Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 25 czerwca 2008, 14:06

autor: Maciej Makuła

Perry Rhodan: Dziedzictwo Przeszłości - recenzja gry

Perry Rhodan: Dziedzictwo Przeszłości to kawał bardzo dobrej roboty. Powinien spodobać się zwłaszcza osobom gustującym w klimatach science-fiction.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Perry Rhodan to, jak się dowiedziałem, bardzo popularny za sprawą licznych książek bohater science-fiction. Informacja ta trochę mnie ubodła, ponieważ owa popularność musiała mnie jakoś ominąć, a staram się być w miarę zorientowany w temacie. Samo nazwisko może i obiło mi się o uszy, ale prędzej podpiąłbym je pod jakiegoś sportowca niż pod legendarną w pewnych kręgach postać. Krótkie śledztwo wykazało jednak, że kolebką sławy Perry’ego są Niemcy i stamtąd marka rozpoczęła ekspansję bardziej na zachód niż na wschód (skąd wiatr wieje). Tym samym chciałbym zaznaczyć, że tekst ów piszę jako osoba stykająca się z uniwersum Perry’ego Rhodana po raz pierwszy.

Na szczęście twórcy Perry Rhodan: Dziedzictwo przeszłości, projektując grę, mieli na uwadze fakt, że trafi ona również do osób nie znających serii. Nad obrazem całości czuwali Robert Feldhoff oraz Michael Thumer, autorzy książkowych przygód Perry’ego i według nich ich najnowsza, elektroniczna odsłona stanowić może znakomitą okazję do rozpoczęcia znajomości z naszym bohaterem.

W krainie szklanych domów

Perry Rhodan: Dziedzictwo Przeszłości jest klasyczną przygodówką typu wskaż i kliknij, osadzoną zgodnie z duchem oryginału w konwencji science-fiction. Jako że seria ma swój początek jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia – czuć w jej świecie pewną magię, która towarzyszy czytaniu nierzadko pełnych anachronizmów książek SF z tamtych lat. Akcja gry umiejscowiona została w dosyć odległej przyszłości, roku 4934, a tak bardzo wybiegające naprzód wizje pozwalają ich autorom na popuszczenie wodzy fantazji, dzięki czemu przeważnie są ciekawe. I nie inaczej jest w tym przypadku – osoby lubiące wnikliwą analizę świata gry spędzą z Perrym kilka naprawdę miłych chwil.

Jak na niemieckiego bohatera przystało, Perry jest niebieskookim blondynem.

Również sam Perry jest osobą niezwykle barwną. Za sprawą urządzenia zwanego aktywatorem komórkowym proces jego starzenia się został praktycznie zatrzymany, przez co chłop ma na liczniku prawie 3000 lat (ZUS go pewnie całuje po nogach). Obecnie pełni funkcję regenta Ziemi i zwierzchnika rządu Ligi Wolnych Ziemian, a mieszka w szczytowym osiągnięciu ludzkiej myśli budowlanej – lewitującej Rezydencji Słonecznej. Niestety – ciężko nawet pobieżnie przybliżyć tak rozbudowany świat w kilku zdaniach, co w sumie ma być zadaniem gry, dlatego tę przyjemność pozostawiam grającym.

Przygodę rozpoczynamy w momencie niespodziewanego ataku na wspominaną rezydencję. Jak szybko wychodzi na jaw – w trakcie owej napaści porwana zostaje dziewczyna Perry’ego – Mondra Diamond. Nasz bohater oczywiście wyrusza jej na pomoc, a cała intryga, jak to niestety obowiązkowo bywa, powiązana jest z losami wszechświata.

Hej, myszki w dłoń!

Interfejs Perry’ego Rhodana zasługuje na słowa uznania. Jest bardzo prosty – kursor dostosowuje czynność do obiektu, który wskażemy (nie ma mowy o pchaniu domów czy otwieraniu napotkanych osób), a dialogi przebiegają samoczynnie. Na te ostatnie możemy jednak wpływać. W dole ekranu umieszczono pasek ekwipunku, w którym pojawiają się także tematy, które możemy poruszyć w rozmowie. Wystarczy tylko przeciągnąć interesujące nas zagadnienie i voila! Rozwiązanie praktyczne i uniwersalne, korzystamy z niego również, np. wyszukując informacje w komputerach.

A tak wygląda wyklęty przez ortodoksyjnych przygodówkowiczów system skanowania pomieszczeń. Żółte ikonki wskazują obiekty nadające się do użycia.

Tytuł pełen jest naprawdę wygodnych rozwiązań. Każde pomieszczenie możemy przeskanować, korzystając z wielofunkcyjnej bransolety G-121. Na ekranie wyświetlone zostają wówczas wszystkie obiekty, z którymi możemy wejść w interakcję. Jak skutecznie wpływa to na zmniejszenie poziomu frustracji, wiedzą na pewno ci, którzy na długo zacięli się w jakiejś grze tylko za sprawą przeoczenia arcyważnego przedmiotu wielkości piksela. Oczywiście prawdziwi przygodówkowi twardziele mogą z tej funkcji po prostu nie korzystać.

Cieszy mnie też bardzo poziom gry od strony technicznej, który często potrafi rozdrażnić, zwłaszcza na etapie „intensywnego myślenia” objawiającego się włóczeniem po wszystkich lokacjach w poszukiwaniu jakiegoś tropu. Postać porusza się sprawnie, a w większości wypadków animację przemieszczania się można pominąć, tak samo jak i przewinąć dialogi. Zabawę ułatwiają też takie drobnostki, jak pojawiająca się po najechaniu kursorem na drzwi miniatura pomieszczenia, do którego możemy się udać czy dziennik, w którym opisany jest przebieg i wskazany ogólny kurs wydarzeń.

