Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 25 listopada 2004, 09:44

autor: Hubert Marciniak

Need for Speed: Underground 2 - recenzja gry

NFS:U2 to naturalna ewolucja serii – można ją określić kolokwializmem: „więcej mięcha”. Twórcy mocno podrasowali cześć pierwszą, usunęli pewne niedoróbki, dodali to, czego najbardziej graczom brakowało, ulepszyli grafikę oraz dźwięk.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Need for Speed: Underground mocno zamieszał na rynku gier samochodowych. Zapoczątkował nowy trend, który z aplauzem został przyjęty przez graczy całego świata. Rozkwitła moda na tunning, nielegalne wyścigi i underground’owy klimat, która trwa do dziś dnia. Electronic Arts to firma, która nie zwykła marnować szansy na zarobienie dodatkowych (niemałych zapewne) pieniędzy i właśnie wprowadziła do sprzedaży drugą część ubiegłorocznego hitu – Need for Speed: Underground 2.

Zaraz po spektakularnym sukcesie, jakim okazał się NFS:U, kilka innych firm rozpoczęło prace na własnymi tytułami poruszającymi tematykę tuningu i nielegalnych wyścigów. Niestety nie mieliśmy okazji zobaczyć tych gier w akcji – Juiced autorstwa Acclaimu przepadło gdzieś po bankructwie firmy (prawa do wydania gry przejęła firma THQ, więc jest szansa na to, że kiedyś tytuł ten zadebiutuje na rynku), a o Street Racing Syndicate w ogóle słuch zaginął. Niby gra ukazała się na konsole, ale niczym specjalnym nie zaskoczyła – wersji PC nie ma do dziś. Jak widać na placu boju jest tylko NFS:U2 i nawet gdyby pojawiła się jakaś konkurencja, zostałaby zmieciona przez tytuł ze stajni Electronic Arts.

NFS:U2 to naturalna ewolucja serii – można ją określić kolokwializmem: „więcej mięcha”. Twórcy mocno podrasowali cześć pierwszą, usunęli pewne niedoróbki, dodali to, czego najbardziej graczom brakowało, ulepszyli grafikę oraz dźwięk. Zakres zmian jest dość szeroki, więc szczegółowo omówię każdy aspekt gry.

Najważniejszą cechą drugiego Undergrounda jest jego otwartość – możemy dowolnie przemieszczać się w obrębie miasta, pojechać tam, gdzie nam się podoba. Całe miasto podzielone jest na dzielnice, a do niektórych z nich uzyskujemy dostęp dopiero po pewnym czasie. W całym mieście zlokalizowanych jest bardzo wiele miejsc, do których możemy się udać – większość z nich jest zaznaczona na mapie. Najczęściej są to miejsca rozgrywania wyścigów w różnych kategoriach: Circuit, Sprint, Drag, Drift oraz X-race. Pierwsze cztery rodzaje wyścigów znamy z części pierwszej gry. Circuit to klasyczny wyścig składający się z kilku okrążeń i rozgrywający w obrębie pewnej części miasta. Sprint to z kolei przejazd z jednego miejsca do drugiego po z góry wyznaczonej trasie. Pod terminem „drag” kryją się popularne wyścigi na 1/4 mili lub też bardziej swojsko „od świateł do świateł”. Drift to bardziej dyscyplina niż wyścig, polegająca na zgromadzeniu jak największej ilości punktów za poruszanie się po trasie „ślizgiem”. Nowością (choć trudno to nazwać czymś zupełnie nowym) jest X-Race, czyli klasyczny wyścig z trzema przeciwnikami rozgrywany na torach używanych do dyscypliny „drift”.

