Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 28 stycznia 2004, 11:16

autor: Adrian Napieralski

Lock On: Modern Air Combat - recenzja gry

Lock On: Modern Air Combat to następca słynnego symulatora rosyjskich myśliwców – Flanker 2.0. Tym razem autorzy zdecydowali się umożliwić graczom wypróbowanie również i kilku dzieł amerykańskiej myśli konstrukcyjnej.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Lock On: Modern Air Combat, nowy symulator wojskowych samolotów, dzięki szumowi medialnemu jaki zgromadził wokół siebie z pewnością stał się jedną z gier, które dla niektórych stają się klasyką bądź legendą, jeszcze zanim trafią na półki sklepowe. Wielbiciele symulacji lotniczych regularnie karmieni byli licznymi kilkuminutowymi filmami wypływającymi z Ubi Softu, przedstawiającymi krótkie, bardzo efektowne sceny z samej gry, co tylko podgrzewało atmosferę wokół produkcji i rodziło dziesiątki pytań w głowach przyszłych nabywców. Tego typu działania marketingowe są jednak bronią o dwóch ostrzach – wprawdzie doskonale pobudzają apetyt czekających na premierę fanów, ale jednocześnie powoduje to, że oczekiwania stają się wyższe, a kupujący stawiają produktowi barierę, której czasami nie może on przeskoczyć. Jak wyglądało to w przypadku Lock On?

Wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie polityka Ubi Softu, wydawcy gry. Chcąc zdążyć z premierą na święta, niejako zmusił on twórców do szybszego zakończenia prac, przez co na rynek trafił produkt – nie bez przesady – pełen niedoróbek. Oczywiście nie były to jakieś rażące błędy uniemożliwiające zabawę, większość z nich była jednak zauważalna na pierwszy rzut oka przez doświadczonych graczy, a o ich skali świadczy patch, którego lista poprawek po wydrukowaniu zajmuje ponad trzy strony. Czy Lock On spełnił oczekiwania nabywców? Mimo wszystko myślę, że tak. Na nowy symulator Ubi Softu czekali przede wszystkim fani poprzedniego, bardzo realistycznego symulatora – Flanker 2 (i kolejnych jego modyfikacji). O ile jednak Flanker 2 umożliwiał latanie wyłącznie tytułowym samolotem (oraz w późniejszej odsłonie – MiG-iem 29), o tyle Lock On zwiększa liczbę dostępnych maszyn do ośmiu i nie ogranicza nas jednocześnie do samolotów produkowanych w Rosji. Tym razem w hangarze stoją zarówno samoloty amerykańskiej produkcji, czyli F-15C Eagle oraz A-10A Warthog, jak również rosyjskie Su-27 Flanker, Su-33 Flanker D, który startuje z lotniskowca Kuźniecow, Su-25 Frogfoot oraz trzy MiGi 29 – dwie wersje rosyjskie oraz niemiecka.

Po uruchomieniu program wita nas typowym menu (swoją drogą, chyba minęły już czasy, kiedy symulatory witały nas efektownym intro), umożliwiającym natychmiastowy lot wybranym samolotem (w konfiguracji bojowej), trening, pojedyncze misje, kampanie oraz dwa edytory misji (pierwszy, to edytor typowego dogfightu, drugi pozwala szczegółowo opracować misję). Kiedy już przeczekamy te kilkadziesiąt sekund ładowania się gry, oczom naszym ukazuje się jeden z najbardziej plastycznych sposobów przedstawienia terenu, z jakim mieliśmy do czynienia w symulacjach lotniczych. Jako że akcja gry umiejscowiona jest nad Krymem i Kaukazem, zobaczymy zarówno pięknie wymodelowane góry jak i niezwykłą wodę, w której odbijają się promienie słońca. Jest to dokładnie ten sam teren nad którym było nam dane latać we Flankerze, różnica w wykonaniu jest jednak porażająca. Podejrzewam, że podobnie jak ja, większość wirtualnych lotników rozpoczyna swoją przygodę z nowym symulatorem od wyskoczenia z kabiny i obejrzenia maszyny z zewnątrz. Dostępne w grze samoloty prezentują się wprost fantastycznie i nie dotyczy to tylko samolotów którymi możemy latać – pozostałe obiekty dopracowane są z równie zadziwiającą precyzją. Co więcej, od razu zauważamy, że świat wokół nas żyje własnym życiem – na lotnisku jeżdżą pojazdy, startują i lądują samoloty, szkoda tylko, że wszystko to jest zaskryptowane, wygląda zawsze tak samo i nie wynika z zapowiadanej wcześniej dynamicznej kampanii, w której losy walczących sił mogą zmieniać się na różne sposoby.

