Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 15 grudnia 2010, 13:38

autor: Przemysław Zamęcki

Rajd Polski - recenzja gry

Rajd Polski to znakomity pomysł na przyciągnięcie do gatunku nowej rzeszy fanów. Szkoda tylko, że zrealizowany aż tak nieudolnie.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Dziewięćdziesięcioletnia tradycja rajdów w Polsce musiała w końcu w jakiś sposób zaowocować również na naszym poletku. Padł więc zacny pomysł, aby tradycję tę uhonorować i przenieść w rzeczywistość wirtualną, tworząc grę rajdową, w której będzie można wcielić się w jednego z kilkunastu naszych najlepszych kierowców. Każdy fan tego sportu doskonale jednak wie, że samochód rajdowy bez pilota, to jak żołnierz bez karabinu. Pierwotny pomysł więc dopieszczono, zapraszając do udziału w projekcie całe załogi. Konkretnie dwanaście załóg, z czego jedna ekipa to dwaj panowie z Francji. Rozpływam się więc w zachwycie dla pomysłodawców, bowiem tak doborowym towarzystwem nie może pochwalić się żaden inny konkurencyjny tytuł.

Możemy więc wcielić się w doskonale znanego wszystkim Hołka, czyli Krzysztofa Hołowczyca, by w trakcie jazdy spijać niczym miód komendy wydawane przez Łukasza Kurzeję, rzeczywistego partnera z teamu. Jak ktoś woli zostać Leszkiem Kuzajem, to proszę bardzo! Wtedy w fotelu obok nas zasiądzie Jakub Gerber. A może Kajetanem Kajetanowiczem? Żaden problem, Jarosław Baran jest gotowy pomóc nam w zmaganiach z trudami mazurskich polnych dróg.

Auto każdej z załóg zostało bardzo przyzwoicie wymodelowane i oteksturowane przez grafików. Może efekt końcowy nie jest mistrzostwem świata i okolic, ale wstydzić się absolutnie nie ma czego. Panowie, naprawdę świetna robota i szkoda, wielka szkoda, że… ale o tym za chwilę.

Przyzwoite modele aut, niewiele więcej dobrego można powiedzieć o grze.

Musicie wiedzieć jeszcze Drodzy Czytelnicy, że gra Rajd Polski w zamierzeniach autorów ma odtwarzać zarówno sieć dróg, na których o cenne sekundy ścigają się kierowcy, jak i atmosferę tych wydarzeń. I nic, jak tylko ponownie przyklasnąć autorom za wspaniały pomysł przeniesienia ekscytujących zmagań na ekran monitora.

Pomysły pomysłami, ale kiedy przychodzi do ich realizacji, to nie jest już tak różowo. Nie chcąc pogrążyć się w otchłani rozpaczy i oszczędzając autorów gry, na tym właściwie powinienem zakończyć tę recenzję, pozostawiając P.T. Czytelników w domniemaniu, że oto kolejna przyzwoita i co najważniejsze polska gra trafiła na sklepowe półki.

Niestety, życie nie jest takie proste. Po pierwsze dlatego, że za kilka akapitów nikt mi nie zapłaci, a po drugie, czułbym się cholernie nie w porządku wobec Was. Czas więc pokazać rogi i zastukać kopytami.

Rajd Polski jest grą słabą. Chcąc być bardziej precyzyjnym, muszę dodać, że bardzo słabą. Właściwie tak słabą, że gdyby nie nazwiska kierowców i pilotów figurujące w menu oraz patronat Polskiego Związku Motorowego, można by pomylić ją na przykład z darmową flashówką średnio uzdolnionego studenta informatyki.

Schody zaczynają się już w momencie konfiguracji kontrolera. Gra ma w nosie to, że do portów USB podpięte są popularne urządzenia. W moim przypadku joypad od Xboksa 360 i kierownica Logitech G27. Sterowaniu autem za pomocą klawiatury mówię stanowcze: nie!

No więc gra nie rozróżnia, co jest podłączone. Nie przypisuje także automatycznie żadnych przycisków do konkretnych czynności. Nie ma żadnego menu kontekstowego ułatwiającego konfigurację. Musimy naciskać po kolei wszystkie buttony, sprawdzając od razu, który mają numerek według gry, a następnie sporo się naklikać, przypisując te numerki do kilku podstawowych akcji. Żeby chociaż można było zapisać kilka ustawień, dla każdego kontrolera oddzielnie. A gdzie tam, przy każdej zmianie czynność trzeba powtarzać. Przy okazji gra nie ma zielonego pojęcia o istnieniu drugiej gałki analogowej w padzie.

