Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 5 września 2002, 10:53

autor: Jacek Hałas

Mobile Forces - recenzja gry

Mobile Forces to kolejna gra akcji wykorzystująca osławiony engine Unreal’a. Jest to taktyczny shooter wojenny, w którym gracze mogą siać zniszczenie nie tylko za pomocą broni ręcznej lecz również wykorzystując całą gamę uzbrojonych po zęby pojazdów.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Czy wyobrażaliście sobie kiedyś połączenie niektórych elementów „GTA 3” i „Unreal Tournament”? Nawet jeśli nie to z pewnością już sam pomysł skonstruowania takiej hybrydy wydaje się bardzo ciekawy. Pytanie to zadałem nieprzypadkowo albowiem taki właśnie chce być „Mobile Forces”, którego przyszło mi zrecenzować. Brakuje mu co prawda baaardzo wiele do idealnego połączenia aczkolwiek wykonanie gry jest na tyle poprawne aby fani obu wspomnianych wcześniej hitów znaleźli tu coś dla siebie. Przyjrzyjmy się jej więc nieco bliżej.

Pierwsze chwile spędzone z grą wydają się nieco dziwne. Pomimo dość rozbudowanego trybu singleplayer gra nie została zaopatrzona w jakikolwiek wątek fabularny. Mamy tu tylko dwie drużyny, które ścierają się ze sobą na kolejnych planszach. Być może niektórzy z czytających zarzucą mi w tym momencie, że to w końcu FPP na kształt „Unreal Tournamenta” i fabuły mieć nie musi ale nawet wspomniana przed chwilą gra ją miała, co prawda szczątkową ale jednak (intergalaktyczny turniej). Dla mnie osobiście brak fabuły jest jednym z najpoważniejszych minusów w grze, przypuszczam jednak, że dla miłośników fragowania nie będzie to istotny szczegół :-)

Dalej jest już jednak znacznie lepiej. W menu głównym mamy do wyboru zabawę singleplayer lub „w Sieci”. Autorzy postarali się w ten sposób aby i osoby nie posiadające połączenia modemowego mogły sobie komfortowo pograć. Tryb singleplayer składa się z misji oraz Skirmisha. W zamian za wykonywane misje otrzymujemy punkty, które potrzebne są do odkrywania kolejnych poziomów (początkowo mamy do wyboru tylko jeden etap a docelowo będzie ich jedenaście). Skirmish polega natomiast na niczym nie skrępowanej walce i stanowi świetną rozgrzewkę przed partyjkami z żywymi osobnikami.

