Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Heroes of the Storm Recenzja gry

Recenzja gry 3 czerwca 2015, 13:40

autor: Luc

Recenzja gry Heroes of the Storm – MOBA idealna… dla nielubiących gier MOBA

Po wielu latach letargu Blizzard wreszcie wydał swoją grę MOBA. Czy konkurencja w postaci League of Legends czy Dota 2 ma się czego obawiać? Tak, bo nowa produkcja wnosi do gatunku wiele świeżych pomysłów!

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  • krótkie, dynamiczne i emocjonujące mecze;
  • nacisk na zasadę „więcej grania, mniej gadania”;
  • mnóstwo zróżnicowanych map;
  • mechanika rozgrywki mocno promująca drużynową współpracę;
  • oprawa audiowizualna;
  • ciekawie i z pomysłem zaprojektowane kultowe postacie;
  • liczne rozwiązania niwelujące toksyczną atmosferę.
MINUSY:
  • brak chociażby namiastki balansu pomiędzy poszczególnymi uniwersami;
  • nie najlepiej rozwiązany system finansowy;
  • problemy ze stabilnością na niektórych maszynach.

Blizzard to studio, które od ponad 20 lat udowadnia, że słabych gier robić po prostu nie potrafi. Nawet jeśli coś na początku nie do końca pójdzie po myśli tego zespołu, prędzej czy później wychodzi on na prostą i serwuje licznemu gronu fanów to, czego ci oczekują – dzieło fantastyczne, szalenie grywalne, fenomenalne, wybitne... Lista epitetów, którymi można by zachwalać kolejne tytuły „Zamieci”, jest naprawdę okazała, a jej długość porównywalna chyba tylko z tym, ile czasu musieliśmy czekać na pełnoprawną produkcję z gatunku MOBA autorstwa tych deweloperów. „Spóźnienie” Blizzarda wydaje się o tyle dziwne, że przecież przez lata to w obrębie gry tej ekipy funkcjonowała DOTA, czyli pozycja „od której wszystko się zaczęło”. Jej losy to jednak temat na całkowicie inny artykuł, podobnie jak to, w jaki sposób studio zbierało się do stworzenia własnego tytułu MOBA. W końcu jednak ta pamiętna chwila nadeszła – Heroes of the Storm oficjalnie zadebiutowało na rynku, tym samym włączając się w szaleńczy wyścig o palmę pierwszeństwa, którą dzierżą obecnie League of Legends i Dota 2. Czy Blizzard ponownie dopnie swego?

Niby to samo, a jednak inaczej!

Już na wstępie należy wyraźnie zaznaczyć – na tle konkurencji gra wyróżnia się bardzo mocno i to niemal pod każdym względem. Podstawowe zasady są wprawdzie identyczne (tj. musimy zniszczyć Nexus, czyli bazę drugiej drużyny), ale na tym podobieństwa się kończą – droga, która wiedzie do zwycięstwa, jest bowiem o wiele bardziej urozmaicona. Za wrażenie to odpowiada całkowicie inna mechanika zabawy. Po pierwsze – w Heroes of the Storm nie uświadczymy tzw. farmienia. Oczywiście wybijanie pomniejszych stworków wciąż jest możliwe, ale nie przynosi kompletnie żadnych profitów. Złoto nie jest zresztą w tej grze potrzebne – system przedmiotów tu nie funkcjonuje, a jedyne zróżnicowanie w rozwijaniu bohatera polega na doborze jednej z kilku dostępnych na danym poziomie umiejętności. Samo awansowanie również nie przebiega tak, jak zdążyliśmy się przyzwyczaić – poziomy bowiem zdobywamy drużynowo, a nie indywidualnie.

Nareszcie przyszła pora się przywitać.

Recenzja gry Heroes of the Storm – MOBA idealna… dla nielubiących gier MOBA - ilustracja #3

Oprócz postaci ze światów Warcrafta, StarCrafta oraz Diablo za jakiś czas w Heroes of the Storm znajdą się także bohaterowie z powstającego Overwatcha. Ich debiutu możemy się spodziewać jednak dopiero po premierze strzelanki. Co ciekawe, wyjątkiem od reguły dotyczącej pochodzenia bohaterów są Zagubieni Wikingowie – ich nierozłączna paczka pojawiła się w grze Lost Vikings z 1992 roku, czyli jeszcze w czasach... kiedy Blizzard nie nazywał się Blizzardem, a Silicon & Synapse.

