autor: Bolesław Wójtowicz
KISS Psycho Circus: The Nightmare Child - recenzja gry
Świetna muzyka, psychodeliczne klimaty, ale jak się w nią gra? Odpowiedź znajdziecie w naszej recenzji.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
W czasach dla wielu z Was zamierzchłych, czyli w latach siedemdziesiątych, epoce dzieci kwiatów, bardzo trudno było wybić się na rynku muzycznym. Różne zespoły chwytały się czasami bardzo oryginalnych metod by zaistnieć chociaż na chwilę. Jednym z takich zespołów była grupa o wyjątkowo sympatycznej, i zupełnie nie pasującej do wizerunku zespołu, nazwie: KISS.
Twarze wymalowane w przerażające maski, dziwne stroje naszpikowane kolcami i wysokie buty na gigantycznych obcasach – któż nie zapamięta takiego zespołu, chociażby po jednokrotnym obejrzeniu ich występu? A ponieważ chłopaki do tego naprawdę umieli grać i na koncertach dawali rzeczywiście niezły show, szybko zdobyli olbrzymią popularność na całym świecie.
Ale jak to w życiu bywa, wszystko co dobre szybko się kończy i na początku lat osiemdziesiątych zespół przestał okupywać czołówki list przebojów i z czasem zawiesił działalność, przechodząc do historii jako jedna z najbardziej oryginalnych grup muzycznych grających dobrego, ostrego rocka, jakie pojawiły się na estradach świata.
Druga połowa lat dziewięćdziesiątych sprzyja reaktywowaniu się zespołów, które triumfy święciły w latach siedemdziesiątych. Na trasy ruszyły Deep Purple, Jethro Tull, a nawet Czerwone Gitary ;), dlaczego więc nie Kiss? Ale by ofensywa w mediach była naprawdę znacząca i o nowej ich płycie usłyszeli nie tylko staruszkowie pamiętający występy grupy w latach siedemdziesiątych, chłopaki postanowili uderzyć na różnych frontach. A jak najłatwiej dotrzeć w dzisiejszych czasach do młodzieży? Wiadomo, poprzez Internet i gry komputerowe.
I tak oto powstała gra pt. KISS Psycho Circus: The Nightmare Child.
W wielkiej bitwie Czterej Którzy Są Jednością pokonali Króla Koszmarów. Ten, umierając, rzucił klątwę, że zostanie pomszczony przez swojego następcę, który zjawi się na Ziemi pod postacią dziecka. I oto czas jego pojawienia się powoli nadchodzi.
Pech chciał, że nasza dzielna Czwórka gdzieś straciła w międzyczasie swoją moc, a bez nich świat skazany jest na zagładę. Ktoś więc będzie musiał im pomóc pozbierać pogubione fragmenty magicznych zbroi, gdyż dopiero wówczas nasi bohaterowie znowu będą mogli stać się Jednością i wspólnie wystąpić przeciwko złu.
I tu pojawiasz się ty, drogi graczu. Sterując postaciami o pięknie brzmiących nazwach własnych: Celestial, BeastKing, StarBearer i Demon, odpowiadającymi każdemu z czterech członków grupy Kiss, kierując się dobrymi radami czarownicy o ptasim imieniu Raven, przemierzasz olbrzymie światy w poszukiwaniu zaginionych fragmentów zbroi. A kiedy już Ci się to uda, wstąpisz do świata piątego, by zmierzyć się z Koszmarnym Dzieckiem.
Tyle fabuła. Zakręcona? Tak może się wydawać, ale przestanie Cię to dziwić, jeśli posłuchasz tekstów piosenek zespołu Kiss z ich starszych płyt. A zresztą w ilu grach z gatunku FPP fabuła ma jakiekolwiek znaczenie?
A o co tak naprawdę chodzi w tej grze? O nic więcej jak tylko o klasyczną nawalankę, o dostarczenie nam dużej dawki pozytywnie działającej adrenaliny i rozładowanie emocji dnia codziennego przed ekranem monitora, a nie na ulicy.