Poza klasycznymi wyścigami odbywającymi się na zamkniętych torach lub wydzielonych częściach miasta, możemy również ścigać się na ulicach w normalnym ruchu. Nazywa się to Outrun i polega na zbliżeniu się do potencjalnego rywala jadącego spokojnie ulicą i dania mu znać, że chce się z nim ścigać. Zabawa kończy się wtedy, gdy jeden z zawodników oddali się na odpowiednią odległość od drugiego. W grze możemy zmierzyć się również z przeciwnikiem, jakim jest czas. Otóż od czasu do czasu pojawia się informacja, że istnieje możliwość, aby nasz samochód trafił na okładkę magazynu samochodowego lub DVD. Należy wtedy zjawić się w miejscu, gdzie będzie czekał na nas fotograf. Z reguły mamy na to ograniczony czas i spory kawałek miasta do przejechania. Ciekawa jest możliwość własnoręcznego wykonania zdjęcia samochodu, które ma trafić na okładkę – ustawiamy pojazd, otwieramy drzwi, maskę czy bagażnik, wybieramy rodzaj ujęcia i... pstryk. Ostatnią nowością w temacie rodzajów wyścigów jest tzw. „Underground Racing League” (U.R.L.) – jest to seria wyścigów rozgrywana na zamkniętych torach w nietypowych miejscach jak na przykład lotnisko. Warunkiem uczestnictwa w tego typu wyścigach jest otrzymanie zaproszenia.

Na początku, jak na prawdziwego street-racera amatora przystało, zaczynamy zabawę w samochodzie o niezbyt imponujących parametrach. Na szczęście przeciwnicy w początkowej fazie gry również dysponują zwykłym, ulicznym sprzętem bez nitro, turbin i innych wynalazków. Dzięki temu mamy szansę naszym „cywilnym” wozem wygrać kilka wyścigów, zarobić i polepszyć swój wizerunek wśród undergrundowców. Co mnie mile zaskoczyło, to fakt, że zdobycie dobrego samochodu o dużych możliwościach tunningu nie jest takie łatwe. Przez całkiem długi czas ścigałem się stopniowo coraz szybszym i mocniejszym Peugeotem 106, który spisywał się całkiem dobrze nawet w obliczu rasowych racerów, jakimi są wszelkiej maści „japończyki” – Toyota Celica, Subaru Impreza czy Mitsubishi 3000 GT. Naturalnie były to samochody podrasowane w małym stopniu, co umożliwiało mi nawiązanie jakiejkolwiek walki. Później byłem zmuszony do przesiadki na coś mocniejszego. Niemniej to, że słabe i małe auta nie są jedynie dodane dla picu, cieszy, szczególnie że można nimi wygrać nawet z większymi samochodami. Dotyczy to jednak średniego poziomu trudności kariery – najwyższy niestety eliminuje skutecznie taką możliwość i, jeśli nie dysponujemy pojazdem przynajmniej o takich samych (albo lepszych) parametrach co przeciwnik, możemy się pożegnać z wygraną. Efekt posiadania słabszego samochodu najlepiej widać w trybie „drag” – niedostatku mocy oraz małej prędkości maksymalnej nie zniwelujemy poprzez umiejętność szybkiego pokonywania zakrętów czy korzystania ze skrótów. Można natomiast częściowo poradzić sobie sprytem, używając już na starcie nitro, a potem tylko blokując samochody, które próbują nas wyprzedzić.

Poza miejscami, gdzie odbywają się wyścigi, w mieście znajdują się również sklepy z częściami do samochodów (tzw. Performance Shop), w których możemy wyposażyć swój wóz w lepsze zawieszenie, wydech, nitro, hamulce etc. Wszelkiego rodzaju upiększenia, czyli malowania i naklejki, możemy wykonać w tzw. Graphics Shop. Nowością w NFS:U2 jest możliwość montażu systemów audio oraz wyposażenia wewnętrznego. Tego typu modyfikacje dokonujemy w Car Specialities Shop. Ostatnim miejscem, gdzie możemy zmienić coś w naszym samochodzie jest Body Shop, czyli miejsce, gdzie zamontujemy spojlery, lusterka, nową maskę, wloty powietrza na dachu czy też poszerzymy samochód specjalnym zestawem. Wszystkie samochody, jakie posiadamy oraz części do nich są przechowywane w naszym garażu, czyli „Car Lot”.

