NASCAR: SimRacing - recenzja gry
NASCAR: Sim Racing nie jest w pełni udanym tytułem, który mógłby zastąpić powoli starzejące się propozycje Papyrusa. EA wykonało zdecydowany krok w stronę symulacji.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Wydawana przez Electronic Arts seria ścigałek ze słowem NASCAR w tytule do niedawna była w zbliżonej sytuacji do konsolowych edycji Baldur’s Gate’a czy Fallouta. Rasowi gracze produkcjami tymi byli zniesmaczeni, gdyż w żadnym stopniu nie przypominały one swoich czołowych reprezentantów. Nie przeszkadzało to jednak producentom tych „dzieł”, którzy licząc na siłę samej marki, a przede wszystkim finansowe poparcie mniej doświadczonych osób, regularnie wydawać kolejne edycje swoich tytułów. Jeszcze kilka lat temu wśród gier opartych na licencji organizacji NASCAR panował względny spokój. Miłośnicy niezbyt realistycznych produkcji mieli do wyboru wspomniane już ścigałki od EA Sports a także pomniejsze tytuły, którym średnio co kilkanaście miesięcy udawało się trafiać na rynek. Komputerowi mistrzowie kierownicy fascynowali się natomiast wydawaną przez Papyrusa serią NASCAR Racing. Sytuacja uległa diametralnej zmianie w 2003 roku, gdy wspomniana przed chwilą firma utraciła licencję (co w konsekwencji doprowadziło do jej upadku) na wydawanie gier sygnowanych logiem organizacji NASCAR. Co więcej, koncern EA równolegle wykupił pełne prawa do tego typu wyścigów...
Na negatywne (delikatnie mówiąc) opinie bardziej zaawansowanych graczy nie trzeba było długo czekać. W żadnym stopniu nie przeszkodziło to jednak EA Sports. Firma ta wydała NASCAR Thunder 2004, który pod względem stopnia skomplikowania rozgrywki (a raczej jego braku) praktycznie nie różnił się od poprzednich edycji. Minął rok i zamiast kolejnej gry oznaczonej numerkiem 2005 dostaliśmy jednak coś nowego. EA Sports zarzeka się, iż pragnie przyciągnąć do siebie fanów wydanej przez nieistniejącego już Papyrusa serii. Przyznam szczerze, iż do końcowego produktu podchodziłem nieco sceptycznie. Koncern EA niejednokrotnie nie wywiązywał się z wcześniejszych obietnic a przynajmniej nie w zadowalającym doświadczoncyh graczy stopniu. Tym razem jednak najwyraźniej poważniej potraktował sprawę, gdyż SimRacing faktycznie jest bardziej rozbudowany od swoich poprzedników. Do poziomu NASCAR Racing jest jeszcze co prawda daleka droga, ale to przecież pierwsza poważna próba zmiany wizerunku tej zręcznościowej serii. Przyjrzyjmy się więc bliżej poczynionym przez producenta zmianom.
Dla osób, które miały już styczność z podobnymi produkcjami (w tym poprzednimi odsłonami omawianej ścigałki) odrobinę dziwny może się wydać brak jakiegokolwiek tutoriala czy pełnoprawnego trybu treningowego. Wbrew temu, co można byłoby sądzić, w wyścigach NASCAR główną rolę odgrywają dwa czynniki: ustawienia pojazdu w możliwie jak najlepszym stopniu dopasowane do aktualnej sytuacji na torze oraz umiejętne pokonywanie zakrętów. Gracz przed przystąpieniem do właściwej rozgrywki (o tym za chwilę) powinien zapoznać się z takimi elementami jak obecność i działanie tunelu aerodynamicznego czy wpływ ciśnienia w poszczególnych oponach na bezpośrednie zachowanie bolidu. NASCAR: SimRacing rzuca nas od razu na głęboką wodę. Oczywiście mam tu na myśli wyższe ustawienia realizmu, gdyż równie dobrze można przekształcić go w prostą zręcznościówkę. Na dokładniejsze omówienie poszczególnych opcji związanych z ustawianiem poziomu trudności przyjdzie jeszcze czas.
