie będziemy szukać pomocy w Internecie. W tej grze, jak w żadnej innej, można się autentycznie zaciąć. Gdyby nie to, że mam za sobą mnóstwo przygodówek, nie wiem czy byłbym w stanie uporać się z niektórymi zagadkami w pojedynkę.
Od strony wizualnej Legend of Grimrock II prezentuje się bardzo ładnie. Lokacje są świetnie zaprojektowane, podobnie zresztą jak i potwory, co w tego typu produkcjach ma ogromne znaczenie. Widać, że panowie z Almost Human mają znakomity zmysł estetyczny, co cieszy tym bardziej, że pracowników fińskiej firmy można policzyć na palcach obu rąk. Świetne wrażenie robi też oprawa dźwiękowa. W szumie panującym w lochach można autentycznie się zakochać, jest po prostu boski. Dorzućcie do tego klaustrofobiczne, skąpane w mroku korytarze, niebezpieczeństwo czyhające za każdym rogiem, a dostaniecie kolejny element stanowiący o sile tej produkcji – klimat.
Wyzwania na wyspie łatwe nie są, ale i tak zadanie można sobie dodatkowo skomplikować. W Legend of Grimrock II da się grać np. bez mapy, co znacznie utrudnia poruszanie się w zawiłych układach korytarzy. Sama mapa wykonana jest niezwykle starannie, a możliwość umieszczania na niej znaczników to zbawienie.
Prawie idealna
Drugi Grimrock jest produktem zdecydowanie lepszym od pierwowzoru i to pod wieloma różnymi względami. Trudniejsze zagadki, zróżnicowane lokacje, otwarty świat, wyzwania piętrzące się na każdym niemal kroku – w tej grze po prostu nie można się nie zakochać. Progres jest tu bardzo satysfakcjonujący, a trudności w rozwiązywaniu problemów zachęcają do podejmowania kolejnych prób. Cieszy mnie również, że autorzy jednak zainwestowali w opcję szybkiego zapisu stanu gry – na jego brak zwracałem uwagę w recenzji pierwowzoru. Gdyby tak jeszcze można było poruszać drużyną z poziomu mapy, czego mi wciąż brakuje, byłbym wniebowzięty.
Do gry dołączono bardzo prosty w obsłudze, ale za to mocno rozbudowany edytor, za pomocą którego można stworzyć dokładnie taki sam produkt, jak Legend of Grimrock II. Możliwości narzędzia są ogromne, a przejrzyście zaprojektowany interfejs można ogarnąć już po kilkunastu minutach zabawy. Cieszy, że autorzy bardzo poważnie podeszli do sprawy, choć to z pewnością stawia pod znakiem zapytania kolejne odsłony tej serii. W sieci pojawiły się już pierwsze poziomy stworzone za pomocą edytora (są dostępne z poziomu gry dzięki integracji ze Steamem), wysyp kolejnych to tylko kwestia czasu. Dzięki dodatkowej i co najważniejsze, darmowej, zawartości, żywot fińskiego produktu znacznie się wydłuży.
Trzeba jednak pamiętać, że Grimrock II nie jest produktem dla każdego. Mam wrażenie, że najbardziej docenią go starsi fani gier, którzy w elektronicznej rozrywce szukają przede wszystkim solidnego wysiłku umysłowego. Entuzjaści Wiedźminów, Dragon Age’ów odbiją się od fińskiego dzieła jak pociski od grzbietów kamiennych golemów, choć i oni powinni dać tej grze szansę, bo może okazać się, że przypadkiem odkryją na wyspie coś więcej, niż zamkniętą na cztery spusty twierdzę tajemniczego czarnoksiężnika. Mowa tu o miłości do archaicznych erpegów, które po latach potrafią robić tak samo wielkie wrażenie, jak Eye of the Beholder 23 lata temu. Omawiany produkt jest tego najlepszym dowodem.