Największą innowacją gry firmy Rage jest wprowadzenie pojazdów do rozgrywki. Tak tak, odpadają kilkukilometrowe wycieczki w kierunku bazy wroga czy wyszukiwanie miejsc do prowadzenia bezpiecznego ognia. Teraz wystarczy wskoczyć do takiego mocno opancerzonego czołgu i (prawie) nic nam nie straszne! W grze pojawiają się cztery typy pojazdów. Malutki pojazd buggy świetnie nadaje się do szybkich wypadów na bazę wroga ale w starciu z rakietnicą czy nawet karabinem maszynowym nie ma najmniejszych szans. Dlatego dobrze jest „zabrać” ze sobą pasażera, który okupując specjalne stanowisko w okolicach bagażnika auta może prowadzić dodatkowy ogień. O wiele lepszy jest pod tym względem hummeropodobny łazik. Jego pancerz spokojnie wytrzyma serię z karabinu maszynowego a nawet działka Vulcan. Poza tym może zabrać kilku pasażerów. W zależności od sytuacji możemy wybrać miejsce siedzące tuż koło kierowcy bądź też jeden z dwóch otworów na dachu (wtedy również bez żadnych obaw można prowadzić ostrzał z takiej wyrzutni rakiet). Miniczołg jest najcięższym pojazdem w całej grze. Bez problemu wytrzymuje uderzenie pocisku z wyrzutni rakiet a nawet pełną serię z działa Vulcan! Poza tym może zabrać jedną osobę na dach, która nie jest już niestety chroniona przed pociskami przeciwników. Pojazd ten jest również najwolniejszy z całej stawki tak więc nadaje się głównie do przemyślanych ataków na bazę wroga bądź też wyczekiwania tuż przed nią na błąd przeciwnika. I wreszcie ciężarówka. Jest nieco szybsza od czołgu ale pod względem pancerza jest już znacznie gorsza. Największą zaletą ciężarówki jest natomiast możliwość zabrania całego teamu i przewiezienia np. do punktu, który musimy w danej misji chronić. Oczywiście pasażerowie mogą prowadzić ogień w czasie jazdy ale wyłącznie z prostych karabinków maszynowych. I to tyle! Niestety, mamy zaledwie te cztery pojazdy. Urozmaicone, to fakt, ale jednak za mało. Przydałoby się chociaż po kilka odmian tych samych wozów, np. Hummer-kabriolet ze stacjonarnym działkiem tuż za kierowcą... W trakcie misji przeważnie będziemy mieli do dyspozycji po jednym egzemplarzu każdego z tych wozów aczkolwiek zawsze po zniszczeniu ich w czasie akcji pojawią się po kilkunastu sekundach w wyznaczonym punkcie. W tym momencie ujawnia się również nieznaczne utrudnienie zabawy – jeżeli pozostawimy samochód w danym miejscu zbyt długo to najzwyczajniej rozleci się i ponownie pojawi przy własnej bazie, trzeba się więc zdecydować... Możemy za to korzystać z pojazdów stojących przy bazie wroga a także, co ciekawe, próbować się na nie dostać nawet wtedy gdy są w ruchu. Wtedy też możemy zlikwidować wrogiego kierowcę a wóz przejąć! Bardzo miła niespodzianka, nie powiem (z pewnością nie dla przeciwnika :-))

Autorzy gry „Mobile Forces” udostępnili aż osiem zróżnicowanych trybów zabawy. Najbardziej klasyczne spośród nich to Deathmatch oraz Capture the Flag i o ile pierwszy z wymienionych nie stanowi żadnego problemu o tyle drugi może początkującym graczom przysporzyć trochę kłopotów. Jak się już zapewne domyślacie należy w nim zdobyć flagę z bazy wroga i wrócić do swojej. Żeby jednak nie było zbyt łatwo aby zaliczyć punkt należy jednocześnie obronić swoją flagę gdyż powrót do pustej bazy nic nie zdziała. O ile podczas walki z botami da się to jeszcze przełknąć o tyle podczas starć z żywymi osobnikami trzeba będzie podzielić się na dwie grupy. Squad Deathmatch jest bardzo zbliżony do tradycyjnego z tą różnicą, że w starciach biorą udział całe drużyny. Podczas zabawy w trybie dla pojedynczego gracza staje się on przez to znacznie prostszy albowiem nie musimy już walczyć ze wszystkimi na planszy. Tryb ten nie jest niestety pozbawiony wad. Sterowane przez komputer boty można bardzo łatwo oszukać, wystarczy zgarnąć taki czołg i krążąc wokół jego bazy rozjeżdżać wybiegających ze środka przeciwników... Tryb Captains to z kolei pojedynki kapitanów obu drużyn. Osoba taka jest wyznaczana na początku rozgrywki. Zadaniem drużyn jest pozbycie się obcego kapitana ustaloną ilość razy. Holdout polega natomiast na zdobyciu oraz utrzymywaniu określonego miejsca na planszy (przez kilka minut). Jest to jeden z niewielu rodzajów zabawy, w których pojazdy raczej się nie przydadzą (użyjemy ich jedynie do udania się w chronione miejsce), o wiele ważniejsze okazuje się poznanie planszy i jak najlepsze ustawienie swoich ludzi tak żeby z powodzeniem mogli odpierać ataki wroga. W trybie Detonation mamy dwa zasadnicze zadania do wykonania: zabranie urządzenia detonującego i udanie się z nim do wyznaczonego miejsca w bazie wroga. Naturalnie na mapie jest tylko jeden taki przyrząd i po jego zdobyciu należy bronić przed atakami wroga, człowieka, który ma go przy sobie (tym bardziej, że jest widoczny na podręcznej mapce). Safecracker, jak sama nazwa wskazuje, polega na włamaniu się do sejfu, zabraniu skarbu, który się w nim znajduje i zwróceniu go do własnej bazy. W tym akurat przypadku obie drużyny mają różne cele misji, w trakcie gdy jedna z nich próbuje włamać się do sejfu (ma on specjalny wskaźnik armor) drugi z teamów broni go. Rozgrywka kończy się wtedy gdy zdobyty przedmiot udało się ukraść bądź też po upływie wyznaczonego czasu (na wykonanie „misji” mamy zazwyczaj kilka minut). I wreszcie Trailer. Najpierw musimy dotrzeć do łazika z doczepioną bombą a następnie zawieźć go do wrogiej bazy. Nie ma on niestety zbyt mocnego pancerza a więc trzeba mu zapewnić należytą ochronę, dodatkowym obciążeniem jest niemała przyczepka, która w ciężkim terenie w znaczący sposób utrudnia sterowanie pojazdem. Wszystkie te tryby zostały bardzo dobrze zrealizowane. Znajdą tu coś dla siebie zarówno maniacy „zwykłego” fragowania jak i osoby spragnione nowych doznań. Mnie osobiście najbardziej spodobały się tryby Trailer oraz Captains, pierwszy z nich jest wprost stworzony do zabawy singleplayer a drugi wręcz odwrotnie.