Większość ze wspomnianych miejsc jest zaznaczona na mapie, choć niektóre z nich musimy najpierw odnaleźć, aby tam trafiły. Niektórych sklepów jest więcej niż jeden w mieście, dzięki czemu nie musimy jeździć na drugi koniec miasta, aby dokonać modyfikacji. Dużym ułatwieniem jest system GPS – wystarczy wskazać punkt, gdzie chcemy dotrzeć, a system poprowadzi nas jak po sznurku. Co ciekawe, strzałka wskazuje najkrótsza drogę, jaką powinniśmy jechać a nie jedynie kierunek, w jakim znajduje się punkt docelowy.

Sam proces poruszania się po mieście jest całkiem interesujący – niestety tylko na początku. Na fakt ten składa się kilka czynników. Rozpoczynając grę swoboda, jaką dysponujemy, cieszy, możliwość udania się w dowolne miejsce sprawia wrażenie, że to my decydujemy, co chcemy robić, jak pokierować naszą karierą undergroundowca. Niestety z czasem przekonujemy się, że gra niewiele różni się od swojej poprzedniczki, a wszelkiego rodzaju nowości (jak choćby „otwarte miasto”) są jedynie... przeszkadzajką pomiędzy kolejnymi wyścigami. Na plus należy zaliczyć sam fakt, że możemy poruszać się swobodnie po mieście. Niestety po kilku godzinach grania, konieczność dotarcia na drugi koniec miasta w celu wzięcia udziału w wyścigu zaczyna przeszkadzać i na twarzy pojawia się znudzenie.

Model jazdy, jaki znajduje się w NFS:U2 jest... odrobinę dziwny. Z jednej strony jest to gra typowo zręcznościowa, więc siłą rzeczy oczekuję od niej takiego właśnie modelu jazdy, efektownych power-slidów czy spektakularnych kraks. Z drugiej autorzy chyba przesadzili nieco i samochód w pewnych sytuacjach zachowuje się dziwnie. Za przykład niech posłuży hamulec ręczny, którego używanie jest w zasadzie bez sensu, gdyż nijak nie ułatwia pokonywania zakrętów, a jedynie powoduje duża stratę prędkości. Kolejna wada to brak systemu zniszczeń. Aż prosi się, aby uderzając czołowo w inny samochód nasz pojazd uległ zniszczeniu czy choćby solidnemu uszkodzeniu. Tymczasem kontakt z czymkolwiek (poza znakiem drogowym) kończy się tak, jakby zderzyły się ze sobą dwa plastikowe modele, nie mające nic wspólnego z prawdziwymi samochodami. O ile jeszcze zderzenie ma miejsce przy dużej prędkości to i cała kraksa jest pokazana w zwolnionym tempie. Jeśli prędkość jest niewielka, samochody odbijają się od siebie niczym krążek hokejowy od bandy. Oczywiście nie ma mowy o jakichkolwiek zniszczeniach.

Electronic Arts z uporem maniaka twierdzi, że gracze chcą jeździć błyszczącymi, kolorowymi samochodami bez rys, wgięć i pęknięć. Tymczasem tajemnicą poliszynela jest fakt, że EA nie posiada licencji na uszkadzanie samochodów. Producent chciał jednak coś w tym temacie zrobić i już dźwięk towarzyszący wypadkowi jest bardzo sugestywny, słychać tłukące się szyby i gnącą blachę. Jeśli się dobrze przypatrzeć, to w momencie kolizji pojawiają się pęknięcia na szybie. Niestety chwilę potem wszystko wraca do normy. Niezniszczalność na nasze nieszczęście dotyczy wszystkiego w grze, od samochodów po budynki, bandy i inne przeszkody. Efektem tego jest pewne poczucie sterylności otaczającego nas świata.

Grafika w Underground 2 jest bardzo dobra. To, co mieliśmy okazję zobaczyć już w części pierwszej, zostało dopracowane, dodano kilka ciekawych efektów graficznych. Znakomicie na przykład odwzorowano deszcz i krople spadające na... ekran monitora (w grze nie ma widoku „z kabiny”) – niemniej efekt jest znakomity. Modele samochodów zostały odzwierciedlone niezwykle dokładnie, choć akurat w serii NFS to standard. Również ulice, budynki i pozostałe elementy otoczenia zasługują na słowa uznania. Nie można tego natomiast powiedzieć o samochodach uczestniczących w ruchu ulicznym. Przypominają bardziej kartonowe pudełka niż samochody (może odrobinę przesadziłem, ale porównując je do naszego pojazdu lub pojazdów rywali faktycznie wyglądają jak kartonowe-niewiadomo-co).