Każdy z dostępnych samolotów jest w realistyczny sposób wymodelowany i pomalowany (no, może za wyjątkiem niemieckich MiG-ów 29, które na chwilę obecną nie istnieją, bo trafiły do... Polski) i posiada zgodny z rzeczywistością kokpit. Kabiny wykonane są wprost wspaniale, widać w nich wszelkie dostępne w rzeczywistości elementy, a spojrzenie w bok może zaskoczyć nas takimi detalami jak efekt załamującego się na owiewce kabiny światła, czy różne pęknięcia i zabrudzenia. Drobiazg, a bardzo, bardzo cieszy. Również warstwie dźwiękowej programu nie można nic zarzucić. Doskonale brzmią silniki samolotów, zwłaszcza kiedy je uruchamiamy. Od wysokich tonów pracującego silnika, po pomruk włączonych dopalaczy – wszystko brzmi tutaj dokładnie tak, jak powinno, włącznie z wiernie odzwierciedlonymi sygnałami ostrzeżeń, czy tzw. Betty, czyli głosowym systemem ostrzegającym pilota przed rozmaitymi nieprawidłowościami. Co ciekawe, Betty przemówi do nas po angielsku, rosyjsku i niemiecku. W warstwie dźwiękowej jest wszystko co być powinno i ani grama więcej.

Kiedy już napatrzymy się na nasz samolot i otaczający go świat, zechcemy z pewnością wreszcie nim polecieć. I tutaj wiele osób spodziewających się prostej i efektownej zabawy, może doznać zawodu. Lock On jest programem naprawdę trudnym i wymaga zarówno dokładnego przeczytania instrukcji obsługi (która niestety istnieje tylko w wersji elektronicznej na CD. Signum temporis? Z pewnością, ale czy tak jest wygodniej?), jak i długiej praktyki. Jeśli ktoś wierzy, że bezproblemowo za pierwszym razem wystartuje samolotem, zniszczy wrogie cele i wyląduje, może się srogo zawieść. Model lotu jest znakomity (choć są wyjątki – dlaczego tak trudno wpaść w płaski korkociąg?), ale ten jego realizm pociąga za sobą przymus doskonałego poznania awioniki samolotu. Mnogość trybów radaru, błyskających tu i ówdzie kolorowych światełek i niewiele mówiących początkującym sygnałów dźwiękowych może wprawić w zakłopotanie. Naprawdę nie jest łatwo, ale godziny spędzone na nauce obsługi, Lock On wynagrodzi nam sowicie. Warto skorzystać na początek z opcji treningu, który mi jednak niezbyt przypadł do gustu. Ma on bowiem charakter mało dynamicznych wykładów w kabinie pilota, których możemy tylko słuchać i obserwować, bez możliwości jakiejkolwiek interakcji. Samolot wtedy prowadzony jest ręką instruktora, a kiedy postanowimy przejąć stery, by wypróbować to, co przed chwilą zaobserwowaliśmy, okaże się, że nie można wrócić do przerwanego wykładu i należy wszystkiego wysłuchać od początku. Niezbyt to dobrze przemyślane, moim zdaniem. Generalnie naukę sugerowałbym rozpocząć do zwykłego polatania od lotniska do lotniska. Co z tego, że wspaniale opanujemy strzelanie do wrogich maszyn, kiedy jedyną umiejętnością bezpiecznego znalezienia się na ziemi będzie nie lądowanie, a katapultowanie się? Swoją drogą brakuje trochę trybu „free flight”, gdzie nie niepokojeni przez wroga możemy znaleźć się dowolną maszyną na lotnisku. Tryb „Fly!”, czyli szybkie przejście do maszyny lokuje nas razu w powietrzu, a więc zrealizowanie takiego swobodnego startu z lotniska bez uzbrojenia wymaga już zabawy edytorem misji. Na plus z kolei przemawia fakt, że nie musimy uczyć się obsługi wszystkich dostępnych maszyn i na początek wystarczy skupić się na jednej. Zmiana samolotu nie jest bowiem tak oczywista i prosta, jak mogłoby się wydawać – samoloty różnią się przeznaczeniem i wyposażeniem, a wykute na pamięć tryby radaru w F-15, niewiele nam się przydadzą po przesiadce na Su-27.