W tej grze nie będziecie musieli zastanawiać się gdzie znaleźć klucz, który otworzy tamte drzwi lub jak dostać się po parapecie do zamku. Tutaj wszystko jest aż banalnie proste, droga tylko jedna, a te nieliczne zagadki, które wymyślili twórcy gry, rozwiązujesz wręcz w niezauważalny sposób. Tutaj myślenie możesz wyłączyć, tu liczy się tylko i wyłącznie sprawność i siła fizyczna, a jeszcze bardziej dobra broń w ręku.
Gra oparta jest na wydawanym w Stanach Zjednoczonych komiksie, dla którego znowuż inspiracją były teksty zespołu. Dlatego też po uruchomieniu gry oglądamy naprawdę świetnie wykonane, komiksowe intro. Wówczas to Raven swoim nastrojowym (brrr...) głosem wprowadzi nas w fabułę gry.
Następnie wybieramy jedną z czterech postaci i ruszamy do boju. Ciekawie została wykonana prezentacja drogi, którą musimy przebyć. Kamera lotem wstecz przemierza teren, aż zatrzymuje się na naszym bohaterze. Możemy dzięki temu obejrzeć sobie kilka miejsc w których zastawiono na nas pułapki. Na szczęście (tylko dla kogo?) więcej pozostaje niewiadomą.
Pierwszą rzeczą, która mnie zaskoczyła w tej grze była... szafa grająca. Tak, stara, dobra, pamiętająca chyba lata pięćdziesiąte, szafa grająca. Taka jeszcze na czarne, winylowe single z dużą dziurą pośrodku. Zazwyczaj w grach taka szafa służy jako rekwizyt stojący gdzieś w rogu. Tutaj jest inaczej. Możemy do niej podejść i uruchomić ją. Wówczas krążek płyty opadnie i usłyszymy piosenkę. Czyją? Też pytanie. Rozlegną się ostre dźwięki rocka w wykonaniu zespołu... oczywiście że Kiss.
Takich muzycznych perełek w tej grze jest więcej. Muzyka pobrzmiewa nam nie tylko ze starych szaf. Niekiedy są to nowoczesne (wiecie, takie z lat osiemdziesiątych) magnetofony kasetowe pozostawione nie wiadomo przez kogo w najdziwniejszych miejscach.
Zresztą zespół jest tu widoczny wszędzie, nie tylko pobrzmiewa z głośników. Czasami są to plakaty informujące o koncertach, innym razem obrazy przedstawiające zarówno całą grupę, jak i poszczególnych jej członków zawieszone na ścianach korytarzy i ukrywające niejedną niespodziankę.
Wyruszyliśmy więc w nieznane w poszukiwaniu zagubionych fragmentów zbroi naszego bohatera. Aby to “nieznane” stało się odrobinę bardziej “znane”, opiszmy więc po jakich to mapach przyjdzie nam wędrować.
Ogólnie każdy z bohaterów pokonuje cztery etapy, każdy z nich podzielony został na trzy części, zaś na końcu wędrówki czeka boss. Każdy z etapów kończy się podsumowaniem naszych dokonań, gdzie uwidoczniona jest ilość pokonanych przez nas kilometrów oraz zniszczonych wrogów oraz kilka innych, mniej lub bardziej istotnych, statystyk.
Trzeba przyznać, że chłopaki odpowiedzialni za projekty poszczególnych plansz wykonali niezłą robotę. Niby nic rewelacyjnego, jakieś stare zamczyska, lochy, jaskinie, miasta, ale od czasu do czasu pojawiają się mapy z jakimi, przyznaję bez bicia, w grach jeszcze się nie spotkałem.
Co powiecie na przykład o wędrówce po bibliotece? Co w tym niezwykłego, zapytacie? Któż nie widział biblioteki? Niektórzy nawet kilka razy w niej byli, prawda? A jeśli dodam, że każda książeczka jest wielkości dziesięciopiętrowego wieżowca, a kiedy popatrzymy z półki w dół, to nie widać nawet podłogi? Brrr, można nabawić się lęku wysokości. A tu na dodatek trzeba jeszcze przedzierać się pomiędzy półkami, wspinać na książki i walczyć z różnego rodzaju potworkami wyłaniającymi się zza ich grzbietów.