Autorzy udostępnili nam 11 plansz. W trybie multiplayer mamy je od razu dostępne, w trakcie zabawy singleplayer musimy je sobie stopniowo odkrywać. Plansze są dość zróżnicowane. O ile pierwsze poziomy przypominają jeszcze niektóre gry sieciowe o tyle te następne są już bardziej oryginalne. Mamy tu między innymi centrum handlowe połączone z piętrowym parkingiem, westernowe miasteczko, wyniszczone od nieustannych walk getto, lotnisko, polarną stację badawczą a nawet tartak w lesie! Niektóre z plansz są stosunkowo małe i nadają się bardziej do fragowania, inne z kolei (jak np. baza polarna) są ogromne i wymagają odbycia dość dużej drogi do bazy przeciwnika. Ogromnym atutem plansz jest możliwość wypełniania celów misji zarówno w pojazdach jak i na nogach. Aby nie trzeba było pedałować co najmniej kilka kilometrów na mapkach pojawiają się liczne skróty (pojazdy się do nich nie zmieszczą). Pochwalić należałoby również ogólną architekturę poziomów. Znajdą tu coś dla siebie zarówno snajperzy jak i osoby lubiące grać z ukrycia (na planszy z tamą możemy na przykład chodzić podziemnymi tunelami!). Warto również dodać, iż każda z mapek posiada swój własny klimat tak więc przez długi czas nie odczuwamy stosunkowo niewielkiej liczby plansz.

W grze pojawiają się oczywiście sterowane przez komputer boty. Nic złego na ich temat nie mogę powiedzieć. Komputerowi przeciwnicy zachowują się w miarę logicznie. Nie ma się co w końcu dziwić, gra bazuje przecież na „Unreal Tournament” a w tamtej grze AI botów stało na bardzo przyzwoitym poziomie. Dodatkowym atutem „Mobile Forces” jest możliwość wydawania im prostych poleceń, jak np. broń własnej bazy, atakuj przeciwnika a nawet improwizuj! Boty w wielu sytuacjach potrafią zaskakiwać trafnymi reakcjami ale zdarzają się im też małe potknięcia. W planszy z tartakiem mają mianowicie niechlubną tendencję wpadania do wody. Ogólnie jednak oceniam je bardzo pozytywnie, jeśli porównalibyśmy ich AI z innymi grami sieciowymi to z pewnością znalazłyby się w ścisłej czołówce.