Oczywiście prosto jest przesiąść się z Su-27 na Su-33, gdyż to jego morska wersja rozwojowa, czy na MiG-a 29; w uderzeniowym Su-25 także znajdziemy wiele znajomych przyrządów. Ten ostatni samolot notabene, to spore wyzwanie – konstrukcja to bowiem dość wczesna i posiada tyle zaawansowanej elektroniki, co radziecka Wołga. Nie znajdziemy w nim nawet znanego powszechnie HUD-u. Jeśli chodzi o samoloty amerykańskie, to zamienne latanie F-15 i A-10 nie jest zbyt proste. Jeśli jesteśmy przy samolotach – razi mnie odrobinę biegunowość doboru maszyn amerykańskich – ot, uderzeniowy tylko i wyłącznie A-10 oraz wyłącznie przechwytujący F-15C. Brakuje tutaj trochę łączącego je ogniwa (jak MiG-29, mogący spełniać w pewnym stopniu obie funkcje). Myślę że dobrym przykładem byłoby wprowadzenie F-15E Strike Eagle. Zbudowany na płatowcu F-15C, nie wymagałby aż tak wiele pracy ze strony projektantów modeli w grze.

Kiedy opanujemy już latanie jedną z maszyn w stopniu umożliwiającym skuteczne podjęcie walki z przeciwnikiem, możemy wybrać albo pojedynczą misję (po 5 misji na maszynę) albo kampanię. Tutaj jednak pojawia się ponowne rozczarowanie – dlaczego nie ma dostępnych kampanii dla wszystkich rodzajów maszyn? MiG-29 oraz Su-33 nie doczekały się swojej kampanii, co zmusza nas ponownie do samodzielnego projektowania misji, bądź cierpliwego oczekiwania na jakieś dodatkowe kampanie. Poważny błąd!