Po zmarnowaniu kilku minut stajemy w końcu przed wyborem trybu zabawy. Możemy przeprowadzić trening, podjąć próbę czasową albo od razu skoczyć do głównej atrakcji, czyli serii oesów składających się na zawody rajdowe. Najpierw wybieramy jedną z dwunastu załóg wraz z przypisanym do niej samochodem (Subaru Impreza STR010, Ford Fiesta S2000, Peugeot 207, Skoda Fabia S2000). Pisałem o tym, że auta zostały całkiem ładnie wymodelowane, ale to już naprawdę ostatnia pozytywna rzecz, o jakiej w tym tekście wspominam. Szkoda, że nie możemy po prostu być dodatkowym zawodnikiem.

Zanim wystartujemy w pierwszym superoesie, istnieje możliwość pogrzebania w setupie samochodu, ale i tu muszę Was rozczarować. Po pierwsze dlatego, że każde z kilku ustawień – od wyboru rodzaju opon przez balans hamulców po przełożenia skrzyni biegów – to zaledwie trzy predefiniowane opcje. Brak jakiegokolwiek suwaczka pozwalającego na całkowicie samodzielne przygotowanie do rajdu. A po drugie, całe to grzebanie pozbawione jest jakiegokolwiek sensu. Nie wpływa specjalnie na zachowanie auta, nie ma też większego znaczenia na tych piętnastu odcinkach składających się na całe zawody, bowiem autorzy nie zadali sobie najmniejszego trudu i przygotowali model jazdy, w którym rajdówkę spokojnie można by zastąpić wanną i nikt nie zauważyłby różnicy.

Dwuwymiarowe pnie brzóz straszą na poboczach drogi.

W ogóle nie czuć, że samochód porusza się po nierównej powierzchni. On raczej płynie, co samo w sobie nie jest złe i umiejętnie wykorzystane może być atutem udanej arkadówki (vide Sega Rally), ale szkopuł w tym, że tutaj auta w ogóle się nie czuje. Nie ma ono żadnej masy, ot, taki kolorowy kartonik w bezkresnej przestrzeni oceanu zieleni.

Widoków kamery jest kilka, ale na próżno szukać tego zza kierownicy. Wraz z wydaną kilka lat temu Segą Rally Revo to istny rodzynek, ale kolejne części tamtej serii to od zawsze było czyste szaleństwo bez marketingowego strojenia się w piórka realizmu. Zresztą chyba nawet niepotrzebnie porównuję oba te tytuły, skoro jakościowo dzieli je przepaść większa niż Wielki Kanion Kolorado. Jak ktoś chce realizmu (hłe, hłe), to może sobie ustawić widok ze zderzaka lub znad maski.

Dźwięki silników są takie sobie. Kompletnie zabrakło jakichkolwiek innych odgłosów, które normalnie powinny być bez problemu słyszalne w trakcie jazdy po wertepach.

Pora na połknięcie tabletki relanium, aby choć troszeczkę uspokoić skołatane nerwy przed opisaniem tras, które ponoć z wielką pieczołowitością przygotowano na potrzeby gry. Nie wnikam przy tym, czy używano do tej czynności mapy samochodowej, GPS-u czy wynajęto armię geodetów. Nie będę się specjalnie czepiać tego, że jakieś drzewo stoi niedokładnie w tym samym miejscu co w rzeczywistości. Zupełnie nie ma takiej potrzeby, bo gra rozkracza się już na etapie przyglądania się nawierzchni polnej drogi. Znaczy się rozpaćkanej tekstury, która ją imituje, a na dodatek jest płaska jak stół. Okazuje się bowiem, że nie tylko asfaltowe jezdnie w naszym kraju są idealnie utrzymane, ale także przemykające pomiędzy łąkami trakty to w rzeczywistości autostrady północy. Nic tylko stawiać budkę i pobierać opłaty za przejazd. Na dodatek trasa rajdu to w zdecydowanej większości długie proste i choć trudno o taki stan rzeczy winić autorów gry, to już po kilkudziesięciu minutach wątpliwej jakości zabawy japa samoczynnie rozdziawia się z nudów.

Wrażenie jazdy po płaskim potęguje także fakt, że gra nie obsługuje wibracji w joypadzie, nie mówiąc już o force feedbacku w przypadku kierownicy. Zadałem sobie trud i podpiąłem również to skomplikowane urządzenie. Naiwnie myślałem, że skoro kolekcjonerska edycja Rajdu Polski sprzedawana jest razem z kierownicą, to producent świadomie przygotował coś ekstra z tym związanego. Ostrzegam więc, nie dajcie się nabrać na to marketingowe zagranie. W przypadku mojej G27 gra nie potrafiła nawet skalibrować poprawnie pedału hamulca, a sama jazda wcale nie dawała więcej przyjemności niż przy joypadzie. A że owa przyjemność jest mocno wątpliwa, resztę możecie sobie dopowiedzieć sami. Co gorsza, nawet jeżeli wybierzemy automatyczną skrzynię biegów, żeby wcisnąć wsteczny, musimy przeklikać w dół biegi. Nie wystarczy samo naciśnięcie hamulca, jak w 99% innych wyścigów. Absurd.