Dodajmy do tego średniowieczne miasta, gdzie na ulicach rozpanoszyło się zło i robactwo wszelakie, domostwa niby sielskie, gdzie z kuchni i kominka wyłażą różnorakie paskudztwa, a ze strychu słychać upiorny chichot, i na koniec objazdowy cyrk, bardziej groźny niż śmieszny.
Nieeeee, wszystkich niespodzianek, które czekają podczas wędrówki nie zdradzę, gdyż przestanie Was ciekawić, co jeszcze możecie napotkać za rogiem i z jakim przeciwnikiem zmierzyć.
Jeszcze jako dziecko nigdy nie lubiłem cyrku i zawsze uczciwie to przyznawałem. Maska clowna częściej wywoływała u mnie przerażenie niż wybuch wesołości, a tresura zwierząt była dla mnie niczym innym jak tylko znęcaniem się nad nimi. Kiedy więc zobaczyłem z jakimi przeciwnikami przyszło mi walczyć w trakcie rozgrywki w The Nightmare Child, krew się we mnie zagotowała i z dziką pieśnią na ustach przystąpiłem do eksterminacji.
Przeciwników w tej grze jest naprawdę sporo i w niektórych przypadkach atakują całymi stadami. W większości są to jakieś zmutowane odmiany głowonogów, wyłaniających się z portali, i psów ziejących ogniem, ale od czasu do czasu pojawia się przeciwnik w cyrkowym ubranku. Raz będzie to clown mający zamiast nóg odwłok ogromnego pająka, innym razem cyrkowy siłacz z tarczą strzelecką na brzuchu lub przypominający dżina stwór na kole rzucający płomieniami. Pojawi się w tej grze także monstrualnych rozmiarów babcia, która rzuca w ciebie, i to dosłownie, mięsem. Możemy spodziewać się również ataków kogoś, kto ubrany w maskę jakiegoś niedorobionego ninja, stara się uprzykrzyć nam życie. Czasami gdzieś zza rogu wyłoni się mający tak na oko jakieś pięć metrów wzrostu stwór, którego matka natura wyposażyła w tonowe odważniki zamiast dłoni. A na końcu, jak to zazwyczaj bywa, czeka na nas jakiś cyrkowy boss, pokonanie którego dopiero wymaga nieludzkiego wysiłku.
Ilość i jakość przeciwników w znacznym stopniu zależy od poziomu trudności, który wybraliśmy na samym początku rozgrywki. Tychże stopni jest pięć, a ich nazwy mówią same za siebie: Lullaby, Daydream, Sleepless, Cold Sweet i Nightmare. W zależności od tego co wybierzesz, częściej lub rzadziej będziesz musiał używać opcji save and load. Dzięki Bogu, twórcy gry nie zrezygnowali z możliwości zapisu jej stanu w dowolnym momencie, co niestety jest teraz dość powszechną praktyką.
Na szczęście nie jesteśmy w walce z siłami zła zupełnie bezbronni. Ale zanim omówię uzbrojenie naszych walecznych bohaterów, kilka słów o interfejsie. Do tej pory w grach typu FPP najczęściej na ekranie widzieliśmy jedynie poziom naszego zdrowia i ilość posiadanej amunicji, ewentualnie rodzaj dostępnego uzbrojenia. No bo jakie jeszcze informacje mogłyby być nam potrzebne?
KISS Psycho Circus w tym przypadku nie odbiega wiele od swoich poprzedniczek. Na ekranie monitora mamy przedstawione w postaci kilku kolorowych ikonek rodzaj posiadanego uzbrojenia oraz zebrane już przez naszego bohatera fragmenty poszukiwanego wyposażenia. Nowością jest ikonka nazwana Clue, czyli wskazówka, w której na bieżąco ukazują się podpowiedzi, co mamy w danej chwili zrobić lub do czego służy znaleziony przedmiot. Wiecie, tak byśmy się nie zmęczyli myśleniem, czy te drzwi otworzyć kluczem, a beczkę zniszczyć, czy też może odwrotnie?