Myślę, więc klikam

Zasadniczo na przygodówkę składa się wciągająca fabuła i zagadki. Jeśli chodzi o te ostatnie, na swojej drodze napotkamy odpowiednią mieszankę eksploracji i rozmów, podejmiemy się też inicjatyw detektywistycznych i rozwiążemy wiele puzzli. Ze względu na klimaty science-fiction w dużej mierze będziemy zmagać się z rozszyfrowywaniem zasad działania różnych wymyślnych mechanizmów.

Jedna z pierwszych zagadek. Należy klikać na wszystkim, aż w końcu coś gdzieś się otworzy.

Na szczęście wydarzenia i rozwój akcji następują w grze bardzo logicznie, dlatego na właściwy trop wpadamy przy odrobinie pomyślunku, a nie poprzez klikanie wszystkim na wszystko. Opowieść została poprowadzona bardzo sprawnie i – co ważne – jest dosyć długa. Na pewno zapewni satysfakcjonującą dozę ciekawej rozrywki, podczas której gracz napotka liczne postacie różnych ras, a także zwiedzi naprawdę malownicze miejsca. Całość jest liniowa, ale poza paroma wyjątkami takie właśnie są przygodówki.

Kursor na ładnym tle

Oprawa audiowizualna to naprawdę górna półka – w mojej opinii Perry Rhodan jest jedną z najładniejszych przygodówek, jakie ostatnio ukazały się na rynku. W grze mamy do czynienia z dwuwymiarowymi tłami oraz trójwymiarowymi modelami postaci i wszystkie te elementy nie dość, że znakomicie ze sobą współgrają, to wykonane są wprost doskonale. Lokacje obfitują w mnóstwo szczegółów i ruchomych obiektów, a jakość wykonania postaci i elementów otoczenia nie odstaje od tych prerenderowanych. Duża w tym rola sprawnie zaimplementowanej gry światła i cienia.

Tytuł został wydany w polskiej wersji językowej, przy czym spolszczone zostały tylko napisy. Jest to chyba najbardziej dyplomatyczne rozwiązanie – gracz może bowiem cieszyć się głosami zachodnich aktorów, które niestety w większości wypadków wypadają dużo lepiej niż naszych rodzimych. A zatem dubbing stoi na wysokim poziomie, jednak oprawa dźwiękowa zwróciła moją uwagę przede wszystkim świetną muzyką.

W przyszłości nawet pogoda jest cały czas ładna.

Wielką dla mnie niespodzianką okazały się kapitalne przerywniki filmowe. Nie są to może dopieszczone do granic możliwości arcydzieła ze stajni Blizzarda, ale jak na produkcję tej klasy jest naprawdę nieźle. Warto też wspomnieć, że dłubał przy nich, zwłaszcza nad choreografią walk, nasz rodak – Paweł Lipka.

Parę kliknięć na zakończenie

Perry Rhodan: Dziedzictwo Przeszłości to kawał bardzo dobrej roboty. Powinien spodobać zwłaszcza osobom gustującym w klimatach science-fiction. Na pewno nie mam mu nic do zarzucenia od strony merytorycznej – zagadki, fabuła, technikalia – wszystko to zapewnia naprawdę długą, komfortową, wysokiej jakości rozgrywkę. Gra pozwala też na zapoznanie się z bogatym światem serii i pobieżnie przybliża poprzednie przygody Perry’ego – w sam raz na zachętę do sięgnięcia po pozycje książkowe (które, z tego co wiem, na język polski przetłumaczone niestety nie zostały).

Luba Perry’ego – pani Mondra. Kobieta rozgniatająca pośladkami orzechy kokosowe, z trudem dało jej radę całe stado robotów bojowych. Oficjalnie archeolog.

Sam z Perrym bawiłem się nieźle. Nie trafił może idealnie w mój gust, preferuję bowiem pozycje okraszone większą dawką humoru, a tutaj, pomimo zapewnień w instrukcji o ironicznym dowcipie Perry’ego, jakoś nie mogłem go odnaleźć. To jednak tylko taki mój osobisty widzimiś – miłośnicy gatunku mogą śmiało sięgać po Dziedzictwo Przeszłości.

Maciej „Von Zay” Makuła

PLUSY:

  • świetny interfejs;
  • świat gry;
  • niczego sobie historia;
  • wyborna oprawa;
  • satysfakcjonująca długość przygody.

MINUSY:

  • nie jest to przygodówka Tima Schafera;
  • i chyba do niczego więcej doczepić się nie można.
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego

Recenzja gry

Oto Life is Strange, na które czekałem prawie 10 lat. Mało istnieje bohaterek, do których przywiązałem się tak jak do Max, i jestem przeszczęśliwy, że mogłem poznać jej dalsze losy… acz Double Exposure nie trafiło mnie w serce tak celnie jak pierwszy LiS.

Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater
Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater

Recenzja gry

Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club to nowa odsłona ponad trzydziestoletniej serii kryminalnych gier visual novel. Tym razem badamy sprawę morderstw powiązanych ze zbrodniami sprzed lat – i z lokalną miejską legendą.

Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii
Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii

Recenzja gry

Po pokazie gameplayu dla prasy nie byłem przychylnie nastawiony do Nobody Wants to Die. Twórcom z Wrocławia udało się jednak złamać mój sceptycyzm już po kwadransie gry. Choć chwilami ziewałem, nieprędko zapomnę tę transhumanistyczną przygodę neo-noir.