Generalnie do wyboru mamy trzy singleplayerowe tryby, przy czym na uwagę zasługuje jedynie kariera, która jest oczywiście podstawowym atutem opisywanej ścigałki. W przeciwieństwie do poprzednich odsłon wydawanej przez EA serii mamy teraz do czynienia z trzema ligami (NASCAR Craftsman Truck Series, NASCAR Busch Series, NASCAR NEXTEL Cup Series) zamiast jednej. Różnice pomiędzy poszczególnymi typami zawodów objawiają się nie tylko w wyglądzie pojazdów (początkowo są to pick-upy), ale przede wszystkim w ich mocy oraz umiejętnościach pozostałych kierowców. Aby móc awansować do wyższych lig, należy zajmować dobre pozycje, dzięki czemu pod koniec sezonu pojawi się opcja kontynuowania zabawy na wyższym „poziomie”.
Sama kariera wykonana została dość dobrze. Początkowo obawiałem się, iż panowie z EA zastosują sprytny chwyt marketingowy i nazwą w ten sposób nieznacznie tylko poszerzony sezon NASCAR. Okazało się na szczęście, iż dodali kilka całkiem ciekawych pomysłów. Przede wszystkim, należy dbać o fundusze. W przeciwieństwie do wielu innych ścigałek, jak chociażby prezentującej zupełnie odmienne podejście do tematyki ścigania się zręcznościówki Street Racing Syndicate, o stan konta nie trzeba się zbytnio martwić. Już na samym początku gry otrzymuje się całkiem pokaźną sumę, która pozwoli na bezproblemowe kontynuowanie zabawy. Jednym z poważniejszych wydatków, z którym w trakcie rozgrywki należy się liczyć, są regularne i obowiązkowe naprawy posiadanego bolidu. Stopień zużycia pojazdu uzależniony jest nie tylko od ilości rozegranych imprez, ale i nieprzewidzianych awarii czy stłuczek. Bolid musi być regularnie naprawiany, gdyż gorzej funkcjonująca maszyna może zostać nie dopuszczona do następnej imprezy.
Kolejny ważny aspekt kariery związany jest z koniecznością prowadzenia badań. Mogą one obejmować między innymi aerodynamikę pojazdu, jego przyczepność czy też moc silnika. Do wyboru mamy kilka wariantów badań. Poszczególne opcje różnią się pomiędzy sobą ceną. Aby móc szybciej zdobyć dany upgrade (na przykład już po jednym zamiast trzech wyścigów) należy wyłożyć więcej pieniążków. Sumy te nie są jednak kolosalne. W moim przekonaniu warto jest przeznaczać na ten cel duże ilości zielonych banknotów, tak aby móc szybciej nacieszyć się danym usprawnieniem. Zdobycie upgrade’u nie jest jednoznaczne z poprawieniem osiągów danej maszyny. Aby móc wykorzystać zdobyte już „dopałki”, należy zbudować bolid od zera. Z racji tego, iż operacja ta wymaga już wyłożenia co najmniej kilkuset tysięcy dolarów, nie powinno się jej wykonywać zbyt często. Z drugiej strony jednak, elementu tego nie można całkowicie pomijać, gdyż zaowocuje to zapewne sporymi problemami związanymi z dorównaniem znajdującej się na torze konkurencji. Korzystając z okazji warto wspomnieć o pewnej drobnostce. Wygląd konstruowanego bolidu można w niewielkim stopniu dostosowywać do własnych upodobań. Zmiany obejmują głównie kolorystykę nadwozia.
Fundusze zdobywa się na trzy różne sposoby. Przede wszystkim, ukończenie wyścigu na jednej z wyższych pozycji premiowane jest sporymi bonusami. Za znalezienie się w ścisłej czołówce można jednorazowo zarobić nawet kilkaset tysięcy dolarów. Należy mieć jednak na uwadze kilka czynników. Lepiej nagradzane są prestiżowe imprezy, nie bez znaczenia jest również pozycja zajmowana w klasyfikacji generalnej. Drugie źródło pozyskiwania pieniążków związane jest z pojawiającymi się w trybie kariery sponsorami. Samo podpisywanie kontraktów nie sprawia najmniejszych problemów. Każda z ofert charakteryzuje się dwoma ważnymi polami. Oferta sponsora precyzuje, ile dostaniemy za ukończony wyścig (w tym przypadku zajęte miejsce nie odgrywa żadnej roli), a także ustala przez ile tur (wyścigów) obowiązuje umowa. Należy się przy tym pilnować, aby nie podpisywać kiepskich i jednocześnie długoterminowych kontraktów (np. na 10 lub więcej wyścigów), gdyż przedwczesne zerwanie współpracy z danym sponsorem zniechęci go do dalszych kontaktów w przyszłości.