No dobra, żarty żartami, przejdźmy do rzeczy poważniejszych, czyli naszego arsenału.
Każdy z czterech bohaterów ma broń podstawową charakterystyczną tylko dla siebie, czy to będzie miecz czy też rękawica wyposażona w olbrzymie pazury. Oprócz tego każdy dysponuje bronią jednakową dla nich wszystkich. Jest to na przykład coś w rodzaju działka laserowego, machiny na pociski rozpryskowe lub też granatnika. Do tego wszystkiego dochodzi między innymi bat a la Indiana Jones, który służy zarówno do ataku, jak również możemy za jego pomocą przenosić się na wyższe piętra wszelakich budowli. Od czasu do czasu znajdziemy również pudełeczka z wyskakującym z niego pajacykiem, który w odpowiedni sposób użyty potrafi zrobić, oprócz głośnego “bum”, również sporo szkód i przykrości naszym wrogom.
Łącznie wszystkich broni jest dwanaście, a niektóre są tak wymyślne, że sposób ich działania pozostawię w tajemnicy, by nie pozbawiać Was radości, kiedy zobaczycie je w akcji.
KISS Psycho Circus pod względem grafiki jest grą naprawdę świetną. Nie ma tu jakiś specjalnych graficznych wodotrysków, za to jest rzetelnie wykonana praca na najwyższym poziomie. Grę oparto na znanym, chociażby z “Shogo” silniku graficznym Lithtech, oczywiście poprawionym i ulepszonym do granic możliwości. Znakomicie odwzorowane budynki, przesuwające się niebo, mgły i cienie, krew buchająca z pokonanych przeciwników, naturalna zdawałoby się woda, płomienie pochodni, wystrzały z broni i wybuchy granatów. Wszystkie te elementy, a wymieniłem tylko niektóre, świadczą o olbrzymiej pracy włożonej przez twórców gry w uprzyjemnienie nam rozrywki także ze strony wizualnej. I należy dodać, że gra nie ma jakiś specjalnych wymagań sprzętowych, chociaż na sprzęcie minimum nie pogramy.
Również pod względem muzycznym gra prezentuje się znakomicie. Zresztą, czyż mogłoby być inaczej, jeśli bohaterami są członkowie zespołu muzycznego? Wspomniałem już wcześniej o kawałkach z repertuaru grupy Kiss, a do tego należy dodać muzyczkę towarzyszącą nam w trakcie samej rozgrywki. Już sam wstęp do gry wraz z przygrywką znaną we wszystkich cyrkach świata zakończoną mrożącym krew w żyłach okrzykiem, nastraja odpowiednio. W trakcie walki muzyka jest utrzymana raczej w mrocznych klimatach, przyspieszając od czasu do czasu, zwłaszcza podczas ataku przeciwnika. Ogólnie trzyma dość wysoki poziom podkreślając ogólny nastrój gry i budując klimat grozy.
Czas na podsumowanie.
KISS Psycho Circus: The Nightmare Child to gra bardzo dobra. Świetna grafika, doskonale dobrana muzyka, znakomicie zaprojektowane lokacje, rewelacyjna grywalność, czegóż trzeba więcej?
W czasach kiedy ambicją twórców gier jest by jak najbardziej skomplikować grę i wyśrubować jej poziom trudności do granic ludzkich możliwości, dzieło programistów Third Law Interactive stawia na beztroską rozrywkę. Tutaj mamy się tylko dobrze bawić nie zmuszając naszych szarych komórek do nadmiernego wysiłku.
Kiedy wrócisz do domu zmęczony trudami codzienności, siądź przed komputerem, wrzuć do czytnika płytkę ze stylizowanym logiem zespołu Kiss i baw się najlepiej jak możesz.
I nie zapomnij, że przy okazji musisz jeszcze ocalić świat.
Bolesław „Void” Wójtowicz