Arsenał broni w grze Rage to przede wszystkim znane, sprawdzone giwery. Mamy tu oczywiście przeróżne pistolety, karabiny maszynowe oraz snajperskie czy też wyrzutnie rakiet. Każda z broni ma dwa różne tryby strzału, tryb alternatywny w ogromnej ilości przypadków jest skierowany do postaci snajperów. Największą ciekawostką w grze jest wprowadzenie do zabawy działka Vulcan! Możemy z niego prowadzić ogień wyłącznie wtedy gdy je rozstawimy a trwa to kilka dobrych sekund. Wtedy jednak możemy być raczej spokojni gdyż jego siła ognia w wielu momentach zrównuje się chociażby z taką wyrzutnią rakiet. Pomimo tego nadaje się raczej do zabijania ludzi, strzelanie do pojazdów nie przynosi już tak dużych efektów. Przed wyruszeniem na misję musimy się oczywiście dozbroić, nie da się zabrać wszystkiego naraz. W każdej chwili możemy się również dozbrajać a po śmierci wszystko zaczyna się od nowa.

„Mobile Forces” pracuje na nieznacznie zmodyfikowanym silniku „Unreal Tournament”. Nie jest on już co prawda pierwszej młodości aczkolwiek gra wcale nie wygląda kiepsko. Co więcej, dzięki firmie Rage niektóre jego elementy prezentują się znacznie lepiej niż miało to miejsce w oryginale. Ulepszono na przykład efekty świetlne a także animacje przeciwników. Zachowują się oni w miarę naturalnie aczkolwiek niektórych graczy mogą na przykład denerwować nienaturalne skoki ale to już specyfika gier sieciowych. Świetnie prezentują się również pojazdy. Widać, że pracowała nad nimi ta sama osoba, która przygotowała modele wozów do słynnego „GTA 3”. Widzimy pracujące resory czy siedzących w środku pasażerów. Przyczepiłbym się natomiast do niezbyt realistycznego wyprowadzania pojazdów z poślizgów a nawet dachowań. Samochód zawsze staje na czterech kołach, brakuje również uszkodzeń. Jedyne co możemy zniszczyć to koła, które i tak po pewnym czasie w magiczny sposób się reperują. Ciekawostką jest natomiast możliwość zniszczenia auta jedną celną serią, wystarczy odpowiednio przymierzyć w bak paliwa. Oprawa dźwiękowa odstaje trochę od reszty, niestety na minus. Okrzyki botów zdecydowanie zbyt często się powtarzają, po pewnym czasie mamy więc wrażenie pojedynkowania się z komputerem a nie imitacją żywej osoby. Szkoda również, że taki łazik i czołg mają prawie identyczny odgłos silnika. Brakuje również odgłosów świata a także muzyki (w zupełności wystarczyłyby utwory podobne do tych z „UT”).

A jak się w to gra? Na pierwszy rzut oka gra mocno przypomina „Unreal Tournament”, na którym się w końcu wzoruje jednakże po kilku dniach spędzonych nad nią wydała mi się znacznie ciekawsza od pierwowzoru. Przede wszystkim jest to zasługa bardzo zróżnicowanych trybów zabawy. Wprowadzenie pojazdów do rozgrywki tylko ją uatrakcyjniło, w żadnym razie nie jest to próba stworzenia oryginalnej gry „na siłę”...

Niestety lepsza grafika pociąga za sobą wyższe wymagania sprzętowe. Gra firmy Rage potrzebuje co najmniej Pentium III 700-800MHz oraz dobry akcelerator 3D (minimum GF2MX). 128MB RAM to absolutne minimum, aby móc nacieszyć się rozgrywką bez natrętnego doczytywania co parę sekund powinniśmy się zaopatrzyć w co najmniej dwa razy tyle pamięci.

„Mobile Forces” to moim zdaniem najlepszy jak dotąd produkt wzorowany na „Unreal Tournament”. W wielu miejscach przewyższa on nawet swojego mistrza aczkolwiek do pełni szczęścia zabrakło kilku szczegółów. Razi przede wszystkim brak fabuły, autorzy mogliby również zaopatrzyć swoją grę w lepszą ścieżkę dźwiękową a także więcej map. To już jednak żaden problem. Przypuszczam, że to jedynie kwestia czasu aby i do tej gry zaczęły powstawać atrakcyjne MOD-y. O dziwo, jak na produkcję skierowaną raczej do zabaw sieciowych, ma bardzo rozbudowanego singleplayera. Polecam ją więc maniakom fragowania na wszelkie możliwe sposoby, którym „Unreal Tournament” zaczyna się już powoli nudzić...

Jacek „Stranger” Hałas

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...