Kluczową rolę odgrywa w trakcie zabawy poziom reputacji. Jest on uzależniony od zajmowanych w ostatnich wyścigach pozycji. Zwiększenie reputacji zaowocuje przyciągnięciem do teamu bardziej prestiżowych sponsorów, którzy będą w stanie zaproponować o wiele ciekawsze (i lepiej płatne) kontrakty. Pieniądze można również zdobywać ze sprzedaży figurek, wyścigowych hełmów, miniaturowych pojazdów czy innych przedmiotów związanych z aktualnie okupowanym teamem. Zapotrzebowanie na dane produkty dość często się waha, tak więc trzeba w nie ostrożnie inwestować. Odniosłem jednak wrażenie, iż element ten nie został należycie dopracowany. Wygrywanie kolejnych imprez i polepszanie swojej reputacji nie gwarantuje w tym przypadku należytych zysków.
Być może niektórym z Was wyda się to nieco dziwne, szczególnie przy uwzględnieniu ogromnej renomy koncernu EA, ale opisywana gra nie zawiera pełnych licencji wspomnianych trzech lig NASCAR. Najgorzej wypadają na tym tle kierowcy. W opisywanej ścigałce pojawia się około sześćdziesięciu prawdziwych zawodników. Teoretycznie wydaje się, iż jest to całkiem sporo. Należy jednak dodać, iż w zawodach tych startuje średnio około czterdziestu pojazdów a mamy tu przecież do czynienia z trzema różnymi ligami a nie jedną! Co więcej, nie potrafię zrozumieć dlaczego producenci gry zdecydowali się dodać do rozgrywki kilku tragicznie zmarłych kierowców, w tym wielce zasłużonego Dale Earnhardt’a (zmarł on na ostatnim okrążeniu wyścigu Daytona 500 rozgrywanego w 2001 roku). W moim przekonaniu poległe sławy tego sportu powinno się zostawić w spokoju. Nieznacznie lepiej wypadają pod tym względem trasy. W końcowym produkcie jest ich prawie trzydzieści. Najbardziej znane obiekty (jak chociażby ten w Indianapolis) zostały oczywiście zaimplementowane w grze. Szkoda tylko, iż przygotowane na potrzeby SimRacing fikcyjne tory nie są zbyt porywające. Najwyraźniej producenci gry nie mieli zbyt dużo czasu, aby je należycie dopracować. Ostatni element licencji związany jest z pojazdami. W tym przypadku nie jest już jednak tak źle (brakuje kilku sponsorów).
Obiecałem powrócić do kwestii poziomu trudności. Jednym z podstawowych atutów NASCAR: SimRacing jest to, iż w równym stopniu może zadowolić on totalnych żółtodzióbów, którzy sądzą, iż w tego typu wyścigach (owalne tory) wystarczy jedynie poprawnie operować gazem, jak i doświadczonych graczy, którzy przed każdym wyjazdem muszą obowiązkowo spędzić co najmniej kilka godzin w garażu. ;-) Na najniższych ustawieniach poziomu trudności gra nie sprawia najmniejszych problemów zamieniając się jednocześnie w klasyczną arcadówkę. Modyfikować można prawie wszystko: reguły zawodów, zachowania pojazdów, poziom inteligencji komputerowych kierowców, stopień uszkodzeń czy też długość poszczególnych wyścigów. Na ten ostatni czynnik powinni zresztą zwrócić uwagę wszyscy, gdyż SimRacing nie posiada możliwości zapisywania stanu gry w trakcie jazdy. Popełnienie poważnego błędu na jednym z ostatnich okrążeń trwających od kilku godzin zawodów może wyprowadzić z równowagi każdego...
Wspominani już wielokrotnie miłośnicy „dłubania” w ustawieniach bolidu będą wniebowzięci. Pod względem ilości dostępnych modyfikacji recenzowany tytuł prezentuje zbliżony poziom do ostatnich edycji NASCAR Racing. Gra na najwyższych ustawieniach poziomu trudności nie jest jednak aż tak wymagająca. Jako przykład można podać niewielkie „przepychanki” z pozostałymi pojazdami, które w SimRacing bywają tolerowane, w serii Papyrusa doprowadzały natomiast do wystąpienia poważnych uszkodzeń pojazdu, które praktycznie uniemożliwiały zajęcie dobrej pozycji w zawodach. Niezwykle irytował mnie natomiast dziwny system kontrolowania obowiązujących na torze reguł. Niejednokrotnie dochodziło do sytuacji, w których zostałem niesłusznie ukarany, przez co mogłem zapomnieć o zaliczeniu danej imprezy do udanych. Sytuacje te zdarzają się zarówno w trakcie właściwego wyścigu, jak i przy próbach zjazdu do boksu. Miejmy nadzieję, iż uchybienia te zostaną wyłapane w jednej z najbliższych łatek do gry.