Czemu to wszystko ma w ogóle służyć? Najprawdopodobniej pewnemu „rozmyciu” odpowiedzialności i uniknięciu sytuacji, w której słabszy gracz zostaje tak daleko z tyłu, że w żaden sposób nie może już wesprzeć swego zespołu. Prosty zabieg, ale sprawdza się fantastycznie, a co najistotniejsze – korzysta na tym atmosfera. Nie wiem, czy to zasługa wciąż „niewielkiej” popularności Heroes of the Storm, czy czegoś innego, niemniej społeczność zdaje się być o wiele mniej sfrustrowana i chwile, kiedy wszyscy wokoło wzajemnie się o coś obwiniają, trafiają się niezwykle rzadko. Sprzyja temu także z pewnością brak globalnego czatu oraz możliwość automatycznego wyciszenia wszystkich sojuszników już na początku spotkania. Wszystkie komendy można wydawać przy pomocy „pingów” i jeśli nie chcemy po prostu ryzykować trafienia na toksycznych partnerów, mamy pod ręką idealne narzędzie. W teorii decyzja o takim, a nie innym zaprojektowaniu drużynowej komunikacji nie wydaje się żadnym przełomem, ale Blizzard wyszedł w ten sposób naprzeciw potrzebom graczy, których niekończące się wyzwiska i obelgi po prostu odpychały od tytułów MOBA. Teraz mogą się cieszyć rozgrywką bez niepotrzebnego stresu i skupić na tym, co istotne – czyli jak najlepszym graniu. I za to należą się twórcom wielkie brawa.

Więcej współpracy i szybsza akcja

Z równie dużą satysfakcją przyjąłem kolejne rozwiązanie, na jakie postawili ludzie z „Zamieci”. Choć pewna powtarzalność jest niejako wpisana w charakterystykę gatunku, po kilku latach grania zarówno w League of Legends, jak i w Dotę 2 wiecznie identyczna mapa w końcu zaczyna z lekka nużyć. Oczywiście fakt znajomości każdego zakątka, krzaka i skrótu się przydaje, ale to, jak bardzo obu wymienionym tytułom brakuje różnorodności w tej kwestii, widać dopiero po odpaleniu Heroes of the Storm. W trakcie zabawy do dyspozycji mamy nie jedną, a aż siedem mocno zróżnicowanych map. Każda nie tylko różni się od pozostałych wizualnie, ale oferuje także całkowicie oryginalną mechanikę – począwszy od zbierania myta dla nieumarłego pirata aż po zajmowanie starożytnych świątyń. Wykonywanie zadań pozwala na odblokowanie potężnych ataków lub umiejętności i nie da się ich w żaden sposób zignorować, jeśli zależy nam na zwycięstwie. Co kilka minut siłą rzeczy dochodzi więc do drużynowych pojedynków o dominację nad istotnym sektorem mapy. Sprawdza się to świetnie, a jednocześnie wprowadza do każdego spotkania sporo dynamiki.

Walki potrafią się rozstrzygnąć w błyskawicznym tempie.

Dynamiki jest zresztą w Heroes of the Storm zaskakująco dużo – mecze kończą się zazwyczaj w przeciągu około 15 minut, a dotarcie do bariery w pół godziny stanowi absolutne maksimum. Jeszcze kilka lat temu nie miałem nic przeciwko trwającym po 50–60 minut spotkaniom w League of Legends, ale z biegiem czasu zacząłem doceniać krótsze, za to bardziej intensywne pojedynki. A tych w grze Blizzarda jest aż nadto – nie trafiają się tu żadne przestoje, akcja wre, a do tego dochodzą także mniejsze mapy i szybciej przemieszczający się bohaterowie. Ma to także swoje drugie dno – szybsze i krótsze spotkania, nawet zakończone porażką, nie wpływają równie negatywnie na morale gracza jak ciągnący się ponad godzinę pojedynek. Przegrana nie boli tak bardzo, jeśli za 15 minut można wziąć rewanż. Kolejny prosty, psychologiczny zabieg, który czyni rozgrywkę znacznie mniej toksyczną.

