autor: Maciej Hajnrich
Paintball Heroes - recenzja gry
Pierwsza gra, która podejmuje próbę przeniesienia zalet i emocji związanych z grą wojenną Paintball na ekrany komputera. Czy udaną, przkonajcie sie sami...
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Idea komputerowych strzelanin wydaje się być prosta jak drut. Gry te, słynące z nadmiernie rozlewanej krwi, braku fabuły i jakiegokolwiek sensu zdobywają rynek i serca graczy od wielu lat. Z pewnością nie zasługują na miano prymitywnych, szczególnie biorąc pod uwagę to, z jakim rozmachem i poświęceniem powstają. Na ich, jak i na temat wszystkich pozostałych gatunków elektronicznej rozrywki można by napisać niejedną księgę plus kilka kolejnych zawierających komentarze do nich. Oby takowe, faktyczne „kompendia” kiedyś powstały. Jednak w czym rzecz? Otóż w dobie, kiedy poprzeczka już od dłuższego czasu znajduje się na poziomie nieosiągalnym dla słabych producentów, w czasach, kiedy kolejne części Unreala i Dooma ustalają nowe trendy dziwi mnie fakt ukazywania się tak miernych gier jak Paintball Heroes. Z tytułem tym bowiem miałem okazję obcować przez kilka ostatnich dni, w trakcie których zastanowiłem się nad racją bytu podobnych produkcji.
Jeszcze kilka lat temu wystarczył pomysł na coś niekonwencjonalnego, dobra praca grafików i sukces gwarantowany. No, może jeszcze gdzieś tam trzeba by dorzucić wątek fabularny, który w praktyce nie ma większego znaczenia. Tak było kiedyś. Jednak gracze dorastają, kolejne pokolenia już są inne niż ich poprzednicy i gry tego pokroju zwyczajnie nie mają racji bytu. Dlaczego więc wciąż powstają gry, tzw. „nisko budżetowe”? Skąd biorą się nabywcy produktu, który z założenia nie może zaoferować nic szczególnego? Być może wymagania graczy i niechęć do zapoznawania się z trudnymi programami. Jednak jest różnica między prostotą, a prymitywizmem.
Z Paintball Heroes nie wiązałem żadnych nadziei, to jednak nie ominęło mnie rozczarowanie. Niemiłe. Zestawienie tytułu z trzema literkami „FPP” mówi wszystko na temat gry. Sam pomysł wydaje się być szaleńczy, niekonwencjonalny, interesujący i tym bardziej szkoda, że taki nie jest. Jeden jedyny plus, jaki mogę przyznać tej grze jest właśnie za tą próbę stworzenia „czegoś, czego jeszcze nie było”. Nie zmienia to faktu, iż paintball na monitorze wygląda nieco dziwnie i myślę, że nie trzeba tego zbytnio tłumaczyć.
Gra sprzedawana jest w pudelku typu DVD zawierającym kompakt oraz krótką instrukcję. Wszystko to za niespełna 20 złotych. I chociaż życie nauczyło mnie, że jakość jest nierozerwalnie powiązana z ceną, to nikt nie lubi przepłacać. W przypadku PH nie można o tym zapomnieć, bo świetnie pasuje do tej reguły. Menu jest czytelne, intuicyjne i nieskomplikowane, ale tandetne tło i zbyt wolna animacja są denerwujące. Konfiguracja jest żenująca. Ustawienia grafiki polegają jedynie na zmianie ilości detali, które i tak nie mają większego wpływu na efekt końcowy. Zdefiniowanie klawiszy nie obejmuje myszki, absurd jest spotęgowany możliwością zmiany czułości myszki, co wpływa jedynie na rozglądanie się. Takie rozwiązanie jest nie do przyjęcia. Część menu poświęcona została przeglądaniu statystyk graczy, zdobywaniu wiedzy na temat dostępnej broni i map. Możliwość tworzenia profili graczy pozwala na porównanie umiejętności kilku graczy. Stworzenie profilu sprowadza się do ustalenia ksywki oraz wyboru modelu (jednego z kilku) postaci oraz pukawki. Nie pozostaje nic innego jak rozpocząć walkę.
Silnik gry jest tragiczny. Lokacji jest zaledwie 5 – czyżby zabrakło pomysłów? Wszystkie obiekty trójwymiarowe zostały fatalnie wymodelowane i mizernie odwzorowują rzeczywistość. Panowie odpowiedzialni za grafikę (a jest ich w sumie aż trzech) nie spisali się. Najwyraźniej brakuje im wyobraźni do stworzenia czegoś bardziej interesującego. W końcu to gra! Doprawdy nie wiem, jak w dzisiejszych czasach można stworzyć coś tak beznadziejnego. Toż to gry pokroju Dooma były (i są) kilka razy lepsze niż Paintball Heroes. Tekstury są obrzydliwe i monotonne, a efekt ten potęguje ich niska rozdzielczość. W tak zwanym „ferworze walki” trudno jest dostrzec jakąkolwiek postać, co zostało sprytnie rozwiązane – poprzez umieszczenie nad głowami ich ksywek. Gracze ślizgają się po terenie, a przecież nie mają łyżew, i tym bardziej nie ma map osadzonych w zimie. Jeśli tak podstawowy i jakże istotny element gry nie został dopracowany, to po co w ogóle ta gra powstała? Honor został uratowany widokiem własnych nóg, po opuszczeniu wzroku rzecz jasna... Gdyby tego było mało – panowie nie uwzględnili możliwości skakania.
Tyle się teraz mówi o sztucznej inteligencji... Mimo to zespół programistów pozostał przy stworzeniu kilku algorytmów odpowiedzialnych za przemieszczanie się i strzelanie. W ‘każdy-na-każdego’ można nie zwracać na to uwagi, ale w przypadku capture the flag, assassin czy attack and defend, czyli trybach opierających się na grze zespołowej na pewno nie. Komputer zachowuje się dziwnie i nielogicznie, ale przynajmniej strzela do przeciwników. Bez względu na dokonany wybór rozgrywka jest całkowicie pozbawiona dynamiki. Gra jest nudna. Nie ma w sobie nic, żadnych plusów. Nawet jeśli chodzi o arsenał broni, w którym znalazło się kilka egzemplarzy pukawek. Różnią się między sobą zarówno wyglądem jak i właściwościami: rodzajem, zasięgiem, szybkością działania, celnością, pojemnością magazynka. W walce nie ma większego znaczenia, który model został wybrany, aczkolwiek różnice są delikatnie odczuwalne. Rozgrywka wieloosobowa możliwa jest tylko za pośrednictwem sieci lokalnej. Dziwi brak gry w internecie, co najwyraźniej wynika ze świadomości autorów o jakości gry.
Kilkuosobowe zespoły zajmujące się produkcją gier nie są w stanie sprostać wymaganiom współczesnych graczy, chyba, że tych zaniżających średnią. Ale dzięki temu powstają programy i gry, które nie wymagają dużego nakładu pieniędzy będąc jednocześnie całkiem ciekawe. Ktoś wpada na pomysł, a kilka osób go realizuje. Ale pewne rzeczy są najmniejszym z najmniejszych minimów dolnej półki, które nie tyle co trzeba, ale należy spełnić. A Paintball Heroes do takich nie należy. Kilka punktów za próbę podjęcia tematu.
Maciek „Valpurgius” Hajnrich