Inteligencja komputerowych przeciwników stoi na przyzwoitym poziomie. Zdarza im się jeździć dość agresywnie, co może, ale niekoniecznie musi być irytujące. Odniosłem natomiast wrażenie, iż producenci przesadzili z liczbą popełnianych przez pozostałych kierowców błędów. Praktycznie na każdych rozgrywanych zawodach dochodzi do co najmniej jednej poważnej kraksy. Niejednokrotnie byłem naocznym świadkiem sytuacji, w których ominięcie tarasujących tor wozów wymagało zdecydowanych decyzji, jakakolwiek kolizja zaowocowałaby bowiem całkowitym zniszczeniem posiadanego bolidu. W ustawieniach gry można również odblokować usterki natury technicznej. Z większością z nich można uporać się zjeżdżając do boksu, zdarzają się też jednak poważniejsze awarie, które ostatecznie wykluczają pojazd z zawodów. Multiplayer TEORETYCZNIE obsługuje ponad 40 graczy (pełna stawka biorąca udział w wyścigu), aczkolwiek obawiam się, iż na przeciętnych polskich łączach więcej niż 7-10 zawodników nie zdoła pograć w komfortowych warunkach.
Wspomniane wyżej utrudnienia związane są po części z niezbyt wydajnym silnikiem graficznym SimRacing. Posiadanej przeze mnie karcie (GF4 Ti4200) na niezbyt wygórowanych ustawieniach zdarzało się mieć poważne problemy z utrzymaniem rozsądnej liczby klatek na sekundę, szczególnie w sytuacjach, w których startowało się na jednej z gorszych pozycji, przez co na ekranie widać było niemal wszystkie pozostałe bolidy. W obliczu tych utrudnień dziwi też nieco kiepski model dorysowywania szczegółów na pojazdach. Startujące w wyścigu bolidy wzbogacane są dodatkowymi teksturami dopiero wtedy, gdy sterowany przez nas samochód zdecydowanie się do nich zbliży. O wiele lepiej wypadają same tory oraz otaczające je obiekty (w szczególności publiczność). Na plus należy również zaliczyć dobrze oddane poczucie ogromnych prędkości, z którymi poruszają się bolidy NASCAR. SimRacing wypada pod tym względem niewiele gorzej od hardcore’owego GTR-a i nieco zapomnianego już IndyCar Series. Oprawa dźwiękowa gry stoi na wysokim poziomie. Jedynym elementem, do którego mógłbym się przyczepić, jest zrealizowany w telewizyjnym stylu start do każdego wyścigu. Wysłuchiwanie zakończenia amerykańskiego hymnu narodowego znudziło mi się już przy rozpoczynaniu drugich zawodów a przez dalsze dni testowania gry zaczynało coraz bardziej irytować. Tyle chociaż dobrze, że świetnie oddano głosy startujących w zawodach sportowych maszyn.
NASCAR: Sim Racing nie jest w pełni udanym tytułem, który mógłby zastąpić powoli starzejące się propozycje Papyrusa. EA wykonało zdecydowany krok w stronę symulacji, który w moim osobistym przekonaniu mógłby być jednak nieco większy. Grę wypadałoby również bardziej dopracować. Z całą pewnością można jednak stwierdzić, iż po typowo arcade’owym NASCAR Thunder 2004 najnowszej propozycji EA Sports miłośnicy realistycznych rozwiązań nie muszą się już obawiać. Miejmy również nadzieję, iż seria pójdzie w kierunku symulacji, gdyż na opisywanej ścigałce zabawa z pewnością się nie zakończy. Zakupione przez producenta licencje obowiązują do 2007 roku i na pewno czas ten zostanie należycie wykorzystany.
Jacek „Stranger” Hałas
PLUSY:
- możliwość dostosowania poziomu realizmu gry do własnych upodobań;
- rozbudowany i ciekawy tryb kariery;
- poczucie prędkości;
- rozbudowane opcje konfiguracji ustawień bolidu.
MINUSY:
- niedopracowany silnik graficzny;
- brak tutoriala lub jakiegokolwiek trybu treningowego;
- niepełne licencje.