Lock On: Modern Air Combat jest programem wymagającym niezwykle mocnego sprzętu. Minimalne, wskazywane przez producenta wymagania, to procesor klasy Pentium III czy Athlona 800 MHz, 256 MB pamięci RAM, oraz karta graficzna 32 MB. Uruchomienie symulatora na takiej konfiguracji spowoduje jednak, że bezsilnie będziemy gryźć zaciśnięte pięści, a jedyną metodą na uzyskanie płynnego obrazu będzie znacząca redukcja poziomu wyświetlanych detali, co nie pozostanie bez wpływu na wygląd znakomitego terenu, w którym przyjdzie nam latać. Lock On dostał zadyszki nawet na sprzęcie z procesorem Athlon 1800+, 1 GB pamięci RAM i kartą Radeon 9700PRO w rozdzielczości 1024x768 pikseli. Wydaje się, że Eagle Dynamics, grupa tworząca program, mogła jeszcze popracować nad optymalizacją, gdyby oczywiście wydawca zagwarantował odpowiednie środki i czas. Oprócz mocnego komputera do bezstresowego latania przyda się także porządny joystick. Grzybek sterowania widokami oraz przepustnica, to oczywiste minimum, o którym nie trzeba nawet wspominać. Joystick bogatszy w liczbę dostępnych przycisków można skonfigurować do wygodniejszej obsługi samolotu, co w ogniu walki może mieć niebagatelne znaczenie, a dzięki Force Feedback, poczujemy ile siły należy czasami włożyć w sterowanie takimi maszynami. Mając dostęp do sieci lokalnej czy internetu, możemy pokusić się także o uruchomienie trybu multiplayer, co w połączeniu ze sporymi możliwościami wbudowanego edytora pozwoli przeżyć niezapomniane chwile, kiedy będziemy celować w samolot prowadzony przez człowieka, bądź lecieć z nim skrzydło w skrzydło przeciwko siłom wroga. Wspomniany przed chwilą edytor znacznie wzbogaca walory gry (w przypadku braku kampanii dynamicznej, tworzenie dodatkowych misji jest w zasadzie jedynym sposobem na przedłużenie jej żywotności) i pozwala on stworzyć praktycznie dowolną sytuację bojową w dostępnym teatrze działań. Zestawianie sojuszy poszczególnych państw oraz intuicyjność obsługi pozwoli na stworzenie nie tylko prostej misji, w której uczestniczyć będzie kilka obiektów, ale także ogromnej bitwy na ziemi, lądzie i w powietrzu. Co ciekawe, tworzyć możemy nie tylko pojedyncze misje, ale cały ich ciąg połączony w jedną kampanię. Jeśli brakuje nam sił twórczych, poczekajmy na misje stworzone przez innych, które pojawią się w internecie.

Lock On: Modern Air Combat jest bez wątpienia programem wybitnym i niezwykle realistycznym symulatorem lotu. Kiedy tylko opanujemy początkowe zniechęcenie wynikające z przymusu przebicia się przez instrukcję obsługi (na marginesie dodam, że gra nie zawiera pełnej instrukcji, a takowa, licząca ponad 300 stron, dostępna jest za opłatą ze strony producenta i kosztuje 15 dolarów w wersji elektronicznej do ściągnięcia oraz 40 (!!) dolarów w wersji papierowej! Ładnie to tak, Panowie?!), zagłębimy się bez reszty w konflikt nad Krymem i będziemy czerpać już tylko samą przyjemność obcowania z tą niesamowitą grą. Zatwardziali fani hiperrealistycznego latania F-16 w grze Falcon 4, czy ortodoksyjni wielbiciele Flankera i tak będą psioczyć na Lock On, ale dla reszty pozostaje on na dzisiaj najlepszym symulatorem współczesnych samolotów wojskowych, jakie dostępne są obecnie na rynku.

Adrian „Red Scorpion” Napieralski

Recenzja gry MechWarrior 5 Clans - dla fanów uniwersum BattleTech ta gra jest jak gwiazdka
Recenzja gry MechWarrior 5 Clans - dla fanów uniwersum BattleTech ta gra jest jak gwiazdka

Recenzja gry

MechWarrior 5: Clans zapowiadał powrót serii do motywów, które stanowiły o jej świetności w połowie lat 90. XX wieku. O grze było jednak dość cicho przed premierą, co wzbudzało moje obawy. Czy studio Piranha Games stworzyło w końcu tytuł godny przodków?

Recenzja gry Expeditions: A MudRunner Game - stop, panie kierowco, proszę dmuchnąć w QTE
Recenzja gry Expeditions: A MudRunner Game - stop, panie kierowco, proszę dmuchnąć w QTE

Recenzja gry

Expeditions: A MudRunner Game to powolna jazda w terenie dla cierpliwych kierowców. Świetną mechanikę jazdy ze SnowRunnera opakowano tu jednak w nudną otoczkę ekspedycji naukowych, które głównie irytują prymitywnymi minigrami.

Recenzja gry House Flipper 2 - kreatywna przygoda z duszą
Recenzja gry House Flipper 2 - kreatywna przygoda z duszą

Recenzja gry

Tytułowe "flippowanie" domów to tylko część atrakcji oferowanych przez najnowszą grę studia Frozen District, część wcale nie najważniejsza. House Flipper 2 zaskoczył mnie bowiem osobistym podejściem do tematu.