W grze nie przygotowano żadnego modelu zniszczeń. Ani fizycznego, ani wizualnego. Auto śmiesznie odbija się za to od gumowych drzew, które w większości nie są nawet obiektami trójwymiarowymi. Rosnące tuż przy drodze brzozy to paskudnie rozmyte sprite’y, płaskie jak kartka papieru. Myślałem, że już niewiele może mnie zaskoczyć w tej kwestii, ale pech chciał, że w tym samym czasie, kiedy testowałem Rajd Polski, postanowiłem odświeżyć sobie drugiego Collina McRae. Tytuł rajdowy sprzed dokładnie dziesięciu lat. W nim też są dwuwymiarowe brzozy i wyglądają wcale nie gorzej niż w recenzowanej grze. A może nawet i lepiej, bo bitmapa nie jest tak bardzo rozmyta.

Park samochodowy. Cokolwiek tu ustawisz, jest prawie bez znaczenia.

O grafice Rajdu Polski można by pisać długo, ale naprawdę szkoda męczyć biedną klawiaturę. Skrótowo wypada określić ją mianem nędzy i rozpaczy. Skoro już trasa samego rajdu najwyraźniej w około 80% składa się wyłącznie z długich prostych, to trzeba było uatrakcyjnić produkt, oferując coś, na czym warto by choć na ułamek sekundy zawiesić oko. Drogi Czytelniku, jeżeli miałeś okazję zapoznać się z wersją demonstracyjną gry, to czuj się tak, jakbyś widział już wszystko.

Zmienne warunki atmosferyczne? Nie ma. Różne pory dnia? Nie ma. Kałuże? Chyba dwie w całej grze. Ich wpływ na poruszanie się samochodu? Zerowy.

Co gorsza, przez większość czasu na ekranie widnieje paskudna flara od słońca, która po kilkunastu minutach zaczyna niemiłosiernie denerwować.

Kiedy pierwszy raz zasiadłem do rozgrywki bez specjalnego zaangażowania, ot tak, żeby chwilę pojeździć, okazało się, że po dwóch godzinach było już po wszystkim. Zająłem pierwsze miejsce w rajdzie z przewagą ponad czterech minut nad drugim kierowcą. I właściwie mogłem spokojnie odinstalować grę, bo poza multiplayerem, pozwalającym na zabawę czterem osobom w trybie gorącego krzesła, mogłem jedynie przesłać wyniki swoich przejazdów na serwer. Rajd Polski nie przewiduje bowiem żadnych zmagań online.

Podsumowując, trudno mi sobie wyobrazić, co przekonało zarówno Polski Związek Motorowy, jak i całą rzeszę topowych kierowców do tego, aby w jakiś sposób przyczynić się do powstania tego tytułu. Gdyby nie głosy prawdziwych pilotów i modele samochodów, byłaby to gra całkowicie bezwartościowa. A tak, chcąc nie chcąc, muszę przyznać jej po jednym punkcie za każdy z pochwalonych przeze mnie elementów. Plus jeden punkcik za próbę topograficznego odwzorowania wszystkich tras. Reszta to zawracanie głowy.

Przemek „g40st” Zamęcki

PLUSY:

  • głosy prawdziwych pilotów;
  • modele aut.

MINUSY:

  • wszystko pozostałe.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo
Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo

Recenzja gry

Wersja demo Test Drive Unlimited: Solar Crown gotowała nas na najgorsze. Z ulgą donoszę, że najgorsze nie nastąpiło. I choć TDU ma wielkie problemy, broni się na tyle, by rozpatrzeć go jako odświeżającą odskocznię od Forzy Horizon… za rok, może dwa.

Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra
Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra

Recenzja gry

Forza Motorsport wreszcie powraca, by upomnieć się o należną jej koronę królestwa simcade’owych wyścigów. I choć potrafi poprzeć swe roszczenia wieloma mocnymi argumentami, nie jest jeszcze w pełni gotowa, by objąć władanie.

Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem
Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem

Recenzja gry

The Crew Motorfest nawet nie próbuje udawać, że nie jest klonem Forzy Horizon. Ale – jak się okazuje – to klon całkiem niezły, oferujący sporo radości z jazdy.