Przywrócić równowagę!

Nie wszystko w Heroes of the Storm okazuje się jednak idealne. Choć gra z pewnością jeszcze się pod tym względem rozwinie, dość mocno zauważalny jest pewien brak różnorodności wśród dostępnych bohaterów. Nie chodzi o ich unikatowość – każdy (poza pojedynczymi przypadkami) dysponuje ciekawymi i przydatnymi umiejętnościami – ale o uniwersa, z jakich pochodzą. Te siłą rzeczy muszą być związane z produkcjami Blizzarda, jednak obecnie dominują postacie z Warcrafta. Nie ma w tym nic złego, w końcu to najbardziej rozbudowany świat w portfolio studia, problem pojawia się dopiero wtedy, gdy chcemy pograć np. uzdrowicielem z Diablo czy StarCrafta. Takich postaci póki co po prostu brak, jesteśmy więc w pewnych sytuacjach zmuszeni do przeniesienia się w klimaty Azeroth. Fanom Thralla, Arthasa i reszty paczki oczywiście nie będzie to przeszkadzać, ale osobiście, z racji ogromnego przywiązania do dwóch pozostałych światów, oczekiwałbym odrobinę lepszego zbalansowania liczby i rodzaju dostępnych bohaterów.

W zależności od mapy musimy stosować inne taktyki i strategie.

Recenzja gry Heroes of the Storm – MOBA idealna… dla nielubiących gier MOBA - ilustracja #4

Wśród postaci, których pliki znaleziono w grze, są m.in. Deckard Cain, Artanis, Cenarius, Deathwing, Kel’Thuzad, Kil’jaeden, Nekromanta, Tosh, Garrosh Hellscream, Rangraos, Overmind, a także Vol’jin. Już teraz mamy do dyspozycji blisko 40 herosów, a wygląda na to, że w przyszłości dobijemy niemal do setki. Otwartą kwestią pozostaje to, w jakim tempie Blizzard będzie wypuszczać kolejnych bohaterów – do tej pory premiery bywały bardzo nieregularne.

Przy temacie tytułowych herosów będąc, nie sposób nie wspomnieć o modelu finansowym, jaki Blizzard zastosował w przypadku tej produkcji. Gra jest oczywiście darmowa, możemy jednak za realną gotówkę kupować kolejne postacie, skórki oraz wierzchowce, na których przemierzamy pole bitwy. Nic niezwykłego, prawda? Przecież League of Legends czy Dota 2 także stawiają na podobne rozwiązanie i funkcjonują fantastycznie. Różnica w przypadku Heroes of the Storm polega jednak na tym, że w sklepie mamy do czynienia z absurdalnie wysokimi cenami. Zakup nowego bohatera to niekiedy koszt kilkudziesięciu złotych za sztukę. Równie abstrakcyjne wydają się ceny skórek, które często oferują jedynie podmienione kolory w stosunku do oryginalnego wyglądu postaci (jakże to marne w porównaniu z np. niesamowita skórką Sony z League of Legends). Niektóre prezentują się naprawdę ciekawie, ale nie na tyle, abym ochoczo wydał na nie pięćdziesiąt złotych. Część elementów można zakupić za wirtualną walutę otrzymywaną za wykonywanie dziennych zleceń oraz rozgrywanie spotkań. Niestety, tempo zdobywania golda jest strasznie ślamazarne i o ile jeszcze przy kilkugodzinnym graniu jesteśmy w stanie uzbierać te 1000–1500 sztuk złota dziennie, tak zakładając, że marzy nam się nabycie świeżo wydanego bohatera, potrzebujemy przynajmniej dziesięć razy więcej. A przecież postaci mamy kilkadziesiąt.