Dźwięk natomiast zasługuje na same pochwały. Od tradycyjnie już świetnej muzyki i utworów w grze, wykonywanych przez gwiazdy (flagowym tytułem jest zremiksowany przez Fredwreck’a utwór The Doors Raiders on the Storm, w którym Snoop Dogg śpiewa z Jimem Morrisonem), po znakomite odgłosy silników przeniesione wprost z ulicy. Pierwsza cześć nieco kulała w tym aspekcie i dźwięki silników poszczególnych samochodów niewiele się między sobą różniły, brzmiąc monotonnie i mało wiarygodnie. Tym razem jest zupełnie inaczej i odgłos podrasowanej Supry jest niczym muzyka dla naszych uszu. Co ciekawe odgłosy silnika zmieniają się w miarę jak zmieniamy podzespoły w samochodzie. Zakładając inny tłumik niż oryginalny powodujemy, że samochód zmienia wydawane przez siebie odgłosy.

Naturalnie gra wyposażona jest w tryb dla wielu graczy, który nawet po ukończeniu zasadniczej rozgrywki przedłuży znacznie jej żywotność. No właśnie, a jaka jest żywotność NFS:U2? Na pewno byłaby większą, gdybyśmy mieli większe możliwości w zakresie tunningu oraz gdyby było więcej samochodów! Tych ostatnich jest jedynie 31, z czego kilka w zasadzie bezużytecznych. Na plus trzeba zaliczyć dodanie kilku samochodów terenowych, takich jak: Hummer H2, Cadillac Escalade czy Lincoln Nawigator. Po pełną listę samochodów odsyłam pod link: https://www.gry-online.pl/newsroom/lista-samochodow-w-need-for-speed-underground-2/zd3ea4.

Druga część NFS:U bez wątpienia jest lepsza od pierwszej. Dodano kilka ciekawych możliwości, jak choćby przemieszczanie się po mieście (która to czynność staje się po pewnym czasie nudna), zwiększono nieco ilość dyscyplin (wyścigi), w jakich możemy wziąć udział, dodano wątek fabularny, przedstawiany za pomocą komiksowych historyjek (coś a’la Max Payne), znacząco poprawiono odgłosy silników etc. Jednak po wielu godzinach grania, dopadało mnie poczucie, że to już wszystko było i tak naprawdę gra nie jest niczym nowym a jedynie nieco na siłę urozmaiconym pierwowzorem. Niemniej każdemu komu podobała się jedynka (w tym i mnie) polecam zdecydowanie. Dwójka to po prostu „więcej, lepiej, szybciej”.

Piernikowy Ludzik

PLUSY:

  • klimat nielegalnych wyścigów;
  • grafika;
  • dźwięk;
  • dynamika jazdy.

MINUSY:

  • mimo wszystko wtórność;
  • brak jakichkolwiek uszkodzeń;
  • sterylność świata;
  • modele samochodów poruszających się po mieście.
Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo
Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo

Recenzja gry

Wersja demo Test Drive Unlimited: Solar Crown gotowała nas na najgorsze. Z ulgą donoszę, że najgorsze nie nastąpiło. I choć TDU ma wielkie problemy, broni się na tyle, by rozpatrzeć go jako odświeżającą odskocznię od Forzy Horizon… za rok, może dwa.

Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra
Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra

Recenzja gry

Forza Motorsport wreszcie powraca, by upomnieć się o należną jej koronę królestwa simcade’owych wyścigów. I choć potrafi poprzeć swe roszczenia wieloma mocnymi argumentami, nie jest jeszcze w pełni gotowa, by objąć władanie.

Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem
Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem

Recenzja gry

The Crew Motorfest nawet nie próbuje udawać, że nie jest klonem Forzy Horizon. Ale – jak się okazuje – to klon całkiem niezły, oferujący sporo radości z jazdy.