Pięknie, ładnie, choć niezgrabnie

Mniej zarzutów mam do oprawy audiowizualnej. Tutaj Heroes of the Storm wypada bardzo korzystnie, choć nie obyło się bez pewnych niedogodności. Wprawdzie gra wygląda i brzmi ładnie, ilość detali na mapach przygniata (podobnie zresztą jak efekty poszczególnych umiejętności), jednak trudno nie zwrócić uwagi na pewne problemy z płynnością rozgrywki. Tytuł nawet na porządnym sprzęcie potrafi ciąć się niemiłosiernie, również na najniższych detalach. W moim przypadku problem w największym natężeniu występował kilka miesięcy temu podczas zamkniętej bety, ale nawet w chwili premiery potrafiły przytrafić się lekkie „chrupnięcia” na wysokich detalach (mimo znacznego przekraczania wymagań rekomendowanych). Inni gracze mieli nieco mniej szczęścia i do teraz notują dziwaczne spadki w ilości klatek, bez względu na to, na jak mocnych maszynach grają. Z czego to wynika? Trudno jednoznacznie stwierdzić, niemniej niewątpliwie rzutuje to nieco negatywnie na wizerunek Heroes of the Storm, które – choć grą brzydką nie jest – to nie działa też na przesadnie imponującym silniku.

Arthas swoje zrobił, pora wracać do bazy.

DRUGA OPINIA

Należę do osób, które chciały wciągnąć się w gry MOBA (cenię sobie rywalizację z żywymi przeciwnikami), jednak zawsze zniechęcał mnie wysoki próg wejścia – trzeba było poznać nie tylko dziesiątki postaci, ale także ich buildy, przedmioty, kontry, mechaniki etc. To dla mnie za dużo i dlatego za każdym razem od Doty 2 i League of Legends się odbijałem. Zapewne dlatego Heroes of the Storm tak mi przypasowało – gra jest prostsza, mecze krótsze, a satysfakcja ta sama.

Oprawa graficzna tytułu wypada dobrze, ale głównie dzięki pomysłowości projektantów, a nie nowoczesności grafiki. Winą za to należy obarczyć silnik StarCrafta II, który zaprojektowano do pokazywania akcji z większej odległości – w grze MOBA wydanej w 2015 roku oczekiwałbym lepszej jakości tekstur czy choćby większej szczegółowości modeli postaci. Efekt jest taki, że pod względem oprawy to League of Legends (tytuł co prawda po liftingu, ale jednak z 2007 roku) stoi na wyższym poziomie. Po Blizzardzie można by spodziewać się trochę więcej.

Osobiście brakuje mi także bardziej szczegółowych statystyk. To mankament, który dotyczy kolejnego już dzieła Blizzarda (Hearthstone ma ten sam problem), nie liczę tu więc na szybką poprawę. Takie założenie przyjęli projektanci, ich argumenty w pewnym sensie można zrozumieć, ale brak pogłębionych statów na pewno nie przypadnie do gustu części graczy.

Wszystko to nie zmienia faktu, że Heroes of the Storm to po prostu świetna gra MOBA, stworzona dla graczy, którym klasyczne produkcje z tego gatunku nie podeszły. A takich wbrew pozorom jest wielu. I dla nich Blizzard opracował świetną grę.

Ocena: 8,5/10

WildCamel

Warto było czekać?

Pomimo pewnych, głównie technicznych oraz związanych z mikropłatnościami, wad Heroes of the Storm okazuje się produkcją naprawdę bardzo dobrą. Fakt, że nie powiela rozwiązań z innych gier tego typu, stanowi prawdopodobnie jeden z większych atutów, choć zdecydowanie za najmocniejszą stronę tytułu uważam sprawne wyeliminowanie wszystkich tych elementów, które potrafiły obrzydzić gatunek MOBA nawet największym jego entuzjastom. Rozkład akcentów – sprawiający, że skupiamy się przede wszystkim na drużynowych, dynamicznych potyczkach, a nie na całej otoczce – po prostu przypadł mi do gustu. Chwilami brakuje pogłębionych statystyk na podsumowanie spotkań, niekiedy rozgrywka pomimo swojej różnorodności może wydawać się nieco zbyt prosta, ale grając w Heroes of the Storm, ani przez chwilę nie czułem się wyobcowany, znużony czy niepotrzebny. Bez względu na to, czy właśnie toczyłem bój o pozycję w rankingu, grałem z botami bądź znajomymi. Od produkcji MOBA zawsze oczekiwałem po prostu dobrej zabawy, a tej w najnowszej grze Blizzarda nie brakuje. Czego chcieć więcej?

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!